Uploaded with ImageShack.us

piątek, 19 października 2012

52. Jak to wyjazd...?

Chyba w akcie desperacji posunę się do stwierdzenia, że wolę nasze kochane, polskie drogi. Nie szkodzi, że jazda po nich przypomina bardziej slalom gigant i walkę o nierozpierniczenie zawieszenia na gigantycznych dziurach. Nie da się tam w żadnym wypadku jechać 180km/h! I w ogóle co on sobie myśli z taką jazdą! Jeżeli on tak naprawdę zawsze jeździ, to prawdziwym cudem nie jest to, że Bill przeżył laser games, tylko to, że Tom pierwszy raz w życiu dostał mandat. Normalnie zaczęłabym mu wygarniać teraz co nieco, ale był tak wściekły z powodu telefonu policji, że wolałam go obecnie nie dołować. Jeszcze nie teraz.
-Tom, ale jeden mandat…
-Jak oni mogli MI przyznać mandat?! Jeszcze jakby moja jazda była niebezpieczna…!
-Chcesz powiedzieć, że jeździsz bardzo bezpiecznie, tak?
-No chyba nic ci się nie stało, prawda? – burknął trochę nieprzyjaźnie, ale nawet się z nim o to nie wykłócałam. Trzeba przeczekać i tyle.
-Już… spokojnie, OK? Zapłacisz tą kasę, co i tak nie będzie dla ciebie zbyt dużym wyrzeczeniem – jak ktoś ma nie wiadomo ile milionów na koncie, to w sumie wydanie 250 euro nie jest końcem świata – i już. Tak?
-No tak… - chyba zauważyłam lekki uśmiech na jego twarzy, więc było dobrze. Odnotowałam też, że, przynajmniej na razie, wyciągnął wnioski z tego co się wydarzyło, bo trzymał się przepisowej prędkości, chociaż co jakiś czas wzdychał niecierpliwie. Zaczęłam zastanawiać się, co słychać u Zuzy. Z jednej strony miałam trochę wyrzuty sumienia, że ja zostawiliśmy, ale z drugiej, to ona sama nas stamtąd wywaliła, bo, jak ją znam, chciała zostać sama z Billem. Pewnie wszystko jest w porządku, bo w przeciwnym razie od razu dostalibyśmy telefon od rozhisteryzowanego wokalisty. Tak myślałam tylko, że przecież nasze wakacje mają trwać jeszcze jakiś tydzień (chyba, bo w sumie to trochę straciłam poczucie czasu), a moja przyjaciółka jest unieruchomiona poprzez wielki, ciężki gips. Co my będziemy przez ten czas robić? Mam cichą nadzieję, że większość czasu ona będzie spędzać z frontmanem zespołu, a ja z gitarzystą, jednak, wiem, że nie cały czas. A zostawić jej w pokoju tak po prostu też nie mogę. Mam nadzieję, że coś się wymyśli, bo raczej o wspólnym szaleństwie na nartach nie ma mowy. Nagle znów usłyszałam dźwięk I Phone’a Toma…
-Jeżeli to znowu… - też pomyślałam o tym samym. Sięgnęłam więc po jego telefon pierwsza, po pierwsze, żeby zobaczyć kto dzwoni, a po drugie, żeby znów nie wpakował się w kłopoty z powodu, tym razem, prowadzenia podczas rozmowy przez telefon
-Nie martw się. Georg
-Odbierz i ustaw na głośnik, OK? – czy to znaczyło, że za chwilę miałam tak po prostu przysłuchiwać się rozmowie Toma Kaulitza z Georgem Listingiem? O cholera…
-Jasne, o ile ogarnę niemieckie menu – powiedziałam jak gdyby nigdy nic (usłyszałam jego cichy śmiech) po czym akceptowałam połączenie i wcisnęłam ikonkę głośniczka
-Halo? Tom? – usłyszałam w słuchawce. To naprawdę on! Niby nic takiego, ale pierwszy raz tak po prostu usłyszałam Georga… Chociaż oczywiście nie może on równać się z Tomem.
-No cześć stary. Co tam?
-Właśnie czekamy na was z Gustavem w L.A…
-CO?! – i znów gwałtowne hamowanie – Co ty pieprzysz?
-Czyli David wam jeszcze nie powiedział…
-Albo zaczniesz gadać z sensem, albo… - właśnie, też już się zgubiłam w tym wszystkim. O czym on mówi?
-Kaulitz, wyluzuj. Kazał nam natychmiast lecieć do L.A. i czekać na was, bo zaplanował na za dwa dni koncert akustyczny, który ma promować naszą nową płytę…
-No chyba sobie jaja robisz… Przecież my nawet terminu wydania nie mamy…
-No właśnie on mówi, że załatwia w tej sprawie wszystko z wytwórnią, a na tym koncercie mamy zagrać dwie piosenki promujące album…
-Jeżeli ktoś myśli, że w tej chwili przerwiemy wakacje, żeby spełniać jakieś idiotyczne żądania naszego managera… - w tym momencie spojrzał na mnie i jeszcze mocniej  ścisnął moją rękę. Przecież on nie może teraz wyjechać…!
-Tom, nie macie wyjścia. Wszystkie bilety rozeszły się w ciągu kilku godzin, ten koncert MUSI się odbyć… A bez wokalisty i głównego gitarzysty raczej nie damy rady.
-I nikt nie wpadł na pomysł, żeby nam o tym powiedzieć,  tak?! – tym razem krzyknął i widać było, że jest wściekły.
-Pretensje do Davida. To będziecie?
-A mamy wyjście…? – powiedział zrezygnowany, wziął ode mnie telefon i się wyłączył. Po chwili zjechał samochodem na pobocze, zatrzymał się i odwrócił się w moją stronę
-Maja… słyszałaś wszystko… Dobrze wiesz, że nie tak miało być, ale widzisz…
-Tom, przecież wiem, że musicie tam pojechać… - powiedziałam na pozór spokojnym głosem, ale byłam załamana
-Ale obiecuję ci, że zaraz po koncercie, czyli góra za trzy dni, będziemy tu z powrotem, OK?
-Jak obiecujesz… - i spróbowałam się uśmiechnąć. – To teraz kurs do szpitala?
-No… Oni też nie będą zachwyceni takim obrotem rzeczy… - i ponownie znaleźliśmy się na trasie. No szlag by to trafił! Ale coś się musiało spieprzyć, bo to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Wiedziałam, że Tom ma rację, czyli, że nasza zakochana para się załamie, jak się dowiedzą, co się stało. Jaki on jest głupi!!! To znaczy ten cały David, bo przecież nie Tom. Naprawdę nie mógł kilku dni poczekać z tym koncertem, tylko tak już, teraz, zaraz?! Nie wydaje mi się, żeby tydzień w tą czy w tą miał jakieś wielkie znaczenie. Co więcej, to nie ma żadnego znaczenia! Przecież jak nic nie wydali od dwóch lat (w tym momencie Zuzka wyrecytowałaby jak karabin maszynowy dokładne daty wyjścia wszystkich albumów), to po co ten pośpiech?! A poza tym, ja rozumiem, manager managerem, ale z tego co wiem, to bliźniacy są założycielami zespołu, więc chyba, do jasnej cholery, powinni mieć coś w tej sprawie do powiedzenia! Chyba Tom zauważył, w jakim jestem nastroju:
-Mała, proszę cię, jestem w wystarczająco podłym nastroju, jeszcze jak patrzę, jak jesteś smutna, i to przeze mnie, to zwariuję, a chyba tego nie chcesz prawda? – był taki kochany. Mimo wszystko usiłował jakoś mnie pocieszać.
-Już jedź do nich – odpowiedziałam z nikłym uśmiechem, a po pięciu minutach wysiadaliśmy z samochodu pod szpitalem.  Zaczęliśmy zmierzać w stronę Sali mojej przyjaciółki, jednak musieliśmy uważać na lekarzy, bo teoretycznie środek nocy to nie była pora odwiedzin. Udało nam się jednak przemknąć niezauważenie, a kiedy podeszliśmy do właściwej Sali, zobaczyliśmy Zuzę i Billa, którzy trzymali się za ręce, śmiali się z czegoś i wyglądali na bardzo szczęśliwych. Jeszcze nie wiedzą, z jakimi wiadomościami przyszliśmy… Ale cóż, musimy się wreszcie zmierzyć z najgorszym, więc Tom otworzył przede mną drzwi i oboje weszliśmy do sali. Na dźwięk otwieranych drzwi, oboje odwrócili się w naszą stronę i widać było, że lekko ich zatkało
-Maja… Tom… A co wy tu do jasnej cholery robicie? – chyba Zuza nie była zadowolona z naszych odwiedzin. – Czy ja wam kilka godzin temu nie dałam dość dobitnie do zrozumienia…
-Dałaś, dałaś i nawet chcieliśmy się do tego zastosować, ale… - w sumie nie wiedziałam, jak mam im powiedzieć, że bliźniacy muszą wyjechać, jednak wyręczył mnie Tom
-Krótko mówiąc, mamy problem. W wielkim skrócie, musimy w tym momencie wracać do L.A. dać jakiś akustyczny koncert promujący płytę, który wymyślił nasz kochany manager.
-CO?! – wiedziałam, że im się to nie spodoba
-Tak, kochany David postanowił natychmiast ruszyć z promocją płyty i raczej nie mamy nic do gadania, bo wszystkie bilety od razu się rozeszły – widziałam, że on chce to tak bardziej bez owijania w bawełnę przekazać, jednak mógł być trochę bardziej delikatny, moim zdaniem.
-Dobra, chłopaki… musicie się zbierać chyba…
-Tak, to wy się tu pożegnajcie, a my z Mają zaczekamy na korytarzu – powiedział Tom i wyciągnął mnie przed salę – To co, do zobaczenia za trzy dni?
-Na pewno trzy dni?
-Ani chwili dłużej… - szepnął, a ja znów poczułam smak jego ust, a po chwili widziałam tylko oddalających się bliźniaków…

51. Limit prędkości.


Zasadniczo nie miałem pojęcia, o co chodziło w tym filmie. Chyba coś o jakiejś intrydze, zdradzie… Albo rozwodzie…? Moja uwaga zdecydowanie skupiona była na czymś, a raczej na kimś innym. Mimo tego, że to przecież ja, wielki Tom Kaulitz i żadna dziewczyna jak dotąd nie potrafiła mi się oprzeć, do tej pory nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. W ciągu ostatnich kilku godzin kilka razy całowałem się z najwspanialszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem, która obecnie dodatkowo znajdowała się teraz w moich ramionach i dam głowę, że tylko udawała, że ten film ją interesuje. Tak naprawdę, na sto procent, jej myśli teraz skupione były na inteligentnym, mądrym, przystojnym i czarującym gitarzyście, czyli oczywiście na mnie. Dobrze, że chociaż tego idiotę mojego brata zostawiliśmy u Zuzy… No właśnie. Mam nadzieję, że nic złego się jej nie stało, bo w przeciwnym razie ten ćwok już całkiem zwariuje, później zwariuje moja matka, a na końcu ja! Przecież ja nie będę miał życia! Już całkiem, koniec, zero! I tak raczej nie będę go miał, bo jak znam Billa, to teraz dzień i noc będę słyszał o tym, jaka Zuza jest genialna, cudowna i w ogóle… No w sumie, wbrew temu co piszą te wszystkie durne gazety, pierwszy raz od dłuższego czasu jakaś dziewczyna się nim zainteresowała. Też bym się cieszył, ale ja nie mam problemów z powodu braku powodzenia u płci przeciwnej. O, chyba film się skończył. Generalnie, jak już wcześniej wspomniałem, nie śledziłem za bardzo akcji, jednak zapalone nagle światło chyba świadczyło o zakończeniu. Spojrzałem na swoją towarzyszkę:
-To co, mamy dosyć kina?
-Jakieś propozycje? – odpowiedziała z uśmiechem pytaniem na pytanie. Zdecydowanie twierdzę, że jest to jeden z moich najlepszych wieczorów. Nie licząc mojej (w sumie naszej) osiemnastki, sylwestra w Tokio, imprezy po koncercie w Paryżu i kilku innych… No i oczywiście nocy, w której świętowaliśmy moje zwycięstwo w plebiscycie na najseksowniejszego gitarzystę (Georg do tej pory twierdzi, że wyniki były sfałszowane).
-Wiesz, wprawdzie możemy poprosić tamtego miłego pana o jakiś jeszcze jeden, równie dobry film…
-Ty naprawdę nie masz co robić z pieniędzmi? – zaśmiała się – Może wyjdźmy, pójdźmy gdzieś…
-Co tylko chcesz, księżniczko – powiedziałem, wstałem z dość wygodnego fotela, wziąłem Maję za rękę i wyszliśmy z Sali. Kiedy już mieliśmy wychodzić z kina, usłyszeliśmy za sobą dźwięk ciężkich, szybkich kroków i głośny, skrzeczący głos:
-Zaraz, zaraz, a gdzie to się tak państwu spieszy? – obróciliśmy się za siebie i zobaczyliśmy przesympatycznego portiera, biegnącego w naszą stronę
-Słucham, jakiś problem? – nie wiem czego ten dziadek znowu od nas chciał, ale zaczynałem mieć go dosyć
-To jest zachowanie po prostu karygodne! Nie dość, że wchodzicie do mojego kina, które jest nieczynne – no, jakoś o stu euro to już nie wspomniał – to teraz jeszcze tak po prostu zamierzacie sobie wyjść! A po każdym seansie to posprzątać trzeba przecież, środki czystości kupić! I kto ma niby to wszystko robić?! – moher. Chcąc nie chcąc znowu wyjąłem z kieszeni sto euro (w sumie  co mi tam, sto euro w tą czy w tą, ale zauważyłem, że Majka wywróciła wymownie oczami)  i wcisnąłem dziadkowi do ręki
-Możemy już iść?
-Ależ tak… - nagle zrobił się miły aż do przesady – Życzę państwu miłego wieczoru! – co za człowiek! Gdyby to jeszcze była jakaś piękna dziewczyna, na którą po prostu podziałał mój niewątpliwy urok osobisty… Ale nie, ja nie rozumiem, dla tych wszystkich ludzi to tylko kasa się liczy! Ja osobiście z reguły nie oszczędzam i pieniędzy nie żałuję, bo po co? Ale chyba Maja miała trochę inne zdanie na ten temat:
-Tom, ty naprawdę nie znasz innego sposobu rozwiązywania problemów?
-A po co mam szukać innego, skoro ten zawsze jest skuteczny? – cmoknąłem ją przelotnie w policzek, co zdecydowanie zakończyło nasz ,,spór”, chociaż jestem pewien, że nie zmieniło to ani trochę jej stosunku do moich metod. – To co, idziemy do samochodu i jedziemy szukać kolejnego miłego miejsca na dalszą część… randki?
-Jak randki to proszę bardzo – w tym momencie doszliśmy do mojego wynajętego auta (nie było to wprawdzie moje Audi R8, które stało sobie teraz w L.A.), więc ja szarmancko otworzyłem przed Majką drzwi (chyba nawet nauczyłem się tego od Billa – raz w życiu się na coś przydał). Jednak mimo bardzo sympatycznej rozmowy, jazda zaczęła mnie po prostu nudzić…
-No jak oni tu mogli narzucić ograniczenie do 60km/h?! – co za idiota to wymyślił?! I jak ja mam niby olśnić moją towarzyszkę swoimi niespotykanymi zdolnościami prowadzenia samochodu, kiedy mam odgórnie narzucone, że muszę się wlec jak żółw?!
-Jak ci się nie podoba, to może się zamienimy, co? – no jeszcze tego brakowało, żeby dziewczyna mnie woziła! Co to to nie!
-Chyba nie myślisz, że dam ci prowadzić samochód, a ja będę grzecznie siedział na miejscu pasażera, prawda?
-Nawet nie pomyślałam, że się zgodzisz – uśmiechnęła się – po prostu jestem przyzwyczajona do niekorzystnych warunków na drogach
-Aż tak źle?
-No wyobraź sobie, że nie wszędzie są takie autostrady jak w Niemczech – niemożliwe, z nią mogę gadać nawet o autostradach niemieckich! Tego jeszcze nie było. Jednak miałem trochę dosyć, więc trochę mocniej wcisnąłem pedał gazu.
-W takim razie kiedyś będę ci musiał kiedyś pokazać… NO JAK JEDZIESZ IDIOTO?! – w tym momencie musiałem gwałtownie zahamować i zjechać na sąsiedni pas, bo jakiś palant, jadący starym, rozwalającym się Oplem Astrą zaczął tak po prostu zajeżdżać mi drogę! Mi!
-Tom, uważaj! – usłyszałem krzyk Mai, ale ten pajac tak mnie wkurzył, że teraz nie mogłem odpuścić. Rzucił wyzwanie Tomowi Kaulitzowi! A Tom Kaulitz nie poddaje się nigdy, więc po chwili nasza prędkość wzrosła dość znacząco, a ja zacząłem gonić  tamtego starego rzęcha, nie zwracając uwagi na coraz większą liczbę trąbiących na nas kierowców – Tooom!
-Zaraz…. Jeszcze… chwila… - udało mi się powiedzieć tylko to, bo prędkość zrobiła się już naprawdę imponująca i usiłowałem nie stracić kontroli nad samochodem. Kiedy wreszcie minąłem tamto auto, w triumfalnym geście wysunąłem rękę za okno i środkowym palcem dobitnie dałem znać tamtemu kierowcy, co o nim myślę i jak kończy się zadzieranie ze mną. Spojrzałem na Maję… zrobiła się zielona i wyglądała, jakby za chwilę miała stracić przytomność – Hej… Mała, wszystko OK?
-Tak… tylko, zwolnij trochę… - chyba nie była przyzwyczajona do takich prędkości. Co innego osoba, która uczyła się prowadzić auto na niemieckich autostradach bez ograniczenia prędkości, czyli ja. Złapałem ją za rękę, na co ona się uśmiechnęła i już miałem powiedzieć coś inteligentnego, kiedy zadzwonił mój telefon. Oby to nie była…
-Pan Tom Kaulitz? – usłyszałem złowrogi, męski głos w słuchawce. Całe szczęście, że to nie moja matka, chociaż ten głos nie wróży raczej nic dobrego
-Tak, przy telefonie – odpowiedziałem, trochę niepewnie
-Czy przed chwilą jechał pan wypożyczonym samochodem o numerze rejestracyjnym M867J23 przez centrum miasta?
-Y…Taak…
-Nasze radary zanotowały karygodne wręcz przekroczenie prędkości, i to w terenie zabudowanym, z dozwolonej 60km/h do 180km/h. Otrzymuje więc pan 250€ mandatu, oraz 10 punktów karnych. Czas na uregulowanie należności wynosi 10 dni roboczych. Do widzenia – zatkało mnie. Jeszcze nigdy, jak mam prawo jazdy od ośmiu lat…
-Scheiße…!

50. Kłótnia.


-Czy pani zdaje sobie sprawę, jaka to jest nieodpowiedzialność?! – w tym momencie to zdawałam sobie sprawę, że lekarz coś do mnie mówi, ale szczerze mówiąc, nie wiele do mnie docierało. Wgapiałam się tępo w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Bill, a facet kontynuował:
-Przecież w pani stanie takie zachowanie jest niedozwolone!!! Każde nadwyrężanie organizmu… - bla, bla, bla… Ten facet zdecydowanie wyglądał na pracoholika, który cały dzień spędza w pracy i po prostu nie ma pojęcia o życiu. Dlatego też nawet do głowy mu nie przyszło, że ja naprawdę wcale go nie słuchałam, tylko myślami byłam zupełnie gdzie indziej…
-…I żeby mi się to więcej nie powtórzyło! – nareszcie sobie poszedł. Czy on nie rozumie co ja w tej chwili przezywam? Przed kilkoma minutami całowałam się z najwspanialszym facetem na świecie, a ten mi tutaj o jakimś oszczędzaniu się i nadwyrężaniu organizmu! Opadłam bezwładnie na poduszkę i zaczęłam zastanawiać się, co będzie dalej. Pierwsze co stwierdziłam, to fakt, że jestem cholernie, niemożliwie wręcz szczęśliwa. Jednak tu się właśnie pojawia pytanie, jak to będzie dalej? Mimo tego, że nie znamy się zbyt długo, niewątpliwe jest, że coś już się wydarzyło i teraz zdecydowanie nie jestem dla niego nikim (dla Billa Kaulitza!!!). Ale za trochę ponad tydzień nasze wakacje się kończą… Nie! Koniec! Nie będę teraz roztaczać przed sobą najtragiczniejszych wizji, typu, że wrócimy do swoich domów i o sobie zapomnimy. W życiu! Jesteśmy razem (AAA! No chyba tak można powiedzieć) i już! Więc kiedy zaczęłam dla odmiany rozmyślać o moim genialnym wokaliście i o tym, kiedy wróci, bo oczywiście miałam nadzieję, że nie przejmie się za bardzo groźbami doktorka, do Sali weszła pielęgniarka
-Pani Zuzanno, będzie miała pani towarzystwo – oznajmiła
-Y… Słucham? – no jeszcze, kurna tego brakowało, żeby mi tu kogoś dostawili! I jak ja mam przeżywać romantyczne chwile, w jakże romantycznym miejscu (to była ironia) z jakimś w ogóle obcym osobnikiem na łóżku obok?!
-Chyba nie sądziła pani, że mamy tyle wolnych miejsc, że będzie pani sama w Sali? – spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Mam tylko nadzieję, że to będzie ktoś cichy, zdecydowanie niekłopotliwy, który będzie żył swoim życiem i nie będziemy sobie wchodzić w paradę. Nic więcej nie chcę. – Tutaj, panie Martinie! – usłyszałam wołanie. Martin?! Naprawdę nie ma tu żadnych Polaków i znowu będę skazana na niemiecki? Ta… W tym momencie do Sali wszedł wysoki, na oko dwudziestopięcioletni facet. Przyjrzałam mu się bliżej…
-My się chyba już znamy – zagadnął z uśmiechem… chłopak ze sklepu, dzięki któremu ominęłyśmy kolejkę! No nie wierzę!
-Tak, spotkaliśmy się… - odpowiedziałam, cały czas nie wierząc własnym oczom
-Ale w nieco innych okolicznościach – wydawał się bardzo sympatyczny. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę – Martin
-Zuza – odpowiedziałam w uśmiechem. Dobra, nie jest źle. Po chwili pielęgniarka wskazała mu wolne łóżko i poszła sobie, a mój nowy sąsiad dość szybko się zadomowił. Mimo wszystko nie miałam za bardzo ochoty na rozmowę, jednak, kiedy zaczął zagadywać, tak głupio było nie odpowiadać, więc chcąc nie chcąc wciągnęłam się w dość ciekawą pogawędkę
-Zdradzisz mi wreszcie, jak to się stało, że jeszcze kilka godzin temu spotkałem cię kupującą w biegu kostium kąpielowy, a teraz nie jesteś w stanie przejść nawet kilku metrów bez kuli?
-Nie wnikaj… Tylko ja jestem zdolna do wyłożenia się na płaskiej powierzchni. I to z takimi skutkami – na moje słowa wybuchnął głośnym śmiechem – Ej! A ciebie co tutaj sprowadza?
-No ja już nie miałem na to wpływu. Jakiś cholerny wyrostek czy coś. W sumie nic poważnego, a wycinać trzeba – jego było mi dużo trudniej zrozumieć niż Billa, pewnie dlatego, że Bill wiedział, że moje umiejętności językowe pozostawiają wiele do życzenia i specjalnie mi ułatwiał…On jest taki cudowny! Ale z Martinem rozmawiało mi się naprawdę fajnie, tak, że nie zauważyłam upływającego czasu. W pewnym momencie on zapytał:
-Zuza, dobrze się czujesz?
-Tak, jasne, a co? – Ten też?! Naprawdę czułam się dobrze. To znaczy wiadomo, że gips na nodze był niesamowicie upierdliwy, ale tak pod względem zdrowotnym to było OK
-Zrobiłaś się strasznie blada… - podszedł do mnie, usiadł na skraju mojego łóżka i złapał mnie za rękę chcąc sprawdzić mój puls. Było to dla mnie dość dziwne, bo serio nic mnie w moim samopoczuciu nie zaniepokoiło. Po chwili usłyszałam głos pełen wyrzutu, dochodzący z okolic drzwi:
-Co to ma być, do jasnej cholery?!
-Bill! – kompletnie się go w tej chwili nie spodziewałam! Zrozumiałam, że sytuacja w jakiej nas zastał była troszkę dwuznaczna, ale on na pewno nie jest taki głupi…
-Y… No tak… Co to ja… A tak! To ja się chyba przejdę… Taki piękny wieczór… Nie będę przeszkadzał… - wyjąkał Martin i opuścił salę. Zostałam więc sama z Billem, który w dalszym ciągu stał pod drzwiami, z niezwykle groźną miną i w sumie bałam się tego, co teraz powie
-Ja tu wystaję  jak ten debil pod szpitalem, tylko po to, żeby ten cholerny doktor sobie wreszcie poszedł i żebym mógł do ciebie wrócić, a ty tu… - no nie wierzę! On na serio myśli, że tam coś zaszło!
-A ja tu co?! – wkurzył mnie – Myślisz, że to co zobaczyłeś, cokolwiek znaczyło?!
-No jakby nie znaczyło, to może mi wyjaśnisz, co ten pajac robił tak blisko ciebie?! – no ja chyba śnię! Wszyscy faceci są tacy sami…
-Ciesz się, że jestem unieruchomiona, bo jakbym wstała…
-To co, pobiegłabyś za tym lalusiem? – tego chyba nigdy nie zrozumiem. Jak przychodzi co do czego, to on robi się kilka razy bardziej stanowczy nawet niż Tom… A normalnie tak to nie wygląda. Ale wracając do tematu…
-Co ty do cholery wygadujesz?!
-No może powiesz, że nie widziałaś, jak ten palant się na ciebie patrzył, co?! – przegina
-Czy ty sugerujesz, że w tym momencie powinnam zerwać wszystkie kontakty z innymi facetami poza tobą?!
-Jakiś dystans to mogłabyś zachować…!
-Tobie się naprawdę wydaje, że ja obcałowuję wszystkich napotkanych naokoło facetów?! – i nagle nastała taka niezręczna cisza. Nie wiedziałam ani co mam teraz powiedzieć, ani jak on powinien zareagować, więc po prostu siedziałam i czekałam na jego ruch. A po chwili usłyszałam głos Billa, dużo cichszy i spokojniejszy niż przed chwilą:
-Czyli ja nie jestem jakimś tam spotkanym przypadkowo facetem? – no kurna, Amerykę odkrył! Ale ja twardo obstawiałam przy swoim, zrobiłam minę, która za pewne przypominała obrażone dziecko i odwróciłam głowę. Niech się trochę postara, w końcu to nie ja przed chwilą wywrzaskiwałam jakieś bezpodstawne oskarżenia. Kątem oka zauważyłam, że podszedł do mnie i tak jak poprzednio usiadł na łóżku. Dotknął mojej twarzy i tym samym zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. – Hm..?
-A jak myślisz? – odpowiedziałam wreszcie. Nie było sensu się dłużej sprzeczać. Skoro mamy niby być razem (Łiii!!!), chyba trzeba się będzie przyzwyczaić do takich sytuacji. Przytuliłam się do niego, a cały świat przestał dla mnie istnieć.

49. Wynocha stąd!

-Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie bałem… - muszę przyznać, że jeszcze do tej pory wyczuwam ten strach. Tak naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czułem coś takiego. Chyba było to wtedy, jak mamę tak bardzo bolała głowa, że straciła przytomność i musieliśmy wzywać karetkę. Wtedy też myślałem, że zwariuję ze strachu. Tak jak dzisiaj. Mogłem jednak dopiero teraz pozwolić sobie na takie wyznanie, bo właśnie przed chwilą Zuza kategorycznie kazała opuścić szpital Mai i Tomowi, pozostając tym samym sam na sam ze mną. W sumie to nie jestem pewien, dlaczego to zrobiła. Chyba najbardziej prawdopodobna opcja to taka, że po prostu miała dość tamtej zakochanej dwójki. A, że, jak to zawsze mówi mama, nie wolno być w stosunku do innych niekulturalnym, Zuzanna, jako, że jest bardzo dobrze wychowana, po prostu poprosiła ich o wyjście. Wiadomo, gdybym dowiedział się, że zrobiła to dlatego, żeby pobyć chociaż chwilę ze mną, odczułbym zapewne jedno z tych ciężko definiowanych uczuć, które, jak mawiali filozofowie średniowieczni muszą świadczyć o…
-Ale naprawdę nie musiałeś, przecież widzisz, że już wszystko jest… Dobrze… Auu… - nie dałem się przekonać. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że doznała pewnych obrażeń, wskutek nieszczęśliwego wypadku i na pewno stwierdzenie, że nic jej nie jest, jest zdecydowanie przesadzone
-Zuza, co ci jest?! – przecież widzę, że coś jest nie tak! – Coś cię boli? Czujesz się słabo? Masz zawroty głowy? Ile widzisz palców?! – zacząłem wymachiwać jej trzema palcami przed twarzą. Może wydawało się to dosyć dziwne, ale wiedziałem, że żadnych objawów lekceważyć nie należy. Chyba chciała zacząć protestować, jednak nie dałem jej przerwać. – Masz mdłości? Mówiłem, że nie powinni dawać ci tego antybiotyku! On może mieć fatalne działanie uboczne! Czujesz, że zaczynasz tracić kontakt z rzeczywistością?
-Za chwilę ty go stracisz, jak się nie uspokoisz! –dlaczego ona nie dostrzega powagi sytuacji!? Ja tylko staram się zapobiec nieszczęściu! Ale po chwili dodała łagodniej – Bill, uwierz mi, jedyne co mi w tym momencie dolega to poczucie, że do końca wyjazdu będę unieruchomiona. Wszystko jest dobrze, możesz się wreszcie wyluzować, serio - i zobaczyłem jeden z jej zniewalających uśmiechów. Chyba faktycznie powinienem wyluzować. I zacząć ją bardziej wspierać, a nie dołować wizjami powikłań fatalnych leków. Nie było mi jednak dane wytrwać w tym postanowieniu, gdyż po chwili do Sali wszedł ten sam lekarz, który uprzednio udzielał nam informacji o stanie Zuzy
-Jak tam? Widzę, że lepiej się pani czuje. – zaczął dość sympatycznym tonem – O, i nawet ma pani towarzystwo! – chyba mówił o mnie. – No więc, jak tam samopoczucie?
-Bardzo do… - a ona jak zwykle swoje! I teraz zamierza powiedzieć temu miłemu doktorowi, że nic jej nie jest i tak w ogóle to powinna już wyjść do domu! Przecież to może doprowadzić do bardzo wielu komplikacji! Przecież ona w ogóle nie dba o siebie! Widać, że ja muszę się tym zająć
-Przepraszam, mam zupełnie inne wrażenie na ten temat… - na chwilę urwałem, bo zobaczyłem, że Zuzia spiorunowała mnie wzrokiem – Zauważyłem, że stan pacjentki powinien być w tym momencie już trochę lepszy, co mnie niepokoi. Moim zdaniem jest to efekt podania niewłaściwego antybiotyku…
-Bill…! – usłyszałem nerwowy szept. Nie podobało jej się to, co mówiłem, ale teraz nie mogłem się wycofać
-Który nie jest zbyt kompatybilny z jej organizmem. Według mnie przeciwciała, które zgromadziły się…
-Zaraz, młody człowieku! – przerwał mi doktor – podziwiam twoją wiedzę, jednak pochlebiam sobie, że przypadek pani Zuzanny nie jest dość skomplikowany i jestem pewny,  że dobór leków jest jak najbardziej korzystny.
-Ale… - ale ja jestem pewny, że mam rację! Kiedyś znalazłem u babci podręcznik dla studentów trzeciego roku medycyny, więc naturalnie go przeczytałem. I tam na pewno potwierdzali moją opinię!
-Wydaje mi się, że to ja jestem jej lekarzem prowadzącym. Więc proszę, bez dyskusji. – I wyszedł! Czyli nie potraktował mnie serio… jak on mógł?! Czy naprawdę, jedyne osoby, które słuchają tego, co mam do powiedzenia, to moja mama, babcia i Zuzanna?
-Czy ty naprawdę uważasz, że wiesz lepiej, jak ja się czuję? – ten ton nie wróżył nic dobrego. Spojrzałem na moją towarzyszkę i od razu zorientowałem się, że początki romantycznej atmosfery gdzieś się ulotniły. Chyba była mocno zdenerwowana.
-Ty po prostu nie umiesz obiektywnie ocenić…
-Ja nie umiem obiektywnie ocenić?! To może oświecisz mnie, kto z naszej dwójki tutaj studiuje medycynę, bo w sumie sama się pogubiłam. – a wydawało mi się, że po przeczytaniu tylu książek będę w stanie lepiej zrozumieć kobiety. No naprawdę, nie wiem o co jej chodzi! Jak się o nią martwię – to źle, ale jestem pewny, że jakbym się z kolei nie martwił – byłoby jeszcze gorzej! Mój ojczym kiedyś mi powiedział, żeby unikać kłótni z kobietami. Nie wydawało mi się to zbyt rozsądne, żeby nie przedstawiać swoich racji, tylko po prostu przyznawać racje drugiej stronie, jednak w tym momencie doskonale widzę, że kłótnia nie ma najmniejszego sensu. Muszę teraz załagodzić sytuację, bo tak nie może być!
-No, może trochę przesadziłem…
-Trochę?
-No przesadziłem, przepraszam. Ale ja po prostu… martwię się o ciebie i jakby coś ci się stało… - nie wiedziałem jak dokończyć to zdanie.  Z jednej strony, żałuję, że w takich chwilach nie ma ze mną mojej mamy bo ona na pewno wiedziałaby, co należy powiedzieć (lecz z tego co wiem, już wróciła do Niemiec), ale z drugiej strony, przecież nie mógłbym tu tak sobie siedzieć z dziewczyną moich marzeń i moją mamusią! Wykluczone! Chyba wyglądało to tak, jakbym się zawstydził, albo coś w tym rodzaju, więc Zuza, zatroskana, nachyliła się nade mną (o ile pozwalał jej na to dość nieporęczny gips, choć ułatwiał jej fakt, że siedziałem na jej łóżku).
-Ale nic mi nie jest, naprawdę – szepnęła. Poczułem, że to koniec naszej kłótni. Poczułem też jej słodki oddech, gdyż nagle znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Nie wprawiło mnie to jednak w zakłopotanie. Przeciwnie, poczułem coś nieopisanego…
-Jesteś pewna? – z tej odległości zobaczyłem nierówności tuszu na jej rzęsach.
-Tak – szepnęła i w tym momencie nasze usta się połączyły. Już dawno nie byłem z żadną dziewczyną tak blisko i nie sądziłem, że pocałunek może być tak wspaniały. To było tak niesamowite uczucie, że oddałbym cały swój majątek, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jednak, jak to zwykle bywa, wszystko musiało potoczyć się inaczej, więc nagle…
-A co to ma być?! Czy to jest jakiś żart?! Przecież pacjentka musi odpoczywać!!! – słysząc ten przeraźliwy krzyk, bardzo niechętnie odsunąłem się od dziewczyny i zobaczyłem niezwykle groźnie wyglądającego lekarza, który stał nad nami i wyglądał, jakby za chwilę miał dostać zawału – No pierwszy raz w mojej karierze…! Jak tak można?! To jest szpital, a nie dom publiczny!!!
-Ale to nie… - usiłowałem jakoś bronić Zuzy (tak przecież trzeba!), jednak doktor nie chciał mnie słuchać
-Ani słowa! No w głowie mi się to nie mieści!!! Wynocha stąd!!! Ale już!!! – był tak wściekły, że nawet nie próbowałem stawiać oporu. Puściłem więc jej rękę, wstałem z łóżka i cały czas patrząc jej prosto w oczy wyszedłem, a raczej zostałem wypchnięty z Sali. Półprzytomny znalazłem wyjście ze szpitala, dotarłem do pobliskiego parku, usiadłem na ławce i nie wierzyłem w to, co przed chwilą miało miejsce. Oczywiście zamierzałem tu tylko chwilę poczekać, bo to, że niedługo tam wrócę, jest pewne.

środa, 3 października 2012

48. Porywam Cię.


czułam się tak, jakbym to ja uderzyła głową o posadzkę nie Zuza. To było wręcz niesamowite i nieprawdopodobne ja to znaczy Tom a zresztą nie ważne kto zaczął najważniejsze było, że się pocałowaliśmy wreszcie… szkoda że nie można przewinąć czasu  tak jak w telewizorze i wcisnąć stop klatki w momencie pocałunku albo chociaż zwolnić tępo by ta chwila trwała dłużej oh no dobra trochę się zagalopowałam w każdym razie najważniejsze, że moja przyjaciółka się już obudziła i Bill przestanie robić histerię wreszcie…
Gdy dotarliśmy pod salę nikogo nie było na zewnątrz więc obydwoje wparowaliśmy do środka Zuza była sama w pokoju chociaż pod ścianą znajdowało się jeszcze jedno łóżko na którym siedział Bill i najwyraźniej rozmawiał o czymś z poszkodowaną bo widać było, że przerwaliśmy mu w pół słowa
- no wreszcie się obudziłaś!-rzuciłam się uściskać Zuzę nie zważając na jej protesty, że jeszcze do tego połamie jej żebra
- nawet nie wiesz jak ten osobnik histeryzował  gdy się dowiedział gdzie wylądowałaś-powiedział Tom a Bill spalił buraka i zaczął coś mamrotać pod nosem
- to co, ferie skończone?- zapytała smutno i spojrzała na gips na nodze
- o nie kochana tak łatwo się nie wymigasz od zimowego szaleństwa-powiedział Tom i zrobił taką minę, że wszyscy wypchnęliśmy śmiechem
-serio mądralo-spojrzała na niego spode łba-a niby jak chcesz to zrobić?
- no wiesz może faktycznie skręcona kostka i narty to złe połączenie, ale zakładam że ta pokraka też raczej już nie odwiedzi stoku- wskazał na Billa który wyraźnie był na niego obrażony
-ale jest mnóstwo rzeczy które można robić bez jeżdżenia na nartach jak na przykład…-no dobra nie miałam pojęcia co robić gdy się ma nogę w gipsie bo sama nigdy nie miałam takiego problemu
-zwiedzanie- wypalił Bill a my spojrzeliśmy na niego jak na kretyna
- Bill z całym szacunkiem ale jak ja mam niby zasuwać po tych twoich muzeach w gipsie?-zapytała Zuza a on lekko się speszył
-no to może…
-dobra później nad tym pomyślimy a na razie opowiedzcie co takiego wyprawiałyście pod naszą nie obecność, że aż skończyło się to szpitalem?- zapytał Tom
-byłyśmy na basenie-powiedziałyśmy chórem i wybuchłyśmy śmiechem
-czy wy na pewno nie jesteście siostrami-zapytał głupio Bill, który doskonale wiedział jaka jest prawda- do tej pory jeszcze nigdy nie widziałem nikogo kto zachowywał się tak jak ja z Tomem-dodał a my znowu zaczęłyśmy się śmiać bo teoretycznie rzecz biorąc to to zdanie można było zinterpretować na dwa sposoby i ten drugi sposób też się w naszym wypadku zgadzał mianowicie  my nie tylko dogadywałyśmy się telepatycznie ale też kłóciłyśmy się w podobny sposób jak bracia Kaulitz.
-o widzę, że się pani obudziła i ma bardzo dobry humor- powiedział lekarz, który akurat wszedł do środka. Wykonał parę testów, wypytał Zuzę o kilka rzeczy a gdy odpowiedzi go usatysfakcjonowały, oświadczył że będzie mogła następnego dnia rano wrócić do domu. Po wyjściu lekarza jeszcze długo siedzieliśmy na łóżku obok i rozmawialiśmy jednak ani ja ani Tom nie powiedzieliśmy o tym co wydarzyło się na parkingu chociaż miałam nadzieję że to było celowe działania które zaprocentuje w przyszłości. Za każdym razem gdy patrzyłam na Toma on uśmiechał się w moją stronę. Około dwudziestej pierwszej Zuza bez ceregieli wywaliła naszą dwójkę z pokoju i została tylko z Billem który był cały czas przejęty i co pięć minut dopytywał się jak się czuje aż do momentu gdy Zuza przez zaciśnięte zęby stwierdziła, że jeżeli jeszcze raz ją oto zapyta, to ona własnoręcznie wydrapie mu oczy. Mogłam się założyć, że Bill był gotowy zostać z nią aż do rana więc bez wyrzutów sumienia wsiadłam do auta Toma i pojechaliśmy do hotelu niestety rozmowa zbytnio nam się nie kleiła więc niezręczną ciszę zabijało radio grające rockową muzykę. Nagle z głośników poleciało monsun a ja wymownie spojrzałam na gitarzystę który tylko się zaśmiał i zaczął nucić swoją własną piosenkę, ja po chwili do niego dołączyłam. Muszę przyznać że dobrze że to Bill śpiewa bo gdyby Tom miał być frontmanem to Tokio Hotel miałoby znacznie mniej fanek nie no żartuję, nie było aż tak źle. Gdy piosenka się skończyła Tom zatrzymał samochód jednak nie znajdowaliśmy się pod hotelem a pod starym budynkiem którego wcześniej nie widziałam.
-gdzie jesteśmy?-zapytałam gdy wysiedliśmy z auta
-zobaczysz to niespodzianka-powiedział i weszliśmy do środka od razu zorientowałam się czym był owy  budynek-stare kino-powiedziałam z zachwytem i zaczęłam rozglądać się dookoła
- ma dokładnie osiemdziesiąt pięć lat i wyświetla jeden film tygodniowo-powiedział Tom a ja na niego spojrzałam- No co? Nie tylko Bill czyta przewodniki-podniósł ręce w geście obronnym a ja wybuchłam śmiechem
- a państwo czego tu szukają?-zapytał starszy człowiek siedzący przy blacie przypominającym kasę
- ta młoda dama-wskazał na mnie za co dałam mu kuksańca w bok- jest wielką miłośniczką starych filmów więc pomyślałem że to jest idealne miejsce na randkę
- zamknięte, nie widać?-burknął facet na co Tom wyjął z portfela banknot sto euro i położył go na blacie
- no dobrze w takim razie zapraszam do środka wskazał na jedno z wejść-niestety nie posiadamy popcornu ale jako rekompensatę mogą państwo wybrać film- Tom powiedział jakiś tytuł po czym wziął mnie za rękę i zaprowadził w stronę Sali kinowej. Usiedliśmy na najwyższym miejscu i położyliśmy kurtki na fotelach przed nami. Nagle zgasły światła a na ekranie pojawiło się słynne odliczanie do zera. Nie za bardzo interesowała mnie treść filmu od momentu gdy gitarzysta objął mnie ramieniem i zaczął tłumaczyć dlaczego akurat takie miejsce wybrał jednak ja zamiast wsłuchiwać się w to co mówił ponownie nachyliłam się w jego stronę i nasze usta znów się spotkały…

47. Wszystko będzie dobrze...


-Ale jak to szpital?!-też się przeraziłem na tą wiadomość jednak na widok Billa który w tej chwili wyglądał jakby miał zaraz puścić pawia na szybę nie zadawałem więcej pytań. Na szczęście na drodze nie było korków a w okolicy znajdował się tylko jeden szpital więc udało nam się szybko dotrzeć na miejsce. gdy parkowałem samochód chciałem, żeby Bill poleciał już do recepcji i się czegoś dowiedział ale ta ciapa nie nadawała się do żadnego działania. Tak więc znalazłem miejsce jak najbliżej wejścia i obydwoje pobiegliśmy w stronę wejścia
-Gdzie można znaleźć Zuzannę….yyy-super nawet nie wiedziałem jak ona ma na nazwisko
-Wójcik-dodał za mnie Bill a recepcjonistka dziwnie się na nas spojrzała
-zakładam, że panowie nie z rodziny- zmierzyła nas wzrokiem
-ja jestem jej chłopakiem a to mój brat który mnie tylko przywiózł-wytłumaczył gnom. Coś co zawsze mnie zastanawiało to fakt, że Bill był zawsze totalną ciapą totalnie zależną od mamusi a w ekstremalnych sytuacjach zmieniał się nie do poznania. Potrafił zachować zimną krew i radził sobie nawet lepiej niż ja. Już nie wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha, starał się być jak najbardziej przekonujący. Kobieta za biurkiem westchnęła po czym niechętnie oznajmiła, że właśnie ją przywieźli i jest w sali numer 256 na drugim piętrze. Czym prędzej pobiegliśmy na schody i oczywiście zdążyliśmy się jeszcze dwa razy zgubić zanim dotarliśmy w wyznaczone miejsce. przy wejściu na jednym z drewnianych krzesełek siedziała Maja a po jej polikach ciekły łzy. Od razu do niej podbiegłem po czym kucnąłem naprzeciwko jej tak żeby nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości
-hej mała jak się trzymasz?-zapytałem a ona tylko na mnie spojrzała  po czym znowu zaczęła płakać-Maja spokojnie powiedz co się stało-objąłem ją a ona wtuliła twarz w moją klatkę piersiową
-bo  my… by…byłyśmy na….basenie i biegłyśmy i… Zu…za się poślizgnęła i …-znowu zaczęła płakać więc zacząłem ją uspokajać
-Maja spokojnie nic się takiego ni stało-wiedziałem doskonale że to jest kompletna bzdura bo przecież gdyby nic się nie stało, nie byli byśmy w takim miejscu
- to wszystko moja wina bo to przeze mnie się goniłyśmy-powiedziała już spokojniej
-to powiesz mi teraz spokojnie co się stało?-zapytałem
-Zauzka skręciła kostkę i do tego walnęła głową w posadzkę i straciła przytomność- na te słowa niemalże musiałem łapać Billa który wyglądał jakby też zaraz miał zemdleć po prostu genialnie
-ok tylko spokojnie Bill bo zaraz ciebie głąbie trzeba będzie reanimować-powiedziałem po czym stanąłem wszyscy troje spojrzeliśmy na lekarza który wyszedł z sali
-do pani Zuzanny Wójcik?- wszyscy troje wstaliśmy a on do nas podszedł
- jakie wieści?- zapytałem bo w tej chwili niemiecki Majki pozostawiał bardzo wiele do życzenia
- państwo to…- zmierzył nas wzrokiem od stóp do głów
-ja jestem jej siostrą- powiedziała Maja - a to jej chłopak-wskazała na Billa który lekko się zarumienił - i jego brat - tym razem chodziło o mnie.
-a zatem mogę państwu powiedzieć dobrą i złą wiadomość- powiedział doktor a Maja jęknęła
- dobra jest taka, że pani Zuzanna nie doznała żadnych poważnych obrażeń oprócz skręcenia kostki, guza na głowie i obitej kości ogonowej
- a jakie są złe wieści?- zapytał ponuro Bill
- zła wiadomość jest taka, że w tym sezonie narciarskim raczej już sobie nie pojeździ na nartach bo gips który założyliśmy będzie można zdjąć za dwa tygodnie – powiedział
- czy możemy ją już zabrać do domu?- zapytałem a doktor pokręcił głową
-wolałbym zostawić ją na noc na obserwacji a poza tym na razie śpi bo podaliśmy jej silne środki przeciw bólowe ale gdy się obudzi będą państwo mogli do niej iść
- dziękujemy bardzo- powiedziała Maja a lekarz odszedł. Nie zostało nam nic innego jak czekać aż śpiąca królewna otworzy oczy ale najwyraźniej do Billa nie dotarło, że nic jej nie jest bo chodził w tą i z powrotem co powoli doprowadzało mnie do szału
- czy do ciebie, idioto, nie dociera, że nic się nie stało?- zapytałem na granicy wytrzymałości
-Bill usiądź na swoich szanownych czterech literach bo zaraz zrobisz w podłodze miniaturkę kanionu w kolorado- powiedziała Majka jednocześnie podając nam papierowe kubki z podwójnym cappuccino
-ale to nasza wina a trzeba było olać Davida, my byśmy sobie poszli i was zostawili a teraz co? Zuza ma schrzaniony pobyt i to przez nas- znowu zaczął łazić w tą i z powrotem- nie wytrzymałem, złapałem go za kurtkę i siłą posadziłem na jednym z krzeseł a jedna z właśnie przechodzących pielęgniarek  spojrzała na mnie z dezaprobatą
- ty tu siedź i się nie ruszaj, my idziemy na chwilę na świeże powietrze gdyby się obudziła to do niej pójdziesz i do nas zadzwonisz-powiedziałem po czym zabrałem ze sobą protestującą Maję i wyszliśmy na parking przed szpitalem
- Tom nie powinniśmy chyba…- zaczęła ale ja jej przerwałem
-Maja spokojnie, może się ten gnom trochę ogarnie i nie będę miał powodu żeby mu przyłożyć w miejscu publicznym bo ze zbyt szybką pomocą lekarską nie miał by za dużej nauczki poza tym siedzimy tak już trzy godziny a jestem przekonany, że gdy Zuza po obudzeniu zobaczy mojego brata to od razu poprawi jej się samopoczucie- powiedziałem i  nagle przebiegł mi przez myśl bardzo głupi pomysł byliśmy sami na opustoszałym parkingu na dworze było już ciemno i gdyby nie to, że stoimy przy wejściu do szpitala to by był idealny moment na…
-dziękuję- szept Mai wyrwał mnie z zamyślenia- wspięła się na palce by cmoknąć mnie w policzek ale skończyło się na tym, że odwróciłem głowę tak że nasze usta się spotkały. Całowałem się już z mnóstwem dziewczyn ale bez wątpienia jeszcze nigdy nie czułem się tak przy całowaniu którejkolwiek z nich. Czułem smak jej malinowego błyszczyka i chciałem by ta chwila trwała wiecznie gdy nagle usłyszałem dzwonek swojego telefonu- niechętnie oderwaliśmy się od siebie a ja nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem słuchawkę do ucha
-co znowu?- zapytałem niechętnie
- obudziła się- usłyszałem tylko a już chwilę potem biegliśmy z Mają na drugie piętro

46. Basen.

- to co teraz robimy?-zapytałam po tym jak bracia wyszli
-nie mam pojęcia- Majka usiadła na płotku znajdującym się przy wejściu tak że machała nogami w powietrzu
-a mogło być tak fajnie to oczywiście musiało nam coś jak zwykle przerwać jak nie paparazzi to telefon jak nie telefon to mamusia…
-ej chciałabym zauważyć że mamusia to przeszkodziła mi i Tomowi a nie wam do tego można by dodać nieudany pocałunek na huśtawce i wiele wiele innych niesprzyjających czynników zewnętrznych- westchnęła po czym nagle zeskoczyła z płotka i pociągnęła mnie za sobą- to wcale nie oznacza, że nie możemy się dobrze bawić -powiedziała- nie daleko widziałam reklamę parku wodnego podobno mają tam zjeżdżalnie i wiele innych atrakcji
-czy w tym mieście mają dosłownie wszystko? Nie zdziwiłabym się gdyby okazało się że jest tu też Disneyland …- zakpiłam ale pomysł z basenem był bardzo fajny można spalić trochę kalorii do tego powygłupiać się i zabić jakoś czas do przyjazdu braci. Pobiegłyśmy w stronę naszego hotelu i od razu rzuciłyśmy się w stronę walizek w celu znalezienia kostiumów ale oczywiście okazało się, że żadna z nas nie wzięła ze sobą nic  co nadawałoby się do Aquaparku no cóż… trzeba będzie pójść najpierw na zakupy
- to co zrobimy?-zapytała Majka
-najpierw Misiu posprzątamy to pobojowisko powiedziałam i rzuciłam w nią jedną z bluz walających się po pokoju
-ale…
-żadnych ale, już miałyśmy wpadkę z plakatem… no dobra, dobra ja miałam-powiedziałam pod wpływem jej wymownego spojrzenia 
-no właśnie
-ale nie chcemy, żeby sławni bracia Kaulitz zobaczyli jaki masz np. kolor stanika prawda?
-no w sumie…-powiedziała niechętnie i zaczęła wrzucać wszystko na odwal się do walizki później mogłyśmy iść do centrum handlowego na zakupy. Miał być tylko kostium a skończyło się tak, że obydwie wylądowałyśmy w przebieralniach i przymierzałyśmy jakieś ciuchy
-dobra dosyć tego dobrego-Maja pociągnęła mnie w stronę kasy- w tym tempie w życiu nie wyrobimy się do ich powrotu prawda?- zapytała retorycznie
- nie wiem czy to ma sens oni na pewno już wracają.
-no to musimy się streścić-powiedziałam niestety ludzie, którzy postanowili dzisiaj przyjść na zakupy nie podzielali chyba mojego zdania bo kolejka do kasy posuwała się w żółwim tempie.
- no masz rację to nie ma sensu-powiedziała Majka po czym zostawiła wszystko z wyjątkiem naszych kostiumów i zaczęła się przepychać co wyraźnie nie podobało się ludziom z kolejki, którzy zaczęli na nas wrzeszczeć
-przepraszam bo ja muszę- bezradnie próbowałam przecisnąć się obok grubej baby, która specjalnie zatarasowała mi przejście
-nigdzie nie musisz kochaniutka wszyscy stoimy a ty nie jesteś uprzywilejowana żeby tak się przepychać-powiedziała chłodno a mi ciarki przeszły po plecach
-przepraszam-usłyszałam jakiś męski głos za nią, kobieta odwróciła się niechętnie przy okazji odsłaniając faceta a raczej chłopaka w naszym wieku
-te dwie urocze dziewczyny są ze mną, moja dziewczyna chciała coś jeszcze kupić a ja zająłem kolejkę-puścił do mnie oko a kobieta tylko prychnęła
-też mi coś zero kultury, żeby za moich czasów dziewczyny tylko…-zaczęła ale na szczęście nieznajomy  jej przerwał
-nie wątpię że pani historia jest bardzo interesująca ale niestety spieszy  nam się-pociągnął mnie w kierunku kasy
-dzięki- szepnęłam po czym razem z Majką zapłaciłyśmy za nasze rzeczy i opuściłyśmy kolejkę
-Zuza, Bill ci nie przeszedł prawda?-zapytała  Maja ale ja tylko się zaśmiałam
-oczywiście, że nie… to jest Bill Kaulitz, miłość mojego życia(nie ważne czy o tym wie czy nie) a ten chłopak był po prostu miły
- to dobrze- powiedziała po czym pociągnęła mnie w stronę wyjścia
Na basenie było niesamowicie tłoczno. Ja nie wiem, czy ci ludzie naprawdę nie mają nic lepszego do roboty niż tłoczenie się w miejscach publicznych? Ja rozumiem że to jest kurort i jest pełnia sezonu ale no nie mogli by chociaż dzisiaj posiedzieć w hotelach i pooglądać telewizję?
-tylko mi tutaj nie marudnij- zagroziła Maja widząc moją minę. Szybko upchnęłyśmy nasze ciuchy do kolorowych szafek i poszłyśmy w stronę Jacuzzy.
-tutaj to ja mogę siedzieć całą wieczność-stwierdziłam  i spojrzałam się na sufit pomalowany na pomarańczowo
-no zgadzam się-Majka przymknęła oczy i zanurzyła się po szyję
- to co robimy z naszymi „idolami”-zapytałam a ona tylko wzruszyła ramionami
-po tych dzisiejszych różach zakładam, że się jeszcze zrewanżują za to dzisiejsze zniknięcie a na razie mamy chwilę na odpoczynek od nich-zaśmiała się bo ja spojrzałam na nią spode łba
-no wiesz co? Jak możesz mówić, że chcesz odpocząć od BRACI KAULITZ?!-chlapnęłam na nią wodą i wyskoczyłam z Jacuzzy i pobiegłam w stronę wielkiego basenu do którego wpadała zjeżdżalnia na szczycie stało dużo osób a raz po raz jakiś nieszczęśnik wpadał do wody na specjalnej macie- to było nie powiem fajne bo zjazd był długi i bardzo ostry oczywiście obydwie weszłyśmy na wieżyczkę ale gdy nadeszła nasza kolej Majka niepewnie spojrzała w dół- no oczywiście… lęk wysokości
- a ty co? Nie mów mi że teraz stchórzysz-zaśmiałam się po czym dodałam- Kto ostatni na dole ten sprząta mieszkanie do końca roku akademickiego – to sprawiło, że Maja przybrała wojowniczy wyraz twarzy i już jej nie było ma się te sposoby zresztą i tak wiedziałam, że jakby tylko ona miała sprzątać to raczej skończyłoby się tak że po miesiącu do naszego mieszkania nie dałoby się wejść.
Na dole Majka, która oczywiście wygrała zaczęła skakać i wołać że będę sprzątać-super po prostu genialnie, teraz trzeba będzie z tego jakoś wybrnąć zaczęłyśmy się przekomarzać i gonić  dokoła  basenów Maja biegła pierwsza krzycząc że i tak jej nie dorwę gdy nagle poślizgnęłam się na śliskiej posadce i rąbnęłam z całej siły o ziemie. Poczułam tylko silny ból w lewej nodze gdy zapanowała ciemność…

45. Jedź...

-Tom ale ja nie chcę…-starałem się protestować ale to niestety nie działało. Czy ja naprawdę nie mam prawa głosu w żadnej kwestii? Było tak fajnie i w ogóle i nawet udało mi się przeżyć a teraz co? Wlokę się za Tomem do naszego wypożyczonego auta i mamy jechać w jakieś miejsce żeby obgadać wszystko z Davidem-super po prostu…
-nie marudź mi tu gnomie bo jak czegoś nie zrobimy to w najlepszym wypadku będziesz grywał do kotleta w jakiejś podrzędnej knajpce- powiedział wyraźnie podirytowany i coś mi się zdaje że jemu też się ta sytuacja nie za bardzo podobała
-ale co my możemy w ogóle zrobić?-próbowałem się dowiedzieć bo nienawidzę nie mieć pojęcia o tym co się dzieje nagle Tom gwałtownie stanął i spojrzał na mnie z żądzą mordu w oczach ale przecież ja nic nie zrobiłem!!!
-słuchaj-przyłożył sobie dłoń do czoła tak jak to robi mama gdy ma silną migrenę-nie mam pojęcia ok? to jest bardzo nie bezpieczna sytuacja i musimy z niej wyjść bez szwanku a nie bardzo mi się widzi perspektywa nagłego wyjazdu i zostawieniu tu dziewczyn-dodał a ja tylko przytaknąłem
- musimy pokazać że trzymamy rękę na pulsie jak się nie uda nic wskórać to w najgorszym wypadku ściągniemy tu chłopaków żeby coś nagrać albo wydać oświadczenie dla prasy, jestem nawet gotowy zaciągnąć dziewczyny do LA byle by tylko nie tracić z nimi kontaktu- nie wiem czy Tom miał racje czy nie ja osobiście miałem bardzo złe przeczucia i cała ta seria wypadków bardzo mi się nie podobała
-ok ale nie rozumiem co właściwie stało się Davidowi- chciałem dalej kontynuować rozmowę-czy to nie dziwne że tak nas nagle potraktował po tylu latach współpracy?
- bardzo dziwne i podejrzane ale na razie nie możemy nic z tym zrobić bo od niego zależy w tej chwili nasze być i nie być w związku z tym trzeba się zorientować, o co tak właściwie chodzi.
Kilka minut później jechaliśmy już w umówione miejsce a ja podziwiałem śnieżny krajobraz i robiłem zdjęcia przepięknym Alpom.
-czy ty nie masz lepszych rzeczy do roboty?- zapytał Tom nie odrywając wzroku od drogi
-nie, ale to pomaga mi się skupić i chwilowo obmyślam plan-powiedziałem jednocześnie podziwiając śliczny domek po lewej stronie drogi
-ta plan no ciekawy jestem czym tym razem zszokujesz opinię publiczną… nowy tatuaż czy może niebieskie włosy- czy on właśnie sobie zakpił? Ja naprawdę staram się pomóc i wypraszam sobie takie uwagi co mam jeszcze zrobić?!
Z Davidem spotkaliśmy się w jakiejś bardzo starej i gustownie urządzonej kawiarni co miało dużo plusów bo mogłem podziwiać neobarokowy wystój i przepiękne freski na ścianie idealnie komponujące się ze sztukaterią pod sufitem przedstawiającą liście owoce i grubiutkie amorki.
-dobra czego chcesz?-zapytał bez wstępnych ceregieli Tom gdy David wstał żeby się z nami przywitać
-co ty taki nerwowy?-zapytał mężczyzna i wskazał na dwa krzesła żebyśmy usiedli
-no zgadnij? Nie ma nas trzy dni dosłownie a cały świat się wali czy naprawdę nie możemy mieć chwili spokoju? Naprawdę coś się stanie jak choćby na tydzień nikt nie usłyszy o ekscesach kogoś z członków zespołu?-muszę przyznać że Tom miał absolutną rację no bo to co ostatnio się działo było kompletnym szaleństwem. Do tej pory siedziałem cicho i tylko przyglądałem się rozmowie tej dwójki ale jakoś tak mi głupio przecież to ja jestem Frontmanem tak czy nie? No dobra Bill trzeba działać…
- słuchaj David ja wiem że cała ta sytuacja wymyka się z pod kontroli ale zatrudniliśmy cię po to żebyś nam w takich chwilach pomagał i to nie ty masz nam dyktować warunki a my tobie nie podoba się? To orevuar  znajdzie się tysiące innych ludzi chętnych do współpracy z nami a teraz słuchaj-spojrzałem mu prosto w oczy i przybrałem bardziej stanowczy ton- nie chcemy żeby plotkowano za naszymi plecami zespół się nie rozpadł a jak ci dobrze wiadomo mój duet wychodzi w przyszłym tygodniu i masz zrobić tak żeby do tego czasu wszystko układało się jak puzzle w układance zrozumiano?- spojrzałem na niego po czym mój wzrok padł na Toma, który wydawał się trochę zdziwiony moją nagłą stanowczością
-nie do końca-zmrużył oczy- bo jak doskonale wiecie potrzebna jest strategia. Owszem mogę obdzwonić gazety zagrozić procesem albo sypnąć waszą kasą żeby wam dano spokój ale pojawianie się w publicznych miejscach z dziewczynami których nikt nigdy wcześniej nie widział na pewno wam nie pomoże
-posłuchaj-tym razem głos zabrał Tom-nie obchodzi mnie co o tym myślą inni mogą próbować ale my nie zrezygnujemy a) z zasłużonego urlopu który najwyżej możemy skrócić do tygodnia, b) z towarzystwa tych dziewczyn ok? i wiem że będę żałował tego co teraz powiem i bardzo rzadko to mówię ale Bill ma racje- no nie to wręcz nie możliwe, mój kochany starszy brat właśnie przyznał mi rację?! To się zdarzyło tylko jakieś chwila muszę pomyśleć… dwa razy w ciągu naszego 26 letniego życia? – to ty jesteś od tego żeby wszystko prostować a teraz myślę że już skończyliśmy, mam rację?- spojrzał na Davida a on tylko kiwnął ręką tak więc Tom szybko wstał po czym pociągnął mnie za sobą tak że wstając o mały włos nie przewróciłem krzesła. Gdy znaleźliśmy się w samochodzie Tom, który znowu prowadził oparł głowę o kierownicę po czym spojrzał na mnie i głośno westchnął
- ok musimy teraz coś wymyślić bo trochę głupio wypadło z dziewczynami może teraz się rozdzielimy? Ja wezmę Maję a ty Zuzkę i pójdziemy w dwa zupełnie inne miejsca żeby im wynagrodzić nasze nagłe zniknięcie?- to nie był wcale taki głupi pomysł wow jestem pod wrażeniem najpierw przyznaje mi rację teraz ma dobre pomysły czy Tom ma gorączkę czy co? A może walnął się w głowę?
-Tom…?
-błagam cię, na razie mam w miarę dobry humor i nie chcę cię zabić ale to nie oznacza, że to się nie zmieni
-no ok nieważne- spojrzałem przez szybę i zacząłem przyglądać się mijanym przez nas drzewom jedno drugie trzecie… dwieście dwudzieste czwarte- jakoś tak nudno się zrobiło więc wyjąłem swój telefon i chciałem już zadzwonić do Zuzy albo do mamusi kiedy mój wzrok przykuła wiadomość którą otrzymałem jakieś dziesięć minut temu i nagle świat zaczął wirować i zrobiło mi się niedobrze
-Tom…-zdołałem tylko wydusić
-czego znowu?-zapytał podirytowany i na chwile na mnie spojrzał –Bill wszystko ok? - wyraźnie się przejął
-Zuza… szpital… jedź - tylko tyle zdołałem wydusić zanim prędkościomierz w samochodzie z dziewięćdziesiątki przeskoczył na sto czterdzieści…