Uploaded with ImageShack.us

czwartek, 1 listopada 2012

56. Kto normalny dał wam dziecko?!

- To co robimy?- zapytałam gdy Zuza nieporadnie doczłapała się wreszcie do naszego pokoju
-no nie wiem, ja osobiście nie zamierzam siedzieć na tyłku przez następny tydzień-powiedziała wojowniczo a ja z politowaniem pokręciłam głową
-dziewczyno masz na nodze kilkukilogramowy gips i co ty chcesz z  nim robić? Uprawiać sporty ekstremalne?
-nie… ale mogłybyśmy na przykład iść na zakupy-powiedziała a ja walnęłam się otwartą dłonią w czoło- zakupy z tobą w tym stanie-o już to widzę aż jestem ciekawa ile to nam zajmie-powiedziałam z ironią a ona się naburmuszyła
-ej! To co masz może lepszy pomysł?-zapytała a gdy zaprzeczyłam uśmiechnęła się z triumfem i pokuśtykała do swojej walizki żeby znaleźć jakieś ciuchy
-no chyba o suskach to możesz na razie zapomnieć-powiedziałam zaglądając jej przez ramie za co oberwałam po głowie
-dlatego muszę iść na zakupy-powiedziała i wybrała trochę za chłodną jak na tą porę roku spódniczkę i czerwoną bluzkę z jakimś napisem po czym zniknęła w łazience a ja też zaczęłam przeglądać swoje ciuchy w celu znalezienia czegoś na dzisiaj. Dwie godziny później byłyśmy już w jakimś dużym centrum handlowym i mogę szczerze powiedzieć, że to były istne męczarnie ja niosłam kilkadziesiąt toreb no może przesadzam ale było ich sporo a Zuza, która jeszcze nie ogarnęła do końca sposobu poruszania się o  kulach wlokła się dobre parę metrów za mną
-może odpoczniemy?-wysapała w końcu wskazując na starbucksa. Zrezygnowana poszłam we wskazanym kierunku i położywszy torby przy jednym ze stolików podeszłam do lady żeby zamówić nap podwójne café latte. Gdy wróciłam do stolika Zuza przeglądała właśnie coś na swoim  smartfonie  a jej mina nie była zbyt szczęśliwa
-co znowu się stało?-zapytałam stawiając przed nią filiżankę
-chyba nie tylko pojechali po to żeby zagrać tam koncert-powiedziała i pokazała mi wyświetlacz swojego telefonu na którym zobaczyłam dzisiaj zrobione zdjęcie braci Kaulitz w towarzystwie jakiejś wysokiej blondynki. Cała trójka jadła lody w jakiejś restauracji
-może to ktoś z branży-powiedziałam bardzo chcąc w to wierzyć
-wątpię, ze współpracownikami raczej nie je się lodów i się aż tak dobrze nie bawi- odpowiedziała dość histerycznym tonem – Ale kto to w ogóle jest?! Jak ona śmie się pokazywać publicznie w towarzystwie Billa! I w ogóle co on sobie myśli?! Jak tylko dorwę tą wytapetowaną lalunię… - i wskazała na następne zdjęcie na którym Tom, mój Tom, niósł blondi na barana! tego było już za wiele! jak te ćwoki sobie myślą, że ni stąd ni zowąd mogą pojawić się w życiu dziewczyn a później pod byle pretekstem zniknąć i pojechać do innej to się gruuubo  mylą-zdecydowanie byłam wściekła! nagle jak na zawołanie rozdzwoniła się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że dzwoni winowajca czyli Tom
-o wilku mowa - powiedziałam chcąc nacisnąć czerwoną słuchawkę jednak Zuza powstrzymała mnie więc przyłożyłam telefon do ucha
-tak?-zapytałam szorstko
-Maja?-odezwał się głos po drugiej stronie wyraźnie zbity z tropu moim tonem
-we własnej osobie, po co dzwonisz?-zapytałam a on westchnął
-potrzebuję twojej pomocy-w tle usłyszałam jakieś zamieszanie
-może poproś o pomoc tą swoją blondi?-zapytałam wściekła
-że co? Ale jak to jaką blondi- zapytał zdezorientowany
-tą którą według połowy portali plotkarskich nosiłeś dzisiaj na plecach zamiast grać swój zasrany koncert!-wściekła naprawdę chciałam się rozłączyć
- Maja, spokojnie wiesz jacy są paparazzi, ta dziewczyna to nasza kuzynka i…-przerwała w tle usłyszałam głos Billa i płacz małego dziecka
-ta jasne, kuzynka w każdym filmie tak mówią a ten płacz to co? Twoja młodsza siostra? - zapytałam z kpiną w głosie i spojrzałam na Zuzę, której oczy były w tej chwili wielkości pięciozłotówek i wyglądała, jakby miała ochotę zamordować dziewczynę ze zdjęcia na odległość
-tak jakby… - powiedział
-Wiesz co? Taki kit to ty sobie możesz paparazzi wciskać…
-Jaki kit? Maja, to nie tak…
-A jak?! No słucham! Nagle znikacie, bo podobno macie arcyważny koncert do zagrania… Świetna wymówka!
 -dasz mi wreszcie wytłumaczyć? - przerwał mi w końcu i zapytał zdesperowany
-no ok - powiedziałam niechętnie
- ta „Blondi”  to nasza kuzynka Mary, która mieszka w LA i pod naszą nieobecność zajmuje się domem, to dziecko  to jej młodsza siostra i w tym cały szkopuł. Bill zapomniał kluczy i zostawił je w hotelu a jedyną osobą, która ma w tej chwili dostęp do naszej posiadłości jest właśnie Mary więc pojechaliśmy do niej bardzo wcześnie i obudziliśmy przy okazji jej siostrę i za karę musieliśmy być jej tak jakby służącymi przez cały dzień w zasadzie to wciąż jesteśmy bo ona teraz zniknęła na zakupach a my zostaliśmy sam na sam z płaczącym dzieckiem i tak za bardzo nie wiem co z nim a właściwie z nią zrobić - powiedział a ja z przerażeniem spojrzałam na swoją przyjaciółkę. No jeszcze tylko tego brakowało…
- kto normalny daje wam pod opiekę małe dziecko?! – przecież to jest totalnie nieodpowiedzialne! Oni sami o siebie zadbać nie potrafią!
-Nie dobijaj mnie, dobrze? – w tym momencie usłyszałam jeszcze głośniejszy wrzask – Maja, błagam! To małe tylko leży w wózku i się drze, a ja nie mam pojęcia co zrobić!
-Ok, Tom tylko spokojnie więc tak jeżeli dziecko płacze to są trzy możliwości albo ma kolkę, albo jest głodne albo narobiło w pieluchę-powiedziałam a on jęknął
-objawy ostatniego chyba umiesz sprawdzić- na co on jęknął i krzyknął coś do Billa, który po chwili mu odkrzyknął
-nie trzecia możliwość odpada-powiedział a ja się zaśmiałam wyobrażając sobie ich miny
- no dobra to czas wyeliminować następne dwie. Odgrzej jej jakąś zupkę albo mleko…
-Ja mam coś mu ugotować?!
-To jest ONA, a tak w ogóle, to mi nie przerywaj. Nie może być za gorące, zwykle przed karmieniem trzeba kropelkę wylać na przedramię i sprawdzić czy nie jest gorące. Później ponoś ją przez pięć do dziesięciu minut żeby jej się odbiło możesz przy okazji pośpiewać to można zaśnie-powiedziałam
-naprawdę  nie da się tego czegoś wyłączyć?-zapytał zrezygnowany a ja zaśmiałam się cicho
-Tom, dziecko to nie zabawka i tak podziwiam odwagę waszej „kuzynki”-specjalnie położyłam akcent na tym słowie- że dała wam małą pod opiekę
-no wiesz co? Dzięki wielkie- powiedział obrażony…-no dobra dzięki za pomoc lecę pomóc temu gnomowi bo wygląda jakby miał zaraz stracić kontakt z rzeczywistością-rozłączył się
- co się stało?- zapytała Zuza a ja westchnęłam
-podobno ta laska to ich kuzynka i tak jakby zostawiła im pod opieką własną siostrę-powiedziałam a ona uniosła brwi ze zdziwieniem
-mnie nie pytaj- powiedziałam wyjmując z portfela banknot dziesięciu Euro i wręczając go kasjerce
- ten świat schodzi na psy-powiedziała zrezygnowana
-raczej na braci Kaulitz-powiedziałam i obje się zaśmiałyśmy

55. Będziecie mi usługiwać.

Przebijaliśmy się moim czarnym audi przez bardzo jak na tą godzinę zatłoczone ulice myśląc o tym, w jaki sposób zostaniemy zamordowani przez naszą kuzynkę-Mary, która mieszkała w Ameryce od jakiś dziewięciu lat i z którą kontakt odnowiliśmy po przyjeździe do La. Mary przeprowadziła się do stanów ze swoją mamą która była siostrą naszej matki i obecnie mieszkały praktycznie nad samym morzem w Santa Barbara. Ponieważ często musieliśmy wyjeżdżać, dziewczyna pod naszą nieobecność przychodziła do nas i zajmowała się naszymi psami, roślinkami Billa(nie wiem po co on hoduje to zielsko na oknie) i ogólnie pilnowała żeby nic nie wydarzyło się pod naszą nieobecność w zamian za to my braliśmy ją w trasę  jako naszą „stylistkę” choć tak naprawdę pod czas wywiadów prób i koncertów ona zwykle chodziła na zakupy lub świetnie bawiła się za kulisami.  (wtedy domem zajmowała się nasza ciotka lub wynajęta sprzątaczka). Wreszcie udało mi się dotrzeć na osiedle białych domków jednorodzinnych. Odnalazłem poszukiwany adres i  zaparkowałem auto na podjeździe. Razem z Billem podeszliśmy do drzwi z zamiarem zadzwonienia gdy nagle drzwi gwałtownie się otworzyły przez co ta ofiara losu wylądowała na tyłku na wycieraczce głośno przy tym jęcząc a ja lekko się odsunąłem przed nami stała lekko zaspana i bardzo zła blondynka ze skrzyżowanymi na piersi rękami
-hej-powiedziałem i głupio się uśmiechnąłem. Jeżeli można powiedzieć, że mój nieodparty urok osobisty nie działa na jakąś osobniczkę płci przeciwnej to chyba jedynym przykładem była nasza kuzynka
- co wy tu robicie?-zapytała marszcząc zgrabny nosek
- no bo mamy jutro a właściwie dzisiaj zagrać koncert w la bo nasz manager wymyślił sobie promocję płyty i musieliśmy w ekspresowym tempie tu przyjechać-powiedziałem
-i co w związku z tym robicie o tak wczesnej porze przed moimi drzwiami?-zapytała i zlustrowała nas obydwu  od góry do dołu
-ta pierdoła saska nie wzięła z Austrii naszego klucza- powiedziałem i wskazałem na winowajcę, który zdążył się jakoś cudem pozbierać, Mary westchnęła po czym odsunęła się z progu i wpuściła nas do środka. Niemal od razu wyczułem zapach wanilii na punkcie, którego chyba wszystkie kobiety, łącznie z moim bratem, w tej rodzinie miały bzika
- to są klucze-powiedziała podając nam spory plik metalowego ustrojstwa-mam nadzieję, że sobie poradzicie-dodała z ironią patrząc na Billa który szybko przytaknął, nagle z góry dobiegł nas płacz dziecka- Vivienne przyrodniej siostry Mary którą ona zajmowała się, gdy jej matka pracująca w redakcji Vogue’a redaktor naczelna wyjeżdżała w delegacje.
-no i pięknie- powiedziała zrezygnowana- eee, ale wy w tej chwili tu zostajecie-powiedziała widząc, że przybliżyliśmy się do drzwi
-ale my…-zaczął deBill
-żadnego ale, przychodzicie tu o szóstej rano i myślicie że tak po prostu obudzicie wszystkich weźmiecie kucze i się zmyjecie?-zapytała zła a jej głos podskoczył o oktawę wyżej
-no…- powiedziałem głupio czując, że właśnie szykuje się dla nas sąd ostateczny. Krwawa Mary wymyślała dla nas jedyną w swoim rodzaju karę
-o nie nie kochaniutki powiedziała ciągnąc mnie za skrawek koszuli w swoją stronę
-skoro już ją obudziliście-powiedziała- to liczę na rekompensatę
-w postaci?-zapytałem głupio a ona dotknęła palcem do brody i zrobiła minę jakby się nad czymś głęboko zastanawiała po czym powiedziała
- dzisiaj po tym waszym zasranym koncercie będziecie moją służbą-powiedziała wyraźnie z siebie dumna
-ale my się w to bawiliśmy jak mieliśmy osiem lat-powiedziałem zdesperowany na co ona pokręciła głową
-o nie nie Kaulitz tym razem będziecie moją służbą naprawdę co oznacza, że od godziny dwunastej do dwudziestej czwartej będziecie spełniać moją każdą zachciankę-powiedziała a moja szczęka prawie dotknęła podłogi, że co?! Ja jestem Kaulitz, Tom Kaulitz bożyszcze milionów kobiet, gwiazda, mi się nie rozkazuje ale z Mary lepiej nie dyskutować, kobiety w naszej rodzinie właśnie takie są(czego najlepszym przykładem jest nasza matka)
-ok-powiedziałem niechętnie-a teraz czy wasza wysokość pozwoli nam się oddalić?
-niech ci będzie Janie-powiedziała jak do lokaja po czym machnęła ręką, żebym spływał
-nie wierzę, że dałem się w to wrobić-powiedziałem jadąc z wolną jak na moje możliwości setką w stronę naszej willi
-a wolałbyś śmierć na miejscu- zapytał Bill bawiąc się swoim telefonem
-nie może jednak nie-powiedziałem i głośno zatrąbiłem na jakieś pierdzikółko jadące przed nami
-dawno nie dodawaliśmy nic do aplikacji- powiedział nagle Bill a ja na niego spojrzałem ze zdziwieniem. Jest tyle innych tematów, które mógłby teraz poruszyć jak Zuza, Austria, śmierć z rąk kuzynki a ten wyjeżdża z aplikacją
- Wypadałoby coś napisać, ale co?-zapytał
 -Strzel jakąś fotę jak ci tak bardzo zależy-wzruszyłem ramionami i skupiłem całą uwagę na drodze żeby wyminąć czerwonego Forda
- Ale tu nie ma nawet co fotografować-jęknął Bill bo właśnie mijaliśmy gęstą zabudowę centrum
- J*bnij pejzażyk-powiedziałem na odczepnego mając już serdecznie dosyć jego marudzenia
- Dobre! będą się jarać jak głupie. A potem wyślę im zdjęcie ptaszka-powiedział na co ja gwałtownie zahamowałem i ze wszystkich stron rozległo się trąbienie
-COOOOO?! Czego zdjęcie?!-wydarłem się, co ten palant znowu wymyślił?!!
- No…ptaszka! –zdezorientowany pokazał dłoń
-Boże… ostatkiem sił powstrzymałem się od zrobienia mu krzywdy a właściwie powstrzymał mnie tłusty kierowca pomarańczowej skody który swoją jazdą i trąbieniem na mnie  aż prosił się o  pokazanie mu  faka.

54. Psychologia


Patrzyłam na oddalające się sylwetki braci Kaulitz mając nieodparte wrażenie, że możemy ich więcej nie zobaczyć. To było takie nierealne w jednej chwili całowałam Billa a w następnej on odszedł jak w jakimś kiepskim dramacie filmowym. Tylko, że w filmie zawsze można powrócić do poprzedniej sceny zwolnić tempo albo  wcisnąć stop a w życiu wszystko przemijało tak szybko. Majka pożegnała się z chłopakami co widziałam przez szybę w drzwiach po czym oparła się plecami o przeciwległą ścianę i zjechała po niej aż na podłogę chciałam do niej iść ale zważywszy na to jak zareagował lekarz na pocałunek z Billem to teraz dostał by chyba palpitacji serca. Spojrzałam na swój gips i westchnęłam ciężko, a mógł mi się chociaż na nim podpisać, że też wcześniej na to nie wpadłam a tak nie mam praktycznie prawie żadnych dowodów na to, że Bill Kaulitz tu był i przez jakieś względne dwie godziny uważał się za MOJEGO chłopaka. Poczułam pieczenie pod powiekami a widok zamazał mi się od łez które wręcz pchały się na moje policzki
-wszystko ok?-usłyszałam głos Martina, który od jakiegoś czasu znajdował się z powrotem w sali
-ehe-powiedziałam niechętnie i odwróciłam głowę żeby nie widział moich łez
-czyżby ten laluś właśnie cię rzucił? Bo wiesz ja…-zaczął a ja wytarłam szybko rękawem policzki i spojrzałam na niego
-on nie jest lalusiem nic o nim nie wiesz tak samo jak nie wiesz o mnie więc daj mi spokój ok?!-zapytałam wściekle i widać przegięłam bo chłopak spojrzał na mnie jak na ufo
-ej ale spokojnie ja nie miałem nic złego na myśli po prostu…-zaczął się tłumaczyć
-po prostu musiał nagle wyjechać, możemy już o tym nie mówić?-zapytałam a gdy on wzruszył ramionami odwróciłam się przodem do ściany i skuliłam się jak najbardziej mogłam chociaż strasznie przeszkadzał mi w tym gips
-jeżeli cię uraziłem to przepraszam naprawdę nie…
-jest ok naprawdę się nic nie stało po prostu ta noga i wyjazd i wszystko razem-to chyba nie był szczęśliwy dzień-powiedziałam. O co ja wygaduję oczywiście że był no może z  wyjątkiem tych dwóch epizodów ale pocałunek był najwspanialszym momentem mojego życia i tego się będę trzymać nawet za pięćdziesiąt lat opowiadając wnukom o wspaniałej wycieczce do Austrii przekręciłam się na plecy i spojrzałam na drzwi, w których stała Maja i nie wyglądała najlepiej tak więc posunęłam się w bok jak najbardziej mogłam po czym poklepałam wolne miejsce obok siebie a ona tylko westchnęła i zrezygnowana usiadła koło mnie
-wszystko będzie ok-powiedziałam i uścisnęłam ją dla otuchy. Pamiętam jak kiedyś na wykładzie z psychologii(tak to też należy do zakresu studiów medycznych) opowiadano nam o stopniach reakcji pacjenta na wieść o jakiejś chorobie np. raku  i tak najpierw była faza szoku i niedowierzania, później zaprzeczenia, rezygnacji i pogodzenia i tak ja w tej właśnie chwili przeszłam od pierwszego do ostatniego etapu w jakieś dwadzieścia minut podczas gdy Maja wciąż tkwiła między drugim a trzecim etapem. Starałam się ją jakoś pocieszyć i nawet pomagał mi Martin ale raczej wątpię żeby teksty pod tytułem „jak kocha to wróci” mogły w czymś pomóc. W każdym razie w końcu chyba obydwie padłyśmy bo obudziłam się gdy w Sali było już całkowicie jasno spojrzałam na zegar wiszący nad wejściem, dochodziła ósma i nigdzie nie było Martina a Maja spała pół na łóżku obok mnie, pół na podłodze. Chwilę później do sali weszła ta sama pielęgniarka co poprzedniego dnia i powitała mnie a raczej nas radosnym  stwierdzeniem że za jakieś piętnaście minut przyjdzie lekarz i prawdopodobnie wypuści mnie do domu. Obudziłam szybo Majkę, która za bardzo (zresztą jak zawsze rano) nie wiedziała co się dzieje i obydwie przygotowałyśmy się na wyjście. Chwilę później w Sali zjawił się lekarz na szczęście inny. Sprawiał wrażenie sympatycznego i nie był od nas nie wiele starszy
-dzień dobry-uśmiechnął się uroczo- myślę, że będzie pani mogła już opuścić to niezbyt przyjemne miejsce-puścił do mnie oczko ale nie byłam w nastroju do żartów a tym bardziej do filtru wszystko  o czym mogłam w danej chwili myśleć to telefon do braci, którzy już na pewno dolecieli na miejsce no i oczywiście zakupach-lek na wszystko i moja druga po tokio hotel obsesja.
-to bardzo dobrze-uśmiechnęłam się sztucznie starając się być uprzejma. Po dłuższym badaniu wreszcie opuściłam szpital i razem z Mają wezwałyśmy taksówkę i pojechałyśmy taksówką do hotelu.

53. Gdzie są klucze?

No nie wierzę, dlaczego życie musi być aż tak niesprawiedliwe?! Przed chwilą pogodziłem się z Zuzią i wszystko było takie wspaniała i nawet nie przeszkadzał mi ten Mark czy Martin ale no to już jest szczyt a raczej dół kompletny dół koniec masakra czarna… no dobra Bill tylko spokojnie wszystko jest ok. Wdech i wydech… za trzy czy cztery dni będziemy spokojnie i zabiorę Zuzę w jakieś bardzo wyjątkowe miejsce i znów spędzimy razem fantastyczne chwile… spojrzałem na krajobraz za szybą chociaż w sumie nie było na co patrzeć wszędzie panowały Egipskie ciemności a na szybach pojawiły się kropelki deszczu-wspaniale. Pół godziny później byliśmy już na lotnisku. Nie braliśmy z hotelu żadnych rzeczy bo i tak mieliśmy niedługo wrócić. W każdym razie Tom oddał klucze od samochodu i obydwoje poszliśmy do specjalnego bocznego wejścia na płytę prywatnego lotniska, na której czekał na nas już samolot wysłany przez Davida. Po sprawdzeniu paszportów weszliśmy po metalowych stopniach do środka. W normalnych okolicznościach cieszyłbym się z okazji lecenia po raz kolejny prywatnym odrzutowcem ale w tej chwili wszystko co chciałem robić to zwinąć się w kłębek na jednym ze skórzanych foteli i zasnąć.
-Bill kretynie otwórz te gały do cholery ciężkiej-usłyszałem i niechętnie otworzyłem oczy żeby spojrzeć na Toma-jedyną osobę, która ma niekonwencjonalne sposoby budzenia ludzi podejrzewam, że gdyby miał okazję budzić Maję zrobiłby to w bardziej delikatny sposób…
-co się stało-rozejrzałem się dokoła próbując ogarnąć gdzie jesteśmy i co właściwie się stało
-jest czwarta rano czasu amerykańskiego i jesteśmy w LA-oznajmił Tom-w związku z tym zbieraj te swoje kościste cztery litery i idziemy na lotnisko
-ale Tom…
-ty mi tutaj nie Tomuj tylko się zbieraj!-powiedział ostro i udał się w stronę wyjścia z samolotu
-Tom ale jak my się do domu dostaniemy?-zapytałem
-no jak to jak? W główkę się uderzyłeś?-zapytał z ironią- jest coś takiego jak samochód i czeka na nas na  parkingu…
-nie nie o to chodzi bo my nie mamy kluczy-powiedziałem szykując się na atak z jego strony
-jak to nie mamy kluczy?-zapytał jeszcze ostrzej
-no bo no ty powiedziałeś, że ty to znaczy my-zacząłem się jąkać próbując się pozbyć z gardła wielkiej guli, która zaczęła tam rosnąc ze zdenerwowania
-no wyduś to z siebie człowieku!
-bomojekluczesąwaustrii!-wyrzuciłem z siebie z prędkością karabinu maszynowego
-co?!
-klucze w austrii w hotelu-powiedziałem a on spojrzał na mnie z żądzą mordu w oczach-proszę nie bij-dodałem szybko
-o nie kochany ja cię nie uderzę-powiedział powoli ale z tonu jego głosu wnioskowałem że raczej nie czeka mnie nic dobrego-ale jeszcze tego pożałujesz dodał i najzwyczajniej w świecie wyszedł a ja powlokłem się za nim starając się wydedukować co miał na myśli i tak o to czterdzieści minut później wylądowaliśmy w dwuosobowym pokoju hotelowym na kupie z Georgem i Gustavem…
-ale no zastanów się musi być jakieś wyjście-Georg chodził po pokoju w kółko zastanawiając się jak włamać się do domu, który był zabezpieczony setką kamer, czujników ruchu, alarmami i innymi antywłamaniowymi ustrojstwami i w którym na stole w kuchni prawdopodobnie leżał klucz Toma
-płot-rzucił Gustav ale ja tylko pokręciłem głową i opadłem na ich dywan piąta rano to nie jest moja pora- zdecydowanie
-to może podkop?-zapytał Georg
-ta jasne podkopiesz się na trzy metry pod płotem i nie zupełnie nikt z sąsiadów nie zauważy-rzucił z ironią Tom
- no ale no musi być jakieś wyjście- powiedziałem a wszyscy na mnie spojrzeli tak jakbym zabił własną matkę(czego nigdy, przenigdy bym nie zrobił!) nagle Tom spojrzał na mnie po czym dodał powoli
-ty, a kto karmi nasze psy jak nas niema?- wyglądał jakby właśnie odkrył jakieś nowe prawo fizyczne spojrzałem na niego i nagle wszystko stało się jasne
-Mary!-krzyknęliśmy obydwoje i nie zważając na zdezorientowane miny chłopaków pognaliśmy w stronę drzwi.