-Patrz, jakiś gościu jeździ gorzej niż ten debil – wyrwał mnie z zamyślenia głos Toma. Spojrzałam na miejsce w dole, które wskazywał i moim oczom ukazał się dość żałosny widok faceta usiłującego utrzymać się na nartach
-Domyślam się, że mówisz o swoim bracie?
-A o kim innym? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Czy ty nie możesz wreszcie dać mu spokoju? – raczej było to coś na kształt pytania retorycznego
-Nigdy – odpowiedział z diabelskim uśmiechem. Wiedziałam. Zawsze, z opowiadań, którymi maltretowała mnie Zuza, myślałam, że bliźniacy są dla siebie tacy raczej dość życzliwi i w ogóle, ale od kiedy ich poznałam stwierdzam, że nic bardziej mylnego. Chociaż gdzieś tam w głębi to się czuje, że ta dwójka na dłuższą metę nie mogłaby bez siebie żyć. W oddali zauważyłam koniec wyciągu. A w objęciach gitarzysty było tak cudownie! Jednak za chwilę miało być równie super, bo Tom miał znów uczyć mnie snowboardu. Zawsze jakoś udawało mi się zjeżdżać, jednak nie wykraczało to za bardzo poza zwykłą jazdę, później skręt w prawo, w lewo ewentualnie… A tutaj muszę z całą stanowczością oświadczyć, że Tom jest mistrzem. Zjazd z jakimiś saltami, obrotami i innymi cudami nie stanowi dla niego najmniejszego problemu. Nagle coś wpadło mi do głowy…
-Tom?
-Tak? Wiesz, przypomniałaś mi mojego brata, który zawsze wszystkich o wszystko musi się zapytać…
-Mam nie pytać?
-No mów. Proszę – dodał posyłając mi zniewalający uśmiech.
-A może ty zdecydowałbyś się kiedyś wziąć lekcję jazdy na nartach…? – zaczęłam nieśmiało
-Ja? Na nartach? Raczej nie przewiduję.
-Ale w sumie dlaczego? Skoro nigdy nie próbowałeś…
-Jeśli znalazłby się ktoś taką cierpliwością…
-No akurat to nie problem. – czułam sukces. Już nie mogłam się doczekać widoku Toma usiłującego złapać równowagę na nartach! I wtedy to ja będę mistrzem, a on uczniem!
-To kto miałby mnie uczyć?
-No ja.
-Mała, trzeba było tak od razu – sukces, sukces, sukces! – Wszystko pięknie, ale mam warunek.
-Co?! Jaki znowu warunek…?
-Malutki. Zgodzę się na lekcję jazdy na nartach, jeszcze dzisiaj, proszę bardzo, jeżeli wygrasz ze mną wyścig na snowboardzie. – No zatkało mnie! Przecież on idealnie zdaje sobie sprawę, że nie mam w starciu z nim na desce nawet najmniejszych szans.
-Nienawidzę cię, Kaulitz.
-I tak wiem, że to nie prawda – uśmiech nie schodził z jego twarzy. To się, cholera, wkopałam. Teraz muszę się z nim ścigać, a że to, że przegram jest pewne, będę wysłuchiwać, jak to chętnie nauczyłby się jeździć na nartach, ale niestety honor nie pozwala mu ominąć zakładu… Byłam wściekła (ale i tak szczęśliwa) kiedy zeszliśmy z wyciągu. Usiedliśmy koło siebie i zaczęliśmy przypinać deski
-To najpierw rekreacyjnie, dla rozgrzewki, zjeżdżamy do połowy stoku, tak na wysokość tej rozwalającej się budki, jeszcze ustalimy zasady wyścigu i zaczynamy, co? – otóż nie! Nie pozwolę mu wygrać, tym razem! A niby dlaczego Tom Kaulitz ma zawsze dostawać to, czego chce? Niedoczekanie.
-A jeszcze się zdziwisz… - ale uśmiechnęłam się i zaczęliśmy zjeżdżać razem. Na razie dość powoli, bez szaleństw, chociaż mój towarzysz i tak musiał pochwalić się umiejętnościami zrobienia bezbłędnego salta i perfekcyjnych obrotów o 720 stopni. Dojechałam na miejsce kilka chwil za nim, a kiedy tylko zdjęłam kask, żeby spokojnie ustalić reguły rozgrywki…
-Majka! Jaki ten świat jest jednak mały!
-Karolina? – znowu, cholera jasna?! No nie teraz!
-No ja wiedziałam, że to los nas tu spiknął i się nie pomylił! Sponio, co? – o cholera, a w liceum myślałam, że gorzej być nie może… Dzisiaj tapeta na ryju przeszkadzała jej mimice, zdecydowanie. Żeby teraz tylko nie podjechał…
-Mała? Z kim rozmawiasz? – fuck, cholera jasna! Musiał teraz? Nie mógł sobie spokojnie na mnie poczekać z boku?! No ale jak już się napatoczył, to trzeba stwarzać pozory, że wszystko jest OK…
-A to jest moja koleżanka z liceum… Karolina, wybacz, ale my się bardzo spieszymy…
-Czekaj… czy to nie jest… TOM KAULITZ?! – o kurde! Jak ona mogła go rozpoznać…?!
-Yyy… - ja nie wiedziałam co powiedzieć i Tom chyba za bardzo też nie, bo stał i czekał na mój ruch.
-Chodzisz z Tomem Kaulitzem?!
-No i co, zatkało kakao?! – co za idiotka…
-O My God!!! Aaa! – i zaczęła piszczeć jak idiotka… A ja nie miałam kompletnie pojęcia co dalej… - Ale jak to się stało?! Ze ty… i on…! O Boże, to jest sam Tom Kaulitz!!! – a kto, cholera, Kubuś Puchatek?!
-No tak, ale my już musimy iść… - kompletnie mnie nie słuchała, tylko… zaczęła przystawiać się do mojego gitarzysty!
-Tom, jesteś niesamowity! Jestem waszą wielką fanką, a zwłaszcza twoją! Jak tylko widzę wasze koncerty, przecież bez ciebie to nie miałoby sensu! – co za żmija!
-No, dziękuję… - a ten zdrajca tylko do komplementów! Już ja mu pokażę!
-O Boże, Tom! Nie wierzę, że się spotkaliśmy! To jest przeznaczenie! Pamiątkowe zdjęcie? – i z prędkością światła wyciągnęła z kieszeni różowego smartphone’a, wykrzywiła mordę w sweetaśny dziubek i zrobiła sobie z nim zdjęcie! Będzie tego!
-Kaulitz, jedziemy! Karolina, miło było ale się skończyło! – i zdecydowanym ruchem założyłam kask, pociągnęłam gitarzystę za sobą i zaczęliśmy zjeżdżać. Poczułam, że jestem w tej chwili tak zdeterminowana, że wygram ten wyścig z zamkniętymi oczami. Chrzanić omawianie zasad. Zrównaliśmy się, krzyknęłam do Toma ,,Start!” i wyścig się rozpoczął. Nie było źle. Na początku zdecydowanie dotrzymywałam kroku swojemu towarzyszowi, a później, zdeterminowana, zaczęłam go wyprzedzać. Nie zdziwiłabym się, jakby się okazało, że specjalnie mi odpuścił, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Prowadziłam. Jeszcze kawałek… 200 metrów… 100 metrów… 50 metrów… Zwycięstwo!!! Wygrałam wyścig z Tomem! I teraz się odegram! Kiedy dojechał do mnie…
-Wow, mała, jestem z ciebie dumny…
-Nie denerwuj mnie! Co to miało być?! Może jeszcze poszedłbyś sobie z nią na jakąś kolacyjkę, bo jest twoją ,,największą” fanką, co?!
-Ej, no proszę cię, przecież to była twoja koleżanka…
-A ty po prostu nie chciałeś być nieuprzejmy, co?! Ale teraz już się nie wykręcisz – czas na lekcję! – nie mogłam się tego doczekać.
-Naprawdę masz ochotę na tą lekcję…?
-No nie wierzę – Tom Kaulitz się boi!
-No co ty, nie obrażaj mnie… Po prostu myślę, czy nie jesteś już może zbyt zmęczona…
-Ani trochę. Ale najpierw – idziemy na sąsiedni stok!