Uploaded with ImageShack.us

czwartek, 1 listopada 2012

55. Będziecie mi usługiwać.

Przebijaliśmy się moim czarnym audi przez bardzo jak na tą godzinę zatłoczone ulice myśląc o tym, w jaki sposób zostaniemy zamordowani przez naszą kuzynkę-Mary, która mieszkała w Ameryce od jakiś dziewięciu lat i z którą kontakt odnowiliśmy po przyjeździe do La. Mary przeprowadziła się do stanów ze swoją mamą która była siostrą naszej matki i obecnie mieszkały praktycznie nad samym morzem w Santa Barbara. Ponieważ często musieliśmy wyjeżdżać, dziewczyna pod naszą nieobecność przychodziła do nas i zajmowała się naszymi psami, roślinkami Billa(nie wiem po co on hoduje to zielsko na oknie) i ogólnie pilnowała żeby nic nie wydarzyło się pod naszą nieobecność w zamian za to my braliśmy ją w trasę  jako naszą „stylistkę” choć tak naprawdę pod czas wywiadów prób i koncertów ona zwykle chodziła na zakupy lub świetnie bawiła się za kulisami.  (wtedy domem zajmowała się nasza ciotka lub wynajęta sprzątaczka). Wreszcie udało mi się dotrzeć na osiedle białych domków jednorodzinnych. Odnalazłem poszukiwany adres i  zaparkowałem auto na podjeździe. Razem z Billem podeszliśmy do drzwi z zamiarem zadzwonienia gdy nagle drzwi gwałtownie się otworzyły przez co ta ofiara losu wylądowała na tyłku na wycieraczce głośno przy tym jęcząc a ja lekko się odsunąłem przed nami stała lekko zaspana i bardzo zła blondynka ze skrzyżowanymi na piersi rękami
-hej-powiedziałem i głupio się uśmiechnąłem. Jeżeli można powiedzieć, że mój nieodparty urok osobisty nie działa na jakąś osobniczkę płci przeciwnej to chyba jedynym przykładem była nasza kuzynka
- co wy tu robicie?-zapytała marszcząc zgrabny nosek
- no bo mamy jutro a właściwie dzisiaj zagrać koncert w la bo nasz manager wymyślił sobie promocję płyty i musieliśmy w ekspresowym tempie tu przyjechać-powiedziałem
-i co w związku z tym robicie o tak wczesnej porze przed moimi drzwiami?-zapytała i zlustrowała nas obydwu  od góry do dołu
-ta pierdoła saska nie wzięła z Austrii naszego klucza- powiedziałem i wskazałem na winowajcę, który zdążył się jakoś cudem pozbierać, Mary westchnęła po czym odsunęła się z progu i wpuściła nas do środka. Niemal od razu wyczułem zapach wanilii na punkcie, którego chyba wszystkie kobiety, łącznie z moim bratem, w tej rodzinie miały bzika
- to są klucze-powiedziała podając nam spory plik metalowego ustrojstwa-mam nadzieję, że sobie poradzicie-dodała z ironią patrząc na Billa który szybko przytaknął, nagle z góry dobiegł nas płacz dziecka- Vivienne przyrodniej siostry Mary którą ona zajmowała się, gdy jej matka pracująca w redakcji Vogue’a redaktor naczelna wyjeżdżała w delegacje.
-no i pięknie- powiedziała zrezygnowana- eee, ale wy w tej chwili tu zostajecie-powiedziała widząc, że przybliżyliśmy się do drzwi
-ale my…-zaczął deBill
-żadnego ale, przychodzicie tu o szóstej rano i myślicie że tak po prostu obudzicie wszystkich weźmiecie kucze i się zmyjecie?-zapytała zła a jej głos podskoczył o oktawę wyżej
-no…- powiedziałem głupio czując, że właśnie szykuje się dla nas sąd ostateczny. Krwawa Mary wymyślała dla nas jedyną w swoim rodzaju karę
-o nie nie kochaniutki powiedziała ciągnąc mnie za skrawek koszuli w swoją stronę
-skoro już ją obudziliście-powiedziała- to liczę na rekompensatę
-w postaci?-zapytałem głupio a ona dotknęła palcem do brody i zrobiła minę jakby się nad czymś głęboko zastanawiała po czym powiedziała
- dzisiaj po tym waszym zasranym koncercie będziecie moją służbą-powiedziała wyraźnie z siebie dumna
-ale my się w to bawiliśmy jak mieliśmy osiem lat-powiedziałem zdesperowany na co ona pokręciła głową
-o nie nie Kaulitz tym razem będziecie moją służbą naprawdę co oznacza, że od godziny dwunastej do dwudziestej czwartej będziecie spełniać moją każdą zachciankę-powiedziała a moja szczęka prawie dotknęła podłogi, że co?! Ja jestem Kaulitz, Tom Kaulitz bożyszcze milionów kobiet, gwiazda, mi się nie rozkazuje ale z Mary lepiej nie dyskutować, kobiety w naszej rodzinie właśnie takie są(czego najlepszym przykładem jest nasza matka)
-ok-powiedziałem niechętnie-a teraz czy wasza wysokość pozwoli nam się oddalić?
-niech ci będzie Janie-powiedziała jak do lokaja po czym machnęła ręką, żebym spływał
-nie wierzę, że dałem się w to wrobić-powiedziałem jadąc z wolną jak na moje możliwości setką w stronę naszej willi
-a wolałbyś śmierć na miejscu- zapytał Bill bawiąc się swoim telefonem
-nie może jednak nie-powiedziałem i głośno zatrąbiłem na jakieś pierdzikółko jadące przed nami
-dawno nie dodawaliśmy nic do aplikacji- powiedział nagle Bill a ja na niego spojrzałem ze zdziwieniem. Jest tyle innych tematów, które mógłby teraz poruszyć jak Zuza, Austria, śmierć z rąk kuzynki a ten wyjeżdża z aplikacją
- Wypadałoby coś napisać, ale co?-zapytał
 -Strzel jakąś fotę jak ci tak bardzo zależy-wzruszyłem ramionami i skupiłem całą uwagę na drodze żeby wyminąć czerwonego Forda
- Ale tu nie ma nawet co fotografować-jęknął Bill bo właśnie mijaliśmy gęstą zabudowę centrum
- J*bnij pejzażyk-powiedziałem na odczepnego mając już serdecznie dosyć jego marudzenia
- Dobre! będą się jarać jak głupie. A potem wyślę im zdjęcie ptaszka-powiedział na co ja gwałtownie zahamowałem i ze wszystkich stron rozległo się trąbienie
-COOOOO?! Czego zdjęcie?!-wydarłem się, co ten palant znowu wymyślił?!!
- No…ptaszka! –zdezorientowany pokazał dłoń
-Boże… ostatkiem sił powstrzymałem się od zrobienia mu krzywdy a właściwie powstrzymał mnie tłusty kierowca pomarańczowej skody który swoją jazdą i trąbieniem na mnie  aż prosił się o  pokazanie mu  faka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz