Uploaded with ImageShack.us

środa, 13 czerwca 2012

8. Histeria


Nie wiem jakim cudem, ale po licznych perypetiach dotarłyśmy wreszcie do naszego hotelu. Nawet z dojazdem nie miałyśmy większych problemów... No może nie licząc problemów z tutejszą komunikacją miejską i ciągłego narzekania Zuzy, która zawsze chce, żeby wszystko było perfekcyjnie, a tak się niestety nie da. Kiedy dotarłyśmy na miejsce naszego zakwaterowania, niestety nie byłyśmy zbyt szczęśliwe... Hotel okazał się być zdecydowanie daleki od naszych oczekiwań, nie mówiąc już o tym, że w niczym nie przypominał tego, co widziałyśmy w biurze podróży... Byłyśmy jednak tak zmęczone, że stwierdziłyśmy, że nie ma sensu się teraz wykłócać, bo i tak nie dostałyśmybyśmy tego, co byśmy chciały, a poza tym, byłyśmy tak zmęczone, że obie marzyłyśmy już tylko o szybkiej konsumpcji i ciepłym łóżku... Weszłyśmy więc na górę, do naszego... hmm... to chyba miał być w zamyśle pokój, ale niewiele z tego wyszło... Dwa łóżka na krzyż, rozwalająca się szafka i łazienka, do której, z tego co zdążyłam zauważyć, nie do końca domykały sie drzwi... Ale cóż! Jesteśmy na wymarzonych wakacjach, żeby wreszcie odpocząć od tej cholernej medycyny, całe dnie zamierzamy spędzać na stoku, a wieczory w knajpach, więc nie może być tak źle. Zajęłam wolne łóżko (Zuza rzuciła się na to pod oknem) i zaczęłam rozpakowywać swoją walizkę, gdy nagle usłyszałam:
-Maja...?                                                                                                          
-Hmmm... - ten ton nie wróżył niczego dobrego
-A czy miałabyś przypadkiem coś przeciwko, gdyby tak na ścianie nad moim łóżkiem wisiał taki jeden, malutki plakat... - Znowu? No nie, ja zwariuję... Postanowiłam, że to przemilczę, ale moja przyjaciółka nie dawała za wygraną
-Proszę, proszę, proszę, proszę... - jaka ona potrafi być męcząca!
-Jak musisz... Ale jak uszkodzisz ścianę, ja za to płacić nie będę, jasne?
-Łiiii!!! - usłyszałam pisk i Zuzka natychmiast rzuciła się do swojej torby w poszukiwaniu jakiejkolwiek taśmy, którą mogłaby przykleić zdjęcie swojego ukochanego wokalisty... Stwierdziłam, że nie będę zwracać na to uwagi, tylko wróciłam do rozpakowywania walizki. Kurczę, ale bałagan! W sumie mogłam to lepiej poukładać, ale w sumie po co, jak i tak zaraz to wyjmę...? Ogarnięcie się i przygotowanie do wyjścia zajęło mi jakieś  20 minut. Kiedy skończyłam, spojrzałam na moją współlokatorkę. Zuza stała nad plakatem i zaczynała naprawdę histeryzować... Kiedy podeszłam bliżej, okazało się, że wszystkie kawałki plastrów jakie znalazła i próbowała przykleić, natychmiast odpadały, pozostawiając w zdjęciu wielkie dziury, tak więc plakat nie nadawał się już praktycznie do niczego.
-Ej, ale spokojnie... - usiłowałam ją pocieszyć
-No jak ja mogę być spokojna?! - zapiszczała - Plakat Billa jest w strzępach! Co ja teraz mam niby zrobić?! - jej, to się powinno leczyć, naprawdę... Przyjaciół się nie wybiera, tak?
-Uspokój się, zostaw to, idziemy do miasta. Ja osobiście nie zamierzam dłużej czekać, a tobie też przyda się trochę świeżego powietrza.
-Ale, ale... - widać było, że nie może dojść do siebie
-Zuźka, kurza twarz! Z tego nic nie będzie, jak gdzieś spotkam taki plakat, to kupię ci nowy, ok? Jak wrócimy, to może coś z tego uratujesz i wsadzisz sobie do portfela, co? - miałam dosyć, serio
-Genialne! - wyraźnie się ożywiła. Ale udało się i wyszłyśmy z hotelu. Myślałam, ze wreszcie odpocznę od słuchania o Niemczech, Niemcach, Billu, Tokio Hotel, Niemczech, Niemcach, Billu i Tokio Hotel, ale nie...
-Aaaa! - ten podekscytowany pisk mógł oznaczać tylko jedno... - Patrz, Bravo z plakatem!!!
-No nie gadaj! - ej, muszę przyznać, że bardzo mnie to zdziwiło... Czyli teraz muszę jeszcze zainwestować w gazetkę dla młodzieży... Ale patrząc na podekscytowaną twarz Zuzy, nie mogłabym jej tego zrobić i tak po prostu ją stąd odciągnąć... Kupiłam więc to badziewie (Zuza kupiła sobie jeszcze teczkę, żeby przypadkiem plakat się nie pogniótł i taśmę klejącą) i wreszcie mogłyśmy ruszyć do baru. Muszę przyznać, jestem pewna, że to mi dobrze zrobi. A potem do łóżka... I na stok!

7. Ucieczka


Jakie to szczęście, że ten lot się wreszcie skończył! Cudem uszedłem z życiem... Gdyby nie mój wrodzony spryt i inteligencja, to nie zakończyłoby się tak dobrze... Przecież każdy normalny człowiek po prostu by zwariował lecąc kilka długich godzin w towarzystwie mojego brata kretyna... A gdyby coś mi się stało, kto wtedy grałby tak pięknie na gitarze? Przecież świat rocka odniósłby nieodżałowaną stratę... Całe szczęście, że jesteśmy sprytnie zamaskowani i nikt nie jest w stanie nas rozpoznać... Co by to było, gdyby ktoś się dowiedział! po pierwsze, od razu tłumy piszczących dziewczyn zleciałyby się na lotnisko po zdjęcia i autografy... Ja się w sumie nie dziwię, gdybym był dziewczyną, a koło mnie przechodziłby taki mądry, inteligentny i przystojny facet, normalnie sam bym się w sobie zakochał! A tak to idę wzdłuż lotniska, niezauważony przez nikogo, a za mną mój brat debil... Jak można mieć tak pusto we łbie? Miałem w samolocie tak genialną okazję, ta stewardessa na pewno by się ze mną umówiła, byłby bardzo miły wieczór... A ten pajac wyleciał i co?! Dziewczyna uznała, że robię sobie jaja i odeszła... Dlaczego on jest moim bratem? Jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami: mądry - głupi, przystojny - paskudny, szarmancki - frajer... No po prostu jedna wielka porażka... Wlecze się pięć metrów za mną i studiuje swój ukochany przewodnik... Ja nie wiem, czy on się z kimś założył, że nauczy się go na pamięć? Chora sprawa... Jestem tak wściekły, że chyba nic, poza telefonem od naszej kochanej matki nie byłoby w stanie pogorszyć mojego nastroju... Ale teraz my jesteśmy w Austrii, ona została w Niemczech - mam dwa tygodnie połowicznego spokoju! /drrryyyyń/ A to kto znowu? Przecież mówiłem ludziom w wytwórni, że nie będzie nas dwa tygodnie...
-Halo?
-Tom, kochanie? - Cholera jasna!
-Mama...? - wykrakałem, no wykrakałem... Jeszcze tego brakowało! Za co, pytam się, za co? Dlaczego ja?
-Tom, czy coś się stało? Twój głos brzmi tak jakoś dziwnie... - Kurna, kobieto, przestań szukać dziury w całym!
-Nie... dlaczego miało się coś stać? - chyba mój głos nie był zbyt przyjemny...
-Nie wykręcaj się... Tom, piłeś?! Ale nie kłam, ja i tak się dowiem! - wrrr....
-Mamo, no co ty. A nawet jeśli, to jestem już dorosły i to przecież nic złego...
-Nie pyskuj mi tu! Nie no, wy sobie kompletnie beze mnie nie radzicie, zaraz do was jadę!
-Tom, czy to mamusia? - jeszcze ten pajac! No nie wierzę, ja chyba jestem adoptowany... Przylazł tu i wisi mi nad uchem... Co za ludzie... Chociaż, zaraz..., z drugiej strony...
-Tak, to twoja mamusia - powiedziałem i wcisnąłem mu słuchawkę. Tym oto sposobem, ja zakończyłem interesującą rozmowę, a Bill zaczął dyskutować ze swoją mamusią. On tak lubi te pogawędki...
-cześć mamusiu-usłyszałem tylko i czym prędzej się oddaliłem, Bill był zdecydowanie lepiej przygotowany do rozmowy z naszą no cóż... na zbyt nad opiekuńczą mamusią. Zresztą ten nie umiejący zliczyć do pięciu frajer zawsze uchodził za jej ulubieńca i proszę co z niego wyrosło. Korzystając z okazji zacząłem obmyślać plan jakby tu upchnąć mojego upierdliwego braciszka na dwa tygodnie tak żebym miał czas na wyjeżdżenie się na desce za wszystkie czasy i przy okazji popodrywać jakieś fajne laski w knajpach na stokach. W sumie mógłbym mu załatwić niańkę ale kto normalny zgodziłby się na pilnowanie dwudziesto sześcio letniego faceta, który stanowi zagrożenie dla siebie i innych?-chyba nikogo na tyle głupiego nie znajdę... a może by tak hmmm już wiem! skoro ten pacan tak kocha ten swój przewodnik to załatwię mu wycieczkę objazdową ze zwiedzaniem wszystkich zabytków jakie tu tylko są a do tego może zgubi się na jakimś zadupiu-no jestem ganialny-jak zawsze zresztą
-Bill kretynie kończ tą rozmowę bo żeby zapłacić za rachunek nie starczy ci całej kasy którą zarobiłeś w trakcie trwania swojej kariery plus sprzedanego Audi- Bill spojrzał na mnie z przerażeniem, szybko rozłączył się i wyciągnął rękę z moim nowiutkim iphonem s4 który jak mogłem się spodziewać wyleciał z tej jego wielkiej niezdarnej łapy- genialnie jemu to dać coś do ręki- od razu zepsuje, no cóż jak to mówi ciocia Helga- g chłopu a nie zegarek- tak  ja też pobierałem u niej lekcje.
-Kaulitz, ty debilu!!!- rzuciłem się na podłogę żeby pozbierać z ziemi moje maleństwo a raczej to co z niego zostało. Oczywiście wyświetlacz pękł w kilku miejscach i telefon nadawał się już tylko do kosza. W sumie ma to swoje plusy... zero telefonów od ciut nad opiekuńczej rodzicielki.
-o kochany teraz to już ci nie wystarczy ani kasa z całej twojej kariery, sprzedanego auta plus odszkodowania za liczne złamania-spojrzałem na niego wściekły
- ale Tom, co miałeś na myśli mówiąc o licznych złamaniach? - zapytał niepewny i cofnął się kilka kroków
- twoich idioto-jak już cię dorwę!- wrzasnąłem i zacząłem go gonić po całym lotnisku- i tym o to optymistycznym akcentem nasze wakacje można uznać za rozpoczęte.

6. Trudne początki


cholera jasna jak można być aż tak nie zorganizowanym? nie dość że ta osoba z którą zgodziłam się spędzić dwa tygodnie mojego jakże wyczekiwanego urlopu najzwyczajniej w świecie o nim zapomniała to jeszcze na domiar złego teraz z jej powodu niemalże od godziny chodzimy w kółko po hali przylotów i nie wiemy skąd możemy odebrać nasz bagaż-super już gorzej być nie mogło...
-co ty do jasnej cholibki znowu odwalasz?-obróciłam się gwałtownie widząc, że Maja nagle stanęła i zaczęła sprawdzać coś w swoim telefonie
-wyluzuj, mam taką sprytną aplikację w której po wpisaniu nazwy lotniska wyskakują ci wszelkie potrzebne informacje-no może jednak nie będzie tak źle-pomyślałam gdy nagle usłyszałam głośne
-O NIE!-a ta co znowu odwala?- zatrzymałam się i wbiłam wzrok w przyjaciółkę
-Co się stało?
- bo ta aplikacja działa tylko z wi-fi-w tym momencie nie wytrzymałam i pacnęłam się otwartą dłonią w czoło
-gdybyś chwilę pomyślała-zaczęłam podirytowana- to zorientowałabyś się, że jesteśmy we AUSTRII i tu jest coś takiego jak rooming, którego my chyba nie mamy
-ja chociaż zamiast tylko narzekać staram się coś zrobić i myślę. Jak jesteś taka mądra to sama włóż trochę inwencji twórczej i coś wymyśl- po czym minęła mnie i zaczęła się oddalać. O nie, nie ze mną takie numery...
-Proszę bardzo, idź sobie, szerokiej drogi!- Krzyknęłam do oddalającej się przyjaciółki, która natychmiast się zatrzymała i spojrzała na mnie
-Co? Pozwolisz mi tak po prostu sobie odejść? - widać było, że nie była w stanie ukryć zdumienia
-Znam cię nie od dzisiaj, Misiu... - powiedziałam z chytrym uśmiechem - Już to widzę, jak idziesz sobie sama do centrum  kompletnie obcego kraju, bez bagażu i jakiejkolwiek orientacji...
-Ojtam ojtam, to może w takim razie powiesz mi, co zamierzasz zrobić? - rzuciła to trochę sarkastycznie, ale widać było, że ulżyło jej, że nie musi nigdzie iść
-Chyba najprostszą rzecz pod słońcem... - i natychmiast zlokalizowałam najbliżej stojącego pracownika lotniska. Podeszłam do niego i nienagannym angielskim zapytałam gościa, gdzie powinnyśmy się udać, aby odebrać nasze bagaże. Byłam z siebie dumna, jednak po chwili, kiedy facet zrobił głupią minę, domyśliłam się, że nie zrozumiał ani słowa. Nie mówił po angielsku! Czyli został mi tylko niemiecki... No świetnie, lepiej być nie mogło! Wydukałam pierwsze lepsze zdanie po niemiecku, a kiedy facet uśmiechnął się od ucha do ucha, zrozumiałam, że tym razem mogę się dogadać. Mój niemiecki zdecydowanie daleki jest od ideału, ale wiedziałam, że muszę wykorzystać tą szansę, bo inaczej ta sierota będzie stała na tym lotnisku i czekała na cud. Uprzedziłam więc tego pracownika, że musi mówić wolno i wyraźnie i zapytałam, gdzie znajdują się nasze walizki. Facet okazał się bardzo sympatyczny i wyjaśnił mi wszystko, co chciałam wiedzieć. Grzecznie podziękowałam i udałam się do Majki. Moja najlepsza przyjaciółka oczywiście stała i rozglądała się dookoła z niezbyt inteligentną miną. Ale nie... Tak dobrze to nie będzie...
-I co, i co? - od razu zaczęła się dopytywać
-Wszystko już wiem, jest OK. Teraz możesz już wyjąć ten plan przejazdu z lotniska do hotelu, który miałaś zrobić przed wyjazdem i jedziemy! - zawołałam z uśmiechem na twarzy. Uwielbiam rozbić z niej idiotę...
-Co? Ale jaki plan... Oż cholera! Faktycznie! Zapomniałam! Zawalimy ten wyjazd, no zawalimy po prostu! Przepraszam, przepraszam, przerażam... - zaczęła panikować
-No już spokojnie, wyluzuj. Przecież wiedziałam, że tego nie zrobisz... Wszystko mam, idziemy - I ruszyłyśmy po nasze bagaże dokładnie tak, jak wytłumaczył mi tamten facet. Kiedy miałyśmy już nasze walizki, wyszłyśmy z lotniska i zaczęłyśmy drogę do hotelu. Nasze wakacje oficjalnie można uznać za rozpoczęte. Ale będąc z tak nieprzewidywalnym osobnikiem jak moja przyjaciółka, nikt nie wiedział, jak, i wogóle kiedy, one się zakończą.

5. Lot


Udało się, lecimy! No nareszcie, nie wiem, ile czasu można spędzić na lotnisku. Ale może to lepiej, mam pewność, że Tom niczego nie zapomniał i możemy sobie spokojnie lecieć. Zastanawia mnie tylko, co będziemy robić przez całe dwa tygodnie w Austrii? Dobrze, że mam swój przewodnik, bo gdyby nie to... Jak to możliwe, że tyle podróżujemy po świecie w trasach, a tak mało ciekawych zabytków możemy zwiedzić... Zawsze cały dzień siedzimy w studio, albo na koncercie. Teraz możemy nareszcie sobie pozwiedzać! Już się nie mogę doczekać! Tom pewnie jak zwykle usiłowałby wyciągać mnie do różnych klubów, ale ja nie mogę zrozumieć po co... Naprawdę, nie lepiej posiedzieć w pokoju i poczytać dobrą książkę? przecież można dowiedzieć się tylu ciekawych rzeczy! Ale dziwne... Tom siedzi teraz tak cicho i nic nie mówi, może coś się stało? Zapytam.
-Tom? - naprawdę chciałem być uprzejmy, ale on chyba opatrznie zrozumiał moje zamiary...
-Czego? - burknął nieprzyjemnie. Co ja mu takiego zrobiłem? Jak siedzę cicho - źle. Mówi wtedy, że jestem głupi bo nawet nie wiem, jak zacząć rozmowę. No, ja, głupi? Niemądry Tom. A z kolei kiedy się odzywam - jeszcze gorzej! Normalnie mój brat ma jakieś dziwne wahania nastrojów... Ej, chwila... Kiedyś w jednej książce czytałem, że to może oznaczać tylko jedno...
-Tom?
-Hmmm... - teraz znów całkiem miło... Coś jest nie tak.
-Czy dobrze się czujesz? Nie masz może ochoty na ogórki albo truskawki?
-pogięło cię do reszty? Zaraz ty przestaniesz się dobrze czuć, jeżeli w tym momencie się nie zamkniesz, kretynie! - nie, Tom zdecydowanie nie był w ciąży. Gdyby był, nie byłby taki niesympatyczny i niegrzeczny... Kurczę! Pamiętam teraz, w tej książce było napisane, że tylko kobiety mogą być w ciąży! No faktycznie, to było w tym strasznie nudnym rozdziale... To jest po prostu niedorzeczne, jak można ciekawą książkę zepsuć jednym nudnym rozdziałem... I potem o takich ważnych rzeczach się przez to zapomina... Ojej, faktycznie! przypominam sobie teraz, że mama też kiedyś nam o tym mówiła. Tom zapewne jak zwykle nie słuchał, bo on zawsze ma coś lepszego do roboty... Ale ja zawsze słucham mamusi, ona mówi takie ciekawe rzeczy, które później przydają się w życiu! Ale co to się teraz dzieje? Tom wstał ze swojego miejsca i rozmawia z jakąś sympatycznie wyglądającą młodą panią. Ciekawe, czy coś się stało... Może po prostu pyta się o drogę do toalety, albo chce się dowiedzieć, kiedy skończy się nasz lot... przecież mógłby o to mnie zapytać, a nie zawracać głowę tej biednej pani! Zawsze mówiłem mamie, że na za dużo mu pozwalała... Mnie jakoś dobrze wychowała a jego... Dobrze, że chociaż obaj mamy ciemne okulary i nikt nie może nas rozpoznać. No nie, on zdecydowanie nadużywa grzeczności tej pani. Muszę jej pomóc.
-Dzień dobry - przywitałem się kulturalnie - Bardzo przepraszam za zachowanie mojego brata. Wiem, że to bardzo niegrzeczne z jego strony, że tak nadużywa pani uprzejmości... - nawet nie mogłem skończyć zdania, bo pani spojrzała się dziwnie, a Tom szarpnął mnie za rękę i posadził z powrotem na miejscu.
-Ała, Tom, puść mnie proszę! Mama cię nie uczyła, że nie wolno się tak szarpać z innymi, a zwłaszcza z bratem? To mnie boli!
-Znacznie mniej by cię bolało, jakby sobie nie wytatuował tam tego paskudztwa... - warknął groźnym szeptem - a mówiłem, że będą z tego same kłopoty?
-Bardzo cię przepraszam, ale rysunek ten jest niezwykle urodziwy i jestem niezmiernie szczęśliwy, że jest on uwieczniony na mojej dłoni... - znowu nie dał mi skończyć, tylko zaczął mówić takim tonem, jakby chciał mi grozić...
-Słuchaj debilu! Przed chwilą prawie poderwałem piękną stewardessę, już byłem pewny, że nie oprze się mojemu wrodzonemu urokowi osobistemu, aż nagle napatoczyłeś się ty, i co?! Jestem u niej spalony! Teraz ona jest przekonana, że jestem tak samo nienormalny jak ty...
-Co zrobiłeś z tą panią? - jego tłumaczenie było bardzo dziwne. I wyglądał, jakby zaraz miał kogoś rozerwać na strzępy. I o co chodziło z tym spalonym? Co ma palenie do zwykłej rozmowy? Zapytam.
-Tom?
-Ostrzegam cię. Jeżeli w ciągu trzech sekund nie znikniesz z mojego pola widzenia, swoje wakacje rozpoczniesz na oddziale ratunkowym intensywnej terapii i nawet rodzona matka cię nie pozna. Raz...
-Tom, ale ja nie rozumiem...
-Dwa...
-Tom, proszę przestań w tej chwili!
-Trzy!!! - w tym momencie zerwał się z miejsca i rzucił się prosto na mnie. Przerażony zacząłem natychmiast uciekać. Wypadłem na korytarz samolotu, jednak nie zdążyłem zrobić kilku kroków, bo widocznie o coś musiałem się potknąć i runąłem na ziemię jak długi. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że wszyscy dziwnie patrzą się w moją stronę. Ciekawe czy coś się stało... Dlaczego oni się tak patrzą? I o co chodziło Tomowi z tym odziałem ratunkowym i rozpoczęciem wakacji...? Kiedyś go zapytam.