Uploaded with ImageShack.us

piątek, 21 września 2012

44. Gra


-Dobra, weźcie się wreszcie ogarnijcie, za chwilę zaczynamy – Tom jak zwykle musiał udowodnić, że to jemu należy się rola przywódcy, z czym ja się oczywiście zgadzam – Gramy na dwie drużyny…
-Ale… - Bill usiłował chyba zaprotestować, ale jak zwykle gitarzysta nie dał mu dojść do głosu
-Cisza, ja mówię. Ja z Mają, a Zuza z… nim. Jakieś reklamacje? – nie dziwiło mnie to, że każdy był zadowolony. Byłam w drużynie z Tomem! Czyli można powiedzieć, że wygrana już należy do nas. Wiem to doskonale, patrząc na naszych przeciwników. Wprawdzie Zuzka jest nienajgorsza w te klocki, ale jej partner, z tego co zdążyłam się zorientować, pierwszy raz w życiu jest w ogóle na takiej arenie, a coś nie wydaje mi się, żeby miał jakiś wrodzony, dotąd głęboko skrywany talent. A poza tym, przecież mojej przyjaciółce zawsze kompletnie odbija w towarzystwie wokalisty, więc mogę się założyć, że zamiast skupić się na grze, będzie tymi swoimi wielkimi maślanymi oczami się w niego wgapiać i podziwiać każde jego posunięcie. Czyli nie dość, że jestem w grupie z najcudowniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek poznałam (który do tego jest Tomem Kaulitzem!) to jeszcze wygramy tą partię! Dobra, ale przecież ja też powinnam swoją grą coś zaprezentować, żeby nie było, że tylko mój partner będzie zdobywał punkty.
-Gotowa? – nawet nie zauważyłam, kiedy Tom podszedł do mnie
-Oczywiście. – uśmiechnęłam się – pokażemy im co potrafimy
-Obiecuję ci, że nawet nie będziemy musieli się szczególnie wysilać, no spójrz na nich – popatrzyłam we wskazaną stronę i moje przypuszczenia jeszcze bardziej się potwierdziły. Bill patrzył kompletnie zdezorientowanym wzrokiem na elektroniczną kamizelkę, a ja usłyszałam jego głos, w który pobrzmiewała nuta paniki
-Zuzia, jeszcze raz. To co jest z tymi kolorami? – jej, naprawdę zaczynało mi się robić go szkoda, serio
-Kaulitz, skup się wreszcie! – chyba nawet ona miała już lekko dosyć. Ale po chwili zobaczyłam ten typowy dla niej uśmiech i byłam przekonana, że cokolwiek on by nie zrobił, ona po prostu nie potrafi się na niego wściec. Tak samo, jak my nie potrafimy się pokłócić. Więc po chwili, chyba wyszukując ostatnie resztki cierpliwości, zaczęła, po raz nie wiem już który, wyjaśniać:
-My jesteśmy zieloni. Oni czerwoni. Strzelasz w czerwone świecące punkty na ICH kamizelkach!
-A zielone…
-Nasze są zielone! – kątem oka zauważyłam, ze Tom również przysłuchiwał się tej rozmowie, a w tej chwili dusił się ze śmiechu – Tak? Jak ktoś w ciebie strzeli, na kilka sekund światełka się wyłączą. Cala filozofia. Dasz radę?
-Oczywiście, że tak – on też zrobił wielkie maślane oczy, a ja pomyślałam, że zaraz zdechnę. W końcu są w towarzystwie, tak?! Niech sobie pójdą gdzieś, nie wiem, na pizzę, na kręgle, whatever i tam się sobą wzajemnie zachwycają. Bo trzeba przyznać, że nie wychodziło im ukrywanie tego. W tym momencie światło zgasło. Gra się rozpoczęła. Stałam przez chwilę zdezorientowana, kiedy Zuzka pociągnęła Billa za sobą i gdzieś zniknęli, a Tom podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i powiedział
-Dobra, teraz się rozdzielamy. Dasz radę?
-A masz wątpliwości? – jestem dumna z tej odpowiedzi
-Najmniejszych. Wygramy to, mała. Powodzenia – i już go nie było. Dobra, lecę. Hala rzeczywiście jest wielka, a że jest strasznie ciemno, to ciężko się w niej połapać. Od razu schowałam się za pierwszą lepszą beczką, żeby obmyślić jakąś strategię. Po chwili jednak doszłam do wniosku, że żadna strategia na nic mi się tutaj nie przyda, wiec po prostu zaczęłam iść przed siebie, rozglądając się na wszystkie strony. Gdzieś w oddali mignęło mi zielone światełko, a kiedy już miałam zamiar strzelać, usłyszałam głośny krzyk:
-Aaa! Trafił mnie!!! – to Bill. Czy ten człowiek ma stwierdzoną jakąś chorobę dwubiegunową? Z jednej strony stanowczo rozmawia z dziennikarzami, jest taki opanowany i w ogóle, a z drugiej zaczyna robić histerię po trafieniu laserem. – Dlaczego to nie działa?! – czyli jednak nie ogarnął do końca tego, co tyle czasu usiłowała wyjaśnić mu moja przyjaciółka
-Czy ty mnie czasami słuchasz?! Zaraz ci się znowu włączy! – To Zuza
-Trafiony! – To Tom. Znowu go trafił, ten zaczął panikować, a ja zauważyłam, że Zuzka wyłączyła się z kłótni. Nigdzie nie mogłam jej dostrzec, więc miałam niejasne przeczucie, że zaraz…
-A masz! – i spostrzegłam, że moja kamizelka nagle się wyłącza!
-Ożesz ty! – i od razu rzuciłam się w pogoni za przyjaciółką – O, tak to nie będzie! – nagle wyskoczyłam zza beczki i sama ją znokautowałam. Ona oczywiście uparła się, że musi mi oddać, więc rozpoczęła się regularna bitwa. My pomiędzy sobą, bliźniaki razem. Wydaje mi się jednak, że nasza walka będzie co nieco bardziej wyrównana, niż braci – w oddali zauważyłam strumień czerwonego lasera i zwyczajowe jęki niezadowolenia. Ja i Zuza jeszcze chwilę chowałyśmy się przed sobą i celowałyśmy w siebie, jednak…
-Ej, trochę to takie nudne, nie sądzisz? – i znowu powiedziała coś mądrego! Ona mnie zaskakuje
-A wiesz, że o tym samym pomyślałam? To co, szukamy bliźniaków?
-I to już – i ruszyłyśmy w poszukiwaniu naszych partnerów. W końcu nie może być tak, że przyszłyśmy tu z nimi i teraz my gramy osobno, a oni osobno! Kiedy znalazłyśmy w końcu braci, młodszy leżał plackiem za jakimś gigantycznym pudłem, a starszy czaił się, żeby tylko go dopaść. Ale Zuza postanowiła pokrzyżować mu plany
-I co teraz powiesz? – wrzasnęła, pocisnęła w niego laserem i zwiała!
-O nie, nie uciekniesz już! – I Tom poleciał za nią! Co to ma być?! Dlaczego ona i on są tam, a ja i ten leżący na podłodze osobnik tutaj?! Ej! Ale z drugiej strony, może to i lepiej, że się tak trochę skrzyżowaliśmy. Nie wiem, czy jakbyśmy grali parami, ktokolwiek by do kogokolwiek strzelił. Mimo wszystko jednak, nie życzę sobie, żeby oni byli tam zbyt długo sami! Ale teraz czeka mnie gra z Billem. Hm… Może nie będzie tak źle?
-Ha! Trafiłem! – usłyszałam i zobaczyłam tylko, jak światełka mojej zbroi gasną! Kto by pomyślał! No nie, tak być to nie będzie! Wzbudziło to we mnie wolę walki, więc przez następne kilka minut goniłam wokalistę, który mimo tego, że raz nawet wyłożył się na podłodze, również nie dawał za wygraną. Co jakiś czas słyszałam krzyki z drugiej strony areny, aż w końcu po kilku minutach cała nasza czwórka znalazła się na środku hali, mierząc do siebie wzajemnie. Stanęliśmy tak nieruchomo i każdy czekał na jakikolwiek ruch ze strony przeciwnika. W końcu ktoś, już nawet nie wiem kto strzelił, a kiedy wydawało się, że gra rozkręca się na dobre, wszystkie światła nagle się zapaliły, a kobiecy głos oznajmił nam z oddali, że dziękuje za wspaniałą grę i zaprasza ponownie! Szlag!
-Ej, no, co oni sobie robią? – gitarzysta był wyraźnie niepocieszony, zresztą jak wszyscy
-Tom, zrób coś! – poprosiłam, a on poszedł porozmawiać z obsługą, jednak po chwili wrócił i oznajmił, że za chwilę wchodzi kolejna grupa i nie jest obecnie możliwe, żebyśmy mogli rozegrać jeszcze jedną partię…
-No to chyba musimy zmienić lokal – rzucił z chytrym uśmiechem, a po chwili zobaczyłam, jak odwraca wzrok ku tabeli z punktami. Ej, to jest niemożliwe! Drużynowo dokładnie jest remis! Wprawdzie u nas więcej punktów zdobył Tom, a u nich Zuzka, to ogólnie rezultat jest identyczny! Coś mi się wydaje, że to, że były tu dwie pary bliźniaków (zgodnie z teorią, że ja i Zuza zostałyśmy rozdzielone w szpitalu) nie było bez znaczenia.
-Chyba sobie jaja robią – usłyszałam głos Toma – to jest po prostu nie możliwe, że… - jednak dalszą część zakłóciły mi podekscytowane wrzaski tamtej dwójki, którzy najwyraźniej nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Po chwili zaczął dzwonić jakiś telefon. Patrzyłam zdezorientowana, kiedy Tom wyciągał komórkę z kieszeni…
-Musiałem się jakoś ratować – uśmiechnął się, a ja zauważyłam całkiem nowego I Phone ’a. No tak, jeden I Phone w tą czy w tą… Odebrał telefon, ale jakoś tak dziwnie rozmawiał…
-Tak?... Co…? Ale po co…? I co ty zamierzasz tu robić…? Odbiło Ci…? Ja mam wakacje i nic nie zamierzam odkręcać…! I mam teraz wszystkie plany…? Chyba za wysoko się cenisz… Co…? 15 minut… - i odłożył słuchawkę, jednak minę miał dość ponurą
-Coś się stało? – zapytałam, jednak on od razu podszedł do Billa, który cały czas razem z Zuzką ekscytował się wynikiem gry
-Ej, ty, koniec tego dobrego. Ja wiem, że świętujecie fakt, iż w ogóle przeżyłeś tą grę, ale musimy się zbierać.
-Co?! – chyba cała nasza trójka wypowiedziała to słowo jednocześnie. O czym on pierniczy?
-Dzwonił David. Właśnie przyleciał do Austrii, czeka na nas w hotelu. Mówi, że spokój z paparazzi jest tylko chwilowy i musimy natychmiast coś zrobić. A jak nie zjawimy się tam za 15 minut, to możemy poszukać sobie innego managera… - no nie wierzę! Ten dzień tak pięknie się zapowiadał! Ale cóż… uroki kontaktów z gwiazdami… Po chwili jednak podszedł znów do mnie – Maja, przepraszam cię, bardzo. To nie tak miało być. Teraz oni mieli się zgubić, a my iść na kolację…
-Plany się zmieniają. Widać trzeba to przełożyć – starałam się uśmiechać, ale byłam wściekła
-Nadrobimy to, obiecuję – pocałował mnie w policzek i razem ze swoim bratem, wyszli z hali.
-Cholera! – jednocześnie z Majką krzyknęłyśmy to samo. Czyli miałyśmy na tą sprawę dokładnie taki sam pogląd. Jak zwykle zresztą.

43. Zasady.


-Przestań wreszcie latać bez sensu w te i we wte, bo moja cierpliwość też ma swoje granice, a wtedy nie ręczę za siebie! – oczywiście moje słowa tylko odbiły się echem od ściany, bo ten pajac jak chodził po poczekalni w tą i z powrotem, tak wcale nie zamierzał przestać. Też byłem trochę zestresowany, przyznaję, bo przecież nie mamy żadnej gwarancji, że dziewczyny w ogóle przyjdą, ale może nie przeginajmy? O, właśnie zauważyłem, że jakaś przechodząca koło nas dziewczyna wyraźnie zainteresowana była moją osobą. Oczywiście wcale się temu nie dziwię, chociaż z drugiej strony spodziewałem się znacznie większego zainteresowania. Ale teraz to chyba mało ważne, skoro postanowiłem rozwijać znajomość z Majką. Swoją drogą, muszę jej przy okazji zaproponować darmowe lekcje niemieckiego. Wiadomo, rozumiem ją i w ogóle, nie mówiąc już o tym, że jest taka słodka, kiedy usiłuje powiedzieć jakieś skomplikowane zdanie, ale, po pierwsze, kto lepiej wyjaśni jej podstawy języka? Po drugie, mimo wszystko uważam, że lekkie podszkolenie w tym temacie się jej przyda. A zgodzi się na pewno, bo przecież, kto o zdrowych zmysłach odmówiłby Tomowi Kaulitzowi? No, może Georg, bo jak go znam (a jest to już kawał czasu), zaraz powiedziałby, że to on powinien uczyć mnie, bo tak naprawdę jest dużo mądrzejszy. Też coś! Może jeszcze przystojniejszy, co? No bez jaj.
-Tom, ja ci mówię, one nie przyjdą.. – a ten jak zwykle histeryzuje. Nie, on się nigdy nie zmieni
-Przecież ci powiedziałem, idioto jeden, że mają być dopiero za pięć…
-Ale one i tak nie przyjdą! Zobaczysz, one…
-Radzę po dobroci: zamknij się w tym momencie
-Ale one nie przyjdą … - w tym momencie nie wytrzymałem paplaniny tego kretyna i po prostu rzuciłem się na niego. Może nie było to jakoś bardzo serio, ale mimo wszystko, wydawał się być przerażony. A kiedy już przygotowywałem się, żeby mu wreszcie porządnie przyłożyć…
-Cześć chłopaki – usłyszałem głos za plecami. Znajomy głos.
-Nie przeszkadzamy? Widzę, że świetnie się bawicie – tym razem to mój brat znieruchomiał. Oboje obejrzeliśmy się za siebie i ujrzeliśmy dziewczyny, na które czekaliśmy (tak na marginesie, obie wyglądały naprawdę obłędnie, chociaż to zdecydowanie Maja wydawała się być stworzona dla Toma Kaulitza). Wolę nawet nie myśleć, jakie w tym momencie wyrobiły sobie o nas zdanie. Oboje leżeliśmy na ziemi, ja na tym kretynie, który jak zwykle odstawiał histerię, że za chwile umrze i kocha mamusię. Jak na komendę podnieśliśmy się z podłogi, jednak sytuacja była trochę niezręczna: my staliśmy nie bardzo wiedząc co powiedzieć, a dziewczyny śmiały się pod nosem i szeptały cos do siebie. Po polsku, więc nie zrozumiałem nic. Dlaczego, jak byliśmy na trasie w Polsce, to właśnie mój braciszek, tak zwany ,,frontman” zespołu (tak właściwie, to dlaczego on?!) dostał kartkę do nauczenia się z kilkoma polskimi zdaniami? Przecież ten ćwok od razu wszystko zapomniał i nie ma z tego żadnego pożytku. Jakbym to MI to powierzyli, jestem przekonany, że właśnie zabłysnąłbym znajomością chociaż tych kilku zdań. Ale, że to nie ja się tego uczyłem, więc staliśmy tak jeszcze chwilę, po czym stwierdziłem, że przejmuję inicjatywę.
-No, nareszcie jesteście – starałem się, żeby mój głos brzmiał normalnie i jestem prawie pewny, że jak zwykle, wszystko wychodziło mi perfekcyjnie – tak… czekaliśmy właśnie na was…
-I po prostu chcieliście urozmaicić sobie czas oczekiwania, prawda? – dlatego właśnie Zuza pasuje do Billa. Jakoś tak podświadomie czuję (skąd ja znam takie trudne słowa?), że na dłuższą metę byśmy się nie dogadali.
-Czekanie na was było przyjemnością – O fuck. Już gorszej pierdoły to chyba nie mógł wymyślić. Zdecydowanie pobił swój rekord. No ja nie wiem, my naprawdę nie jesteśmy braćmi, bo to jest po prostu zwyczajnie niemożliwe. Tak na logikę. Przecież ja się zaraz spalę ze wstydu za tego debila! Jak on myśli, że ja do końca życia będę odkręcał takie właśnie sytuacje, to się grubo myli!
-Więc poczekaj sobie jeszcze, skoro tak ci się to podoba, my idziemy – pociągnąłem obie dziewczyny za sobą, ale i tak wiedziałem, że na chwilę go zamuruje i nie będzie wiedział co odpowiedzieć, a po chwili dołączy do nas, ale nie powie nic, bo według niego, byłoby to zbyt niekulturalne. No tak też oczywiście się stało. Doszliśmy więc do kasy, więc trzeba było zapłacić. I tu był pewien problem. To znaczy oczywiście nie z finansami, bo nie chwaląc się, jedna partia Laser Games nie zrobi najmniejszej różnicy w moim dość sporym budżecie, tylko w poinformowaniu kasjerki o rezerwacji. Przecież nie mogłem tak po prostu wydrzeć się na cały regulator: ,,To ja, Tom Kaulitz, tutaj jestem!”! Już to widzę, tłum dziewczyn biegnących w moją stronę… Było by to dość miłe, no nie powiem, że nie, ale chyba taka opcja nie wchodzi w grę.  Ale po chwili jak zwykle dowiodłem swojego wrodzonego geniuszu – wyjąłem po prostu dowód, położyłem na nim całe 100€ (żeby nie wyszło, że żałuję, tak?) i po prostu powiedziałem, że mieliśmy zarezerwowaną halę. Dziewczyna chyba w miarę zrozumiała, bo wzięła banknot i bez zbędnych pytań poprowadziła nas na arenę. Kiedy szliśmy, podszedłem do Majki, bo przecież nie mogła pomyśleć, że zacząłem ją ignorować!
-Jak tam? – niewinny początek, takie niby nic, a jednak zawsze najlepiej tak właśnie zacząć. Wiem, co mówię
-A super. Dziękuję za kwiaty, są piękne. – wiedziałem, że coś o nich powie! Ale to dobrze, znaczy, że mój genialny plan działa (nie, wcale nie Georg to wymyślił)
-Piękne kwiaty dla pięknej dziewczyny – szepnąłem, ale sytuacja nie miała nawet okazji się rozwinąć, bo wkroczyliśmy na arenę. Naszym oczom ukazało się wielkie, ciemne pomieszczenie, pełne poustawianych wszędzie pudeł, beczek i innych przeszkód, które najprawdopodobniej miały służyć jako kryjówki. Za sobą usłyszałem głośny jęk Billa. Coraz intensywniej się zastanawiam czy to był dobry pomysł, żeby go tu przyciągnąć. Przecież on się zabije! A możliwości ma dość dużo: potknie się o własne nogi na prostym odcinku, wleci na beczkę, uwierzy, że to strzelanie jest naprawdę, stwierdzi, że ma klaustrofobię, albo po prostu z braku lustra. W co ja się, do cholery, wpakowałem? Ale cóż, przepadło, więc teraz trzeba sobie poradzić.
-Czy potrzebują państwo, żeby wyjaśnić zasady gry? – zapytała dziewczyna z kasy. Ale przecież nie pozwolę, żeby ktoś udowodnił, że wie cos więcej o laserach niż ja!
-Nie, dziękujemy bardzo, poradzimy sobie – kto sobie poradzi… No właśnie, wystarczy spojrzeć na mojego brata
-W takim razie mają państwo pięć minut na zapoznanie się ze sprzętem i omówienie strategii, po tym czasie światło zgaśnie i rozpocznie się gra.  Miłej zabawy – chyba dziewczyna generalnie miała dosyć wszystkiego, bo jakoś nie dostrzegałem u niej entuzjazmu. Po chwili jednak wyszła, więc powinniśmy zająć się omawianiem podstawowych zasad. Zauważyłem, że Zuza trzymała w rękach jeden z pistoletów, a Bill tylko nachylał się nad nią, a ja usłyszałem jego nerwowy szept:
-I co ja mam z tym teraz zrobić?! Pokaż mi! – Czyli jednak dobrze myślałem, że on w życiu takiego pistoletu w rękach nie trzymał… Y… Dobra, zignoruję fakt, że on właśnie zaczął celować sobie lufą pistoletu centralnie w oko… Całe szczęście, że podczas gry będzie ciemno, chociaż… Z drugiej strony może to i gorzej, że jego poczynania na arenie nie będą ogólnie widoczne… Ale z tego co zauważyłem, Zuza jest cierpliwą osobą, bo od początku zaczęła tłumaczyć mu, czym ma celować i gdzie trzymać. Za to ją akurat podziwiam, bo ja osobiście, od razu powiedziałbym, żeby się zamknął. Muszę przyznać, że gra zapowiada się dość ciekawie…

42. SMS


-Ej, ja rozumiem twoje szczęście, ale weź ty się wreszcie ogarnij!!! – mam jej dosyć. Od 20 minut siedzi nad tymi durnymi różami i wzdycha do, jakże oryginalnego, bileciku. Ile można?! Ja rozumiem, jest szczęśliwa, Tom okazał się świetnym facetem, a nie jakimś kobieciarzem flirciarzem (mam nadzieję), ale koniec tego! W takim tempie to ja się nie zdziwię, jak za chwilę będę pomagała w wyborze białej sukienki… Brr! No dobra, w sumie to jestem zazdrosna. Jak jasna cholera. No bo Bill też mógłby łaskawie ruszyć swoje cztery litery i się wysilić! Zawsze w tych wszystkich szmatławcach było, że Bill to taki romantyczny, bla bla bla, a Tom to jego kompletne przeciwieństwo, a teraz co?! To starszy Kaulitz jak na razie się wykazuje, a młodszy pewnie w tej chwili gada ze swoją ,,kochaną mamusią”, żeby skonsultować, co może w tej sprawie zrobić! Albo w ogóle nic nie zrobi i może pomyśli, że to ja przejmę inicjatywę! No niedoczekanie! Miło było, ale się skończyło! Jak pan Niemiec chce coś osiągnąć, to ma trochę ruszyć mózgiem, a jak nie… to nie! Oficjalnie oświadczam, że jeżeli w tym momencie, teraz zaraz natychmiast, on się za siebie nie weźmie, to ja się za niego wezmę  i już nie będzie tak fajnie! … Dobra, kogo ja oszukuję…? Prawda jest taka, że szaleję za tym facetem, cholera jasna, i cokolwiek on zrobi, albo i nie, będę przeszczęśliwa… Taka sobie ironia losu… No i niby cieszę się szczęściem mojej przyjaciółki, ale mimo wszystko… A to co? Właśnie usłyszałam ponowne pukanie do drzwi? Jak to kolejny bukiet dla niej od niego, to osobiście wyjdę z siebie i stanę obok, pierdyknę te kwiatki przez okno i będzie tego! Jednak kiedy otworzyłam…
-Tom? – jeszcze tego tu brakowało – Co ty tu… - nie zdążyłam jednak dokończyć, gdyż gitarzysta złapał mnie za rękę i siłą wyciągnął przed pokój, a następnie zamknął drzwi za nami, zostawiając za nimi kompletnie niczego nieświadomą Maję – Co ty do cholery…
-Zuza, wyluzuj. – faktycznie, chyba muszę wyluzować
-Ok, przepraszam, trochę mnie poniosło, przyznaję…
-No potrafisz być sympatyczniejsza, to fakt – tiaa… - czy ty się przypadkiem tym debilem przejmujesz? – skąd on to wiedział? Ale zanim zdążyłam odpowiedzieć – tak, to widać. Zuza, luz. On wygląda na przygłupiego, ja wiem, ale wierz mi, że znam go te 26 lat i jestem przekonany, że jeszcze cię pozytywnie zaskoczy, serio.
-No dobra, wierzę – uśmiechnęłam się. Trochę poprawił mi humor – Ale chyba nie przyszedłeś tu, żeby rozmawiać o uczuciach swojego młodszego brata, prawda?
-No nie. Przyszedłem was zaprosić na Laser Games. Za godzinę w centrum rozrywki. A w sumie to nie zaprosić, tylko poinformować was, że idziecie, bo hala jest już zarezerwowana – mrugnął do mnie porozumiewawczo
-Ty, ty mi tu z czymś takim nie wyskakuj, bo jeszcze Maja się o wszystkim dowie… O właśnie! Po co ten cały cyrk z wyciąganiem mnie z pokoju?
-Y… No bo… - trochę się zmieszał – No wiedziałem po prostu, że jak teraz tam wejdę, to szybko nie wyjdę, a jeszcze muszę zmobilizować mojego brata kretyna do wyjścia, więc nie mam zbyt wiele czasu…
-Ok, rozumiem. To co, za godzinę na miejscu?
-Dzięki – rzucił jeszcze i odszedł. W sumie on mnie pozytywnie zaskakuje. No cieszę się ich szczęściem, tylko teraz mam nadzieję, że Bill podczas tej gry nie zrobi z siebie ofiary, losu, po raz kolejny… Chociaż jest wtedy taki słodki… Dobra, teraz muszę poinformować moją przyjaciółkę, że facet jej marzeń właśnie był pod naszym pokojem, a ona o niczym nie wiedziała. Hm…
-Majka, ruszaj się wreszcie, masz jakieś czterdzieści minut.
-Ale jak, co, po co, kiedy, kto, dlaczego? – te różyczki kompletnie jej mózg otumaniły…
-Twój cudowny gitarzysta właśnie zarezerwował naszej czwórce halę Laser Games za godzinę, więc mamy niewiele czasu, żeby zacząć przypominać ludzi.
-Ale jak to, był tu?! Jak mogłaś mi nie powiedzieć?!
-Ty nie kombinuj, tylko się ciesz chwilą… Do roboty! – i obie jak na komendę podniosłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę szaf. Teraz nie liczyło się, czyja szafa jest czyja. Cel był jeden – zachwycić braci. Nie było to proste zadanie, bo tak: tam trzeba biegać, więc obcasy odpadają. Spódnice i sukienki też. Czyli został nam zestaw: trapery/glany, jeansy i jakieś Tshirty… Ale przecież nie możemy wyglądać jednakowo! Kiedy zobaczyłam, że Majka rzuciła się na moje śliczne, oliwkowe rurki, już miałam wyrwać je jej z ręki, gdy nagle usłyszałam dźwięk SMSa
-Kogo znowu przyniosło? – w sumie byłam tego ciekawa, bo przecież wszystkie najbliższe mi osoby wiedziały, ze jestem obecnie w Austrii i SMSy tutaj z Polski są dość drogie. Tym bardziej zaintrygował mnie fakt, że jako nadawca wyświetlił mi się jakiś dziwny, nieznany numer. Otworzyłam jednak wiadomość i… - Aaaa!
-Co się dzieje? – Majka wyrwała mi telefon i przeczytała na głos:
Jeżeli nie chcesz iść na te idiotyczne Laser Games, udaj, że się źle czujesz. Oni pójdą sami, a ja dopilnuję, żeby ten czas nie był dla ciebie zmarnowany. Bill
-I na co ty narzekasz, dziewczyno? – przyjaciółka zaczęła mi wypominać – Facet ewidentnie proponuje ci randkę i to w taki sposób! Znaczy ja osobiście zdecydowanie bardziej pochwalam pomysł z różami… - nawet jej nie słuchałam. Po prostu oniemiałam. Po pierwsze – skąd on miał mój numer?! Ale teraz to chyba mało ważne (tym samym – mam numer Billa Kaulitza!). I w ogóle ta propozycja… Jest niesamowicie kusząca i tak strasznie chciałabym się zgodzić… Ale chyba nie mogę. Tomowi chyba zależało, żebyśmy poszli gdzieś tak wszyscy razem, a poza tym, to może być całkiem fajnie, a na… randkę (Łiii!) możemy pójść przecież później, prawda?
-I co tak siedzisz jak ciapa ostatnia? Odpisz mu! – i rzuciła we mnie moim własnym telefonem. No tak! Muszę odpisać! Tylko co… W końcu drżącymi rękami wystukałam na klawiaturze:
Chyba musimy się przemęczyć. Ale przecież po rozgrywce, możemy się gdzieś przypadkowo zgubić, prawda?
Nie wiem w ogóle, czy to jest dobrze i czy on jakimś cudem zrozumie mój niemiecki, ale wysłałam. Przepadło. Powróciłam więc do wybierania stosownych ciuchów, a kiedy wybrałam śliczne beżowe rurki, ciemny T-shirt i moje ukochane glany, ponownie rozległ się charakterystyczny dźwięk SMSa. Tym razem to ja rzuciłam się do telefonu i przeczytałam:
No mam nadzieję. Ale wyjaśnisz mi zasady tego całego laser coś tam, prawda? Proszę…
Cały Bill! Znam go tak krótko, ale czemu mnie to nie dziwi? Byłam przeszczęśliwa, dzięki perspektywie dalszej części dnia, więc odpisałam tylko
Jasne.

41. Jak ja się tego pozbędę?!


Jak ja się tego paskudztwa z głowy pozbędę?! Jak Tom mógł mi coś takiego zrobić?! Po pierwsze, skoro paparazzi już wiedzą gdzie jestem, jestem pewny, że jeżeli w jakikolwiek sposób to się wyda, te pasożytnicze hieny zrobią wszystko, żeby to nagłośnić… No nie ma to jak cieszyć się cudzym nieszczęściem! I tak jest właśnie zawsze w tym społeczeństwie – nikt ci nie pomoże, tylko jeszcze będzie robił wszystko, żeby cię upokorzyć… Mama zawsze mi powtarzała, że nie wolno budować swojego szczęścia na czyimś niepowodzeniu! Dlatego, że to właśnie dzięki niej jestem w stanie jako tako funkcjonować w tym komercyjnym, zakłamanym świecie, osobiście czuję się w obowiązku, zagwarantować, żeby jej pobyt tu był jak najlepszy. No wiem, zdecydowanie wolałbym spotkać się z moją mamą już po powrocie z Austrii, normalnie w Niemczech, a tutaj poświęcić większość swojego wolnego czasu Zuzi… Jezus Maria! Zuzia! Przecież dzisiaj w ogóle nie miałem z nią kontaktu! Jeszcze pomyśli, że ja zawsze tak traktuje dziewczyny, że mi nie zależy i w ogóle… A mama przecież zawsze mi mówiła, że jak ci zależy, to musisz to pokazać. A mi właśnie zależy! Koniecznie muszę do niej zadzwonić i przeprosić, tak jak na gentelmana przystało. Albo w ogóle pójdę do niej. No nie… Jak ja mogę do niej pójść, po tym, co zrobił mi mój kochany starszy brat?! No wiem, że w związku z tym, że jest starszy, miał w tym pewnie trochę racji, ale ja do tej pory nic nie rozumiem. Muszę go zapytać. O! Co za zrządzenie losu, właśnie przyszedł!
-Tom…! – chyba muszę zachować jakąś stosowną kolejność. Najpierw powiem mu, oczywiście w kulturalny sposób, co o nim myślę, a dopiero później zapytam, dlaczego zachował się tak niesympatycznie. Kultura musi być.
-Czego? – no właśnie. Ktoś musi kulturą nadrabiać.
-Chciałbym zauważyć, że zachowałeś się w sposób niezwykle arogancki i nieuprzejmy…
-Kurde, człowieku, mam coraz bardziej utwierdzone przekonanie, że ty się po prostu w innej epoce urodziłeś – O czym on do mnie mówi? Czy my już nie możemy porozmawiać normalnie, jak bracia? Zapytam.
-Tom…?
-E? – Co ta Maja w nim widzi? Nie, żebym się jakoś szczególnie przejmował, zdecydowanie uważam, że Zuzanna jest bardziej godna uwagi, jednak nie zmienia to faktu, że mój brat podoba się dziewczynom. I właśnie tu pojawia się pytanie – dlaczego? Czy naprawdę współczesnej kobiecie imponuje to, co prezentuje sobą ten osobnik? Takie, wręcz, prymitywne zachowanie? Czytałem kiedyś, ze w dawnych czasach kobiecie było znacznie trudniej zaimponować niż teraz. A mój brat jest tego doskonałym przykładem.
-Po pierwsze, urodziłem się dokładnie w tym samym okresie co ty, gdyż, chciałbym zauważyć, że jesteś tylko dziesięć minut starszy, a już od najdawniejszej starożytności wiadomo, że taki przedział czasu nie może być granicą epoki. Po drugie…
-Ej, to jest lekcja historii czy wakacje w kurorcie narciarskim? – jak można tak nie chcieć się dokształcać?
-To…
-Cicho. Nie odpowiadaj. Pytanie retoryczne. – i wyszedł! No ja nie wierzę! Nie no, przy najbliższej okazji muszę porozmawiać z mamą o jego zachowaniu! Wprawdzie przypuszczam, że jest już jest za późno, żeby coś z tym naprawić, ale zawsze warto spróbować. Nadzieja umiera ostatnia. Kiedy zacząłem przechadzać się po pokoju, natknąłem się na wielkie lustro. O Jezus Maria!!! To JA?! Przecież ja się tego za tydzień nie pozbędę!!! Podkład, podkład, podkład… Gdzie on jest?! Założę się, że to wszystko sprawka Toma… On mi to zrobił specjalnie! Mamo!!! Dobra, muszę podejść do sprawy ze spokojem. Przecież już nie takie rzeczy byłem zmuszony robić. A jak wiele lat temu, występowaliśmy na MTV z ,,Monsoon”, gdzie pod koniec występu naprawdę padał na nas deszcz, to musiałem zrobić makijaż tak, żeby na koniec został nienaruszony. I udało się! Nie chwaląc się, jestem w tym naprawdę niezły. Ale niestety coś mi mówi, że tym Zuzie nie zaimponuję… Jestem genialny! Muszę zabrać ją kiedyś na zakupy! Przecież ona jest dziewczyną, na pewno interesują ją takie rzeczy, ja jej w czymś doradzę, w końcu trochę się na tym znam, i spędzimy sobie bardzo miłe popołudnie. I ona może poradzić mi w sprawie tej cudnej, zielonej kurtki! Dobrze, ale wystarczy, Kaulitz, musisz wziąć się za siebie! Najpierw doprowadziłem swoje włosy do względnego porządku. Chyba dobrze, że wróciłem do czarnego. Babcia mi powiedziała, że jakoś tak lepiej w tej barwie. A może by tak kiedyś wybrać się na jakieś ekskluzywne wczasy, tak rodzinnie: ja, Tom, mama, babcia… Tylko boję się, że teraz nie będę miał na to wystarczającej ilości czasu… Zdaje się, że niedługo wydamy nową płytę, tournée, sesje… Tak, show biznes to ciężki kawałek chleba (jak to mówi ciocia). Udało się! Po długim i ciężkim boju, jestem zwycięzcą – udało mi się doprowadzić moją osobę do względnego porządku. I nagle poczułem, że chyba mój organizm domaga się pożywienia. Tak, najwyższa pora, by dostarczyć mu chociaż minimalnej ilości składników odżywczych, niezbędnych przecież do poprawnego funkcjonowania. Podjąłem więc decyzję, aby udać się do restauracji, znajdującej się na parterze. Przy okazji przyszło mi do głowy, że muszę wreszcie zajrzeć do tej niezwykle interesującej biblioteki…
-O! Pan Kaulitz! Dzień dobry! – usłyszałem głos dochodzący z recepcji. Czyli już wszyscy tutaj wiedzą, że to my? Czyli nasz genialny plan ukrywania się zawiódł! I wszyscy nas rozpoznają! Nie będziemy mieć chwili spokoju! Nie będę miał chwili dla siebie, żeby poczytać książkę!!!
-Dzień dobry… - co jak co, ale kulturalny muszę być, nie ma innej możliwości… Trzeba stwarzać pozory. Już chciałem przemknąć do restauracji…
-Dobrze się spało, panie Kaulitz? A może potrzebuje pan czegoś? – nie podoba mi się akcent, jaki kładzie na moje nazwisko… Chcę do domu!
-Nie, dziękuję bardzo, wszystko jest dobrze…
-A może potrzebuje pan kogoś, kto pokazał by panu nasze piękne miasto, panie Kaulitz? – czy mi się wydaje, czy ta kobieta właśnie proponuje mi randkę? Łaaa!!! Mamo pomóż mi!!! Ale w ogóle, co za tupet! Jak ona może myśleć, że po dwóch minutach znajomości możemy gdzieś razem pójść… Przecież to jest niedorzeczne! A poza tym, mam dziewczynę… Dobra, zagalopowałem się. Może bardziej poprawnie: jest cudowna dziewczyna, z którą zamierzam kontynuować znajomość i jakaś recepcjonistka (wcale nie potępiam jej za obejmowane stanowisko – żadna praca nie hańbi!) nie stanie nam na przeszkodzie! A tak w ogóle, to jej kolczyki są kompletnie niekompatybilne w stosunku do butów. A Zuzanna akurat gust ma.
-Nie, dziękuję bardzo, ale jestem dość dobrze zorientowany w ogólnym planie miasta  - mam nadzieję, że nie byłem zbyt stanowczy. Ale przecież musiałem jakoś przedstawić swoje zdanie, prawda? Boję się, że dziewczynie zrobiło się trochę przykro, ale pamiętam słowa Davida, że na razie muszę unikać upubliczniania swojej osoby, więc tylko pożegnałem się szybko (aczkolwiek kulturalnie) i poszedłem wreszcie do tej restauracji. Ku mojemu ogólnemu zadowoleniu ujrzałem cały stół zastawiony bardzo zdrowymi sałatkami warzywnymi. W takiej starej książce mojej babci czytałem, że jest to zdecydowanie najlepsze pożywienie dla organizmu. Nałożyłem sobie więc dość sporą porcję witamin i usiadłem przy dość oddalonym, niewielkim stoliku. Nie było mi jednak dane nacieszyć się chwilą, gdyż po chwili do sali wpadł Tom i usiadł koło mnie
-Bądź gotowy za 40 minut – oznajmił i bez ceregieli wziął mojego ogórka! Co za tupet!
-Słucham? Mógłbyś wyjaśnić?
-Wujek Tom jest genialny i załatwił coś, dzięki czemu nasza znajomość z dziewczynami przejdzie na kolejny poziom – był dumny z siebie, ale ja w dalszym ciągu nie miałem pojęcia, o co chodzi.
-Tom, mógłbyś wyrażać się jaśniej…?
-Tobie to wszystko trzeba tak jak małemu dziecku, ciemnoto. Uwaga, słuchaj – zarezerwowałem halę Laser Games za godzinę. – siedział z uśmiechem na twarzy i chyba był lekko zdezorientowany moim brakiem reakcji – No co, źle?
-A… dziewczynom się to podoba? – jakoś nie uśmiechało mi się bieganie w kółko bez sensu wymachując sztucznym pistoletem
-Fuck, zapomniałem im powiedzieć! Siedź tu! – zawołał tylko i wybiegł. No tak, cały Tom. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że dziewczynom pomysł się nie spodoba. Planowałem, żeby zaprosić Zuzannę do jakiejś kawiarni, albo do restauracji… To Laser coś tam to chyba mimo wszystko takie mało romantyczne jest.