Uploaded with ImageShack.us

piątek, 16 listopada 2012

57. Brak koncepcji

-Chłopaki, dziękuję wam, że mogliście przez chwilę zająć się Vivienne – no racja, Mary miała nam za co dziękować. Nawet się jeszcze nie zdążyliśmy zobaczyć z Davidem, który genialnie wymyślił akustyczny koncert akurat teraz, tylko musieliśmy siedzieć w domu i zajmować się małym, rozwrzeszczanym dzieckiem! Nawet myślałem o tym, żeby zadzwonić po radę do mamy, w końcu tak nas (przynajmniej mnie) wychowała, że mam stuprocentową pewność, że mogłaby nam poradzić. Jednak Tom jak zwykle się uparł, że nie i nie miałem w tej sprawie nic do powiedzenia. – Sytuacja była gardłowa, a że wy akurat wróciliście…
-No fajnie, fajnie, ale trochę się spieszymy, więc wiesz, gdzie są drzwi, prawda? – dlaczego mój brat zawsze musi się tak zachowywać? Jak on śmie tak się odnosić do dziewczyny, i to w dodatku naszej kuzynki?!
-Mówiłam ci już, Kaulitz, że jesteś niewychowanym chamem?
-Wiele razy, skarbie – nigdy nie zrozumiem tej relacji między nimi… W ogóle z jednej strony to rodzina, z drugiej on ma dziewczynę, z trzeciej to ja nie wiem czy oni w ogóle się lubią, a tak ogólnie… Lepiej zapytam.
-Tom…?
-Nie przerywaj kochany, dorośli rozmawiają. – Jak ja go nie lubię! Aż nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc obróciłem się na pięcie i już miałem udać się do swojej części domu (tu, w L.A. nie byliśmy skazani na jeden wspólny pokój), kiedy usłyszałem jeszcze  głos Mary
-Dobra, pokłócicie się za chwilę, a my spadamy. To co, do jutra?
-Co?! – tak gwałtownie odwróciłem głowę w jej stronę, że przez chwilę przez moją głowę przemknęła myśl, że doznałem jakiegoś trwałego urazu – Jak to do jutra? Czyli to, że zajmowaliśmy się dzisiaj Vievienne…? – przecież byliśmy pewni, że to załatwiło sprawę!
-Chyba nie myślałeś, że wam odpuszczę? To była rodzinna przysługa, a jutrzejszy dzień będzie odpłaceniem mi za obudzenie dziecka i w ogóle ogarnianie waszej posiadłości. Tschüs! – i już jej nie było. Znowu miałem zamiar wreszcie  udać się do siebie, lecz jednak tym razem zatrzymał mnie głos mojego brata:
-Co się tak gapisz jakbym ci bułkę obiecał? Zbieraj się lepiej, bo przed tym całym koncertem musimy się wreszcie rozmówić z Davidem – po czym zniknął za drzwiami. To jest niedorzeczne, przecież ja nawet nie mam koncepcji, w czym mam wystąpić!  I nawet nie wiem, co będę śpiewał! Zdecydowanie powoli zaczynaliśmy tracić kontrolę nad zespołem, co się natychmiast musi zmienić! Nie może być tak, żeby nasz manager nam rozkazywał, prawda? Wiem oczywiście, że należy mu się szacunek za to, co dla nas robi, ale chyba nawet on powoli zaczyna zapominać, kto tu dla kogo pracuje. Udałem się wreszcie do swojego pokoju, spakowałem w jakąś pierwszą lepszą torbę (akurat mi się wzięła ta od Dolce&Gabbana) najpotrzebniejsze rzeczy, które mogą przydać mi się podczas występu, czyli jakiś podkład, lakier do włosów i tym podobne. Kiedy sięgnąłem po swój telefon, nagle przed oczami stanęła mi Zuzanna. Stałem tak przez chwilę, przypominając sobie spędzone z nią, cudowne chwile i już nawet miałem do niej zadzwonić, gdy znów usłyszałem głos kochanego, starszego brata
-Jeżeli za minutę nie będziesz siedział w samochodzie, jedziesz autobusem! – na te słowa wystrzeliłem z pokoju jak oparzony i zaledwie po dwudziestu sekundach siedziałem w jego Audi, gdyż jak zwykle to on uparł się, że musi prowadzić. Siedziałem tak i czekałem na Toma, który zjawił się… pięć minut później!
-Tom, jak ty możesz być tak niewychowany…?
-Widzisz, czyli podwójne dobre wychowanie przelało się na ciebie i teraz są tego skutki. Weź zamilknij, OK? – tak więc posłusznie przez jakiś czas postanowiłem się nie odzywać. Jak zwykle rozmyślałem o przeróżnych rzeczach (np. stwierdziłem, że okazy przyrodnicze w Austrii są zdecydowanie bardziej warte uwagi niż tutaj), gdy nagle przypomniałem sobie o jednej bardzo ważnej sprawie apropo naszej aplikacji…
-Tom! Musimy dodać zdjęcie jakiegoś widoczku!
-Widzisz, gdyby nie twój nagły przypływ geniuszu, cały plan w pizdu by poszedł… - no tak, mieliśmy rozplanowane, co kiedy dodawać, tylko problemem było to, że trzeba było jeszcze o tym pamiętać. – Ło żesz fuck! Zapomnieliśmy o zdjęciu ,,My little brother”! – i w tym momencie wyciągnął telefon i zrobił mi zdjęcie.
-Dobrze, to już załatwione, jeszcze tylko jedno… - w tym momencie sfotografowałem korek po naszej lewej stronie – to będzie na czwartek… Czyli cały tydzień mamy z głowy! – tak, bez tego planu byśmy się zdecydowanie pogubili. W czasie naszej rozmowy dojechaliśmy pod halę, pod którą zobaczyliśmy nieprzebrany tłum rozhisteryzowanych dziewczyn – Czy tobie też się wydaje…
-… że sami się tak raczej nie dostaniemy? Gratuluję spostrzegawczości – wyciągnął telefon – David…? No jesteśmy pod… Widziałeś te tłumy… Zapłacisz mi za to… Czekamy…
-I co, i co, i co?
-Jajco, baranie. Zaraz po nas przyjdą – i za kilka minut pod naszym samochodem zjawiło się czterech wielkich, znanych nam ochroniarzy. – Cześć chłopaki. Jest jakaś szansa na dostanie się do środka?
-Nie bój nic, zaraz będziemy na miejscu – nie podobało mi się to, ale przecież nie mogłem odmówić udziału w tym przedsięwzięciu, bo akurat beze mnie koncert nie ma szans się odbyć. Wysiedliśmy z auta i zaczęliśmy się przebijać. Nawet wyjście ewakuacyjne, z tyłu budynku, było oblężone! Kiedy tylko dziewczyny zorientowały się, że to my, obległy nas ze wszystkich stron, piszcząc przeraźliwie i usiłując dostać się jak najbliżej nas. Przyznaję, że trochę się od tego odzwyczaiłem, ale rozdałem grzecznie kilka autografów, aż w końcu znaleźliśmy się w środku i ochroniarze zaprowadzili nad do naszego managera, który czekał na nas w pokoju na końcu korytarza
-No nareszcie… Ile można jechać? – powitał nas
-Nie zapominasz się? – zdenerwował mnie, więc musiałem zainterweniować – i w ogóle co ty odpieprzasz? – skąd ja znam takie ordynarne słownictwo? – Wyjaśnisz nam wreszcie łaskawie skąd ten pośpiech i dlaczego ten cały koncert nie mógł trochę poczekać, a przede wszystkim, dlaczego dowiadujemy się o nim ostatni?!
-Czy wy naprawdę nie jesteście w stanie ze mną normalnie porozmawiać? Ostatnio cały czas się na mnie wydzieracie, nie dając mi dojść do słowa. A może jakbyście przez chwilę ruszyli swoimi małymi mózgami, doszlibyście do wniosku, że skoro wszystko było organizowane na ostatnią chwilę, znaczy że sprawa jest nagła i poważna?!
-Albo w tym momencie…
-No już, spokojnie. Sytuacja z paparazzi uświadomiła mi, że cały czas jesteście rozchwytywanymi mega gwiazdami, które są na celowniku managerów wielu wschodzących gwiazdeczek.
-No i…? – Tom tego cały czas nie rozumiał, jednak w moim mózgu coś powoli zaczynało świtać
-No i to, ciemna maso, że jeżeli w tym momencie się nie weźmiemy ostro do roboty, nie będziecie mieli do czego wracać! Zagrajcie ten jeden koncert, tylko o to was proszę. Potem wrócicie sobie do tej Austrii, bo z tego co czytałem, zawarliście tam dość ciekawe znajomości, a później wyjdzie płyta i w trasę. Pasuje czy mam szukać sobie odpowiedniej dla siebie oferty w pośredniaku?
-I tak cię nie lubię – mruknął Tom, ale ja wiedziałem, że musimy się podporządkować, bo jak do tej pory, David zawsze dobrze wiedział co robi. Wyszliśmy więc z pokoju i każdy z nas udał się do garderoby, żeby się przygotować, a przede wszystkim zapoznać się z grafikiem koncertu. Dalej nie wiem, co mam zaśpiewać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz