Uploaded with ImageShack.us

piątek, 23 listopada 2012

64. ,,Przyjaciółka"

Miałam z głowy Zuzkę więc spokojnie mogłam sobie pojeździć chociaż nie powiem, bez Toma było strasznie nudno bo nie miał kto mnie uczyć robić triki na desce albo opowiadać złośliwie anegdoty z życia swojego brata, które w większości wypadków były żenujące i gdybym zamiast męczyć się już kolejny z kolei rok męczyć się na medycynie jednak wybrała dziennikarstwo, na pewno dostałabym niezłą sumkę za publikację przynajmniej jednej z historii w jednym z plotkarskich pisemek. No nieważne, w każdym razie aktualnie jeździłam w tą i z powrotem raz po raz obijając sobie kość ogonową gdy nagle na kogoś wpadłam, poszkodowanym a właściwie poszkodowaną  okazała się być dziewczyna, z którą chodziłyśmy do jednej klasy w liceum i za którą specjalnie nie przepadałyśmy bo zawsze należała do „elity” klasowej
- OMG Maja, to naprawdę ty!-pisnęła jakbym co najmniej była jedną z jej „ psiapsiółek”
- cześć- powiedziałam wymuszając uśmiech- kopę lat i nie zmieniłaś się ani trochę- zlustrowałam ją od stóp do głów  zdecydowanie się nie zmieniła ani pod względem wrednego charakteru ani wyglądu… no może z wyjątkiem widocznego nadmiernego botoksu ust i nasylikowanych cycków ta…
- och ty też kochana, wyglądasz wspaniale- zapiszczała- a w ogóle to co tutaj robisz?
-yyy… jeżdżę na desce?- zapytałam mając nadzieję, że wreszcie się odczepi
-to to akurat widzę- zachichotała sztucznie- ale chodziło mi bardziej o Austrię
- przyjechałam z przyjaciółką, na pewno kojarzysz Zuzę, żeby trochę odpocząć po sesji
-ach wspaniale, koniecznie musimy się spotkać i nadrobić zaległości z tylu lat… a co studiujecie?- kobieto, ostatnią rzeczą, którą bym zrobiła byłoby pójście z tobą gdziekolwiek i gadanie o ostatnich kilku latach
-nie wiem czy znajdziemy czas bo jesteśmy bardzo zajęte-ta jasne biorąc pod uwagę fakt, że byłyśmy jeszcze 2 dni temu to to jest zgodne z prawdą ale każda wymówka jest dobra- no a studiujemy medycynę
-och to wspaniale, ja studiuję prawo- jej nabrzmiałe od botoksu usta wydęły się na coś w kształcie uśmiechu, serio? Prawo czy ona nie jest na to za głupia? Poza tym po bio-chemie iść na coś tak humanistycznego… paranoja
- to bardzo fajnie wiesz co przepraszam cię ale muszę…- już chciałam zwiać gdy komórka w mojej kieszeni przypomniała o swoim istnieniu instrumentalną wersją spring nicht
-halo?- odezwałam się pierwsza nie patrząc na numer dzwoniącego
- cześć mała- na te słowa na mojej twarzy pojawił się uśmiech
-hej- odwróciłam się plecami do Karoliny- jak się bawicie?-odpięłam deskę i usiadłam na niej na śniegu
- no wiesz jest bardzo fajnie zważywszy, że moja cholerna kuzynka siedzi teraz w kinie ze swoim chłopakiem a ja mam pod opieką dwójkę dzieci
- kogo ci jeszcze dorzucili?- zapytałam
- no wiesz 1 września 89 roku dorzucili mi w dwupaku takiego jednego kretyna, który niestety nie dorósł- na te słowa tylko się zaśmiałam i spojrzałam do góry na nieszczęście koszmar senny nadal stał jakieś trzy metry ode mnie i aktualnie gapił się na mnie ze zdziwieniem- a tak w ogóle to co u ciebie?-dodał
 -a nic ciekawego, Majka pobiegła przepraszać tego chłopaka, który by z nią na zdjęciu dzisiaj, na pewno widziałeś bo wnioskując po telefonie twojego brata to zrobił niezłą histerię no a teraz jestem na stoku i mi się bez ciebie baaardzo nudzi i – tu zaczęłam po niemiecku mając nadzieję, że wymalowana Barbie nie poprawiła się w znajomości tego języka- spotkałam taką wymalowaną laskę która chodziła ze mną do liceum i teraz udaje nie wiadomo co i nie chce się odczepić
- a ładna jest?- zapytał Tom
- weź bo cię walnę na odległość- zagroziłam a on tylko się zaśmiał
-no przecież żartuję, w każdym razie dzwonię żeby ci powiedzieć, że już jutro będziesz mnie miała znowu na karku, mam nadzieję że się cieszysz- na mojej twarzy pojawił się banan gigantycznych rozmiarów
- tak!- powiedziałam i usłyszałam głośny brzdęk tłuczonego szkła
- dobra młoda, muszę lecieć i przywiązać tego debila do kaloryfera bo znowu coś potłucze, to widzimy się jutro- dodał i się rozłączył a ja byłam w siódmym niebie
- kto to?- na ziemię sprowadził mnie piskliwy głos blondi
- mój chłopak- powiedziałam bez namysłu i od razu tego pożałowałam
- omg masz chłopaka z Niemiec? – zapytała, czyli jednak jakaś wiedza na temat tego języka pozostała w jej makówce
- a dlaczego miałabym nie mieć?- zapytałam trochę zbyt ostro coraz bardziej poddenerwowana jej obecnością
- bo to takie do ciebie niepodobne- powiedziała a ja wstałam i zaczęłam zapinać deskę, no jasne i ma to prawo mówić dziewczyna, która nie odezwała się do mnie przez 3 lata szkoły ( nie licząc  kąśliwych uwag) a teraz odwala przedstawienie
-tak fajnie, no dobra fajnie się rozmawiało ale mi się spieszy- nie czekając na jej odpowiedź przechyliłam się na desce i zaczęłam jechać nabierając coraz większej prędkości
- fajnie było cię spotkać, mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy!-usłyszałam jeszcze za sobą, no niedoczekanie twoje- pomyślałam i 2 minuty później byłam już na dole. Odpięłam deskę i zamiast iść do kolejki na wyciąg poszłam w kierunku knajpki w której kiedyś spotkaliśmy z Tomem Billa i Zuzkę usiadłam przy barze i zamówiłam gorącą czekoladę z bitą śmietaną i szarlotkę na ciepło, chrzanić dietę, od czasu do czasu można zaszaleć. Później wróciłam do hotelu zmęczona rzuciłam się w stroju narciarskim na łóżko nie zważając na to, jak nasz pokój wygląda
-ekhm- usłyszałam wymowne chrząknięcie i leniwie otworzyłam jedno oko
- czy mogłabyś się łaskawie nie wylegiwać w ciuchach na łóżku?- dopiero co posprzątałam
- nie marudź jak ci powiem na kogo wpadłam na stoku to padniesz- powiedziałam a ona wyraźnie zaintrygowana spojrzała na mnie- a i zapomniałam ci powiedzieć, dzwonił T. jutro wracają z L.A na te słowa moja,(ostatnio mało przewidywalna przyjaciółka) podeszła do ściany i walnęła w nią głową
- Zuza, ja rozumiem, że masz problemy ale ja z tobą misiu na trepanacje czaszki po bliskim spotkaniu za ścianą jechać do szpitala nie będę- powiedziałam i zostałam zlustrowana morderczym spojrzeniem

63. Na zakupach.

To teraz do Promod-u – powiedziała uradowana Mary na co ja ostatkami sił powstrzymywałem się, żeby nie powiedzieć czegoś niestosownego. No bo kto normalny łazi po sklepach cztery godziny, każe nosić za sobą chyba z setkę toreb a jeszcze na dodatek urządza godzinną dyskusję na temat jakości eyelinerów z moim bratem? To  jest trochę nie normalne i za jakie grzechy ja się dałem w to wciągnąć, przecież to nie ja zostawiłem klucze w Austrii tylko ten gnom, który jeszcze na dodatek snuje się jakieś dwadzieścia metrów z tyłu z nieszczęśliwą miną całe szczęście, że dwa dni wrócę do Majki bo ja z tymi ludźmi nie mogę wytrzymać i jedno i drugie ma problemy.
-Tomuś przyśpiesz bo muszę wejść do kilku sklepów- powiedziała jędza, ta jasne chyba raczej do kilkunastu albo kilkudziesięciu dodałem w myślach bo doskonale wiedziałem, że nie warto dyskutować z tą dziewczyną
- no chodź- pociągnęła mnie w swoją stronę
- A Bill…- chciałem zaprotestować ale mi przerwała
-oj proszę cię, od kiedy to przejmujesz się swoim bratem? -Zapytała z kpiną-poza tym zobacz jaki on nieszczęśliwy… ja rozumiem, że zakupy z dziewczyną nie są powodem do bycia szczęśliwym no ale bez przesady, to jest Bill.. hmm ciekawe co go gryzie –dodała po chwili po czym zatarła ręce i z diabolicznym uśmieszkiem pobiegła do mojego brata pajaca- na sto procent coś knuła
-Billuś…-usłyszałem po chwili przesłodzony głos kuzynki
-co?-burknął pajac niechętnie spoglądając na dziewczynę
-co cię gryzie?-zapytała takim tonem jakby co najmniej ją to obchodziło
-nie twój interes-powiedział a mi szczęka opadła- no nie no chyba mi wreszcie bliźniaka podmienili, co się stało z tym dobrze wychowanym maminsynkiem?
-ej no weź nie bądź taki…-Mary uwiesiła mu się na szyi a on się wzdrygnął
-weź przestań-powiedział próbując wyswobodzić się z uścisku
-nie puki nie powiesz mi czemu łamiesz przykazanie numer 4 nie zapisanego kodeksu dnia usługiwania Mary Müller-powiedziała a on westchnął
-nie chcę być nie kulturalny ale cały czas naruszasz moją przestrzeń osobistą a zwiększony nacisk na klatkę piersiową powoduje-bla bla bla no i się myliłem jednak to ten sam stary pajac ale mogłem się spokojnie założyć o całą kasę, którą zdążyliśmy zarobić w trakcie trwania naszej kariery, że chodziło o Zuzę
- ej no Billy no proszę- zaświergotała dziewczyna
-no dobra, chodzi o dziewczynę-powiedział a ona  klasnęła w ręce
-ooo no dobra co to za laska, gadaj – ścisnęła go jeszcze bardziej co spowodowało że obydwoje się zatrzymali a ja mogłem sobie z bezpiecznej odległości obserwować całą komiczną scenę
- nie ważne po prostu ona nie wierzy w moją wersję wydarzeń i mamy taki jakby konflikt interesów a do tego jeszcze zdradza mnie z innym- wreszcie wyswobodził się z objęć Mary i ruszył przed siebie.
- ktoś tu się zakochał- zanuciła blondynka po czym ( na nieszczęście) podbiegła do mnie- no dobra Kaulitz gadaj co to za laska bo od młodego więcej nie wycisnę- skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek
-a to taka dziewczyna, którą poznał jak byliśmy w Austrii i teraz boi się, że znajdzie sobie znacznie lepszego ( o to nie trudno) chłopaka i dlatego tak świruje – wzruszyłem ramionami
- to wszystko wyjaśnia- powiedziała przeciągając ostatnie słowo-mam pomysł-dodała po chwili i tym razem zawisła mi na szyi żeby szepnąć mi coś do ucha (mimo 10-centymetrowych szpilek wciąż była sporo niższa)
-ty coś knujesz prawda?- zapytałem chociaż doskonale znałem odpowiedź
- nie no skądże, ja?- zapytała niewinnie-no dobra, kolejne zadanie na dzisiejszy dzień, jak bardzo wkurza cię twój brat?- zapytała konspiracyjnym szeptem
-oj bardzo- powiedziałem zgodnie z prawdą
- to możemy sobie trochę urozmaicić popołudnie i go po wkurzać
- mi to pasuje- powiedziałem –ale za to później mam trochę wolnego?- zapytałem z nadzieją
-no niech ci będzie- powiedziała a ja złapałem ją w pasie i przerzuciłem sobie przez ramię po czym nie zważając na jej krzyk, że mam ją postawić pobiegłem w stronę Billa, który trochę zdążył się oddalić
- no dobra młody gadaj, co tym razem zrobiłeś, że Zuza musiała aż do mnie dzwonić?- zapytałem i mrugnąłem do Mary, którą w między czasie postawiłem na ziemi
- jak to do ciebie dzwoniła?- zapytał zdezorientowany
- no tak to, mówiła coś o chłopaku i tym, że możesz nie wracać do Austrii- zmyślałem mając nadzieję, że moja wersja wydarzeń pokrywa się z wersją kretyna i jak widać trafiłem w sedno bo zrobił przerażoną minę
- żartujesz prawda?- zapytał a ja pokręciłem głową- no nie- jęknął i usiadł na ławeczce po środku przejścia
- nie jest dobrze stary, ja na twoim miejscu to już bym szukał nowej- powiedziałem z udawaną powagą
- no jasne tak jest najprościej- powiedziała z kpiną Mary- jeżeli jest fajna to powinieneś jej coś kupić- powiedziała Mary i pociągnęła go w stronę sklepów
- no  najlepiej biżuterię albo lepiej książkę o gotowaniu- powiedziałem doskonale wiedząc od Majki, że Zuza potrafi spalić nawet wodę
- o tak albo coś bardziej wyszukanego jak na przykład to… ostatni szyk mody w Niemczech- wskazała na koszmarny różowy, ręcznie robiony sweterek a ja mało nie wybuchłem śmiechem gdy mój debilny braciszek rzucił się do kasy by go kupić
- do tego może przydać się to- wskazałem na różowe kapcie, które też wylądowały w kasie. Gdy Bill wreszcie się wyposażył poszliśmy do  kina na film w stylu jak stracić chłopaka w dziesięć dni co spowodowało jeszcze większego doła u Billa a nieopisaną radość moją i Mary. Około dwudziestej nadszedł czas na powrót do domu ale gdy już myśleliśmy, że dane nam będzie wrócić w spokoju do naszej posiadłości, Mary podeszła do chłopaka stojącego przy czarnym fordzie kobra z lat siedemdziesiątych i przywitała się z nim długim pocałunkiem, z którego można było wnioskować, że łączy ich coś poważnego
- no dobra chłopaki, nie myślcie sobie, że wasza dniówka się skończyła, wrócimy późno więc możecie zająć kanapę albo gościnny, życzę wam miłego wieczoru z moją siostrą-dodała i już miała zniknąć w samochodzie ale odwróciła się i dodała
- a właśnie Bill może jeżeli oczywiście niczego nie schrzanisz, umówimy się kiedyś na podwójną randkę? Chciałabym poznać tą dziewczynę- chwilę później zniknęli za rogiem ulicy a mnie zamurowało Tom Kaulitz zamiast na imprezie, spędzi wieczór w roli babysittera- po prostu super!

62. Pouczysz się anatomii.

A to dupek, kretyn, debil-nie no Zuza opanuj się mówisz o Billu Kaulitzie (co nie zmienia faktu, że kalifornijskie słoneczko mu chyba przygrzało móżdżek) wściekła pokuśtykałam do pokoju i rzuciłam się na łóżko nie zważając na to, że przy okazji potraktowałam Majkę gipsem
-Ał!-wrzasnęła i odsunęła się na bezpieczną odległość- a ciebie co ugryzło?- spojrzała na mnie krytycznie
-botenkretynmyśliżemusięwszystkonależy-wybełkotałam w poduszkę
-możesz powtórzyć?-powiedziała Majka i siłą zabrała mi Stefana czyli moją poduszkę w ciapki bez której nigdzie nie wyjeżdżałam(wiem dziwne)
-Kaulitz zadzwonił z awanturą bo zobaczył dzisiejsze zdjęcia i zachowuje się tak jakbym była jego własnością a sam co?! Nawet nie pofatygował się zadzwonić, że już doleciał tylko odezwał się dopiero wtedy, gdy mu się coś na mózg rzuciło-powiedziałam zrezygnowana i wyciągnęłam rękę po poduszkę jednak Majka była nie ugięta i złapała ją mocniej
-nie zadzwonił bo był zajęty-powiedziała a ja tylko pokręciłam głową
-ta jasne, sama widziałaś w jaki sposób był zajęty-powiedziałam z wyrzutem a ona tylko westchnęła
-więc co z tym zamierzasz zrobić?-zapytała
-poczekam na kosz róż takich jakie ty dostałaś od jego brata
-a ty go nie przeprosisz?- zapytała
-a za co?! To on się wydarł nie ja a poza tym co ja mam mu dać? Kosz kwiatów? A może pierścionek zaręczynowy i frytki z McDonald’s do tego-zapytałam ironicznie  - Majka to on tu jest facetem nie ja więc on skoro jest tak dobrze wychowany powinien mnie przeprosić pierwszy a później to ja bym się zastanowiła czy mu wybaczyć i tak dalej…
-nie za dużo oczekujesz?- zapytała kpiąco przyjaciółka
-ej ja tylko mówię jak sobie to wyobrażam-odniosłam ręce w geście obronnym
-dobra dobra misiu ogarnij się skoro Bill i zamierza się gniewać, przeczekaj sytuację a na razie ja muszę lecieć bo nie zamierzam siedzieć w pokoju cały dzień, czas na narty-klasnęła w ręce
-jak zwykle przebłysk geniuszu, a co ja mam niby zrobić z …tym-wskazałam na swoją nogę
-spoko, o tym też pomyślałam. Ty w tym czasie zajmiesz się tym-rzuciła na łóżko książkę od anatomii- super już lecę
-po kiego to tu tachałaś?- zapytałam a ona tylko się wyszczerzyła-przezorny zawsze ubezpieczony a jak już skończysz z obwodowym układem nerwowym to możesz zająć się tym- dorzuciła pudełko z filmami – ta super, wiesz co misiu to ja ci może nie będę niszczyła książeczki którą jak tak bardzo chcesz poczytasz sobie do snu a ja spróbuję się jakoś skontaktować z Martinem żeby mu jakoś wyjaśnić sytuację bo chyba trochę dzisiaj przegięłam- dodałam po czym pokuśtykałam do drzwi

61. Związki na odległość

Wreszcie było po koncercie i mogłem na spokojnie pomyśleć o Zuzie, Georg Gustav i Tom poszli do green room-u żeby się trochę odprężyć po koncercie i zapewne pograć w nowe guitar hero  albo Mario podczas gdy ja korzystając z okazji zamknąłem się w swojej garderobie i dorwałem się do czarnego tableta żeby napisać na twitterze i aplikacji i zobaczyć ogólnie jakieś nowe newsy na nasz temat (ponieważ nasz menager ostatnio coraz bardziej odmawiał współpracy, ktoś to musiał kontrolować prawda?) tak więc najpierw włączyłem komunikator i napisałem o koncercie, później na chwilę wszedłem na naszą aplikację. W końcu gdy rozległo się uporczywe pukanie Toma, otworzyła mi się strona plotkarska na której jako news dnia widniało zdjęcie… Zuzy?! Natychmiast kliknąłem hiperłącze, które odesłało mnie pod podany adres i zagłębiłem się w lekturze.  Z artykułu wynikało, że podczas mojej nieobecności Zuzanna znalazła sobie nowego chłopaka i, że ja jestem zły bo pozwalam jaj chodzić samej po mieście z kontuzją stawu skokowego no ale spójrzmy prawdzie w oczy, nie przykuję jej kajdankami do kaloryfera, trzeba mieć do dziewczyny jakiś szacunek prawda? Przyjrzałem się uważnie zdjęciu, na którym moja ukochana znajdowała się w objęciach jakiegoś dziwnie znajomego pajaca- po chwili w mojej głowie zaskoczył jakiś trybik, przecież to był ten kretyn który się jej naprzykrzał w szpitalu!- mój przebłysk geniuszu spowodował że niemal od razu rzuciłem się w stronę Iphona i wybrałem numer dziewczyny. Odebrała po trzech sygnałach
- Bill- była wyraźnie zaskoczona moim telefonem co prawdopodobnie(i jest to naukowo potwierdzone że gdy kobieta nie spodziewa się… a zresztą mniejsza o to)
-cześć-powiedziałem jakby nigdy nic żeby wybadać sytuację
- czemu dzwonisz?-zapytała, dość nerwowym tonem. Chciała coś ukryć- na pewno zapłacisz majątek za telefon-dodała po chwili
-tym to akurat najmniej się przejmuję-powiedziałem trochę zbyt ostro bo między nami zapadła niezręczna cisza – rozmowa się nie kleiła
-więc…
-co?-zapytałem głupio
-zwykle dzwonisz do kogoś znajdującego się na innym kontynencie bo masz jakiś cel a nie po to żeby pomilczeć i wydać tysiące w błoto podczas  gdy biedne dzieci w Afryce głodują-powiedziała a ja oczami wyobraźni widziałem jej zbulwersowaną minę
- dzwonię bo się za tobą stęskniłem i chciałem się zapytać jak ci minął dzień(w towarzystwie jakiegoś bałwana)-powiedziałem na co ona westchnęła
-nie było najgorzej, chociaż muszę przyznać że gips na nodze bardzo utrudnia mi życie-dodała a ja przygryzłem wargę, nie o to mi chodziło. Skoro jej utrudnia życie, to powinna siedzieć w pokoju a nie latać po mieście w objęciach tego durnia! - przy okazji, widziałam zdjęcia z koncertu-dodała po chwili milczenia-jak wam poszło?
-a było nawet całkiem fajnie-powiedziałem- a właśnie jeżeli już mówimy o zdjęciach to… mogłabyś mi łaskawie wytłumaczyć co to za debil miał okazję naruszać twoją przestrzeń osobistą?!- zapytałem znowu zaostrzając ton
-Bill…
-ty mi tutaj nie Billuj tylko powiedz to proste pytanie wymagające prostej odpowiedzi! -kiedyś słyszałem taką mądrą sekwencję, która zapadła mi w pamięć „ z komputerem jak z kobietą- delikatnie acz stanowczo”-tak chyba powiedział jakiś monter, który musiał naprawić mojego Macbooka po tym jak Tom postanowił postawić na nim kubek z kawą a później go bezczelnie zrzucić.
-A co cię to w ogóle obchodzi?!- wybuchła nagle a moja szczęka prawie, że dotknęła ziemi
-Jak to, co mnie obchodzi?! Uważasz, że nie mam prawa wiedzieć…
-Nie masz prawa robić mi jakichś bezpodstawnych awantur!
-A może weźmiesz pod uwagę fakt, że ja tu wyjeżdżam zaledwie na trz…-chciałem dokończyć ale moje prawe ucho został zbombardowane tysiącem decybeli wrzasków Zuzy
-No właśnie w tym cały problem! Wyjeżdżasz sobie jakby nigdy nic, zostawiasz minie w potrzebie a później jakby nigdy nic dzwonisz i się wydzierasz o coś co nawet nie miało miejsca!- zaczęła wyrzucać z siebie potok słów z prędkością karabinu maszynowego
-Przecież właśnie do ciebie zadzwoniłem…! – nie rozumiem jej pretensji
-A jakbyś nie zobaczył tych zdjęć, to byś zadzwonił?!
-ale ja…
-Kaulitz, nie przerywa się komuś w połowie zdania, mamusia cię nie nauczyła?! - jak ona śmie, i kto tu komu przerywa? Ja dzwonię tylko się zapytać a ta co? I kto jej pozwolił obrażać moją mamę akurat co do mojego wychowania to nie mam najmniejszych zastrzeżeń
- no właśnie, kochanie, nie przerywa się więc może wreszcie dasz mi skończyć zdanie, które zacząłem kilka minut temu?! Bo inaczej dzieci w Afryce dalej będą głodować, więc kto to jest?- jak już mówiłem, trzeba stanowczo
- dobrze, skoro tak cię tak to interesuje i nie możesz przeżyć faktu, że mogę rozmawiać z jakimkolwiek innym chłopakiem niż z waszą gwiazdorską mością to to był Martin, ten chłopak za rozmowę z którym awanturowałeś się w szpitalu, zadowolony?!-no ja kretyna przetrącę jak tylko wrócę, co on sobie w ogóle wyobraża na pewno chce mi odbić Zuzannę, ale one mi się taka mądra wydawała a teraz proszę leci na jakiegoś pajaca- poza tym ty nie jesteś lepszy, znikasz do tych swoich stanów a zaledwie kilka godzin po twoim  przylocie widzę zdjęcia jakiejś dziewczyny, która świetnie się bawi w twoim towarzystwie. Za kogo ty mnie masz!? Jesteś i zawsze byłeś moim idolem i nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że zwróciłeś na mnie uwagę i wiem, że miliony dziewczyn dałoby się zabić, żeby być na moim miejscu ale do cholery człowieku dorośnij wreszcie, nie jestem twoją własnością i to, że ktoś zagadał do mnie na ulicy a te kanalie zrobiły nam zdjęcie to nie powód do robienia awantury!
-ta dziewczyna to moja kuzynka poza tym na zdjęciu był też Tom…!- próbowałem się bronić
-ta super, Tomem to się zajmie Maja więc go do tego nie mieszaj-powiedziała- I w ogóle to nie ma znaczenia, mi chodzi o ciebie, a nie o Toma!
-Nie rozumiesz tego, że to jest moja rodzina?!
-A ty nie rozumiesz, że to jest nic nie znaczący przypadkowo spotkany facet?! Wiesz co, myślę że na tym powinniśmy zakończyć naszą rozmowę- dodała wściekła
-też tak uważam - powiedziałem po czym nacisnąłem czerwoną słuchawkę i z wrzaskiem rzuciłem się na kanapę stojącą pod ścianą
-a tobie co znowu odwala?- zapytał Tom, którego nawiasem mówiąc wcześniej nie zauważyłem
-słyszałeś, że związki na odległość nie mają przyszłości?- wybełkotałem w poduszę
-ta, coś obiło mi się o uszy- powiedział mój brat po czym bezceremonialnie zrzucił mnie z kanapy!- wstawaj, dzwoniła ta jędza, za pięć minut mamy być pod jej domem powiedział a ja tylko głośno jęknąłem czy on naprawdę jest taki nie wychowany czy głupi, że nie widzi, że moja kilkudniowa znajomość z najpiękniejszą Polką jaką do tej pory widziałem wisi na włosku
-masz trzy minuty- krzyknął na odchodnym i zniknął a ja chcąc nie chcąc powlokłem się za nim do wyjścia. Później było to co zwykle- przepychanie się przez tłum rozhisteryzowanych dziewczyn, sztuczne uśmiechy, setki zdjęć moje życie to ciągła rutyna. Jakieś piętnaście minut później( za co możemy stracić życie z rąk krewnej psychopatki) staliśmy przed brązowymi drzwiami wejściowymi do białego domu Mary. Głośno przełknąłem ślinę dzwoniąc do drzwi, w których chwilę później stanęła nasza kuzynka
-no jak tam chłopaki, gotowi na szaleństwo zakupowe?-zapytała z wrednym uśmieszkiem-zapowiada się dłuuuuuuuuugie popołudnie.

piątek, 16 listopada 2012

60. Artykuł

Moja przyjaciółka zawsze musi coś spieprzyć i do tego już się przyzwyczaiłam, ale nawet teraz? Ma swojego wokalistę, spełnienie jej najskrytszych życiowych marzeń i właśnie w tym momencie doczepia się jakiś kolejny Niemiec… Jaki ten los to jest głupi jednak. Mam nadzieję, że facet sobie wreszcie odpuści, bo w przeciwnym wypadku naszą zakochaną dwójkę czeka jeszcze sporo kłótni. Chciałabym, żeby bliźniaki już wrócili. Bo zasadniczo biorąc pod uwagę fakt, że po tych wakacjach oni wrócą do Los Angeles, a my do Polski, co oddalone jest od siebie ładne kilka tysięcy kilometrów, to pewnie nie będziemy się zbyt często widywać (o ile w ogóle będziemy). Zaraz, muszę sprawdzić SMSy… W końcu napisałam do gitarzysty, a on mi nie odpisał! Kiedy sięgnęłam do kieszeni po swój telefon…
-Zuza…!
-E? – aż się zdziwiłam, że mnie usłyszała, bo byłam pewna, że jak zwykle słucha muzyki i nie ma łączności ze światem.
-Widziałaś gdzieś mój telefon?
-Tak, wzięłam go sobie, żeby pograć w Milionerów…
-Serio?
-Nie. – idiota. Zabrałam się za przeszukiwanie swojej torebki, jednak po moim smartphonie nie było ani śladu. Zaczęłam się poważnie niepokoić, bo przecież wiem, że podczas spaceru i w kawiarni go miałam.
-A zobacz na stole, pod tą stertą papierów? – posłusznie podeszłam do stołu i przejrzałam wszystko co na nim było.
-Nie ma
-A tam na szafce pod lustrem?
-Nie ma
-A tam…?
-Ruszysz wreszcie swoje szanowne cztery litery i mi pomożesz czy zamierzasz cały czas dyrygować mną z łóżka?
-Kalekę wykorzystujesz?
-Świnia… - najpierw chce chodzić po sklepach, a jak przychodzi co do czego, to nawet nie może mi pomóc w poszukiwaniach mojego nowego, pięknego telefonu!
-Pod kaloryferem zobacz…
-Zamkniesz się wreszcie?
-Nie. – i w tej chwili ( jestem pewna, że zrobiła to specjalnie) wyjęła swój własny telefon i zaczęła ostentacyjnie się nim bawić i nucić piosenki swojego kochanego zespołu. No zamorduję ją kiedyś! Szukałam go jeszcze chwilę, aż w końcu, kiedy zajrzałam pod dywan… - Jest! Zuzka…
-Czego?
-Możesz mi wyjaśnić, co mój telefon robił pod dywanem?
-Miałam się zamknąć! – pokazała mi język i wróciła, jak przypuszczam, do pisania SMS ów. Szczęśliwa z odzyskania swojej komórki, usiadłam na łóżku i włączyłam internet. Wcześniej jeszcze spojrzałam na główny ekran: zero nieodebranych wiadomości… No trudno, pewnie koncert trwa. Włączyłam przeglądarkę i pierwsze co mi wyskoczyło, to jakaś durna strona plotkarska z wpisanym hasłem ,,Kaulitz” w wyszukiwarkę. No tak, Zuzka się nim przecież bawiła. Normalnie nie siedziałabym w internecie i nie szukała informacji o braciach, ale że już miałam włączoną stronę… Zobaczyłam pierwszego newsa
-Zuzka, są już zdjęcia z koncertu!
-Gdzie?! – wrzasnęła, wyskoczyła z łóżka i nie zwracając kompletnie uwagi na gips od razu doskoczyła do mnie – No otwieraj to!
-No otwieram przecież, spokój – faktycznie, strona się dość długo ładowała. Kiedy jednak udało mi się na nią wejść i otworzyć galerię…
-Oż cholera, ale on jest piękny! – ona się nigdy nie zmieni
-Zuza, ogarnij się wreszcie, ja cię błagam…
-Ale nie widzisz, jaki on jest cudowny?! – teraz to ja widziałam tylko mojego Toma, który zdecydowanie przyćmiewał swojego brata. Ale stwierdziłam, ze nie powiem tego swojej przyjaciółce.
-Tak oczywiście. Dobra, pogapisz się później muszę coś jeszcze sprawdzić. – ku wielkiemu niezadowoleniu przyjaciółki wyłączyłam oglądaną stronę, jednak przed oczami ukazał mi się najnowszy artykuł z wielkim tytułem: ,,Nowa dziewczyna Billa Kaulitza ma innego? Dlaczego wokalisty nie ma przy niej? Czy to uczucie przetrwa?”. Szlag… Już miałam wyłączyć tą stronę, jednak za późno: Zuza zdążyła ją zauważyć
-Ani mi się waż – warknęła i zaczęła czytać artykuł:
,,Dziś przed południem, na ulicach Austrii można było spotkać tajemniczą dziewczynę, która, jak nieoficjalnie wiadomo, od pewnego czasu spotyka się z wokalistą popularnego niemieckiego zespołu Tokio Hotel, Billem Kaulitzem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna poruszała się po mieście z gipsem na nodze, w towarzystwie nieznanego mężczyzny. Para wyglądała na dość zaprzyjaźnionych ze sobą i pewne jest, że łączą ich dość bliskie relacje. Czyżby tamto uczucie przeszło już do historii? A może związek wokalisty przeżywa kryzys? Przecież, gdyby wszystko było w porządku, Bill nie pozwalałby chodzić swojej ukochanej z urazem nogi i innym mężczyzną. Jaka jest prawda? Przekonamy się już niedługo”
-Jak ja nienawidzę paparazzi!!! – wściekła się – Zobacz, przecież na tych zdjęciach naprawdę wygląda, jakby coś zaszło… A nic nie zaszło! Do jasnej cholery, przecież wiesz, że ten cały Martin mógłby dla mnie nie istnieć!
-Wytłumacz to Billowi… - współczułam jej, bo wiedziałam, że jeśli chodzi o jej relacje z innymi facetami, to wokaliście naprawdę nic się nie da wytłumaczyć….
-Jestem załamana. Maja…?
-Co?
-Bo mnie tak strasznie boli noga i ten gips jest taki ciężki, i w ogóle ta cała chora sytuacja…
-Czego chcesz? – już ja znam te numery
-Poszłabyś na dół po serniczek i kawkę? Proszę…
-Nóżek nie masz…?
-No niby mam, ale jedną obecnie w gipsie, więc…
-Świnia – i po chwili zamawiałam w bufecie dwa razy sernik i dwie kawy.

59. Koncert

-No i gdzie się podziewa ta sierota? – na moim pożal się Boże bracie, naprawdę nie można polegać. Za piętnaście minut mamy zacząć koncert, a ten debil nawet nie ma przypiętego odsłuchu!
-Stary, wyluzuj, żeby to pierwszy raz się spóźniał… - Georg też się zdążył przyzwyczaić do fajtłapowatości naszego… frontmana. I znowu powtarzam pytanie, kto normalny wybrał go liderem zespołu?! Bylibyśmy dużo bardziej szanowanym zespołem, gdybym kierował nim ja. To ja powinienem udzielać wszystkich wywiadów, a we wszystkich programach powinni przedstawiać nas jako ,,Tom Kaulitz i Tokio Hotel!”.
-No właśnie – wtrącił się Gustav. Gdyby nie to, że nie wiadomo, gdzie w tym momencie jest wokalista, bylibyśmy w komplecie, co ostatnio nie zdarza nam się tak często. – Zasadniczo to nie pamiętam, żeby na koncercie zjawił się kiedyś punktualnie, więc jak go znam, to za chwilę będzie.
-Czy w ogóle ktoś wie, czy on ma świadomość, co dzisiaj gramy?
-Raczej nie, ale ćwiczyliśmy to tyle razy, że nawet największy idiota da radę…
-Georg, mówisz o moim bracie…
-A no tak, zapomniałem, sorry. – Mam coraz większe wątpliwości. Ten koncert jest organizowany w takim biegu, że naprawdę się nie zdziwię, jak coś nie wyjdzie. Jedyna rzecz, która jest pewna, to to, że mój urok osobisty jak zwykle zadziała na wszystkie czekające na nas z niecierpliwością dziewczyny. W tej chwili podszedł do nas David, który też zaczynał się niecierpliwić
-Jeżeli on w tej chwili nie przyjdzie… - ale nawet nie musiał kończyć zdania, bo już po chwili usłyszeliśmy podniecony pisk dziewczyn, pracujących w obsłudze i naszym oczom ukazał się mój brat. Hm… nigdy nie podzielałem jego gustu, ale obstawiam, że ten cały pisk jest spowodowany jego wyglądem. W miarę ogarnął swoje włosy, które już dość dawno powróciły do czarnego koloru, ma swoje czarne, rozwiązane glany, jeansy, pasek z inicjałami BK i jakąś tam koszulę. Jego starania, żeby dobrze wyglądać i tak są nic nie warte, kiedy w pobliżu jestem ja. – Kaulitz, mamusia cię nie nauczyła na jakiej podstawie działa zegarek?!
-A co, spóźniłem się? – jaki ten debil jest głupi! Chyba rozdzielając inteligencję, matka natura miała gorszy dzień i dlatego ja jestem taki mądry, oczytany i inteligentny właśnie, a mój brat… Wystarczy na niego spojrzeć…
-Chłopaki trzymajcie mnie, bo mu coś zrobię…
-David, idź lepiej zobacz czy wszystko technicznie gra, my sobie tutaj poradzimy – i Gustav dość stanowczym ruchem wypchnął naszego managera do pomieszczenia technicznego. – Od początku, Bill, co dzisiaj gramy?
-Czy wy naprawdę myślicie, że ja jestem taki głupi… - w tym momencie podbiegł do nas Hans z obsługi i zaczął montować mu odsłuch
-Chcesz szczerze czy miło? – chyba wolałby się nie dowiedzieć
-Kurna, pokłócicie się później, za pięć minut wychodzimy na scenę! – nawet Georg tracił cierpliwość – Bill, co gramy?
-Y… No… ,,Stich ins Glück”…
-Nie wierzę… Błysnąłeś braciszku. Dalej…
-No… ja to wiem.. to jest… ,,That Day”…
-I..? – chłopaki chyba też mieli wrażenie, że dobra passa mojego brata w ZGADYWANIU piosenek za chwilę się skończy
-,,Totgeliebt”?
-No jak, kretynie?! I ty mówisz, że jesteś przygotowany?! – ej, ja się nie mogę teraz naniego denerwować, bo jeszcze źle wypadnę przed kamerami – Wbij sobie do głowy trzy piosenki: ,,Stich ins Glück” , ,,That Day” i ,,Nach dir kommt nichts”! Ogarniasz?!
-Oczywiście – powiedział z bananem na ryju, a ja walnąłem głową w ścianę. Tak właśnie umiera legenda. Chyba po tym koncercie będę musiał rozpocząć karierę solową. Albo lepiej! Poproszę Majkę, żeby została wokalistka (na pewno pięknie śpiewa) i zaczniemy grać w duecie! Podszedł do mnie Georg i powiedział tak, żebym tylko ja mógł to usłyszeć
-Stary, to będzie katastrofa
-Stary, nie dobijaj mnie – w tym momencie usłyszeliśmy wołanie, że musimy iść pod scenę i za chwilę wychodzimy. Poszliśmy więc we wskazane miejsce, a ja zobaczyłem, że tylko Bill wyglądał teraz na zadowolonego. Staliśmy tak jeszcze chwilę, a ja naprawdę zacząłem się stresować jeszcze samym występem, bo w końcu od ostatniego koncertu minęło już sporo czasu. W pewnej chwili usłyszeliśmy głos ze sceny, usiłujący przekrzyczeć rozwrzeszczany tłum dziewczyn:
-A teraz, przed państwem, długo oczekiwani, jak zawsze wspaniali… Tokio Hotel!!! – Ale pisk… Brakowało mi tego, serio. I znów usłyszałem. – Bill Kaulitz! – gnom wyczłapał się na scenę, a euforia widowni sięgnęła zenitu. Jak można się podniecać jego widokiem? Co za idioci… - Tom Kaulitz! – no nareszcie! Wybiegłem na scenę i zaszczyciłem fanki moim zniewalającym uśmiechem. Tak, teraz były w siódmym niebie. – Georg Listing! – teraz dołączył do nas Georg – I Gustav Schäfer! – w komplecie staliśmy na scenie, a widownia szalała. Wszyscy zajęliśmy swoje miejsca (jak zwykle siedziałem po prawej stronie mojego brata) i Bill, jak zwykle na początku zaczął przemawiać, jak zwykle kalecząc angielski (to ja powinienem mówić)
-Witamy wszystkich! Dziękujemy wam, za to, że jesteście tu z nami, że czekaliście na nas tyle czasu. Ale teraz jesteśmy z wami i obiecujemy, że będziecie mieć dzisiaj wspaniały wieczór. We love you Aliens! – zawsze ta sama gadka… Naprawdę mógłby się kiedyś wysilić i wymyślić coś bardziej oryginalnego! Ale dobra, zaczynamy grać. Kiedy tylko zacząłem grać pierwsze akordy, poczułem, że wreszcie jestem w swoim żywiole i tego mi właśnie brakowało. Nie tylko gitary, bo z nią oczywiście staram się nie rozstawać, tylko ogólnie sceny, publiczności i tego całego masowego uwielbienia mojej osoby. I mimo wszystko gra z chłopakami to nie to samo co granie tak sobie w domu, gdzie za publiczność robi mój głupi brat.
,,Everybody says, that time heals the pain,
I’ll be waiting forever…
That day never cames…”
O! Właśnie zobaczyłem w tle transparent ,,Wir lieben dich, Tom!”. No i to mi się podoba! Ale zdecydowanie wydaje mi się, że ta płyta podbije rynek. Jest coraz więcej moich partii, brałem większy udział w tworzeniu tekstu, sukces murowany! Myślę też, że dobrze, że powiększyliśmy rolę Gustava, bo normalnie w akustycznych koncertach nie brał udziału, a teraz nie dość, że akustyka idealnie się poprawiła, to jeszcze widownia wydaje się być zadowolona bardziej niż zwykle. Już nie będę tu przytaczał, czyj to był pomysł, bo wydaje mi się, że jest to dość oczywiste.
,,Alle gucken zu es ist ihr scheissegal,
Sie braucht, noch mal…!“
Muszę przyznać, chcąc nie chcąc, że wokalistę mamy niezłego, chociaż i tak nie rozumiem tych krzyków z tyłu ,,Bill für immer” i raczej nie zrozumiem. Jak dziewczynom może się podobać taka ciapowatość i ogóle nieogarnięcie?! Lecą za nim… Kolejny raz stwierdzam, że fakt, iż jesteśmy bliźniakami jest po prostu nie możliwy. Spojrzałem w lewo i zobaczyłem grającego Georga. Nigdy nie rozumiałem jego zamiłowania dla basu, bo tego przecież nawet nie słychać!
,,Nach dir, kommt nichts,
Unsere beste tage…”
I już ostatnia piosenka. Jak ten czas zapieprza, ja nie mogę… Muszę wykorzystywać ostatnie minuty występu, żeby jak najwięcej dziewczyn wyszło stąd z poczuciem, że dla Toma Kaulitza fanki są najważniejsze! I po ostatnich dźwiękach ostatniej piosenki, Bill znów przemówił, a ja uświetniałem jego przemówienie swoją niesamowitą grą w tle
-Każdy moment musi dobiec końca. Dlatego też nadchodzi chwila pożegnania. Dziękujemy za to, ze jesteście, za to, że wspieracie nas w każdym momencie i zawsze możemy na was liczyć. Aliens, you are the best! – zeszliśmy ze sceny i koniec występu. To teraz afterparty, dzień usługiwania Mary i wracamy do Austrii!

**Piosenki wykorzystane w opisie koncertu są oczywiście stare i pochodzą  opprzednich albumów zespołu :)


58. Ci cholerni paparazzi!

-Zuzka, zrozumiesz wreszcie to, co się do ciebie  mówi?!
-Ty naprawdę wierzysz w tą całą historię z kuzynką?
-A pozostaje mi coś innego, żeby nie zwariować?
-No ale powiedz, nie wydaje ci się to ciut ciut podejrzane? Najpierw są z nami i super, pięknie, wszystko się rozwija, nagle magiczny telefon, że niby jakiś arcyważny koncert i bliźniaków nagle nie ma! – cały czas siedziałyśmy w tamtej kawiarni i piłyśmy nie wiem już którą z kolei kawę. Niby telefon Toma w sprawie dziecka wydawał się dość poważny i mało prawdopodobne, żeby wtedy zmyślał to i tak nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło. Nie wspominając już o tym, że od momentu rozstania nie dostałam najmniejszego znaku życia od faceta, na którym nagle zaczęło mi cholernie zależeć. – Jakby ta sprawa była taka mega ważna, to nie byłybyśmy bombardowane przez jakieś durne portale plotkarskie masą zdjęć bliźniaków w towarzystwie tamtej wytapetowanej lali, bo zwyczajnie nie mieli by na coś takiego czasu! Niech ja ją tylko dorwę, to nogi z…
-Dobra, miś, nie kończ. Ale ogarnij się wreszcie i spójrz na to z innej perspektywy. Widziałam, jak ten facet na ciebie patrzy i wierz mi, że to nie jest możliwe, żeby teraz…
-Ale mi to w szpitalu zrobił gigantyczną aferę, a sam co?! Myśli, że wszystko jest OK?! Ma czas do wieczora. Jak nie zadzwoni…
-Tak wiem, zamordujesz blondynkę. Wychodzimy? – ej, ona mnie przestała poważnie traktować! Mam wrażenie, że ją telefon on Toma przekonał w zupełności i teraz czeka tylko na powrót swojego ukochanego, nieskazitelnego gitarzysty. A mówi, że to ja mam obsesję! Muszę ją kiedyś zmusić do opowiedzenia mi, co dokładnie zaszło, podczas gdy my byliśmy w szpitalu, a oni zostali przeze mnie zmuszeni do ulotnienia się. Ale nie teraz, muszę się uspokoić, bo jestem przekonana, że w tym momencie niewiele potrzeba, żeby wyprowadzić mnie z równowagi.
-No idę, idę, już. – chociaż nie było to takie proste, z tym wielkim, cholernym gipsem na nodze. Kiedy przeszłyśmy jakieś dwieście metrów, odległość między nami zrobiła się dość znacząca. – Może byś tak chwilę zaczekała?
-Jeszcze mam na ciebie czekać? Niedoczekanie. Sama chciałaś gdzieś wyjść! – i sobie poszła, zostawiając mnie, więc chcąc nie chcąc musiałam jakoś posuwać się do przodu, podpierając się kulami, które jeszcze nie do końca ogarniałam.
-Nienawidzę cię – mruknęłam pod nosem, ale Majka i tak tego nie usłyszała. Jeszcze jak mi zacznie wciskać, że to dla mojego dobra, żebym przestała myśleć o tamtej sytuacji, tylko skupiła się na dotarciu do hotelu, to chyba nie wytrzymam. Z dość daleka zauważyłam, że moja przyjaciółka wyjęła z kieszeni telefon i przypuszczam, że zaczęła odpisywać na jakiegoś SMS a. Raczej nawet wiem od kogo… Wrr… Kiedy już straciłam nadzieję na to, że Majka raczy się kiedyś zatrzymać i na mnie poczekać, tak jak pewnie zakładała, zaczęłam skupiać się na tym, żeby przeżyć drogę, bo im dłużej szłam w tym śniegu, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że o ile dotrę do tego hotelu, to będzie cud, bo stawiając kule na oblodzonej powierzchni, nietrudno było stracić równowagę. Prawa, lewa, prawa…
-I znowu się spotykamy!
-A! – ktoś zaszedł mnie od tyłu, a ja tym razem naprawdę straciłam równowagę, i gdyby nie to, że tajemniczy ktoś w porę mnie złapał, kolejny raz wyłożyłabym się na śniegu. – Spokojnie, to tylko ja
-Martin! Znowu ty? – on to ma wejście, serio. I to zawsze w najmniej oczekiwanym momencie!
-Ej, może tym razem będziesz milsza niż ostatnio, co?
-Może… - uśmiechnęłam się do niego, chociaż jak zwykle nie chciało mi się z nim za bardzo rozmawiać. Ale ma rację, ostatnio byłam jeszcze bardziej wkurzona niż teraz, i rzeczywiście nie potraktowałam go zbyt dobrze.
-Czy ja dobrze rozumiem, że tamten palant pozwolił ci chodzić po mieście z tym gipsem…
-Ej ej! Jeżeli masz go obrażać, to może lepiej sobie pójdziesz, co? – jeżeli rozmowa zejdzie na obrażanie Billa przez chłopaka, który coś tam sobie kiedyś wyobraził, to tym razem naprawdę nie ręczę za siebie.
-Dobrze, poddaję się – uniósł ręce w obronnym geście – w takim razie porozmawiajmy… na przykład o pogodzie. – na to stwierdzenie wybuchłam śmiechem, a on znów mnie podtrzymał, bojąc się upadku, i w tym momencie zobaczyłam błysk flesza skierowany w naszą stronę
-Co za cholera…? – i w tym momencie do mnie dotarło. Ci cholerni paparazzi, w tym momencie nie zadowalali się tylko śledzeniem bliźniaków… tylko także ich nowych dziewczyn! Więc zdjęcie, na którym Martin mnie obejmuje (a tak naprawdę podtrzymuje przed upadkiem, ale to nikogo nie będzie obchodziło), za kilka godzin  trafi na wszystkie możliwe portale plotkarskie! Więc nie ma najmniejszej szansy, żeby Bill tego nie zobaczył… Niech to szlag!!! – Aaa! Co za idioci! – dałam upust emocjom i chyba tym się właśnie pogrążyłam, bo flesze znów zaczęły błyskać. Czyli jeszcze dojdzie, że dziewczyna Billa Kaulitza ma jakieś problemy emocjonalne ze sobą, zajebiście.
-Zuza… Może mi wyjaśnisz… Bo chyba nic nie rozumiem… - A, jeszcze lepiej, czyli on nie ma zielonego pojęcia o tym, kto urządził mi awanturę w szpitalu z jego powodu. I niedługo pewnie urządzi kolejną. Ale tym razem mam czym się bronić, będzie się musiał długo tłumaczyć ze spotkania z blondie.
-Nie twój interes… Daj mi spokój, OK? – i tak szybko, jak tylko mogłam, wściekła jak jasna cholera, udałam się do hotelu. I znowu zachowałam się jak świnia, napastując Bogu ducha winnego Martina. Kolejny raz. Mogę się założyć, że w tym momencie wyzywa mnie od najgorszych i postanawia sobie, że już nie będzie starał się ze mną spotkać. Oj nie. W hallu powitał mnie portier, jednak nie miałam ochoty rozmawiać, tylko od razu weszłam do windy. Wyjęłam z torebki swoją komórkę i zobaczyłam osiem nieodebranych połączeń: siedem od Billa i jedno od Majki. Niby powinnam do niego oddzwonić, ale po pierwsze pewnie jest najęty przygotowaniami do koncertu, a po drugie nie mam pewności czy już nie widział zdjęć. A jeśli widział, to zdecydowanie wolę odwlekać chwilę konfrontacji. Weszłam do pokoju i od razu, nawet nie zdejmując kurtki, rzuciłam się na swoje łóżko
-Maja, zabij mnie – wyjęczałam w poduszkę
-Ej, złamana noga to nie jest koniec świata, serio
-Ale paparazzi fotografujący dziewczynę Billa Kaulitza idącą w gipsie przez miasto w objęciach jakiegoś innego faceta, a potem wyżywającą się na wszystkich dookoła, to już tak – i znów walnęłam w poduszkę, chociaż upadek był dość miękki
-CO?! Jacy paparazzi?! I jakiego faceta?! Ja nie mogę, zostawić się na dziesięć minut…
-To trzeba było na mnie poczekać!
-Powiesz mi wreszcie o kogo chodzi…? – w jej tonie pojawiła się nuta groźby
-Martin się znowu przypałętał, no i ja się poślizgnęłam przez te cholerne kule i on mnie złapał i wtedy się okazało, że mamy towarzystwo…
-Ja pierniczę… Ale ty i on to nic… Prawda? – dodała szybko, patrząc na mnie podejrzliwie
-Główka cię boli? Poznałam faceta moich marzeń i tylko dlatego, ze na chwilę musiał wyjechać, nie rzucam się na każdego napotkanego chłopaka
-Przewidziałam taką odpowiedź. Ale wiesz, że jak on to zobaczy, to raczej nie będzie zadowolony…
-A ty myślisz, że dlaczego ja w tym momencie jestem taka załamana? – inteligencja tego człowieka, a raczej jej brak, jest po prostu porażająca. Z kim ja się przyjaźnię? – Przecież w kwestii Martina jemu się normalnie nic nie da wytłumaczyć! Ale nie myśl sobie, dobrze wiesz, że ja również potrafię wyciągnąć stosowne argumenty.
-Wiem… I właśnie tego się boję.

57. Brak koncepcji

-Chłopaki, dziękuję wam, że mogliście przez chwilę zająć się Vivienne – no racja, Mary miała nam za co dziękować. Nawet się jeszcze nie zdążyliśmy zobaczyć z Davidem, który genialnie wymyślił akustyczny koncert akurat teraz, tylko musieliśmy siedzieć w domu i zajmować się małym, rozwrzeszczanym dzieckiem! Nawet myślałem o tym, żeby zadzwonić po radę do mamy, w końcu tak nas (przynajmniej mnie) wychowała, że mam stuprocentową pewność, że mogłaby nam poradzić. Jednak Tom jak zwykle się uparł, że nie i nie miałem w tej sprawie nic do powiedzenia. – Sytuacja była gardłowa, a że wy akurat wróciliście…
-No fajnie, fajnie, ale trochę się spieszymy, więc wiesz, gdzie są drzwi, prawda? – dlaczego mój brat zawsze musi się tak zachowywać? Jak on śmie tak się odnosić do dziewczyny, i to w dodatku naszej kuzynki?!
-Mówiłam ci już, Kaulitz, że jesteś niewychowanym chamem?
-Wiele razy, skarbie – nigdy nie zrozumiem tej relacji między nimi… W ogóle z jednej strony to rodzina, z drugiej on ma dziewczynę, z trzeciej to ja nie wiem czy oni w ogóle się lubią, a tak ogólnie… Lepiej zapytam.
-Tom…?
-Nie przerywaj kochany, dorośli rozmawiają. – Jak ja go nie lubię! Aż nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc obróciłem się na pięcie i już miałem udać się do swojej części domu (tu, w L.A. nie byliśmy skazani na jeden wspólny pokój), kiedy usłyszałem jeszcze  głos Mary
-Dobra, pokłócicie się za chwilę, a my spadamy. To co, do jutra?
-Co?! – tak gwałtownie odwróciłem głowę w jej stronę, że przez chwilę przez moją głowę przemknęła myśl, że doznałem jakiegoś trwałego urazu – Jak to do jutra? Czyli to, że zajmowaliśmy się dzisiaj Vievienne…? – przecież byliśmy pewni, że to załatwiło sprawę!
-Chyba nie myślałeś, że wam odpuszczę? To była rodzinna przysługa, a jutrzejszy dzień będzie odpłaceniem mi za obudzenie dziecka i w ogóle ogarnianie waszej posiadłości. Tschüs! – i już jej nie było. Znowu miałem zamiar wreszcie  udać się do siebie, lecz jednak tym razem zatrzymał mnie głos mojego brata:
-Co się tak gapisz jakbym ci bułkę obiecał? Zbieraj się lepiej, bo przed tym całym koncertem musimy się wreszcie rozmówić z Davidem – po czym zniknął za drzwiami. To jest niedorzeczne, przecież ja nawet nie mam koncepcji, w czym mam wystąpić!  I nawet nie wiem, co będę śpiewał! Zdecydowanie powoli zaczynaliśmy tracić kontrolę nad zespołem, co się natychmiast musi zmienić! Nie może być tak, żeby nasz manager nam rozkazywał, prawda? Wiem oczywiście, że należy mu się szacunek za to, co dla nas robi, ale chyba nawet on powoli zaczyna zapominać, kto tu dla kogo pracuje. Udałem się wreszcie do swojego pokoju, spakowałem w jakąś pierwszą lepszą torbę (akurat mi się wzięła ta od Dolce&Gabbana) najpotrzebniejsze rzeczy, które mogą przydać mi się podczas występu, czyli jakiś podkład, lakier do włosów i tym podobne. Kiedy sięgnąłem po swój telefon, nagle przed oczami stanęła mi Zuzanna. Stałem tak przez chwilę, przypominając sobie spędzone z nią, cudowne chwile i już nawet miałem do niej zadzwonić, gdy znów usłyszałem głos kochanego, starszego brata
-Jeżeli za minutę nie będziesz siedział w samochodzie, jedziesz autobusem! – na te słowa wystrzeliłem z pokoju jak oparzony i zaledwie po dwudziestu sekundach siedziałem w jego Audi, gdyż jak zwykle to on uparł się, że musi prowadzić. Siedziałem tak i czekałem na Toma, który zjawił się… pięć minut później!
-Tom, jak ty możesz być tak niewychowany…?
-Widzisz, czyli podwójne dobre wychowanie przelało się na ciebie i teraz są tego skutki. Weź zamilknij, OK? – tak więc posłusznie przez jakiś czas postanowiłem się nie odzywać. Jak zwykle rozmyślałem o przeróżnych rzeczach (np. stwierdziłem, że okazy przyrodnicze w Austrii są zdecydowanie bardziej warte uwagi niż tutaj), gdy nagle przypomniałem sobie o jednej bardzo ważnej sprawie apropo naszej aplikacji…
-Tom! Musimy dodać zdjęcie jakiegoś widoczku!
-Widzisz, gdyby nie twój nagły przypływ geniuszu, cały plan w pizdu by poszedł… - no tak, mieliśmy rozplanowane, co kiedy dodawać, tylko problemem było to, że trzeba było jeszcze o tym pamiętać. – Ło żesz fuck! Zapomnieliśmy o zdjęciu ,,My little brother”! – i w tym momencie wyciągnął telefon i zrobił mi zdjęcie.
-Dobrze, to już załatwione, jeszcze tylko jedno… - w tym momencie sfotografowałem korek po naszej lewej stronie – to będzie na czwartek… Czyli cały tydzień mamy z głowy! – tak, bez tego planu byśmy się zdecydowanie pogubili. W czasie naszej rozmowy dojechaliśmy pod halę, pod którą zobaczyliśmy nieprzebrany tłum rozhisteryzowanych dziewczyn – Czy tobie też się wydaje…
-… że sami się tak raczej nie dostaniemy? Gratuluję spostrzegawczości – wyciągnął telefon – David…? No jesteśmy pod… Widziałeś te tłumy… Zapłacisz mi za to… Czekamy…
-I co, i co, i co?
-Jajco, baranie. Zaraz po nas przyjdą – i za kilka minut pod naszym samochodem zjawiło się czterech wielkich, znanych nam ochroniarzy. – Cześć chłopaki. Jest jakaś szansa na dostanie się do środka?
-Nie bój nic, zaraz będziemy na miejscu – nie podobało mi się to, ale przecież nie mogłem odmówić udziału w tym przedsięwzięciu, bo akurat beze mnie koncert nie ma szans się odbyć. Wysiedliśmy z auta i zaczęliśmy się przebijać. Nawet wyjście ewakuacyjne, z tyłu budynku, było oblężone! Kiedy tylko dziewczyny zorientowały się, że to my, obległy nas ze wszystkich stron, piszcząc przeraźliwie i usiłując dostać się jak najbliżej nas. Przyznaję, że trochę się od tego odzwyczaiłem, ale rozdałem grzecznie kilka autografów, aż w końcu znaleźliśmy się w środku i ochroniarze zaprowadzili nad do naszego managera, który czekał na nas w pokoju na końcu korytarza
-No nareszcie… Ile można jechać? – powitał nas
-Nie zapominasz się? – zdenerwował mnie, więc musiałem zainterweniować – i w ogóle co ty odpieprzasz? – skąd ja znam takie ordynarne słownictwo? – Wyjaśnisz nam wreszcie łaskawie skąd ten pośpiech i dlaczego ten cały koncert nie mógł trochę poczekać, a przede wszystkim, dlaczego dowiadujemy się o nim ostatni?!
-Czy wy naprawdę nie jesteście w stanie ze mną normalnie porozmawiać? Ostatnio cały czas się na mnie wydzieracie, nie dając mi dojść do słowa. A może jakbyście przez chwilę ruszyli swoimi małymi mózgami, doszlibyście do wniosku, że skoro wszystko było organizowane na ostatnią chwilę, znaczy że sprawa jest nagła i poważna?!
-Albo w tym momencie…
-No już, spokojnie. Sytuacja z paparazzi uświadomiła mi, że cały czas jesteście rozchwytywanymi mega gwiazdami, które są na celowniku managerów wielu wschodzących gwiazdeczek.
-No i…? – Tom tego cały czas nie rozumiał, jednak w moim mózgu coś powoli zaczynało świtać
-No i to, ciemna maso, że jeżeli w tym momencie się nie weźmiemy ostro do roboty, nie będziecie mieli do czego wracać! Zagrajcie ten jeden koncert, tylko o to was proszę. Potem wrócicie sobie do tej Austrii, bo z tego co czytałem, zawarliście tam dość ciekawe znajomości, a później wyjdzie płyta i w trasę. Pasuje czy mam szukać sobie odpowiedniej dla siebie oferty w pośredniaku?
-I tak cię nie lubię – mruknął Tom, ale ja wiedziałem, że musimy się podporządkować, bo jak do tej pory, David zawsze dobrze wiedział co robi. Wyszliśmy więc z pokoju i każdy z nas udał się do garderoby, żeby się przygotować, a przede wszystkim zapoznać się z grafikiem koncertu. Dalej nie wiem, co mam zaśpiewać!

czwartek, 1 listopada 2012

56. Kto normalny dał wam dziecko?!

- To co robimy?- zapytałam gdy Zuza nieporadnie doczłapała się wreszcie do naszego pokoju
-no nie wiem, ja osobiście nie zamierzam siedzieć na tyłku przez następny tydzień-powiedziała wojowniczo a ja z politowaniem pokręciłam głową
-dziewczyno masz na nodze kilkukilogramowy gips i co ty chcesz z  nim robić? Uprawiać sporty ekstremalne?
-nie… ale mogłybyśmy na przykład iść na zakupy-powiedziała a ja walnęłam się otwartą dłonią w czoło- zakupy z tobą w tym stanie-o już to widzę aż jestem ciekawa ile to nam zajmie-powiedziałam z ironią a ona się naburmuszyła
-ej! To co masz może lepszy pomysł?-zapytała a gdy zaprzeczyłam uśmiechnęła się z triumfem i pokuśtykała do swojej walizki żeby znaleźć jakieś ciuchy
-no chyba o suskach to możesz na razie zapomnieć-powiedziałam zaglądając jej przez ramie za co oberwałam po głowie
-dlatego muszę iść na zakupy-powiedziała i wybrała trochę za chłodną jak na tą porę roku spódniczkę i czerwoną bluzkę z jakimś napisem po czym zniknęła w łazience a ja też zaczęłam przeglądać swoje ciuchy w celu znalezienia czegoś na dzisiaj. Dwie godziny później byłyśmy już w jakimś dużym centrum handlowym i mogę szczerze powiedzieć, że to były istne męczarnie ja niosłam kilkadziesiąt toreb no może przesadzam ale było ich sporo a Zuza, która jeszcze nie ogarnęła do końca sposobu poruszania się o  kulach wlokła się dobre parę metrów za mną
-może odpoczniemy?-wysapała w końcu wskazując na starbucksa. Zrezygnowana poszłam we wskazanym kierunku i położywszy torby przy jednym ze stolików podeszłam do lady żeby zamówić nap podwójne café latte. Gdy wróciłam do stolika Zuza przeglądała właśnie coś na swoim  smartfonie  a jej mina nie była zbyt szczęśliwa
-co znowu się stało?-zapytałam stawiając przed nią filiżankę
-chyba nie tylko pojechali po to żeby zagrać tam koncert-powiedziała i pokazała mi wyświetlacz swojego telefonu na którym zobaczyłam dzisiaj zrobione zdjęcie braci Kaulitz w towarzystwie jakiejś wysokiej blondynki. Cała trójka jadła lody w jakiejś restauracji
-może to ktoś z branży-powiedziałam bardzo chcąc w to wierzyć
-wątpię, ze współpracownikami raczej nie je się lodów i się aż tak dobrze nie bawi- odpowiedziała dość histerycznym tonem – Ale kto to w ogóle jest?! Jak ona śmie się pokazywać publicznie w towarzystwie Billa! I w ogóle co on sobie myśli?! Jak tylko dorwę tą wytapetowaną lalunię… - i wskazała na następne zdjęcie na którym Tom, mój Tom, niósł blondi na barana! tego było już za wiele! jak te ćwoki sobie myślą, że ni stąd ni zowąd mogą pojawić się w życiu dziewczyn a później pod byle pretekstem zniknąć i pojechać do innej to się gruuubo  mylą-zdecydowanie byłam wściekła! nagle jak na zawołanie rozdzwoniła się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że dzwoni winowajca czyli Tom
-o wilku mowa - powiedziałam chcąc nacisnąć czerwoną słuchawkę jednak Zuza powstrzymała mnie więc przyłożyłam telefon do ucha
-tak?-zapytałam szorstko
-Maja?-odezwał się głos po drugiej stronie wyraźnie zbity z tropu moim tonem
-we własnej osobie, po co dzwonisz?-zapytałam a on westchnął
-potrzebuję twojej pomocy-w tle usłyszałam jakieś zamieszanie
-może poproś o pomoc tą swoją blondi?-zapytałam wściekła
-że co? Ale jak to jaką blondi- zapytał zdezorientowany
-tą którą według połowy portali plotkarskich nosiłeś dzisiaj na plecach zamiast grać swój zasrany koncert!-wściekła naprawdę chciałam się rozłączyć
- Maja, spokojnie wiesz jacy są paparazzi, ta dziewczyna to nasza kuzynka i…-przerwała w tle usłyszałam głos Billa i płacz małego dziecka
-ta jasne, kuzynka w każdym filmie tak mówią a ten płacz to co? Twoja młodsza siostra? - zapytałam z kpiną w głosie i spojrzałam na Zuzę, której oczy były w tej chwili wielkości pięciozłotówek i wyglądała, jakby miała ochotę zamordować dziewczynę ze zdjęcia na odległość
-tak jakby… - powiedział
-Wiesz co? Taki kit to ty sobie możesz paparazzi wciskać…
-Jaki kit? Maja, to nie tak…
-A jak?! No słucham! Nagle znikacie, bo podobno macie arcyważny koncert do zagrania… Świetna wymówka!
 -dasz mi wreszcie wytłumaczyć? - przerwał mi w końcu i zapytał zdesperowany
-no ok - powiedziałam niechętnie
- ta „Blondi”  to nasza kuzynka Mary, która mieszka w LA i pod naszą nieobecność zajmuje się domem, to dziecko  to jej młodsza siostra i w tym cały szkopuł. Bill zapomniał kluczy i zostawił je w hotelu a jedyną osobą, która ma w tej chwili dostęp do naszej posiadłości jest właśnie Mary więc pojechaliśmy do niej bardzo wcześnie i obudziliśmy przy okazji jej siostrę i za karę musieliśmy być jej tak jakby służącymi przez cały dzień w zasadzie to wciąż jesteśmy bo ona teraz zniknęła na zakupach a my zostaliśmy sam na sam z płaczącym dzieckiem i tak za bardzo nie wiem co z nim a właściwie z nią zrobić - powiedział a ja z przerażeniem spojrzałam na swoją przyjaciółkę. No jeszcze tylko tego brakowało…
- kto normalny daje wam pod opiekę małe dziecko?! – przecież to jest totalnie nieodpowiedzialne! Oni sami o siebie zadbać nie potrafią!
-Nie dobijaj mnie, dobrze? – w tym momencie usłyszałam jeszcze głośniejszy wrzask – Maja, błagam! To małe tylko leży w wózku i się drze, a ja nie mam pojęcia co zrobić!
-Ok, Tom tylko spokojnie więc tak jeżeli dziecko płacze to są trzy możliwości albo ma kolkę, albo jest głodne albo narobiło w pieluchę-powiedziałam a on jęknął
-objawy ostatniego chyba umiesz sprawdzić- na co on jęknął i krzyknął coś do Billa, który po chwili mu odkrzyknął
-nie trzecia możliwość odpada-powiedział a ja się zaśmiałam wyobrażając sobie ich miny
- no dobra to czas wyeliminować następne dwie. Odgrzej jej jakąś zupkę albo mleko…
-Ja mam coś mu ugotować?!
-To jest ONA, a tak w ogóle, to mi nie przerywaj. Nie może być za gorące, zwykle przed karmieniem trzeba kropelkę wylać na przedramię i sprawdzić czy nie jest gorące. Później ponoś ją przez pięć do dziesięciu minut żeby jej się odbiło możesz przy okazji pośpiewać to można zaśnie-powiedziałam
-naprawdę  nie da się tego czegoś wyłączyć?-zapytał zrezygnowany a ja zaśmiałam się cicho
-Tom, dziecko to nie zabawka i tak podziwiam odwagę waszej „kuzynki”-specjalnie położyłam akcent na tym słowie- że dała wam małą pod opiekę
-no wiesz co? Dzięki wielkie- powiedział obrażony…-no dobra dzięki za pomoc lecę pomóc temu gnomowi bo wygląda jakby miał zaraz stracić kontakt z rzeczywistością-rozłączył się
- co się stało?- zapytała Zuza a ja westchnęłam
-podobno ta laska to ich kuzynka i tak jakby zostawiła im pod opieką własną siostrę-powiedziałam a ona uniosła brwi ze zdziwieniem
-mnie nie pytaj- powiedziałam wyjmując z portfela banknot dziesięciu Euro i wręczając go kasjerce
- ten świat schodzi na psy-powiedziała zrezygnowana
-raczej na braci Kaulitz-powiedziałam i obje się zaśmiałyśmy

55. Będziecie mi usługiwać.

Przebijaliśmy się moim czarnym audi przez bardzo jak na tą godzinę zatłoczone ulice myśląc o tym, w jaki sposób zostaniemy zamordowani przez naszą kuzynkę-Mary, która mieszkała w Ameryce od jakiś dziewięciu lat i z którą kontakt odnowiliśmy po przyjeździe do La. Mary przeprowadziła się do stanów ze swoją mamą która była siostrą naszej matki i obecnie mieszkały praktycznie nad samym morzem w Santa Barbara. Ponieważ często musieliśmy wyjeżdżać, dziewczyna pod naszą nieobecność przychodziła do nas i zajmowała się naszymi psami, roślinkami Billa(nie wiem po co on hoduje to zielsko na oknie) i ogólnie pilnowała żeby nic nie wydarzyło się pod naszą nieobecność w zamian za to my braliśmy ją w trasę  jako naszą „stylistkę” choć tak naprawdę pod czas wywiadów prób i koncertów ona zwykle chodziła na zakupy lub świetnie bawiła się za kulisami.  (wtedy domem zajmowała się nasza ciotka lub wynajęta sprzątaczka). Wreszcie udało mi się dotrzeć na osiedle białych domków jednorodzinnych. Odnalazłem poszukiwany adres i  zaparkowałem auto na podjeździe. Razem z Billem podeszliśmy do drzwi z zamiarem zadzwonienia gdy nagle drzwi gwałtownie się otworzyły przez co ta ofiara losu wylądowała na tyłku na wycieraczce głośno przy tym jęcząc a ja lekko się odsunąłem przed nami stała lekko zaspana i bardzo zła blondynka ze skrzyżowanymi na piersi rękami
-hej-powiedziałem i głupio się uśmiechnąłem. Jeżeli można powiedzieć, że mój nieodparty urok osobisty nie działa na jakąś osobniczkę płci przeciwnej to chyba jedynym przykładem była nasza kuzynka
- co wy tu robicie?-zapytała marszcząc zgrabny nosek
- no bo mamy jutro a właściwie dzisiaj zagrać koncert w la bo nasz manager wymyślił sobie promocję płyty i musieliśmy w ekspresowym tempie tu przyjechać-powiedziałem
-i co w związku z tym robicie o tak wczesnej porze przed moimi drzwiami?-zapytała i zlustrowała nas obydwu  od góry do dołu
-ta pierdoła saska nie wzięła z Austrii naszego klucza- powiedziałem i wskazałem na winowajcę, który zdążył się jakoś cudem pozbierać, Mary westchnęła po czym odsunęła się z progu i wpuściła nas do środka. Niemal od razu wyczułem zapach wanilii na punkcie, którego chyba wszystkie kobiety, łącznie z moim bratem, w tej rodzinie miały bzika
- to są klucze-powiedziała podając nam spory plik metalowego ustrojstwa-mam nadzieję, że sobie poradzicie-dodała z ironią patrząc na Billa który szybko przytaknął, nagle z góry dobiegł nas płacz dziecka- Vivienne przyrodniej siostry Mary którą ona zajmowała się, gdy jej matka pracująca w redakcji Vogue’a redaktor naczelna wyjeżdżała w delegacje.
-no i pięknie- powiedziała zrezygnowana- eee, ale wy w tej chwili tu zostajecie-powiedziała widząc, że przybliżyliśmy się do drzwi
-ale my…-zaczął deBill
-żadnego ale, przychodzicie tu o szóstej rano i myślicie że tak po prostu obudzicie wszystkich weźmiecie kucze i się zmyjecie?-zapytała zła a jej głos podskoczył o oktawę wyżej
-no…- powiedziałem głupio czując, że właśnie szykuje się dla nas sąd ostateczny. Krwawa Mary wymyślała dla nas jedyną w swoim rodzaju karę
-o nie nie kochaniutki powiedziała ciągnąc mnie za skrawek koszuli w swoją stronę
-skoro już ją obudziliście-powiedziała- to liczę na rekompensatę
-w postaci?-zapytałem głupio a ona dotknęła palcem do brody i zrobiła minę jakby się nad czymś głęboko zastanawiała po czym powiedziała
- dzisiaj po tym waszym zasranym koncercie będziecie moją służbą-powiedziała wyraźnie z siebie dumna
-ale my się w to bawiliśmy jak mieliśmy osiem lat-powiedziałem zdesperowany na co ona pokręciła głową
-o nie nie Kaulitz tym razem będziecie moją służbą naprawdę co oznacza, że od godziny dwunastej do dwudziestej czwartej będziecie spełniać moją każdą zachciankę-powiedziała a moja szczęka prawie dotknęła podłogi, że co?! Ja jestem Kaulitz, Tom Kaulitz bożyszcze milionów kobiet, gwiazda, mi się nie rozkazuje ale z Mary lepiej nie dyskutować, kobiety w naszej rodzinie właśnie takie są(czego najlepszym przykładem jest nasza matka)
-ok-powiedziałem niechętnie-a teraz czy wasza wysokość pozwoli nam się oddalić?
-niech ci będzie Janie-powiedziała jak do lokaja po czym machnęła ręką, żebym spływał
-nie wierzę, że dałem się w to wrobić-powiedziałem jadąc z wolną jak na moje możliwości setką w stronę naszej willi
-a wolałbyś śmierć na miejscu- zapytał Bill bawiąc się swoim telefonem
-nie może jednak nie-powiedziałem i głośno zatrąbiłem na jakieś pierdzikółko jadące przed nami
-dawno nie dodawaliśmy nic do aplikacji- powiedział nagle Bill a ja na niego spojrzałem ze zdziwieniem. Jest tyle innych tematów, które mógłby teraz poruszyć jak Zuza, Austria, śmierć z rąk kuzynki a ten wyjeżdża z aplikacją
- Wypadałoby coś napisać, ale co?-zapytał
 -Strzel jakąś fotę jak ci tak bardzo zależy-wzruszyłem ramionami i skupiłem całą uwagę na drodze żeby wyminąć czerwonego Forda
- Ale tu nie ma nawet co fotografować-jęknął Bill bo właśnie mijaliśmy gęstą zabudowę centrum
- J*bnij pejzażyk-powiedziałem na odczepnego mając już serdecznie dosyć jego marudzenia
- Dobre! będą się jarać jak głupie. A potem wyślę im zdjęcie ptaszka-powiedział na co ja gwałtownie zahamowałem i ze wszystkich stron rozległo się trąbienie
-COOOOO?! Czego zdjęcie?!-wydarłem się, co ten palant znowu wymyślił?!!
- No…ptaszka! –zdezorientowany pokazał dłoń
-Boże… ostatkiem sił powstrzymałem się od zrobienia mu krzywdy a właściwie powstrzymał mnie tłusty kierowca pomarańczowej skody który swoją jazdą i trąbieniem na mnie  aż prosił się o  pokazanie mu  faka.