Uploaded with ImageShack.us

piątek, 21 września 2012

44. Gra


-Dobra, weźcie się wreszcie ogarnijcie, za chwilę zaczynamy – Tom jak zwykle musiał udowodnić, że to jemu należy się rola przywódcy, z czym ja się oczywiście zgadzam – Gramy na dwie drużyny…
-Ale… - Bill usiłował chyba zaprotestować, ale jak zwykle gitarzysta nie dał mu dojść do głosu
-Cisza, ja mówię. Ja z Mają, a Zuza z… nim. Jakieś reklamacje? – nie dziwiło mnie to, że każdy był zadowolony. Byłam w drużynie z Tomem! Czyli można powiedzieć, że wygrana już należy do nas. Wiem to doskonale, patrząc na naszych przeciwników. Wprawdzie Zuzka jest nienajgorsza w te klocki, ale jej partner, z tego co zdążyłam się zorientować, pierwszy raz w życiu jest w ogóle na takiej arenie, a coś nie wydaje mi się, żeby miał jakiś wrodzony, dotąd głęboko skrywany talent. A poza tym, przecież mojej przyjaciółce zawsze kompletnie odbija w towarzystwie wokalisty, więc mogę się założyć, że zamiast skupić się na grze, będzie tymi swoimi wielkimi maślanymi oczami się w niego wgapiać i podziwiać każde jego posunięcie. Czyli nie dość, że jestem w grupie z najcudowniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek poznałam (który do tego jest Tomem Kaulitzem!) to jeszcze wygramy tą partię! Dobra, ale przecież ja też powinnam swoją grą coś zaprezentować, żeby nie było, że tylko mój partner będzie zdobywał punkty.
-Gotowa? – nawet nie zauważyłam, kiedy Tom podszedł do mnie
-Oczywiście. – uśmiechnęłam się – pokażemy im co potrafimy
-Obiecuję ci, że nawet nie będziemy musieli się szczególnie wysilać, no spójrz na nich – popatrzyłam we wskazaną stronę i moje przypuszczenia jeszcze bardziej się potwierdziły. Bill patrzył kompletnie zdezorientowanym wzrokiem na elektroniczną kamizelkę, a ja usłyszałam jego głos, w który pobrzmiewała nuta paniki
-Zuzia, jeszcze raz. To co jest z tymi kolorami? – jej, naprawdę zaczynało mi się robić go szkoda, serio
-Kaulitz, skup się wreszcie! – chyba nawet ona miała już lekko dosyć. Ale po chwili zobaczyłam ten typowy dla niej uśmiech i byłam przekonana, że cokolwiek on by nie zrobił, ona po prostu nie potrafi się na niego wściec. Tak samo, jak my nie potrafimy się pokłócić. Więc po chwili, chyba wyszukując ostatnie resztki cierpliwości, zaczęła, po raz nie wiem już który, wyjaśniać:
-My jesteśmy zieloni. Oni czerwoni. Strzelasz w czerwone świecące punkty na ICH kamizelkach!
-A zielone…
-Nasze są zielone! – kątem oka zauważyłam, ze Tom również przysłuchiwał się tej rozmowie, a w tej chwili dusił się ze śmiechu – Tak? Jak ktoś w ciebie strzeli, na kilka sekund światełka się wyłączą. Cala filozofia. Dasz radę?
-Oczywiście, że tak – on też zrobił wielkie maślane oczy, a ja pomyślałam, że zaraz zdechnę. W końcu są w towarzystwie, tak?! Niech sobie pójdą gdzieś, nie wiem, na pizzę, na kręgle, whatever i tam się sobą wzajemnie zachwycają. Bo trzeba przyznać, że nie wychodziło im ukrywanie tego. W tym momencie światło zgasło. Gra się rozpoczęła. Stałam przez chwilę zdezorientowana, kiedy Zuzka pociągnęła Billa za sobą i gdzieś zniknęli, a Tom podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i powiedział
-Dobra, teraz się rozdzielamy. Dasz radę?
-A masz wątpliwości? – jestem dumna z tej odpowiedzi
-Najmniejszych. Wygramy to, mała. Powodzenia – i już go nie było. Dobra, lecę. Hala rzeczywiście jest wielka, a że jest strasznie ciemno, to ciężko się w niej połapać. Od razu schowałam się za pierwszą lepszą beczką, żeby obmyślić jakąś strategię. Po chwili jednak doszłam do wniosku, że żadna strategia na nic mi się tutaj nie przyda, wiec po prostu zaczęłam iść przed siebie, rozglądając się na wszystkie strony. Gdzieś w oddali mignęło mi zielone światełko, a kiedy już miałam zamiar strzelać, usłyszałam głośny krzyk:
-Aaa! Trafił mnie!!! – to Bill. Czy ten człowiek ma stwierdzoną jakąś chorobę dwubiegunową? Z jednej strony stanowczo rozmawia z dziennikarzami, jest taki opanowany i w ogóle, a z drugiej zaczyna robić histerię po trafieniu laserem. – Dlaczego to nie działa?! – czyli jednak nie ogarnął do końca tego, co tyle czasu usiłowała wyjaśnić mu moja przyjaciółka
-Czy ty mnie czasami słuchasz?! Zaraz ci się znowu włączy! – To Zuza
-Trafiony! – To Tom. Znowu go trafił, ten zaczął panikować, a ja zauważyłam, że Zuzka wyłączyła się z kłótni. Nigdzie nie mogłam jej dostrzec, więc miałam niejasne przeczucie, że zaraz…
-A masz! – i spostrzegłam, że moja kamizelka nagle się wyłącza!
-Ożesz ty! – i od razu rzuciłam się w pogoni za przyjaciółką – O, tak to nie będzie! – nagle wyskoczyłam zza beczki i sama ją znokautowałam. Ona oczywiście uparła się, że musi mi oddać, więc rozpoczęła się regularna bitwa. My pomiędzy sobą, bliźniaki razem. Wydaje mi się jednak, że nasza walka będzie co nieco bardziej wyrównana, niż braci – w oddali zauważyłam strumień czerwonego lasera i zwyczajowe jęki niezadowolenia. Ja i Zuza jeszcze chwilę chowałyśmy się przed sobą i celowałyśmy w siebie, jednak…
-Ej, trochę to takie nudne, nie sądzisz? – i znowu powiedziała coś mądrego! Ona mnie zaskakuje
-A wiesz, że o tym samym pomyślałam? To co, szukamy bliźniaków?
-I to już – i ruszyłyśmy w poszukiwaniu naszych partnerów. W końcu nie może być tak, że przyszłyśmy tu z nimi i teraz my gramy osobno, a oni osobno! Kiedy znalazłyśmy w końcu braci, młodszy leżał plackiem za jakimś gigantycznym pudłem, a starszy czaił się, żeby tylko go dopaść. Ale Zuza postanowiła pokrzyżować mu plany
-I co teraz powiesz? – wrzasnęła, pocisnęła w niego laserem i zwiała!
-O nie, nie uciekniesz już! – I Tom poleciał za nią! Co to ma być?! Dlaczego ona i on są tam, a ja i ten leżący na podłodze osobnik tutaj?! Ej! Ale z drugiej strony, może to i lepiej, że się tak trochę skrzyżowaliśmy. Nie wiem, czy jakbyśmy grali parami, ktokolwiek by do kogokolwiek strzelił. Mimo wszystko jednak, nie życzę sobie, żeby oni byli tam zbyt długo sami! Ale teraz czeka mnie gra z Billem. Hm… Może nie będzie tak źle?
-Ha! Trafiłem! – usłyszałam i zobaczyłam tylko, jak światełka mojej zbroi gasną! Kto by pomyślał! No nie, tak być to nie będzie! Wzbudziło to we mnie wolę walki, więc przez następne kilka minut goniłam wokalistę, który mimo tego, że raz nawet wyłożył się na podłodze, również nie dawał za wygraną. Co jakiś czas słyszałam krzyki z drugiej strony areny, aż w końcu po kilku minutach cała nasza czwórka znalazła się na środku hali, mierząc do siebie wzajemnie. Stanęliśmy tak nieruchomo i każdy czekał na jakikolwiek ruch ze strony przeciwnika. W końcu ktoś, już nawet nie wiem kto strzelił, a kiedy wydawało się, że gra rozkręca się na dobre, wszystkie światła nagle się zapaliły, a kobiecy głos oznajmił nam z oddali, że dziękuje za wspaniałą grę i zaprasza ponownie! Szlag!
-Ej, no, co oni sobie robią? – gitarzysta był wyraźnie niepocieszony, zresztą jak wszyscy
-Tom, zrób coś! – poprosiłam, a on poszedł porozmawiać z obsługą, jednak po chwili wrócił i oznajmił, że za chwilę wchodzi kolejna grupa i nie jest obecnie możliwe, żebyśmy mogli rozegrać jeszcze jedną partię…
-No to chyba musimy zmienić lokal – rzucił z chytrym uśmiechem, a po chwili zobaczyłam, jak odwraca wzrok ku tabeli z punktami. Ej, to jest niemożliwe! Drużynowo dokładnie jest remis! Wprawdzie u nas więcej punktów zdobył Tom, a u nich Zuzka, to ogólnie rezultat jest identyczny! Coś mi się wydaje, że to, że były tu dwie pary bliźniaków (zgodnie z teorią, że ja i Zuza zostałyśmy rozdzielone w szpitalu) nie było bez znaczenia.
-Chyba sobie jaja robią – usłyszałam głos Toma – to jest po prostu nie możliwe, że… - jednak dalszą część zakłóciły mi podekscytowane wrzaski tamtej dwójki, którzy najwyraźniej nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Po chwili zaczął dzwonić jakiś telefon. Patrzyłam zdezorientowana, kiedy Tom wyciągał komórkę z kieszeni…
-Musiałem się jakoś ratować – uśmiechnął się, a ja zauważyłam całkiem nowego I Phone ’a. No tak, jeden I Phone w tą czy w tą… Odebrał telefon, ale jakoś tak dziwnie rozmawiał…
-Tak?... Co…? Ale po co…? I co ty zamierzasz tu robić…? Odbiło Ci…? Ja mam wakacje i nic nie zamierzam odkręcać…! I mam teraz wszystkie plany…? Chyba za wysoko się cenisz… Co…? 15 minut… - i odłożył słuchawkę, jednak minę miał dość ponurą
-Coś się stało? – zapytałam, jednak on od razu podszedł do Billa, który cały czas razem z Zuzką ekscytował się wynikiem gry
-Ej, ty, koniec tego dobrego. Ja wiem, że świętujecie fakt, iż w ogóle przeżyłeś tą grę, ale musimy się zbierać.
-Co?! – chyba cała nasza trójka wypowiedziała to słowo jednocześnie. O czym on pierniczy?
-Dzwonił David. Właśnie przyleciał do Austrii, czeka na nas w hotelu. Mówi, że spokój z paparazzi jest tylko chwilowy i musimy natychmiast coś zrobić. A jak nie zjawimy się tam za 15 minut, to możemy poszukać sobie innego managera… - no nie wierzę! Ten dzień tak pięknie się zapowiadał! Ale cóż… uroki kontaktów z gwiazdami… Po chwili jednak podszedł znów do mnie – Maja, przepraszam cię, bardzo. To nie tak miało być. Teraz oni mieli się zgubić, a my iść na kolację…
-Plany się zmieniają. Widać trzeba to przełożyć – starałam się uśmiechać, ale byłam wściekła
-Nadrobimy to, obiecuję – pocałował mnie w policzek i razem ze swoim bratem, wyszli z hali.
-Cholera! – jednocześnie z Majką krzyknęłyśmy to samo. Czyli miałyśmy na tą sprawę dokładnie taki sam pogląd. Jak zwykle zresztą.

43. Zasady.


-Przestań wreszcie latać bez sensu w te i we wte, bo moja cierpliwość też ma swoje granice, a wtedy nie ręczę za siebie! – oczywiście moje słowa tylko odbiły się echem od ściany, bo ten pajac jak chodził po poczekalni w tą i z powrotem, tak wcale nie zamierzał przestać. Też byłem trochę zestresowany, przyznaję, bo przecież nie mamy żadnej gwarancji, że dziewczyny w ogóle przyjdą, ale może nie przeginajmy? O, właśnie zauważyłem, że jakaś przechodząca koło nas dziewczyna wyraźnie zainteresowana była moją osobą. Oczywiście wcale się temu nie dziwię, chociaż z drugiej strony spodziewałem się znacznie większego zainteresowania. Ale teraz to chyba mało ważne, skoro postanowiłem rozwijać znajomość z Majką. Swoją drogą, muszę jej przy okazji zaproponować darmowe lekcje niemieckiego. Wiadomo, rozumiem ją i w ogóle, nie mówiąc już o tym, że jest taka słodka, kiedy usiłuje powiedzieć jakieś skomplikowane zdanie, ale, po pierwsze, kto lepiej wyjaśni jej podstawy języka? Po drugie, mimo wszystko uważam, że lekkie podszkolenie w tym temacie się jej przyda. A zgodzi się na pewno, bo przecież, kto o zdrowych zmysłach odmówiłby Tomowi Kaulitzowi? No, może Georg, bo jak go znam (a jest to już kawał czasu), zaraz powiedziałby, że to on powinien uczyć mnie, bo tak naprawdę jest dużo mądrzejszy. Też coś! Może jeszcze przystojniejszy, co? No bez jaj.
-Tom, ja ci mówię, one nie przyjdą.. – a ten jak zwykle histeryzuje. Nie, on się nigdy nie zmieni
-Przecież ci powiedziałem, idioto jeden, że mają być dopiero za pięć…
-Ale one i tak nie przyjdą! Zobaczysz, one…
-Radzę po dobroci: zamknij się w tym momencie
-Ale one nie przyjdą … - w tym momencie nie wytrzymałem paplaniny tego kretyna i po prostu rzuciłem się na niego. Może nie było to jakoś bardzo serio, ale mimo wszystko, wydawał się być przerażony. A kiedy już przygotowywałem się, żeby mu wreszcie porządnie przyłożyć…
-Cześć chłopaki – usłyszałem głos za plecami. Znajomy głos.
-Nie przeszkadzamy? Widzę, że świetnie się bawicie – tym razem to mój brat znieruchomiał. Oboje obejrzeliśmy się za siebie i ujrzeliśmy dziewczyny, na które czekaliśmy (tak na marginesie, obie wyglądały naprawdę obłędnie, chociaż to zdecydowanie Maja wydawała się być stworzona dla Toma Kaulitza). Wolę nawet nie myśleć, jakie w tym momencie wyrobiły sobie o nas zdanie. Oboje leżeliśmy na ziemi, ja na tym kretynie, który jak zwykle odstawiał histerię, że za chwile umrze i kocha mamusię. Jak na komendę podnieśliśmy się z podłogi, jednak sytuacja była trochę niezręczna: my staliśmy nie bardzo wiedząc co powiedzieć, a dziewczyny śmiały się pod nosem i szeptały cos do siebie. Po polsku, więc nie zrozumiałem nic. Dlaczego, jak byliśmy na trasie w Polsce, to właśnie mój braciszek, tak zwany ,,frontman” zespołu (tak właściwie, to dlaczego on?!) dostał kartkę do nauczenia się z kilkoma polskimi zdaniami? Przecież ten ćwok od razu wszystko zapomniał i nie ma z tego żadnego pożytku. Jakbym to MI to powierzyli, jestem przekonany, że właśnie zabłysnąłbym znajomością chociaż tych kilku zdań. Ale, że to nie ja się tego uczyłem, więc staliśmy tak jeszcze chwilę, po czym stwierdziłem, że przejmuję inicjatywę.
-No, nareszcie jesteście – starałem się, żeby mój głos brzmiał normalnie i jestem prawie pewny, że jak zwykle, wszystko wychodziło mi perfekcyjnie – tak… czekaliśmy właśnie na was…
-I po prostu chcieliście urozmaicić sobie czas oczekiwania, prawda? – dlatego właśnie Zuza pasuje do Billa. Jakoś tak podświadomie czuję (skąd ja znam takie trudne słowa?), że na dłuższą metę byśmy się nie dogadali.
-Czekanie na was było przyjemnością – O fuck. Już gorszej pierdoły to chyba nie mógł wymyślić. Zdecydowanie pobił swój rekord. No ja nie wiem, my naprawdę nie jesteśmy braćmi, bo to jest po prostu zwyczajnie niemożliwe. Tak na logikę. Przecież ja się zaraz spalę ze wstydu za tego debila! Jak on myśli, że ja do końca życia będę odkręcał takie właśnie sytuacje, to się grubo myli!
-Więc poczekaj sobie jeszcze, skoro tak ci się to podoba, my idziemy – pociągnąłem obie dziewczyny za sobą, ale i tak wiedziałem, że na chwilę go zamuruje i nie będzie wiedział co odpowiedzieć, a po chwili dołączy do nas, ale nie powie nic, bo według niego, byłoby to zbyt niekulturalne. No tak też oczywiście się stało. Doszliśmy więc do kasy, więc trzeba było zapłacić. I tu był pewien problem. To znaczy oczywiście nie z finansami, bo nie chwaląc się, jedna partia Laser Games nie zrobi najmniejszej różnicy w moim dość sporym budżecie, tylko w poinformowaniu kasjerki o rezerwacji. Przecież nie mogłem tak po prostu wydrzeć się na cały regulator: ,,To ja, Tom Kaulitz, tutaj jestem!”! Już to widzę, tłum dziewczyn biegnących w moją stronę… Było by to dość miłe, no nie powiem, że nie, ale chyba taka opcja nie wchodzi w grę.  Ale po chwili jak zwykle dowiodłem swojego wrodzonego geniuszu – wyjąłem po prostu dowód, położyłem na nim całe 100€ (żeby nie wyszło, że żałuję, tak?) i po prostu powiedziałem, że mieliśmy zarezerwowaną halę. Dziewczyna chyba w miarę zrozumiała, bo wzięła banknot i bez zbędnych pytań poprowadziła nas na arenę. Kiedy szliśmy, podszedłem do Majki, bo przecież nie mogła pomyśleć, że zacząłem ją ignorować!
-Jak tam? – niewinny początek, takie niby nic, a jednak zawsze najlepiej tak właśnie zacząć. Wiem, co mówię
-A super. Dziękuję za kwiaty, są piękne. – wiedziałem, że coś o nich powie! Ale to dobrze, znaczy, że mój genialny plan działa (nie, wcale nie Georg to wymyślił)
-Piękne kwiaty dla pięknej dziewczyny – szepnąłem, ale sytuacja nie miała nawet okazji się rozwinąć, bo wkroczyliśmy na arenę. Naszym oczom ukazało się wielkie, ciemne pomieszczenie, pełne poustawianych wszędzie pudeł, beczek i innych przeszkód, które najprawdopodobniej miały służyć jako kryjówki. Za sobą usłyszałem głośny jęk Billa. Coraz intensywniej się zastanawiam czy to był dobry pomysł, żeby go tu przyciągnąć. Przecież on się zabije! A możliwości ma dość dużo: potknie się o własne nogi na prostym odcinku, wleci na beczkę, uwierzy, że to strzelanie jest naprawdę, stwierdzi, że ma klaustrofobię, albo po prostu z braku lustra. W co ja się, do cholery, wpakowałem? Ale cóż, przepadło, więc teraz trzeba sobie poradzić.
-Czy potrzebują państwo, żeby wyjaśnić zasady gry? – zapytała dziewczyna z kasy. Ale przecież nie pozwolę, żeby ktoś udowodnił, że wie cos więcej o laserach niż ja!
-Nie, dziękujemy bardzo, poradzimy sobie – kto sobie poradzi… No właśnie, wystarczy spojrzeć na mojego brata
-W takim razie mają państwo pięć minut na zapoznanie się ze sprzętem i omówienie strategii, po tym czasie światło zgaśnie i rozpocznie się gra.  Miłej zabawy – chyba dziewczyna generalnie miała dosyć wszystkiego, bo jakoś nie dostrzegałem u niej entuzjazmu. Po chwili jednak wyszła, więc powinniśmy zająć się omawianiem podstawowych zasad. Zauważyłem, że Zuza trzymała w rękach jeden z pistoletów, a Bill tylko nachylał się nad nią, a ja usłyszałem jego nerwowy szept:
-I co ja mam z tym teraz zrobić?! Pokaż mi! – Czyli jednak dobrze myślałem, że on w życiu takiego pistoletu w rękach nie trzymał… Y… Dobra, zignoruję fakt, że on właśnie zaczął celować sobie lufą pistoletu centralnie w oko… Całe szczęście, że podczas gry będzie ciemno, chociaż… Z drugiej strony może to i gorzej, że jego poczynania na arenie nie będą ogólnie widoczne… Ale z tego co zauważyłem, Zuza jest cierpliwą osobą, bo od początku zaczęła tłumaczyć mu, czym ma celować i gdzie trzymać. Za to ją akurat podziwiam, bo ja osobiście, od razu powiedziałbym, żeby się zamknął. Muszę przyznać, że gra zapowiada się dość ciekawie…

42. SMS


-Ej, ja rozumiem twoje szczęście, ale weź ty się wreszcie ogarnij!!! – mam jej dosyć. Od 20 minut siedzi nad tymi durnymi różami i wzdycha do, jakże oryginalnego, bileciku. Ile można?! Ja rozumiem, jest szczęśliwa, Tom okazał się świetnym facetem, a nie jakimś kobieciarzem flirciarzem (mam nadzieję), ale koniec tego! W takim tempie to ja się nie zdziwię, jak za chwilę będę pomagała w wyborze białej sukienki… Brr! No dobra, w sumie to jestem zazdrosna. Jak jasna cholera. No bo Bill też mógłby łaskawie ruszyć swoje cztery litery i się wysilić! Zawsze w tych wszystkich szmatławcach było, że Bill to taki romantyczny, bla bla bla, a Tom to jego kompletne przeciwieństwo, a teraz co?! To starszy Kaulitz jak na razie się wykazuje, a młodszy pewnie w tej chwili gada ze swoją ,,kochaną mamusią”, żeby skonsultować, co może w tej sprawie zrobić! Albo w ogóle nic nie zrobi i może pomyśli, że to ja przejmę inicjatywę! No niedoczekanie! Miło było, ale się skończyło! Jak pan Niemiec chce coś osiągnąć, to ma trochę ruszyć mózgiem, a jak nie… to nie! Oficjalnie oświadczam, że jeżeli w tym momencie, teraz zaraz natychmiast, on się za siebie nie weźmie, to ja się za niego wezmę  i już nie będzie tak fajnie! … Dobra, kogo ja oszukuję…? Prawda jest taka, że szaleję za tym facetem, cholera jasna, i cokolwiek on zrobi, albo i nie, będę przeszczęśliwa… Taka sobie ironia losu… No i niby cieszę się szczęściem mojej przyjaciółki, ale mimo wszystko… A to co? Właśnie usłyszałam ponowne pukanie do drzwi? Jak to kolejny bukiet dla niej od niego, to osobiście wyjdę z siebie i stanę obok, pierdyknę te kwiatki przez okno i będzie tego! Jednak kiedy otworzyłam…
-Tom? – jeszcze tego tu brakowało – Co ty tu… - nie zdążyłam jednak dokończyć, gdyż gitarzysta złapał mnie za rękę i siłą wyciągnął przed pokój, a następnie zamknął drzwi za nami, zostawiając za nimi kompletnie niczego nieświadomą Maję – Co ty do cholery…
-Zuza, wyluzuj. – faktycznie, chyba muszę wyluzować
-Ok, przepraszam, trochę mnie poniosło, przyznaję…
-No potrafisz być sympatyczniejsza, to fakt – tiaa… - czy ty się przypadkiem tym debilem przejmujesz? – skąd on to wiedział? Ale zanim zdążyłam odpowiedzieć – tak, to widać. Zuza, luz. On wygląda na przygłupiego, ja wiem, ale wierz mi, że znam go te 26 lat i jestem przekonany, że jeszcze cię pozytywnie zaskoczy, serio.
-No dobra, wierzę – uśmiechnęłam się. Trochę poprawił mi humor – Ale chyba nie przyszedłeś tu, żeby rozmawiać o uczuciach swojego młodszego brata, prawda?
-No nie. Przyszedłem was zaprosić na Laser Games. Za godzinę w centrum rozrywki. A w sumie to nie zaprosić, tylko poinformować was, że idziecie, bo hala jest już zarezerwowana – mrugnął do mnie porozumiewawczo
-Ty, ty mi tu z czymś takim nie wyskakuj, bo jeszcze Maja się o wszystkim dowie… O właśnie! Po co ten cały cyrk z wyciąganiem mnie z pokoju?
-Y… No bo… - trochę się zmieszał – No wiedziałem po prostu, że jak teraz tam wejdę, to szybko nie wyjdę, a jeszcze muszę zmobilizować mojego brata kretyna do wyjścia, więc nie mam zbyt wiele czasu…
-Ok, rozumiem. To co, za godzinę na miejscu?
-Dzięki – rzucił jeszcze i odszedł. W sumie on mnie pozytywnie zaskakuje. No cieszę się ich szczęściem, tylko teraz mam nadzieję, że Bill podczas tej gry nie zrobi z siebie ofiary, losu, po raz kolejny… Chociaż jest wtedy taki słodki… Dobra, teraz muszę poinformować moją przyjaciółkę, że facet jej marzeń właśnie był pod naszym pokojem, a ona o niczym nie wiedziała. Hm…
-Majka, ruszaj się wreszcie, masz jakieś czterdzieści minut.
-Ale jak, co, po co, kiedy, kto, dlaczego? – te różyczki kompletnie jej mózg otumaniły…
-Twój cudowny gitarzysta właśnie zarezerwował naszej czwórce halę Laser Games za godzinę, więc mamy niewiele czasu, żeby zacząć przypominać ludzi.
-Ale jak to, był tu?! Jak mogłaś mi nie powiedzieć?!
-Ty nie kombinuj, tylko się ciesz chwilą… Do roboty! – i obie jak na komendę podniosłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę szaf. Teraz nie liczyło się, czyja szafa jest czyja. Cel był jeden – zachwycić braci. Nie było to proste zadanie, bo tak: tam trzeba biegać, więc obcasy odpadają. Spódnice i sukienki też. Czyli został nam zestaw: trapery/glany, jeansy i jakieś Tshirty… Ale przecież nie możemy wyglądać jednakowo! Kiedy zobaczyłam, że Majka rzuciła się na moje śliczne, oliwkowe rurki, już miałam wyrwać je jej z ręki, gdy nagle usłyszałam dźwięk SMSa
-Kogo znowu przyniosło? – w sumie byłam tego ciekawa, bo przecież wszystkie najbliższe mi osoby wiedziały, ze jestem obecnie w Austrii i SMSy tutaj z Polski są dość drogie. Tym bardziej zaintrygował mnie fakt, że jako nadawca wyświetlił mi się jakiś dziwny, nieznany numer. Otworzyłam jednak wiadomość i… - Aaaa!
-Co się dzieje? – Majka wyrwała mi telefon i przeczytała na głos:
Jeżeli nie chcesz iść na te idiotyczne Laser Games, udaj, że się źle czujesz. Oni pójdą sami, a ja dopilnuję, żeby ten czas nie był dla ciebie zmarnowany. Bill
-I na co ty narzekasz, dziewczyno? – przyjaciółka zaczęła mi wypominać – Facet ewidentnie proponuje ci randkę i to w taki sposób! Znaczy ja osobiście zdecydowanie bardziej pochwalam pomysł z różami… - nawet jej nie słuchałam. Po prostu oniemiałam. Po pierwsze – skąd on miał mój numer?! Ale teraz to chyba mało ważne (tym samym – mam numer Billa Kaulitza!). I w ogóle ta propozycja… Jest niesamowicie kusząca i tak strasznie chciałabym się zgodzić… Ale chyba nie mogę. Tomowi chyba zależało, żebyśmy poszli gdzieś tak wszyscy razem, a poza tym, to może być całkiem fajnie, a na… randkę (Łiii!) możemy pójść przecież później, prawda?
-I co tak siedzisz jak ciapa ostatnia? Odpisz mu! – i rzuciła we mnie moim własnym telefonem. No tak! Muszę odpisać! Tylko co… W końcu drżącymi rękami wystukałam na klawiaturze:
Chyba musimy się przemęczyć. Ale przecież po rozgrywce, możemy się gdzieś przypadkowo zgubić, prawda?
Nie wiem w ogóle, czy to jest dobrze i czy on jakimś cudem zrozumie mój niemiecki, ale wysłałam. Przepadło. Powróciłam więc do wybierania stosownych ciuchów, a kiedy wybrałam śliczne beżowe rurki, ciemny T-shirt i moje ukochane glany, ponownie rozległ się charakterystyczny dźwięk SMSa. Tym razem to ja rzuciłam się do telefonu i przeczytałam:
No mam nadzieję. Ale wyjaśnisz mi zasady tego całego laser coś tam, prawda? Proszę…
Cały Bill! Znam go tak krótko, ale czemu mnie to nie dziwi? Byłam przeszczęśliwa, dzięki perspektywie dalszej części dnia, więc odpisałam tylko
Jasne.

41. Jak ja się tego pozbędę?!


Jak ja się tego paskudztwa z głowy pozbędę?! Jak Tom mógł mi coś takiego zrobić?! Po pierwsze, skoro paparazzi już wiedzą gdzie jestem, jestem pewny, że jeżeli w jakikolwiek sposób to się wyda, te pasożytnicze hieny zrobią wszystko, żeby to nagłośnić… No nie ma to jak cieszyć się cudzym nieszczęściem! I tak jest właśnie zawsze w tym społeczeństwie – nikt ci nie pomoże, tylko jeszcze będzie robił wszystko, żeby cię upokorzyć… Mama zawsze mi powtarzała, że nie wolno budować swojego szczęścia na czyimś niepowodzeniu! Dlatego, że to właśnie dzięki niej jestem w stanie jako tako funkcjonować w tym komercyjnym, zakłamanym świecie, osobiście czuję się w obowiązku, zagwarantować, żeby jej pobyt tu był jak najlepszy. No wiem, zdecydowanie wolałbym spotkać się z moją mamą już po powrocie z Austrii, normalnie w Niemczech, a tutaj poświęcić większość swojego wolnego czasu Zuzi… Jezus Maria! Zuzia! Przecież dzisiaj w ogóle nie miałem z nią kontaktu! Jeszcze pomyśli, że ja zawsze tak traktuje dziewczyny, że mi nie zależy i w ogóle… A mama przecież zawsze mi mówiła, że jak ci zależy, to musisz to pokazać. A mi właśnie zależy! Koniecznie muszę do niej zadzwonić i przeprosić, tak jak na gentelmana przystało. Albo w ogóle pójdę do niej. No nie… Jak ja mogę do niej pójść, po tym, co zrobił mi mój kochany starszy brat?! No wiem, że w związku z tym, że jest starszy, miał w tym pewnie trochę racji, ale ja do tej pory nic nie rozumiem. Muszę go zapytać. O! Co za zrządzenie losu, właśnie przyszedł!
-Tom…! – chyba muszę zachować jakąś stosowną kolejność. Najpierw powiem mu, oczywiście w kulturalny sposób, co o nim myślę, a dopiero później zapytam, dlaczego zachował się tak niesympatycznie. Kultura musi być.
-Czego? – no właśnie. Ktoś musi kulturą nadrabiać.
-Chciałbym zauważyć, że zachowałeś się w sposób niezwykle arogancki i nieuprzejmy…
-Kurde, człowieku, mam coraz bardziej utwierdzone przekonanie, że ty się po prostu w innej epoce urodziłeś – O czym on do mnie mówi? Czy my już nie możemy porozmawiać normalnie, jak bracia? Zapytam.
-Tom…?
-E? – Co ta Maja w nim widzi? Nie, żebym się jakoś szczególnie przejmował, zdecydowanie uważam, że Zuzanna jest bardziej godna uwagi, jednak nie zmienia to faktu, że mój brat podoba się dziewczynom. I właśnie tu pojawia się pytanie – dlaczego? Czy naprawdę współczesnej kobiecie imponuje to, co prezentuje sobą ten osobnik? Takie, wręcz, prymitywne zachowanie? Czytałem kiedyś, ze w dawnych czasach kobiecie było znacznie trudniej zaimponować niż teraz. A mój brat jest tego doskonałym przykładem.
-Po pierwsze, urodziłem się dokładnie w tym samym okresie co ty, gdyż, chciałbym zauważyć, że jesteś tylko dziesięć minut starszy, a już od najdawniejszej starożytności wiadomo, że taki przedział czasu nie może być granicą epoki. Po drugie…
-Ej, to jest lekcja historii czy wakacje w kurorcie narciarskim? – jak można tak nie chcieć się dokształcać?
-To…
-Cicho. Nie odpowiadaj. Pytanie retoryczne. – i wyszedł! No ja nie wierzę! Nie no, przy najbliższej okazji muszę porozmawiać z mamą o jego zachowaniu! Wprawdzie przypuszczam, że jest już jest za późno, żeby coś z tym naprawić, ale zawsze warto spróbować. Nadzieja umiera ostatnia. Kiedy zacząłem przechadzać się po pokoju, natknąłem się na wielkie lustro. O Jezus Maria!!! To JA?! Przecież ja się tego za tydzień nie pozbędę!!! Podkład, podkład, podkład… Gdzie on jest?! Założę się, że to wszystko sprawka Toma… On mi to zrobił specjalnie! Mamo!!! Dobra, muszę podejść do sprawy ze spokojem. Przecież już nie takie rzeczy byłem zmuszony robić. A jak wiele lat temu, występowaliśmy na MTV z ,,Monsoon”, gdzie pod koniec występu naprawdę padał na nas deszcz, to musiałem zrobić makijaż tak, żeby na koniec został nienaruszony. I udało się! Nie chwaląc się, jestem w tym naprawdę niezły. Ale niestety coś mi mówi, że tym Zuzie nie zaimponuję… Jestem genialny! Muszę zabrać ją kiedyś na zakupy! Przecież ona jest dziewczyną, na pewno interesują ją takie rzeczy, ja jej w czymś doradzę, w końcu trochę się na tym znam, i spędzimy sobie bardzo miłe popołudnie. I ona może poradzić mi w sprawie tej cudnej, zielonej kurtki! Dobrze, ale wystarczy, Kaulitz, musisz wziąć się za siebie! Najpierw doprowadziłem swoje włosy do względnego porządku. Chyba dobrze, że wróciłem do czarnego. Babcia mi powiedziała, że jakoś tak lepiej w tej barwie. A może by tak kiedyś wybrać się na jakieś ekskluzywne wczasy, tak rodzinnie: ja, Tom, mama, babcia… Tylko boję się, że teraz nie będę miał na to wystarczającej ilości czasu… Zdaje się, że niedługo wydamy nową płytę, tournée, sesje… Tak, show biznes to ciężki kawałek chleba (jak to mówi ciocia). Udało się! Po długim i ciężkim boju, jestem zwycięzcą – udało mi się doprowadzić moją osobę do względnego porządku. I nagle poczułem, że chyba mój organizm domaga się pożywienia. Tak, najwyższa pora, by dostarczyć mu chociaż minimalnej ilości składników odżywczych, niezbędnych przecież do poprawnego funkcjonowania. Podjąłem więc decyzję, aby udać się do restauracji, znajdującej się na parterze. Przy okazji przyszło mi do głowy, że muszę wreszcie zajrzeć do tej niezwykle interesującej biblioteki…
-O! Pan Kaulitz! Dzień dobry! – usłyszałem głos dochodzący z recepcji. Czyli już wszyscy tutaj wiedzą, że to my? Czyli nasz genialny plan ukrywania się zawiódł! I wszyscy nas rozpoznają! Nie będziemy mieć chwili spokoju! Nie będę miał chwili dla siebie, żeby poczytać książkę!!!
-Dzień dobry… - co jak co, ale kulturalny muszę być, nie ma innej możliwości… Trzeba stwarzać pozory. Już chciałem przemknąć do restauracji…
-Dobrze się spało, panie Kaulitz? A może potrzebuje pan czegoś? – nie podoba mi się akcent, jaki kładzie na moje nazwisko… Chcę do domu!
-Nie, dziękuję bardzo, wszystko jest dobrze…
-A może potrzebuje pan kogoś, kto pokazał by panu nasze piękne miasto, panie Kaulitz? – czy mi się wydaje, czy ta kobieta właśnie proponuje mi randkę? Łaaa!!! Mamo pomóż mi!!! Ale w ogóle, co za tupet! Jak ona może myśleć, że po dwóch minutach znajomości możemy gdzieś razem pójść… Przecież to jest niedorzeczne! A poza tym, mam dziewczynę… Dobra, zagalopowałem się. Może bardziej poprawnie: jest cudowna dziewczyna, z którą zamierzam kontynuować znajomość i jakaś recepcjonistka (wcale nie potępiam jej za obejmowane stanowisko – żadna praca nie hańbi!) nie stanie nam na przeszkodzie! A tak w ogóle, to jej kolczyki są kompletnie niekompatybilne w stosunku do butów. A Zuzanna akurat gust ma.
-Nie, dziękuję bardzo, ale jestem dość dobrze zorientowany w ogólnym planie miasta  - mam nadzieję, że nie byłem zbyt stanowczy. Ale przecież musiałem jakoś przedstawić swoje zdanie, prawda? Boję się, że dziewczynie zrobiło się trochę przykro, ale pamiętam słowa Davida, że na razie muszę unikać upubliczniania swojej osoby, więc tylko pożegnałem się szybko (aczkolwiek kulturalnie) i poszedłem wreszcie do tej restauracji. Ku mojemu ogólnemu zadowoleniu ujrzałem cały stół zastawiony bardzo zdrowymi sałatkami warzywnymi. W takiej starej książce mojej babci czytałem, że jest to zdecydowanie najlepsze pożywienie dla organizmu. Nałożyłem sobie więc dość sporą porcję witamin i usiadłem przy dość oddalonym, niewielkim stoliku. Nie było mi jednak dane nacieszyć się chwilą, gdyż po chwili do sali wpadł Tom i usiadł koło mnie
-Bądź gotowy za 40 minut – oznajmił i bez ceregieli wziął mojego ogórka! Co za tupet!
-Słucham? Mógłbyś wyjaśnić?
-Wujek Tom jest genialny i załatwił coś, dzięki czemu nasza znajomość z dziewczynami przejdzie na kolejny poziom – był dumny z siebie, ale ja w dalszym ciągu nie miałem pojęcia, o co chodzi.
-Tom, mógłbyś wyrażać się jaśniej…?
-Tobie to wszystko trzeba tak jak małemu dziecku, ciemnoto. Uwaga, słuchaj – zarezerwowałem halę Laser Games za godzinę. – siedział z uśmiechem na twarzy i chyba był lekko zdezorientowany moim brakiem reakcji – No co, źle?
-A… dziewczynom się to podoba? – jakoś nie uśmiechało mi się bieganie w kółko bez sensu wymachując sztucznym pistoletem
-Fuck, zapomniałem im powiedzieć! Siedź tu! – zawołał tylko i wybiegł. No tak, cały Tom. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że dziewczynom pomysł się nie spodoba. Planowałem, żeby zaprosić Zuzannę do jakiejś kawiarni, albo do restauracji… To Laser coś tam to chyba mimo wszystko takie mało romantyczne jest.

piątek, 14 września 2012

40. Wpadłaś po uszy



-Nie podoba mi się to
-Co znowu? – a ta jak zwykle narzeka! Już naprawdę nie mam komu się wyżalić. Co tylko jej powiem, to źle… Zwariować można!
-No ta cała sytuacja z ich matką i tym ojcem producentem i w ogóle… - serio mi się to nie podoba. A skończy się tak, że wpadniemy, ich matka się wścieknie i w ogóle jedna wielka masakra będzie. Ale mnie się oczywiście tutaj nie słucha!
-I to podobno ja cały czas gadam o bliźniakach, tak? – No ja nie wierzę, ona naprawdę nic nie rozumie! Przecież mi nie chodzi w tym momencie o to, że Tom jest genialny i cudowny (no bo jest), tylko o to, że tkwimy razem z braćmi w jakimś cholernym wyimaginowanym świecie, jakbyśmy normalnie nie mogli powiedzieć ich matce, kim jesteśmy! Jednak przyjaciółka nawet nie dała mi dojść do słowa – Majka, wyluzuj się. Przecież teraz jej nie powiesz, że to wszystko ściema, a tak naprawdę, to jesteśmy zwykłymi studentkami z Polski, które spotkały jej ,,ukochanych, malutkich synków” zupełnie przypadkowo.
-No, niby nie… - muszę przyznać, trochę racji ma, ale z drugiej strony jakoś tak dziwnie…
-No więc właśnie. Teraz to ty się ciesz chwilą i miej nadzieję, że jak wrócimy do hotelu to ktoś będzie na nas czekał… - i mrugnęła do mnie znacząco. Od razu skojarzyło mi się to z mruganiem innego osobnika, jednak moja przyjaciółka nie może się z nim równać. Co ja gadam? Nikt nie  może, to chyba oczywiste. Daleko jeszcze? Po szaleństwie na gumowych oponach dla dzieci wracamy do naszego hotelu, tylko, że idziemy tak już z 15 minut i końca nie widać! Dobrze, że chociaż dzisiejszy dzień ja zaplanowałam, bo Zuzka jest teraz tak zaaferowana swoim ukochanym wokalistą, że powierzenie jej jakiejkolwiek sprawy byłoby niezwykle ryzykowne. Ale już coś za długo idziemy w milczeniu, czyli za chwilę będzie…
-Maja…? – wiedziałam! Pamiętam, jak kiedyś mieliśmy jakieś durne warsztaty o komunikacji w szkole i kazali nam się porozumiewać jakimiś dziwnymi sposobami. I pamiętam jak się śmiałyśmy z tego, że chyba my dogadałybyśmy się na każdy możliwy sposób. I to się sprawdza.
-Czego? – niby JESZCZE nie mam powodu, żeby się na niej wyżywać, ale już wiem, o czym za chwilę zacznie gadać. I tak przez najbliższe, jak dobrze pójdzie, pół godziny
-Tom nie powie Billowi o plakacie i MP4, prawda? – Oż kurde, zapomniałam o tym! A prawda jest taka, że sytuacja jest w tym momencie lekko krępująca. Zwłaszcza, że Tom nie ma pojęcia, czyj to plakat i czyj odtwarzacz… Tak samo jak nie ma zielonego pojęcia o tym, że ja ich słucham, owszem, nie przeczę, ale to Zuzka ma totalnego świra i obsesję. Jeżeli on teraz pomyśli…
-Jeżeli on w tym momencie jest przekonany, że obie świrujemy na ich punkcie, to… - to miało zabrzmieć jak groźba, ale chyba nie wyszło
-To co? – i uśmiech na pół twarzy. Czy tego człowieka naprawdę nie da się wyprowadzić z równowagi?
-To się przekonasz co – w sumie nie wiem jak zakończyć to zdanie, żeby miało w sobie odpowiednią nutę dramatyzmu, ale czy to ważne? A kiedy byłam pewna, że Zuzka się zamknie…
-Ale wiesz, jak byliśmy wtedy z Billem na lodowisku… - bla, bla, bla… Dobra, przywykłam do tego, jednak nie zmienia to faktu, że mam jej dosyć. Na szczęście doszłyśmy do hotelu. Wybawienie. Kiedy przechodziłyśmy przez główny korytarz, wydawało mi się, że recepcjonistka jakoś tak dziwnie się na nas patrzyła… Obstawiam, że pewnie nasze wczorajsze zdjęcia obiegły kolorową prasę w tempie ekspresowym, a ona to czytała… Ech, ani chwili spokoju! W sumie nie sądziłam, że aż tak bardzo zmęczyłam się zjeżdżaniem na tych całych oponach, bo  obie cudem dowlekłyśmy się do pokoju. Mam nadzieję, że jakoś się ogarnę w w miarę krótkim czasie, bo jednak oczekuję, że może ktoś z pokoju niedaleko, wpadnie na chwilę… A jak wpadnie, to ja przecież nie mogę stwierdzić, że aktualnie nie mogę chodzić i muszę iść się zdrzemnąć, tylko znowu wskoczyć w te durne szpilki Mai (nie chcę, ale muszę!) i, mam nadzieję, udać się na kolejną miłą… chyba można to nazwać randką. Kiedy tylko weszłyśmy do pokoju, Zuza od razu rzuciła się w stronę łazienki, więc mi nie pozostało nic innego jak rzucić się na łóżko i czekać, aż moja współlokatorka łaskawie raczy wyjść. Nie minęło jednak dziesięć sekund, gdy rozległo się donośne pukanie do drzwi. Czyżby to…
-Otwórz! – wydarła się moja przyjaciółka. No tak… Zawsze ja… A jak to Tom?! Przecież nie może mnie teraz zobaczyć, to jest absolutnie wykluczone! Ale ten natarczywy ktoś za drzwiami właśnie zapukał po raz drugi, więc nie mam wyboru – muszę otworzyć, a co! Kiedy uchyliłam drzwi, w pierwszej chwili moim oczom ukazał się gigantyczny kosz róż, a dopiero później zauważyłam gościa, który je trzymał. Oniemiałam.
-Czy pani Maja…? – facet miał wyraźne trudności z wypowiadaniem się. Widać, ten kosz wcale do lekkich nie należał.
-Taak… - odpowiedziałam niepewnie. O co chodzi?
-To w takim razie mam dla pani przesyłkę. Gdzie mogę to postawić? – facetowi chyba naprawdę kończyły się siły
-Y… Tutaj, proszę! – wskazałam na dość dużą przestrzeń pomiędzy telewizorem, a moim łóżkiem. Gość postawił kosz, pożegnał się kulturalnie i wyszedł. Stałam tak jeszcze dość długą chwilę, gdy nagle podeszła Zuza, spojrzała na kosz i chyba również nie bardzo wiedziała, jak zareagować…
-A co to do cholery jest?
-No przesyłka… Podobno dla mnie…
-A tak może, od kogo? – wyraźnie się niecierpliwiła.
-A skąd ja mam to wiedzieć? – naprawdę nie miałam pojęcia, choć po głowie chodziła mi jedna taka myśl… Nie… To niemożliwe.
-Nie ma żadnej karteczki, nic? – w sumie nawet tego nie sprawdzałam, więc od razu obie rzuciłyśmy się do spenetrowania gigantycznej ilości pięknych kwiatów. W pierwszej chwili bez rezultatów, jednak zaraz…
-Mam! – Zuza w zwycięskim geście uniosła rękę do góry, ale kiedy tylko chciałam odebrać jej bilecik, zrobiła szybki unik. – Phi! Ani mi się waż! – przyzwyczaiłam się, że nie mamy przed sobą tajemnic, a że i tak bym jej go pokazała, to specjalnie się nie awanturowałam, tylko pozwoliłam, żeby przeczytała go pierwsza. Po chwili usłyszałam jednak pisk – Aaa! O cholera!!!
-No co, no co, no co?! – o co jej chodzi?! Albo mi to w tej sekundzie pokaże, albo zaraz jej ukręcę łeb!
-Uważaj, siadaj i słuchaj… - wyraźnie była wstrząśnięta, a ja już nie wytrzymywałam. Jednak posłusznie usiadłam, a ona przeczytała. – Maja, mam nadzieję, że jeszcze nie masz mnie dosyć. Tom – o fuck… - I co powiesz?
-Ale jak to… - no nie wierzę. Tom przysłał mi do pokoju gigantyczny bukiet róż i ten bilecik… Czyli, że nasza znajomość się rozwija… Ja pierniczę… Aż mi się zakręciło w głowie!
 -No to powiem Ci, kochana, wpadłaś po uszy.


39. Mam nadzieję, że nie masz mnie jeszcze dosyć...



Wczorajszy dzień był super aczkolwiek niestety mój brat kretyn ciągle musiał wszystko psuć najpierw wpadka przed paparazzi potem z tym psem a na końcu jeszcze musiał zwrócić mi uwagę przy Majce totalnie mnie kompromitując świetnie po prostu spojrzałam na tego debila który sobie smacznie spał i wpadłem na genialny pomysł jakby nigdy nic chwyciłem butelkę po koli która leżała na szafce nocnej do środka nalałem trochę zielonego mydła, wodę resztki jakiś bliżej nie zidentyfikowanych substancji ciekłych znajdujących się w naszym mini barku po czym wszystko wylałem na jego łeb. efekt był natychmiastowy - debil zerwał się z łóżka, wrzeszcząc, żeby go nie zabijali, po czym dotknął swoich włosów, które nie prezentowały się w tej chwili najlepiej i z krzykiem pobiegł do łazienki – klasyka, normalnie muszę to kiedyś nagrać i wstawić na youtube, miałbym chyba największą oglądalność przez kilka tygodni.  Dobra miałem teraz kilka minut na załatwienie kilku rzeczy. po pierwsze zadzwoniłem do naszego menadżera i powiedziałem o zajściu z paparazzi i o tym co im powiedzieliśmy, poprosiłem, żeby załatwił nam po powrocie kilka wywiadów w La, występ u Ellen i do tego jakąś mała trasę koncertową - trzeba się w końcu wziąć do roboty bo w końcu faktycznie wylecimy z branży trzeba się było wziąć w garść w końcu album był już praktycznie gotowy wystarczyła sesja  zdjęciowa na okładkę i gotowe fani na pewno byli  by w niebo wzięci właśnie fani trzeba coś zrobić, żeby dziewczyny nie pomyślały, że je olaliśmy po wczorajszym zdarzeniu.  najpierw zadzwoniłem do Georga - ten jak nikt inny nie znał się na tym jak zaimponować dziewczynie w pozytywny sposób a ja potrzebowałem przyjacielskiej rady. no wiem, że jestem Tomem Kaulitzem i teoretycznie powinienem mieć najlepsze pomysły, ale niestety moja głowa w tej chwili była zaprzątnięta problemem przetrwania wśród rekinów rynkowych, a pomoc Billa oczywiście nie mogłem liczyć bo jeszcze by coś głupiego wymyślił a poza tym już dawno ze sobą nie gadaliśmy tak więc wybrałem jego numer i gdy usłyszałem jego głos w słuchawce odetchnąłem z ulgą, że tym razem nie zostawił go na cały dzień w domu co się zdarzało bardzo często.
-hej stary jak tam Austria? Wyrwałeś jakąś laskę?
- no wiesz próbowałem kilkakrotnie ale za każdym razem ta ciapa mi się wcinała, ale w końcu udało się jest taka jedna dziewczyna, zresztą prawdopodobnie jeżeli poszukasz w necie albo w porannej gazecie to zobaczysz jej fotkę, bo wczoraj mieliśmy wszyscy przygodę z paparazzi, ale ja nie w tej sprawie dzwonie .no w sumie w tej ale nie po to żeby się pochwalić tylko - ok głęboki wdech - bo sprawa wygląda tak, że ona mi się generalnie bardzo podoba,  ale nie tak jak te inne laski tak na jedną noc tylko tak naprawdę coś w niej jest. jest zabawna miła i można się z nią naprawdę dobrze bawić i chciałbym jej pokazać że jest wyjątkowa
-to zaproś ją na randkę i jej to powiedz
-już byliśmy, skończyło się katastrofą bo zjawiła się nasz matka. nie pytaj -dodałem szybko żeby mi nie przerwał - potem poszliśmy na plac zabaw, już miało do czegoś dojść gdy zwaliłem się z huśtawki - niezbyt romantyczne, a na koniec przez pół nocy ganiali nas po mieście paparazzi
-no to nie fajnie, a pomyślałeś o różach? dziewczyny takie rzeczy lubią
-kilka kwiatków to trochę tandetne
-nie chodziło mi o kilka kwiatków, tylko o coś bardziej odpowiedniego dla dziewczyny Toma Kulitza. weź jej zamów płatki róż do pokoju, do tego kosz pełen kwiatów, kolację przy świecach albo jakąś imprezę w fajnym klubie-zależy co bardziej lubi - pozbądź się mamusi swoją drogą co ona tam do choler robi? A na koniec załatw ekipę sprzątającą do pokoju
-dzięki stary  w sumie to nawet niezłe a tak przy okazji zbierz Gustava i lećcie do L.A. -  tam będzie na was czekał David, musimy się zabrać za to wydawanie płyty na poważnie bo wylecimy z branży. dobra ja spadam - rozłączyłem się i odstawiłem telefon na szafkę nocną,  po czym oświadczyłem mojemu bratu, że wychodzę. Zjechałem windą do recepcji
-dzień dobry-na szczęście dziś za ladą siedziała kobieta a nie facet z wczoraj-w czym mogę panu pomóc?- zapytała uprzejmie
- jest taka sprawa że chciałbym zamówić kosz z kwiatami do pokoju numer 344.
-O… Czyżby romantyczna niespodzianka? – kobieta wyraźnie się ożywiła. No owszem, romantyczna niespodzianka, ale co jej do cholery do tego?! Mam tylko nadzieję, że nie dotarło do niej jeszcze, że rozmawia z boskim Tomem Kaulitzem.
-No, można tak powiedzieć… - odpowiedziałem wymijająco – Więc jak, będzie taka możliwość?
-Ależ naturalnie! Jakim rodzajem kwiatów byłby pan zainteresowany?
-Róże. Wielki kosz, wielkich róż. Da się zrobić? – mam dosyć tej pogawędki. I chyba muszę wracać do pokoju, bo ten gnom jeszcze jest gotowy wyskoczyć z okna, widząc swoje odbicie w lustrze, co, nie chwaląc się, jest wyłącznie moją zasługą
-Oczywiście! Za godzinę kwiaty dotrą na miejsce, może być pan pewny. A jakiś bilecik?
-A no tak! – przecież muszę coś napisać. W przeciwnym razie, jeszcze pomyślą, że to ten idiota przysyła kwiaty dla Zuzy. Nie przeczę, jest świetną dziewczyną, ale nie ukrywam również, że ja jestem zainteresowany jej ,,siostrą”. Tylko co ja mam tam napisać? Cholera jasna! Jak Georg ma takie świetne pomysły i jest taki mądry, to może jeszcze ewentualnie mógłby mi coś podpowiedzieć, bo że tak powiem, jestem w kropce. Po dość długim procesie zastanawiania się, kobieta z recepcji podała mi bilecik, a ja, niezwykle oryginalnie, napisałem
Maja, mam nadzieję, że nie masz mnie jeszcze dosyć
Tom

Mało wyszukane, ale jakby to powiedział Bill, szczere, więc liczy się jeszcze bardziej.  
-Proszę doliczyć wszystkie koszty do mojego rachunku – rzuciłem jeszcze przez ramię i udałem się do naszego pokoju. W sumie nie jestem przekonany czy to był dobry pomysł… No niby wiem, że każda dziewczyna byłaby w siódmym… co ja mówię, w jakimś piętnastym niebie, jakby Tom Kaulitz wykazał choć odrobinę zainteresowania jej osobą, ale coś mi jednak mówi, że z Mają może być trochę inaczej. A jak stwierdzi, że się jej narzucam i ma mnie dosyć? … Co?! Przez chwilę uwierzyłem, że można mieć dosyć Toma Kaulitza… Phi! Też coś…

38. Opony i ... mamusia?!



To był niesamowity dzień aż nie mogę uwierzyć że to wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie 24 godzin wydaje mi się jakby od spotkania na wyciągu minęły wieki Bill jest taki kochany i zabawny no i może trochę ciapowaty ale trzeba przyznać że zaimponował mi wtedy na przystanku okazał się taki stanowczy, dobrze że się wszystko szczęśliwie skończyło. Po pożegnaniu z braćmi poszłyśmy do swojego pokoju już chciałam zacząć się przygotowywać do snu gdy nagle sobie o czymś przypomniałam szybko podleciałam do łóżka na którym leżał plakat i o dziwo… był podpisany przez Toma OMG  kompromitacja całkowita  jak ja się im na oczy pokażę jutro? Szybko podniosłam naddarte zdjęcie i przeczytałam co na nim zostało napisane
Dla dwóch uroczych i trochę zwariowanych dziewczyn które zawsze mają ciekawe pomysły  TomJ     
O Boże ja dostałam autograf i to od samego Toma wolałabym też od Billa ale to by była już kompromitacja do kwadratu no dobra czas sprawdzić czy do mp4 też się dobrał- przegrzebałam walizkę-nie było, w kurtce też nic w torebce-pusto no nie no a co jak ją zgubiłam? Na szczęście leżała na szafce pod lustrem na nie no przecież ja jej tam nie kładłam-super na pewno przejrzał zawartość jestem oficjalnie skończona ekstra na pewno powie Billowi jaką to jestem wielką fanką na pewno stwierdzą że robimy to dla tego że jesteśmy ich fankami i to by oznaczało że nie jesteśmy bezinteresowne jak na razie jednak byłam zbyt zmęczona żeby się nad tym zastanawiać zrzuciłam buty które poleciały w bliżej nie znanym kierunku, położyłam się na mięciutkim łóżku z puchową pierzyną i niemalże od razu zasnęłam.
Obudziłam się około 12 więc na śniadanie hotelowe nie miałam już szansy z tego co zdążyłam zauważyć Majka też dopiero co wstała po szybkim prysznicu i kawie z ekspresu który znajdował się w naszym pokoju ubrałyśmy się w ciuchy narciarskie i poszłyśmy na stok od razu, przy pierwszym zjeździe poszłyśmy do jednej z okolicznych stokowych restauracji i zamówiłyśmy sobie po naleśniku i gorącej czekoladzie potem posiedziałyśmy chwilkę rozważając zadzwonienie do Kaulitzów ale stwierdziłyśmy że nie można być natrętnym bo jeszcze będą mieli nas dosyć. W końcu zebrałyśmy się i wyszłyśmy na stok pogoda była przecudowna i aż chciało się siedzieć na świeżym powietrzu zjechałyśmy parę razy z samej góry oczywiście bez porażek wywrotek i takich innych rzeczy się nie obyło raz nawet Majka po jednym z upadków darła się, że na pewno złamała nadgarstek –jakby nie uważała na wykładach nadgarstka nie da się złamać co najwyżej skręcić poza tym był tylko lekko stłuczony-i to podobno ja jestem histeryczką … przy kolejnym wjeździe na górę Majka nagle zdjęła deskę po czym pociągnęła mnie w zupełnie innym kierunku
-Maja, gdzie my do cholery idziemy?- zapytałam zdezorientowana
-zobaczysz-powiedziała tajemniczo-i zdejmij te narty-dodała. po chwili dotarłyśmy na drugą stronę stoku i zobaczyłam wielkie pomarańczowe opony na których różni ludzie przeważnie dzieci ale było też kilka osób nawet starszych od nas zjeżdżało w dół stoku
-Ale ekstra!-krzyknęłam po czym pobiegłam w stronę kółek, chwyciłam jedno i po podczepieniu do specjalnego wyciągu zaczęłam wjeżdżać na górę no i oczywiście stało się to co może się przydarzyć tylko mi najzwyczajniej w świecie spierniczyłam się z kółka twarzą w śnieg i musiałam je później gonić ale na szczęście później obyło się bez większych komplikacji i po zjazd był świetną zabawą-( już wiem gdzie możemy pójść z Billem zamiast zjeżdżania na nartach) potem oczywiście wylądowałyśmy na gorącej czekoladzie i frytkach-ja tu normalnie przytyję. Już chciałyśmy się zbierać gdy nagle zjawiła się matka chłopaków a tak swoją drogą to co ona tu do cholery robiła? Miała na sobie różową kurtkę, białe spodnie narciarskie i wielką różową, włochatą czapkę- wyglądała jak wielka landryna i co ona tutaj do jasnej Anielki robiła?
-o a kogo moje oczy widzą Zuzanna- kobieta totalnie zignorowała obecność Majki
-dzień dobry-powiedziałam przy okazji bardzo szybko obmyślając plan ewakuacji
-nie widziałaś czasem jednego z moich synów? Nie wiem w którym hotelu mieszkają i nie mogę się z nimi skontaktować a chciałabym się dowiedzieć  o co chodziło wczoraj ale może wy mi wytłumaczycie- dodała przesłodzonym głosem aż mi się niedobrze zrobiło
- nie widziałam pani synów od wczorajszego wieczoru ale z rozmowy z tatą wiem że musieli coś załatwić ze swoim menadżerem i ludźmi ze studia odnośnie kontraktu tak więc wydaje mi się że mogą być dziś trochę zajęcie-skłamałam a Majka która nie wiedziała o całym przekręcie patrzyła na mnie tak jakby zobaczyła lądujące ufo
-ah to ja może im na razie nie będę przeszkadzać i życzę wam dziewczynki-wow pierwszy raz zauważyła obecność Majki- miłego pobytu na stoku
-dziękujemy- powiedziałam grzecznie
-co wy wczoraj naopowiadaliście tej kobiecie?-zapytała wciąż wyglądając na z lekka zdezorientowaną
-a nic takiego, że nasz „tata” załatwia im jakiś kontrakt czy coś w tym stylu - wzruszyłam ramionami
 - Zuzka to się w końcu wymknie spod kontroli-jakbym o tym nie wiedziała trzeba będzie coś zrobić, żeby się pozbyć tej kobiety…