Nie
wiem jakim cudem, ale po licznych perypetiach dotarłyśmy wreszcie do naszego
hotelu. Nawet z dojazdem nie miałyśmy większych problemów... No może nie licząc
problemów z tutejszą komunikacją miejską i ciągłego narzekania Zuzy, która
zawsze chce, żeby wszystko było perfekcyjnie, a tak się niestety nie da. Kiedy
dotarłyśmy na miejsce naszego zakwaterowania, niestety nie byłyśmy zbyt
szczęśliwe... Hotel okazał się być zdecydowanie daleki od naszych oczekiwań,
nie mówiąc już o tym, że w niczym nie przypominał tego, co widziałyśmy w biurze
podróży... Byłyśmy jednak tak zmęczone, że stwierdziłyśmy, że nie ma sensu się
teraz wykłócać, bo i tak nie dostałyśmybyśmy tego, co byśmy chciały, a poza
tym, byłyśmy tak zmęczone, że obie marzyłyśmy już tylko o szybkiej konsumpcji i
ciepłym łóżku... Weszłyśmy więc na górę, do naszego... hmm... to chyba miał być
w zamyśle pokój, ale niewiele z tego wyszło... Dwa łóżka na krzyż, rozwalająca
się szafka i łazienka, do której, z tego co zdążyłam zauważyć, nie do końca
domykały sie drzwi... Ale cóż! Jesteśmy na wymarzonych wakacjach, żeby wreszcie
odpocząć od tej cholernej medycyny, całe dnie zamierzamy spędzać na stoku, a
wieczory w knajpach, więc nie może być tak źle. Zajęłam wolne łóżko (Zuza
rzuciła się na to pod oknem) i zaczęłam rozpakowywać swoją walizkę, gdy nagle
usłyszałam:
-Maja...? -Hmmm... - ten ton nie wróżył niczego dobrego
-A czy miałabyś przypadkiem coś przeciwko, gdyby tak na ścianie nad moim łóżkiem wisiał taki jeden, malutki plakat... - Znowu? No nie, ja zwariuję... Postanowiłam, że to przemilczę, ale moja przyjaciółka nie dawała za wygraną
-Proszę, proszę, proszę, proszę... - jaka ona potrafi być męcząca!
-Jak musisz... Ale jak uszkodzisz ścianę, ja za to płacić nie będę, jasne?
-Łiiii!!! - usłyszałam pisk i Zuzka natychmiast rzuciła się do swojej torby w poszukiwaniu jakiejkolwiek taśmy, którą mogłaby przykleić zdjęcie swojego ukochanego wokalisty... Stwierdziłam, że nie będę zwracać na to uwagi, tylko wróciłam do rozpakowywania walizki. Kurczę, ale bałagan! W sumie mogłam to lepiej poukładać, ale w sumie po co, jak i tak zaraz to wyjmę...? Ogarnięcie się i przygotowanie do wyjścia zajęło mi jakieś 20 minut. Kiedy skończyłam, spojrzałam na moją współlokatorkę. Zuza stała nad plakatem i zaczynała naprawdę histeryzować... Kiedy podeszłam bliżej, okazało się, że wszystkie kawałki plastrów jakie znalazła i próbowała przykleić, natychmiast odpadały, pozostawiając w zdjęciu wielkie dziury, tak więc plakat nie nadawał się już praktycznie do niczego.
-Ej, ale spokojnie... - usiłowałam ją pocieszyć
-No jak ja mogę być spokojna?! - zapiszczała - Plakat Billa jest w strzępach! Co ja teraz mam niby zrobić?! - jej, to się powinno leczyć, naprawdę... Przyjaciół się nie wybiera, tak?
-Uspokój się, zostaw to, idziemy do miasta. Ja osobiście nie zamierzam dłużej czekać, a tobie też przyda się trochę świeżego powietrza.
-Ale, ale... - widać było, że nie może dojść do siebie
-Zuźka, kurza twarz! Z tego nic nie będzie, jak gdzieś spotkam taki plakat, to kupię ci nowy, ok? Jak wrócimy, to może coś z tego uratujesz i wsadzisz sobie do portfela, co? - miałam dosyć, serio
-Genialne! - wyraźnie się ożywiła. Ale udało się i wyszłyśmy z hotelu. Myślałam, ze wreszcie odpocznę od słuchania o Niemczech, Niemcach, Billu, Tokio Hotel, Niemczech, Niemcach, Billu i Tokio Hotel, ale nie...
-Aaaa! - ten podekscytowany pisk mógł oznaczać tylko jedno... - Patrz, Bravo z plakatem!!!
-No nie gadaj! - ej, muszę przyznać, że bardzo mnie to zdziwiło... Czyli teraz muszę jeszcze zainwestować w gazetkę dla młodzieży... Ale patrząc na podekscytowaną twarz Zuzy, nie mogłabym jej tego zrobić i tak po prostu ją stąd odciągnąć... Kupiłam więc to badziewie (Zuza kupiła sobie jeszcze teczkę, żeby przypadkiem plakat się nie pogniótł i taśmę klejącą) i wreszcie mogłyśmy ruszyć do baru. Muszę przyznać, jestem pewna, że to mi dobrze zrobi. A potem do łóżka... I na stok!