Uploaded with ImageShack.us

piątek, 16 listopada 2012

58. Ci cholerni paparazzi!

-Zuzka, zrozumiesz wreszcie to, co się do ciebie  mówi?!
-Ty naprawdę wierzysz w tą całą historię z kuzynką?
-A pozostaje mi coś innego, żeby nie zwariować?
-No ale powiedz, nie wydaje ci się to ciut ciut podejrzane? Najpierw są z nami i super, pięknie, wszystko się rozwija, nagle magiczny telefon, że niby jakiś arcyważny koncert i bliźniaków nagle nie ma! – cały czas siedziałyśmy w tamtej kawiarni i piłyśmy nie wiem już którą z kolei kawę. Niby telefon Toma w sprawie dziecka wydawał się dość poważny i mało prawdopodobne, żeby wtedy zmyślał to i tak nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło. Nie wspominając już o tym, że od momentu rozstania nie dostałam najmniejszego znaku życia od faceta, na którym nagle zaczęło mi cholernie zależeć. – Jakby ta sprawa była taka mega ważna, to nie byłybyśmy bombardowane przez jakieś durne portale plotkarskie masą zdjęć bliźniaków w towarzystwie tamtej wytapetowanej lali, bo zwyczajnie nie mieli by na coś takiego czasu! Niech ja ją tylko dorwę, to nogi z…
-Dobra, miś, nie kończ. Ale ogarnij się wreszcie i spójrz na to z innej perspektywy. Widziałam, jak ten facet na ciebie patrzy i wierz mi, że to nie jest możliwe, żeby teraz…
-Ale mi to w szpitalu zrobił gigantyczną aferę, a sam co?! Myśli, że wszystko jest OK?! Ma czas do wieczora. Jak nie zadzwoni…
-Tak wiem, zamordujesz blondynkę. Wychodzimy? – ej, ona mnie przestała poważnie traktować! Mam wrażenie, że ją telefon on Toma przekonał w zupełności i teraz czeka tylko na powrót swojego ukochanego, nieskazitelnego gitarzysty. A mówi, że to ja mam obsesję! Muszę ją kiedyś zmusić do opowiedzenia mi, co dokładnie zaszło, podczas gdy my byliśmy w szpitalu, a oni zostali przeze mnie zmuszeni do ulotnienia się. Ale nie teraz, muszę się uspokoić, bo jestem przekonana, że w tym momencie niewiele potrzeba, żeby wyprowadzić mnie z równowagi.
-No idę, idę, już. – chociaż nie było to takie proste, z tym wielkim, cholernym gipsem na nodze. Kiedy przeszłyśmy jakieś dwieście metrów, odległość między nami zrobiła się dość znacząca. – Może byś tak chwilę zaczekała?
-Jeszcze mam na ciebie czekać? Niedoczekanie. Sama chciałaś gdzieś wyjść! – i sobie poszła, zostawiając mnie, więc chcąc nie chcąc musiałam jakoś posuwać się do przodu, podpierając się kulami, które jeszcze nie do końca ogarniałam.
-Nienawidzę cię – mruknęłam pod nosem, ale Majka i tak tego nie usłyszała. Jeszcze jak mi zacznie wciskać, że to dla mojego dobra, żebym przestała myśleć o tamtej sytuacji, tylko skupiła się na dotarciu do hotelu, to chyba nie wytrzymam. Z dość daleka zauważyłam, że moja przyjaciółka wyjęła z kieszeni telefon i przypuszczam, że zaczęła odpisywać na jakiegoś SMS a. Raczej nawet wiem od kogo… Wrr… Kiedy już straciłam nadzieję na to, że Majka raczy się kiedyś zatrzymać i na mnie poczekać, tak jak pewnie zakładała, zaczęłam skupiać się na tym, żeby przeżyć drogę, bo im dłużej szłam w tym śniegu, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że o ile dotrę do tego hotelu, to będzie cud, bo stawiając kule na oblodzonej powierzchni, nietrudno było stracić równowagę. Prawa, lewa, prawa…
-I znowu się spotykamy!
-A! – ktoś zaszedł mnie od tyłu, a ja tym razem naprawdę straciłam równowagę, i gdyby nie to, że tajemniczy ktoś w porę mnie złapał, kolejny raz wyłożyłabym się na śniegu. – Spokojnie, to tylko ja
-Martin! Znowu ty? – on to ma wejście, serio. I to zawsze w najmniej oczekiwanym momencie!
-Ej, może tym razem będziesz milsza niż ostatnio, co?
-Może… - uśmiechnęłam się do niego, chociaż jak zwykle nie chciało mi się z nim za bardzo rozmawiać. Ale ma rację, ostatnio byłam jeszcze bardziej wkurzona niż teraz, i rzeczywiście nie potraktowałam go zbyt dobrze.
-Czy ja dobrze rozumiem, że tamten palant pozwolił ci chodzić po mieście z tym gipsem…
-Ej ej! Jeżeli masz go obrażać, to może lepiej sobie pójdziesz, co? – jeżeli rozmowa zejdzie na obrażanie Billa przez chłopaka, który coś tam sobie kiedyś wyobraził, to tym razem naprawdę nie ręczę za siebie.
-Dobrze, poddaję się – uniósł ręce w obronnym geście – w takim razie porozmawiajmy… na przykład o pogodzie. – na to stwierdzenie wybuchłam śmiechem, a on znów mnie podtrzymał, bojąc się upadku, i w tym momencie zobaczyłam błysk flesza skierowany w naszą stronę
-Co za cholera…? – i w tym momencie do mnie dotarło. Ci cholerni paparazzi, w tym momencie nie zadowalali się tylko śledzeniem bliźniaków… tylko także ich nowych dziewczyn! Więc zdjęcie, na którym Martin mnie obejmuje (a tak naprawdę podtrzymuje przed upadkiem, ale to nikogo nie będzie obchodziło), za kilka godzin  trafi na wszystkie możliwe portale plotkarskie! Więc nie ma najmniejszej szansy, żeby Bill tego nie zobaczył… Niech to szlag!!! – Aaa! Co za idioci! – dałam upust emocjom i chyba tym się właśnie pogrążyłam, bo flesze znów zaczęły błyskać. Czyli jeszcze dojdzie, że dziewczyna Billa Kaulitza ma jakieś problemy emocjonalne ze sobą, zajebiście.
-Zuza… Może mi wyjaśnisz… Bo chyba nic nie rozumiem… - A, jeszcze lepiej, czyli on nie ma zielonego pojęcia o tym, kto urządził mi awanturę w szpitalu z jego powodu. I niedługo pewnie urządzi kolejną. Ale tym razem mam czym się bronić, będzie się musiał długo tłumaczyć ze spotkania z blondie.
-Nie twój interes… Daj mi spokój, OK? – i tak szybko, jak tylko mogłam, wściekła jak jasna cholera, udałam się do hotelu. I znowu zachowałam się jak świnia, napastując Bogu ducha winnego Martina. Kolejny raz. Mogę się założyć, że w tym momencie wyzywa mnie od najgorszych i postanawia sobie, że już nie będzie starał się ze mną spotkać. Oj nie. W hallu powitał mnie portier, jednak nie miałam ochoty rozmawiać, tylko od razu weszłam do windy. Wyjęłam z torebki swoją komórkę i zobaczyłam osiem nieodebranych połączeń: siedem od Billa i jedno od Majki. Niby powinnam do niego oddzwonić, ale po pierwsze pewnie jest najęty przygotowaniami do koncertu, a po drugie nie mam pewności czy już nie widział zdjęć. A jeśli widział, to zdecydowanie wolę odwlekać chwilę konfrontacji. Weszłam do pokoju i od razu, nawet nie zdejmując kurtki, rzuciłam się na swoje łóżko
-Maja, zabij mnie – wyjęczałam w poduszkę
-Ej, złamana noga to nie jest koniec świata, serio
-Ale paparazzi fotografujący dziewczynę Billa Kaulitza idącą w gipsie przez miasto w objęciach jakiegoś innego faceta, a potem wyżywającą się na wszystkich dookoła, to już tak – i znów walnęłam w poduszkę, chociaż upadek był dość miękki
-CO?! Jacy paparazzi?! I jakiego faceta?! Ja nie mogę, zostawić się na dziesięć minut…
-To trzeba było na mnie poczekać!
-Powiesz mi wreszcie o kogo chodzi…? – w jej tonie pojawiła się nuta groźby
-Martin się znowu przypałętał, no i ja się poślizgnęłam przez te cholerne kule i on mnie złapał i wtedy się okazało, że mamy towarzystwo…
-Ja pierniczę… Ale ty i on to nic… Prawda? – dodała szybko, patrząc na mnie podejrzliwie
-Główka cię boli? Poznałam faceta moich marzeń i tylko dlatego, ze na chwilę musiał wyjechać, nie rzucam się na każdego napotkanego chłopaka
-Przewidziałam taką odpowiedź. Ale wiesz, że jak on to zobaczy, to raczej nie będzie zadowolony…
-A ty myślisz, że dlaczego ja w tym momencie jestem taka załamana? – inteligencja tego człowieka, a raczej jej brak, jest po prostu porażająca. Z kim ja się przyjaźnię? – Przecież w kwestii Martina jemu się normalnie nic nie da wytłumaczyć! Ale nie myśl sobie, dobrze wiesz, że ja również potrafię wyciągnąć stosowne argumenty.
-Wiem… I właśnie tego się boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz