Uploaded with ImageShack.us

środa, 27 czerwca 2012

12. Drobne kłamstewko jeszcze nikomu nie zaszkodziło...


No na wreszcie idziemy na stok! Nasza przygoda na prawdę się rozpoczyna! Genialnie, że Zuza załatwiła ten hotel, naprawdę... A muszę przyznać, że w pewnym momencie myślałam, że się podda. Jak ten dyrektorek zaczął za nią wrzucać. A ona nic, i do tego jeszcze ta bajeczka o wujku. Czasem jej nie doceniam. Tylko ze względu na to, że to dzięki niej mieszkamy teraz w takich luksusach, w żaden sposób nie skomentowałam jakże dokładnego i ostrożnego odklejania od ściany plakatu i tych wszystkich pisków, kiedy jakieś dwa razy coś jej się naddarło. Ale plakat przeżył, więc na razie żadnej histerii na horyzoncie nie widać, więc ja może też przeżyję.
-Czy ty się możesz wreszcie pospieszyć? - słyszałam zniecierpliwiony głos przyjaciółki. Niestety teraz cały czas będzie mi wypominać, komu zawdzięczamy nasz obecny hotel...
-No idę, idę. A ty nie możesz zaczekać?
-Mam na ciebie czekać? Phi! - taak... kłócimy się jak stare dobre małżeństwo, ale tak to już jest, od tych 7 lat... Dogoniłam ją przy kasach, kiedy wgapiała się w cennik karnetów
-co znowu? - zapytałam gdy jej gały prawie wychodziły z orbit od tego wgapiania się
-czy ty misiu widzisz to co ja?!-wskazała na wielki baner na który ja też po chwili spojrzałam
- o żesz kurna 300 euro za tydzień?- no chyba ich pogięło - powiedziałam. No nie no nie miałam zamiaru płacić 600 euro za kawałek plastiku ale wciskanie kolejnej bajeczki o wpływowych krewnych raczej nie wchodziło w grę.
-to co robimy?- zapytała
-no nie wiem, ty tu masz zawsze najlepsze pomysły misiu więc kombinuj
-ja załatwiłam nam hotel teraz twoja kolej- powiedziała- no jasne, świetnie nie ma opcji jeżeli chcemy jeszcze przed zamknięciem wyciągów pojeździć, po prostu trzeba zapłacić, o już wiem, nie ma to jak być cwanym, przecież nikt nie sprawdzi, jakiego rodzaju mamy karnety prawda? - moje pomysły czasami są tak genialne że aż sama się boję.
-cześć- podeszłam do dwóch czternastolatek, które stały nie daleko a one się na mnie dziwnie spojrzały
-hej-powiedziała pierwsza i zmierzyła mnie wzrokiem
-macie ochotę na darmową wyżerkę w barze na stoku?- zapytałam a Zuza, która stała obok dziwnie się na mnie spojrzała najwyraźniej próbując wydedukować o co mi chodzi
-czego chcesz?-zapytała druga z dziewczyn i cwanie się uśmiechnęła-trafił swój na swego
-zrobię z wami mały interes-powiedziałam a one od razu się zainteresowały
-karnety na stok są cholernie drogie a my z przyjaciółką chciałybyśmy sobie pojeździć więc tak sobie pomyślałam czy nie poudawałybyście moich sióstr żebym mogła kupić ulgowe, które są o połowę tańsze a w zamian za to załatwię wam darmową wyżerkę na co tylko chcecie do końca tego dnia
-no może...-zastanowiła się pierwsza-ale darmowa wyżerka i pięć dych- powiedziała po chwili
-pogięło cię?- teraz to trochę przegięła no bez przesady
-darmowa wyżerka dycha i EWENTUALNIE wejście do SPA w naszym hotelu-powiedziałam
-stoi-uśmiechnęła się druga i wyciągnęła do mnie rękę, którą ja potrząsnęłam i tak o to już 15 minut później jechałyśmy sobie wyciągiem a nasze portfele były uboższe jedynie o 150 euro- trzeba przyznać że ja też mam czasem dobre pomysły


11. To będzie dłuuuugi dzień


Jak na razie, jedyna dobra strona naszego pobytu tutaj jest taka, że dotarliśmy na miejsce, a teraz wreszcie idziemy na stok. Do tej pory nie wiem, jakim cudem wyciągnąłem mojego brata kretyna, który był przekonany, że cały dzisiejszy dzień będziemy zwiedzać... Jaki ten człowiek jest naiwny, no naprawdę... Chociaż w sumie też się trochę stresuję, no bo wiadomo, że ja na desce to nie mam sobie równych i mogę zakasować wszystkich na stoku, ale Bill... Ten pajac oczywiście preferuje narty, bo jakby inaczej... No i raczej nie można o nim powiedzieć, żeby umiał na nich jeździć. Dlatego też, ja zawsze czekam na górze kilka minut, aż ten ćwok zniknie mi z oczu i dopiero wtedy zaczynam jazdę. I tak zawsze jestem pierwszy na dole. To jest moja sprawdzona taktyka. Zacząłem ją stosować od momentu, kiedy jechałem sobie kilka lat temu spokojnie na desce i nagle co? Bum! Bill stwierdził, że najszybciej znajdzie się na dole, jadąc na krechę. Zero skrętów, hamowania... I oboje przeturlaliśmy się wtedy w dół stoku... Nie mówiąc już o moim porysowanym snowboardzie... Dlatego też teraz jadę za nim !Ale mam nadzieję, że mimo wszystko nic sobie nie zrobi. Nie żebym się jakoś specjalnie przejmował, tylko wiem, że później matka nie dała by mi spokoju... Ej, gdzie ten gnom? Przecież szedł tuż koło mnie... Kurna. Czy taka czynność jak niesienie nart i kijków naprawdę go przerasta? W tej chwili rzucił jedną nartę i zaczął wracać się po drugą... A teraz kijek zaczął mu zjeżdżać z góry, a ten palant goni go w butach narciarskich... Nie, nie przyznaję się do niego, nawet nie ma takiej opcji!
-Jestem, braciszku, jestem - wysapał z uśmiechem na twarzy, kiedy już zjawił się koło mnie
-Dłużej naprawdę się nie dało? - moja irytacja sięgała granic. Spokojnie, tylko spokojnie...
-Przepraszam braciszku, ale to naprawdę jest bardzo męczące. Ale jestem! - normalnie cieszył się jak dziecko. Jeszcze mu nie darowałem mojego Iphone’a, ale rozliczę się z nim kiedy indziej... Może sam widok Billa usiłującego zjechać z góry zrekompensuje mi wszystkie straty... Już nie mogę się doczekać!
-Chodź, ofiaro, idziemy kupić karnety.
-Co..? - no normalnie z dzieckiem jest się prościej dogadać...
-Karnet. Taka karta, dzięki której możesz wjeżdżać wyciągiem. Ogarniasz?
-Będziemy wjeżdżać wyciągiem? - zapytał z głupią miną. No trzymajcie mnie, bo mu coś zrobię!
-A co ty, przepraszam, chciałeś pod tą górę podchodzić?
-No...
-Cicho! To było pytanie retoryczne, nie odpowiadaj. - po tej jakże przyjemnej wymianie zdań, podeszliśmy do kasy. Kupiłem nam dwa karnety na cały dzień. Jej... To jest po prostu piękne... Mam tylko cichą nadzieję, że mój brat się gdzieś zgubi, wtedy będę miał wolną rękę... Nie ma opcji, żadna dziewczyna nie oprze się takiemu seksownemu, inteligentnemu i wogóle genialnemu snowboardziście. - Chodź. Idziemy na wyciąg. Już. - powiedziałem, bo miałem nieodparte wrażenie, że mój brat intensywnie myśli, jakby się tu wymigać. Kiedy podeszliśmy do kolejki, zaczęły się schody. Bill musiał założyć narty. Ja swoją deskę od razu elegancko przypiąłem, stanąłem i zacząłem patrzeć na wyczyny tego idioty. Wywalił się przy tym z pięć razy, więc trwało to dobre kilka minut, a później usłyszałem:
-Już, Tom, gotowe! - i jak zwykle wielki banan na ryju.
-No brawo, dajmy ci za to medal - rzuciłem sarkastycznie
-Serio?
-Nie. Chodź już. - na szczęście rano nie było jeszcze kolejki więc bez trudu dostaliśmy sie do elektrycznych bramek pod wyciągiem. Zadowolony skasowałem swój karnet i zacząłem się rozglądać. Po prawej - mój brat idiota, który nie ogarnął jeszcze faktu, że musi wyjąć karnet z kieszeni, żeby czytnik mu go zauważył, więc cały czas przystawiał rękę do monitora i był niezwykle zdziwiony, dlaczego nic się nie dzieje. Po lewej - piękna snowboardzistka, która uśmiechała się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech i już chciałem zacząć używać swojego uroku osobistego, gdy nagle usłyszałem przerażające wycie:
-TOOOM!!! - ten to ma wyczucie! - To nie działa!!!
-Czego?! - musiałem odwrócić się od dziewczyny, która po chwili, jak kątem oka zdołałem zauważyć, odwróciła się i wsiadła na wyciąg. Spojrzałem na Billa. Cały czas mocował się z karnetem. - Daj to ćwoku. - wyjąłem karnet z jego kurtki, skasowałem go i mógł przejść na drugą stronę
-Naprawiłeś! - y... nie skomentuję... Mimo wszystko wsiedliśmy na wyciąg i zaczęliśmy jechać na górę. Oj, będzie ciężko...

10. Lepiej groźbą niż prośbą



- Ale jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Majka nie była przekonana, do kłótni z pracownikami hotelu. - Nie lepiej po prostu tu zostać w spokoju?
-Chcesz żyć dwa tygodnie w tym syfie? A poza tym, ja się wcale nie zamierzam kłócić, tylko kulturalnie przedstawić nasz punkt widzenia i bardzo grzecznie poprosić o przeniesienie nas. I to wszystko. - widać było, że moja przyjaciółka nie była do tego przekonana. W sumie nie ustalałyśmy jeszcze, która z nas będzie przedstawiać nasze racje, ale myślę, że ten fakt jest dość oczywisty... - Spokojnie. Chodź, najpierw idziemy do recepcji, a potem najwyżej gdzieś nas odeślą. Come on! - I podeszłyśmy na recepcję. Naprawdę chciałam załatwić to po dobroci...
-Dzień dobry. - kulturalny początek. To już coś.
-A witam panie. Czy wszystko w porządku? - Biedak... On najwyraźniej był święcie przekonany, że w tym hotelu wszystko jest idealnie. Cóż... Ktoś kiedyś musi go uświadomić...
-No cóż, niestety nie. Niestety nasz pokój, jak i cały hotel, bardzo odbiega od tego, co widziałyśmy w biurze podróży...
-Naprawdę? Ale jak to, to niemożliwe... - gość ewidentnie już zaczynał się stresować
-Niestety taka jest prawda. Decydowałyśmy się na coś zupełnie innego. I bardzo chciałybyśmy prosić o przeniesienie nas, do hotelu o warunkach takich, o jakich byłyśmy od początku uświadomione. - zauważyłam, że Majka oddaliła się ode mnie nieznacznie... No tak, ona najchętniej by tu została, bo już wie, jak stąd trafić do baru, kiosku i parku. No żyć, nie umierać. Ale nie... Tak nie będzie!
-Ale, bardzo mi przykro, ja nie jestem w stanie tego nie zrobić...
-To bardzo byśmy prosiły o zaprowadzenie nas do kierownika, dyrektora... Kogoś, kto ma taką władzę... - facet nie był przyzwyczajony do takich sytuacji, ale zaprowadził nas do dyrektora ośrodka. Weszłyśmy do gabinetu (Majka bardzo niechętnie i ociągając się). Pracownik tłumaczył coś przez chwilę swojemu szefowi - najprawdopodobniej wyjaśnił mu, o co chodzi. Dyrektor wyraźnie się zdenerwował.
-O co tak właściwie paniom chodzi?
-Tylko o to, że miałyśmy mieć zapewnione zupełnie inne warunki i bardzo by nam zależało, aby tak właśnie było, więc prosimy, o przeniesienie nas do innego hotelu
-Słucham?! - wrzasnął, a potem dodał pod nosem - zawsze mówiłem, że kobiety powinny siedzieć w domu, przy garach. W głowach im się od tego dobrobytu poprzewracało! - chyba miałam tego nie usłyszeć. Nie wyszło...
-Że co przepraszam bardzo?! - nie wytrzymałam. No ja chyba  śnię!
-Zuzia, spokój, proszę. Nie ma sensu... - Maja usiłowała mnie uspokoić. Za późno.
-O nie! Mam pozwolić, żeby ta szowinistyczna świnia nas obrażała?! Niedoczekanie! - i zwróciłam się do dyrektora - Słuchaj mnie pan!
-Uspokój się kobieto!
-Czy pan wogóle wie, kim ja jestem?!
-Y... nadpobudliwą histeryczką? - no nie, pałka się przegła
-Ja ci dam nadpobudliwą histeryczkę, ty... ty...!!! - co za palant! Normalnie nie miałam słów...- mój wujek pracuje w ministerstwie turystyki. Zarządza tysiącami hoteli i to właśnie od niego zależy, czy pan dostanie swoją pensję, na którą i tak pan nie zasługuje, albo to, że ta dziura wogóle ma jakiekolwiek prawo do funkcjonowania! - Taak... Dobry kit nie jest zły. Ale chyba zadziałało...
-Co? - facet wyraźnie się przestraszył. Już nie był taki ważny jak przed chwilą - To... to... to... to jest pani wujek?
-We własnej osobie. To co, mam wykonać telefon? Jestem przekonana, że wujek bardzo przejmie się słowami swojej ukochanej siostrzenicy... - Tak, triumfowałam.
-Nie, nie! Ależ po co te nerwy? Już dzwonię do dyrektora tego hotelu po drugiej stronie ulicy, jestem, pewien, że przyjmie panie z otwartymi ramionami. Czy to jest dla pań zadowalające?- ale wazelina, ja nie mogę...
-O tak... A może jakiś rabacik? - trzeba kuć żelazo, póki gorące
-Ależ naturalnie! Proszę, żeby panie spakowały swoje rzeczy, za chwilę przyślę kogoś, kto wszystko przetransportuje na miejsce
-I widzi pan? Można? Można! Może teraz, w trakcie rozmowy z wujkiem nic mi się nie wymknie...
-Byłbym bardzo zobowiązany - facet dalej się płaszczył... Gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni? Coraz bardziej utwierdzam się w tym, że wyginęli... Wyszłyśmy na korytarz.
-Jak ty to do cholery zrobiłaś? - Maja nie mogła ukryć zdumienia - I to z wujkiem to bajka, prawda?
-Bajeczka dla dzieci, i to bardzo długa... Ale ma jeden morał: Zuzanna dostała to, czego chciała! - naprawdę byłam z siebie dumna. Po 20 minutach byłyśmy już w pięknym, 4,5 gwiazdkowym hotelu... No, i teraz można cieszyć się wakacjami!

9. To ma być hotel?!


Jej, ledwo udało mi się uciec przed moim bratem... Nie mogę zrozumieć, dlaczego on mnie właściwie gonił? Co takiego się stało? No dobra, jego telefon trochę ucierpiał, ale dlaczego od razu musi się na mnie, jak zwykle wyżywać? Przecież kupiłby sobie nowy i po sprawie. Dobrze, że udało mi się uchronić mój przewodnik, bo już byłem pewny, że Tom mi go zabierze. Ej... A może on chciał sobie poczytać? Zapytam.
-Tom? - może uda nam się jakoś pogodzić. Wiem! Zaproponuję mu, że oprowadzę go po zabytkach Austrii, jako jego przewodnik. Przynajmniej na tym zaoszczędzi i będzie mógł kupić sobie nowy telefon. I wszyscy będą szczęśliwi!
-Dobrze radzę, zejdź mi z oczu, bo nie ręczę za siebie!
-Dobrze, już idę, idę... - wolałem mu się nie narażać. Raz kiedyś widziałem, jak Tom był strasznie głodny i chciał zjeść ostatni kawałek pizzy, ale uprzedził go Gustav. Wtedy to się wściekł! Na prawdę, żal mi było biednego Gucia, więc w sumie wolę nie doprowadzać do podobnej sytuacji... Dobrze, że już dochodzimy do naszego hotelu... Może tam się pogodzimy. Oby. Co?! Co to ma być?! 4,5 gwiazdki?! I my mamy w tym czymś mieszkać? No nie... Ale z drugiej strony, dobrze, że nie dali nam tej rudery po drugiej stronie ulicy. Wtedy to dopiero Tom byłby nieszczęśliwy. Zaraz, chwila, co tam jest napisane przed wejściem...? Mają wielką bibliotekę! Normalnie jestem w raju... Dwa tygodnie na zwiedzanie, a wieczorami można znaleźć tyle ciekawych książek... Lepiej być nie mogło! Oj, Tom wchodzi do środka, chyba muszę pójść za nim. Przecież on sobie tu beze mnie nie poradzi...
-Tom, proszę, zaczekaj na mnie! - zawołałem na mojego bliźniaka, on jednak nic nie odowiedział, tylko zauważyłem, jak pokręcił głową. O co mu znowu chodzi? Może rozbolał go brzuch? A mówiłem mu: nie jedz tyle w samolocie! Mama zawsze powtarzała, że to bardzo niezdrowo. Kiedy wszedłem do bogato zdobionego hallu (zapewne wzorowano się tu na stylu renesansowym), zobaczyłem, jak Tom stoi przy recepcji i bardzo gwałtownie gestykuluje. Chyba znów się zdenerwował. Ciekawe co się stało...? Zapytam. Podszedłem bliżej, jednak nie musiałem nic mówić, bo krzyk mojego brata wyjaśnił mi wszystko:
-Ale jak to nie ma dwóch wolnych pokoi?! Czy pan przez to rozumie, że mam przez  dwa tygodnie mieszkać z moim bratem?!
-Ale bardzo proszę się uspokoić - recepcjonista usiłował opanować sytuację - To nie jest tak do końca jeden pokój, tylko studio. Mają panowie dwie oddzielne sypialnie, tylko część, tak zwana, wypoczynkowa, taki salon, jest wspólna... - Tom jednak nie dał skończyć temu uprzejmemu panu
-No świetnie! A słyszał pan o czymś takim jak prywatność? I wogóle to wie pan kim ja jestem?! - Oj nie! To potworne! Tom zaraz zdradzi wszystkim naszą tajemnicę! A do tego zachowuje się bardzo niegrzecznie w stosunku do tego pana. Muszę interweniować..
-Dobry wieczór - co jak co, ale kultury to mnie mama nauczyła - Bardzo przepraszam pana za zachowanie mojego brata. Oczywiście, ten pokój bardzo nam odpowiada. Jesteśmy szczęśliwi, że wogóle udało się coś dla nas znaleźć. - Oj, Tomowi chyba nie spodobały się moje słowa. Odszedł ode mnie i zaczął coś mruczeć pod nosem... Chyba nie było to nic ładnego... Odebrałem klucz do naszego pokoju i udałem się na górę. Słyszałem, że Tom zaczął iść za mną. To dobry znak - nie jest z nim tak źle, ale i tak muszę nad nim popracować. Kiedy weszliśmy do pokoju, Tom natychmiast udał się do swojej części i usłyszałem tylko dźwięk zamykającego się zamka w drzwiach. Jutro na pewno mu przejdzie... I spędzimy wspaniałe dwa tygodnie razem.


środa, 13 czerwca 2012

8. Histeria


Nie wiem jakim cudem, ale po licznych perypetiach dotarłyśmy wreszcie do naszego hotelu. Nawet z dojazdem nie miałyśmy większych problemów... No może nie licząc problemów z tutejszą komunikacją miejską i ciągłego narzekania Zuzy, która zawsze chce, żeby wszystko było perfekcyjnie, a tak się niestety nie da. Kiedy dotarłyśmy na miejsce naszego zakwaterowania, niestety nie byłyśmy zbyt szczęśliwe... Hotel okazał się być zdecydowanie daleki od naszych oczekiwań, nie mówiąc już o tym, że w niczym nie przypominał tego, co widziałyśmy w biurze podróży... Byłyśmy jednak tak zmęczone, że stwierdziłyśmy, że nie ma sensu się teraz wykłócać, bo i tak nie dostałyśmybyśmy tego, co byśmy chciały, a poza tym, byłyśmy tak zmęczone, że obie marzyłyśmy już tylko o szybkiej konsumpcji i ciepłym łóżku... Weszłyśmy więc na górę, do naszego... hmm... to chyba miał być w zamyśle pokój, ale niewiele z tego wyszło... Dwa łóżka na krzyż, rozwalająca się szafka i łazienka, do której, z tego co zdążyłam zauważyć, nie do końca domykały sie drzwi... Ale cóż! Jesteśmy na wymarzonych wakacjach, żeby wreszcie odpocząć od tej cholernej medycyny, całe dnie zamierzamy spędzać na stoku, a wieczory w knajpach, więc nie może być tak źle. Zajęłam wolne łóżko (Zuza rzuciła się na to pod oknem) i zaczęłam rozpakowywać swoją walizkę, gdy nagle usłyszałam:
-Maja...?                                                                                                          
-Hmmm... - ten ton nie wróżył niczego dobrego
-A czy miałabyś przypadkiem coś przeciwko, gdyby tak na ścianie nad moim łóżkiem wisiał taki jeden, malutki plakat... - Znowu? No nie, ja zwariuję... Postanowiłam, że to przemilczę, ale moja przyjaciółka nie dawała za wygraną
-Proszę, proszę, proszę, proszę... - jaka ona potrafi być męcząca!
-Jak musisz... Ale jak uszkodzisz ścianę, ja za to płacić nie będę, jasne?
-Łiiii!!! - usłyszałam pisk i Zuzka natychmiast rzuciła się do swojej torby w poszukiwaniu jakiejkolwiek taśmy, którą mogłaby przykleić zdjęcie swojego ukochanego wokalisty... Stwierdziłam, że nie będę zwracać na to uwagi, tylko wróciłam do rozpakowywania walizki. Kurczę, ale bałagan! W sumie mogłam to lepiej poukładać, ale w sumie po co, jak i tak zaraz to wyjmę...? Ogarnięcie się i przygotowanie do wyjścia zajęło mi jakieś  20 minut. Kiedy skończyłam, spojrzałam na moją współlokatorkę. Zuza stała nad plakatem i zaczynała naprawdę histeryzować... Kiedy podeszłam bliżej, okazało się, że wszystkie kawałki plastrów jakie znalazła i próbowała przykleić, natychmiast odpadały, pozostawiając w zdjęciu wielkie dziury, tak więc plakat nie nadawał się już praktycznie do niczego.
-Ej, ale spokojnie... - usiłowałam ją pocieszyć
-No jak ja mogę być spokojna?! - zapiszczała - Plakat Billa jest w strzępach! Co ja teraz mam niby zrobić?! - jej, to się powinno leczyć, naprawdę... Przyjaciół się nie wybiera, tak?
-Uspokój się, zostaw to, idziemy do miasta. Ja osobiście nie zamierzam dłużej czekać, a tobie też przyda się trochę świeżego powietrza.
-Ale, ale... - widać było, że nie może dojść do siebie
-Zuźka, kurza twarz! Z tego nic nie będzie, jak gdzieś spotkam taki plakat, to kupię ci nowy, ok? Jak wrócimy, to może coś z tego uratujesz i wsadzisz sobie do portfela, co? - miałam dosyć, serio
-Genialne! - wyraźnie się ożywiła. Ale udało się i wyszłyśmy z hotelu. Myślałam, ze wreszcie odpocznę od słuchania o Niemczech, Niemcach, Billu, Tokio Hotel, Niemczech, Niemcach, Billu i Tokio Hotel, ale nie...
-Aaaa! - ten podekscytowany pisk mógł oznaczać tylko jedno... - Patrz, Bravo z plakatem!!!
-No nie gadaj! - ej, muszę przyznać, że bardzo mnie to zdziwiło... Czyli teraz muszę jeszcze zainwestować w gazetkę dla młodzieży... Ale patrząc na podekscytowaną twarz Zuzy, nie mogłabym jej tego zrobić i tak po prostu ją stąd odciągnąć... Kupiłam więc to badziewie (Zuza kupiła sobie jeszcze teczkę, żeby przypadkiem plakat się nie pogniótł i taśmę klejącą) i wreszcie mogłyśmy ruszyć do baru. Muszę przyznać, jestem pewna, że to mi dobrze zrobi. A potem do łóżka... I na stok!