Uploaded with ImageShack.us

piątek, 7 września 2012

36. Bileciki do kontroli!


-Zamierzamy tak cały czas uciekać przed tymi desperatami? – nie widziałam żadnego innego określenia na tych bezmózgich debili. Jak to jest do jasnej cholery możliwe, że oni żyją z latania za sławnymi osobami i wyszukiwania tanich sensacji. No masakra jakaś. Poza tym, ja tego osobiście psychicznie za chwilę nie wytrzymam. Po pierwsze, szaleńczo zakochana przyjaciółka, która na każdym kroku mówi mi, jaki to Bill jest piękny, genialny i w ogóle. Po drugie, od jakichś względnych dwudziestu pięciu minut latamy jak jacyś idioci  po kompletnie nieznanym nam mieście uciekając przed bandą rozszalałych paparazzi. I w ogóle ta cała akcja z matką bliźniaków, to całe poszukiwanie wokalisty po muzeum… Nie no, wiadomo, że pod względem zawierania nowych znajomości to są to moje najlepsze wakacje w życiu, bo Tom naprawdę jest niesamowitym facetem, tylko, dlaczego teraz to musi tak, cholera jasna, wyglądać?! W tym momencie powinnam sobie leżeć w łóżku w naszym mega hotelu, w którym, jak się okazało, mieszkają również bliźniacy i zastanawiać się, w co się ubiorę na jutrzejsze spotkanie z gitarzystą. W życiu bym nie pomyślała, że będę uciekać przed zgrają fotoreporterów! Jak unie wszystko umieją schrzanić! Chyba Tom zauważył moje lekkie poirytowanie, bo złapał mnie za rękę i szepnął:
-Mała, wszystko OK? – jak mi tego brakowało. Ale nie! Teraz musimy mieć jeszcze na karku jego brata, który, jak jesteśmy wszyscy razem, robi się tak nieporadny i nierozgarnięty, że przy nim to Zuza jest osobą niesamowicie zrównoważoną. A tak w ogóle, co ona w nim widzi? No jest sympatyczny, to fakt, ale mimo wszystko do pięt nie dorasta swojemu starszemu bratu…
-Nie licząc obecności mojej męczącej przyjaciółki i twojego upierdliwego brata, tłumu dziennikarzy i tego, że znajdujemy się w okropnym, starym tramwaju… - dobrze, że przynajmniej on był ze mną
-Nie martw… - już chciał coś powiedzieć, kiedy jak zwykle jego młodszy brat musiał się wtrącić. Grrr…!
-Tom…?
-Czego?  - warknął gitarzysta. Chyba jemu też ta sytuacja nie do końca odpowiadała
-Bo tam stoi jakiś taki dziwny pan i chyba coś sprawdza. Czy tamta pani daje mu swój portfel? – O czym on mówi? Naprawdę jest już tak źle, że ma przed oczami jakieś wyimaginowane sytuacje?
-O cholera! – zaklął Tom. Ten też? Dlaczego ja nic nie rozumiem?!
-Powiecie nam wreszcie o co chodzi? – Zuzce też zdecydowanie coś nie pasowało. Chyba, że te wszystkie opowieści o telepatycznych więziach między bliźniakami są prawdziwe i właśnie uaktywniły im się jakieś nadprzyrodzone moce… Zdecydowanie za dużo filmów science – fiction.
-Kanar – mruknął pod nosem Tom. Rzeczywiście! My przecież w trakcie tej całej sytuacji nawet nie pomyśleliśmy o tak przyziemnej rzeczy, jak skasowanie biletu,  a dwóch wielkich, łysych facetów właśnie zmierzało w naszą stronę. Obie z Zuzą zamarłyśmy. Nie miałyśmy pojęcia co zrobić. No jeszcze nam brakuje mandatu za cztery osoby jadące bez biletu!
-Dobry wieczór – podeszli do nas. No i wpadliśmy. Jeszcze teraz ci cholerni paparazzi na drugiej stronie (bo na okładce będzie ich zdjęcie z ,,tajemniczymi dziewczynami”) umieszczą gigantyczną informację o tym, że bliźniacy Kaulitz jeżdżą w austriackich tramwajach bez biletu… Aaa! – Bileciki do kontroli.
-A dobry wieczór panom – chyba Tom chciał podziałać swoim nieodpartym wdziękiem osobistym, ale od razu wydawało mi się, że tym razem to nie wyjdzie. To mogło działać na wiele osób (na przykład… na mnie) ale nie na tych dwóch dresów – piękny wieczór, prawda?
-No prawda, prawda – dres się wyraźnie niecierpliwił – bileciki proszę
-A panom to się tak chce po nocy pracować? Nie lepiej w domu z dziewczyną posiedzieć, prawda, jakaś miła kolacyjka… - chyba przesadził
-Facet, albo dajesz bilecik, albo wylatujesz stąd, ale ostrzegam cię koleś, że zaraz przegniesz… - chyba nawet nieustraszony Tom Kaulitz się przestraszył, bo bez dalszego owijania w bawełnę
-Dobra, OK, nie mamy, przyznaję. Ale może tak jakoś byśmy to załatwili…?
-Ty, piękny, nie wykręcaj się bo cię to nie minie. Wysiadamy. I państwa również zapraszam. Już! – nie mieliśmy wyboru. Zasadniczo chyba woleliśmy nie stawać do konfrontacji z dwoma napakowanymi dresami, więc wysiedliśmy na najbliższym przystanku. Oficjalnie oświadczam, że jeszcze jedna jakaś zaskakująca akcja na tych wakacjach i osobiście nie wytrzymam. A tak w ogóle to zawsze zastanawiałam się, jak można być kanarem? To już trzeba być zdesperowanym, serio. Czyli  w sumie wychodzi na to, że tylko my się dokształcamy do wykonywania jakiegoś normalnego zawodu, a dookoła nas tylko paparazzi, kanary, gwiazdy rocka… Gdzie wcięło prawników, biznesmenów i dentystów?! Znaczy oczywiście gwiazdy rocka muszą pozostać, to chyba jasne! Dobra, wysiedliśmy z tego cholernego tramwaju i stanęliśmy na przystanku. Była druga w nocy, zrobiło się cholernie zimno i w ogóle co ci ludzie robili o tej porze w tramwaju?! Naprawdę nudzi im się w domu?!
-Dokumenty. Już. – kanar nie dawał za wygraną. Zwłaszcza ten jeden był taki upierdliwy, bo ten drugi raczej stał cicho i się nie odzywał. Ale i tak wyglądał przerażająco. Chyba wszyscy pogodziliśmy się z tym, że zaraz będziemy musieli wyskoczyć z gotówki (o ile bliźniakom pewnie nie robi to różnicy, tak mnie i Zuzi już owszem) więc powyciągaliśmy dowody. Kiedy dres wziął dowód Billa, spojrzał na imię i nazwisko i, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, wrzasnął:
-Bill Kaulitz?! TEN Bill Kaulitz?! A to jest Tom Kaulitz?! Serio?! – i flesze skierowane w naszą stronę. Kurna, ci cholerni paparazzi są wszędzie! Straciłam nadzieję – nie wymkniemy im się! Ale przecież dalsze uciekanie nie ma najmniejszego sensu! Chyba na szczęście bliźniacy byli dokładnie tego samego zdania, bo Tom postanowił przejąć inicjatywę. Zrobił dwa kroki do przodu, stanął prosto przed tłumem dziennikarzy i zaczął przemowę:
-Witam państwa. Powiem tak, państwa obecność jest nam wybitnie nie na rękę, ale czuję się w obowiązku wyjaśnienia pewnej sprawy. Podczas naszej nieobecności, z pewnego niewyjaśnionego do tej pory źródła,  wyniknęła dość nieprzyjemna sytuacja, mająca na celu wyeliminowanie nas ze środowiska show biznesu. Otóż chcielibyśmy z bratem wyjaśnić…
-Że jest to jeden wielki stek bzdur – wszedł mu w słowo Bill. Ja pierniczę, od kiedy on jest taki stanowczy i opanowany i w ogóle? Gdzie się podział ten ukochany synek swojej mamusi? – Jeżeli oczekują państwo na więcej informacji, w tym celu prosimy o skontaktowanie się z naszym managerem, my nie mamy nic więcej do powiedzenia.
-No, może poza tym – z kolei teraz Tom przerwał Billowi – że bardzo prosilibyśmy, aby nie przeszkadzać nam w spędzaniu dalszej części zasłużonego urlopu. Żegnamy państwa. – No nie wierzę. I nie można było tak od razu?! W tej chwili Tom znów złapał mnie za rękę (kątem oka zauważyłam, że Bill podał rękę Zuzie) i po prostu odeszliśmy. Tak po prostu! Nawet kanarzy nas nie zatrzymywali! Mimo tego, że Bill zaskoczył mnie swoją postawą bardzo i tak twierdzę, że wyszliśmy z tego cało tylko dzięki Tomowi i jego genialnej, nieprzeciętnej inteligencji i sprytowi. A ja osobiście mam dosyć.

35. W nogi!


-Kaulitz, ćwoku, co ty wyprawiasz?! Już nawet do pokoju normalnie przejść nie możesz?! Ty normalnie chyba byś był chory, jak być chociaż raz… - w tym momencie zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. Dziewczyny patrzyły na mnie osłupiałe (nie mówiąc już o moim bracie debilu), a po chwili zobaczyłem tylko oślepiające błyski z dziesiątek fleszy skierowanych w mają stronę. Ci cholerni paparazzi aż tutaj?! No ja nie wierzę! To znaczy rozumiem, że chcą mieć moje zdjęcia i w ogóle, bo nieczęsto trafia się ktoś tak atrakcyjny i przystojny jak ja, ale, że akurat teraz?! Już widzę jak jutro na tytułowych stronach gazet jest zdjęcie, na którym jestem ja, ten rozłożony na podłodze pajac ze sztuczną brodą i dwiema ślicznymi dziewczynami, które są kompletnie nieznane i w co drugim zdaniu w artykułach będzie pytanie, kim one tak właściwie są! Nie, żeby zainteresowanie moją osobą mi jakoś szczególnie mi przeszkadzało, bo jest ono w stu procentach zrozumiałe, tylko nie w takich okolicznościach! Mam nadzieję, że wszystko dobitnie Davidowi wyjaśniłem, podczas naszej długiej rozmowy telefonicznej, i on to wszystko jakoś poodkręca. Bo ja osobiście nie mam zamiaru później się za tego kretyna tłumaczyć, co to, to nie! Tylko, co teraz? Przecież nie możemy tu zostać! Jedyne co przychodziło mi w tej chwili do głowy, to…
-W nogi! – wrzasnąłem i w tej chwili wszyscy (włączając w to Billa, który jakimś cudem podniósł się z podłogi) rzuciliśmy się w stronę drzwi. Oczywiście ten huk za nami mógł oznaczać tylko to, że mamy towarzystwo. Wiem, że David będzie wściekły za to, co właśnie robimy i że zaraz będzie pogadanka w stylu mojej matki… O właśnie, moja matka! Co oni z nią zrobili?! Nie no, niby chciałem, żeby gdzieś zniknęła, ale zasadniczo to wolałbym, żeby jej się nic nie stało. Nie, żeby ktoś tak niesamowity potrzebował pomocy mamy. Po prostu nie zniósłbym lamentu mojego młodszego brata. Ale wracając do naszego managera. Zaraz zacznie, jak zwykle w podobnych sytuacjach, narzekać, że z kim to on musi pracować i w ogóle jak możemy być tak nieodpowiedzialni… Bla, bla, bla… jakby to była moja wina! Kiedy wybiegliśmy już z hotelu, nagle usłyszałem głos maksymalnie zdyszanego Billa, który wyglądał wyjątkowo idiotycznie w starych, gumowych kaloszach
-Tom… czy my… w ogóle… mamy… jakiś… plan…! – a ten jak zwykle! Zawsze wszystko ja muszę robić! Naprawdę, wcale się nie dziwię, że jako dziecko zawsze marzyłem o kłódce dla mojego brata, który najpierw mówi, a potem… Nie. On wcale nie myśli.
-To jest nasz plan, kretynie! – wrzasnąłem i chwyciłem Maję za rękę, tak żeby wiedziała, że cały czas z nią jestem. Pewnie czuła się zakłopotana całą tą sytuacją. Po pierwsze tym, że przebywa tak blisko ze mną. To chyba jasne. A po drugie tą całą ucieczką i w ogóle. Tak sobie przez chwilę pomyślałem, że Zuza pewnie też nie czuje się zbytnio komfortowo, a ten palant na pewno jej w tym momencie nie wspiera, ale przecież się nie rozdwoję! Jest to zdecydowanie niewykonalne, nawet dla kogoś tak wszechstronnie uzdolnionego jak ja. Chyba jednak coś jej się nie podobało, bo po chwili usłyszałem jej głos
-Tom, to nie ma sensu!
-A masz lepszy pomysł?! – wydarłem się w biegu, obracając się lekko za siebie. Cholera, jaki tłum! I wszyscy biegną za nami jak… już nie powiem co.
-W tą bramę, już! – krzyknęła i pociągnęła mojego przygłupiego brata za sobą, skręcając w jakieś dość podejrzanie wyglądające podwórko. Oczywiście razem z Mają udaliśmy się zaraz za nimi, bo ja osobiście, nie miałem w tej chwili żadnego planu, co jak na mnie jest rzeczą dość niespotykaną. Zastanawiałem się, gdzie ta dziewczyna nas ciągnie, ale doszedłem do wniosku, że po prostu miała dosyć biegu przed siebie i teraz usiłuje doprowadzić nas w jakieś odludnione miejsce, gdzie możemy się schować. Kiedy wybiegliśmy na podwórko, naszym oczom ukazało się kolejne kilka bram, każda prowadząca w inną stronę. Stanęliśmy jak wryci, wydawałoby się, że bez żadnej perspektywy na ucieczkę, gdy tym razem Majka przejęła inicjatywę.
-Tędy! – i pociągnęła nas w bramę, znajdującą się najbardziej po prawej stronie. Kiedy już tam skręciliśmy, wbiegliśmy w pierwszą lepszą klatkę schodową i czekaliśmy. Paparazzi chyba byli mega zdezorientowani, bo słyszeliśmy tylko niezłe wiązanki przekleństw i kroki oddalającego się, zawiedzionego tłumu.
-Udało się! – wrzasnął na cały regulator Bill.
-Możesz się zamknąć, palancie? – warknąłem do mojego, pożal się Boże, brata – przypominam ci, że ten cały cyrk z ucieczką był tylko przez to, że nie potrafisz przejść kilku metrów po płaskiej powierzchni. Jak byś cały czas nie gapił się tylko w to swoje lustro bez przerwy…
-Czy ty mnie znowu obrażasz? – zapytał kompletnie zdezorientowany. Czy on naprawdę niczego nie rozumie?! Moje przypuszczenia z każdym dniem się potwierdzają – jestem adoptowany.
-No co ty – odparowałem ironicznie. Maja i Zuza usiadły na schodach prowadzących na piętro wyjątkowo obskurnego bloku i chyba nie bardzo wiedziały, co mają zrobić. Pewnie czuły się trochę niekomfortowo, ale jeżeli dalej chciały przebywać w towarzystwie mojej zacnej osoby, musiały się do takich sytuacji przyzwyczaić. Wszystko ucichło. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę na tych schodach, które swoją drogą były niezwykle syfiaste i zapuszczone, kiedy przed klatką ukazało się malutkie stworzenie. Pies. Był zaprawdę śliczny, ale wydawało się, że jest głodny. Żal mi go było, bo ja z natury jestem bardzo wrażliwy na krzywdę innych (wyłączając mojego brata, bo do tego, że jemu coś się na okrągło dzieje, to zdążyłem się przyzwyczaić), ale oczywiście logiczne mi się wydawało, że nikt na to nie zareaguje, bo w końcu jeszcze nie mieliśmy pewności, czy jakiś upierdliwy dziennikarz nie czai się za rogiem, żeby uwiecznić na zdjęciu moją osobę. I tu się pomyliłem. Jak tylko Bill zobaczył psa, coś mu strzeliło do tego pustego łba, wybiegł z klatki i zaczął użalać się na stworzeniem.
-Kaulitz, wracaj idioto! – wrzasnąłem, odruchowo wybiegłem za nim, a po chwili znów dziesiątki fleszy skierowanych oczywiście w moją stronę (Bill tylko przypadkowo łapał się na zdjęcia, zależało im oczywiście na mnie). Dziewczyny wyszły za nami, więc we trójkę staliśmy zdezorientowani, Bill patrzył się jak skończony idiota na fotoreporterów. I znowu, genialne, jak poprzednio, rozwiązanie, które przyszło mi do głowy
-Wiejemy! – i powtórka z rozrywki. Chwyciłem rękę Majki i wybiegliśmy którąś tam bramą na ulicę. Tym razem paparazzi nie dali się zwieść, tylko biegli za nami. Już widzę jutrzejsze nagłówki w gazetach: ,,Bliźniacy Kaulitz odnalezieni w towarzystwie dwóch tajemniczych dziewczyn”. To jest jakaś chora paranoja! Jak chcą, to niech się ze mną umówią na sesję, bardzo proszę, nawet kilka płyt mogę podpisać, a niech stracę. W tym momencie jednak znowu udowodniłem swój nadprzyrodzony geniusz, bo zobaczyłem przed nami tramwaj. Pociągnąłem więc moich towarzyszy za sobą i po chwili zdumieni paparazzi patrzyli tylko na oddalający się pojazd. Jestem genialny, to jasne, ale muszę naprawdę opracować dalszy plan działania, bo inaczej będzie źle.

34. To jest ten przewodnik!


  -No i gdzie on do jasnej cholery może być? – Majka latała w te i we wte po wąskiej, ciemnej ulicy, na której nie było w tej chwili nikogo poza nami.
-Możesz się na chwilę zamknąć? Ja myślę.
-A to przepraszam. – normalnie bym jej odpowiedziała coś co jak zwykle byłoby improwizacją kłótni, ale nie w takiej chwili. Pod hotelem nieprzeliczone tłumy paparazzi, Tom Kaulitz w wielkiej tajemnicy przed wszystkimi siedzi w naszym pokoju, a my poszukujemy Billa, który zapadł się pod ziemię, razem ze swoją matką. Przecież on o niczym nie wie! Jak w jakikolwiek sposób ktokolwiek się dowie, że on to on, to będzie jedna wielka masakra! A znając jego nadzwyczajne wychowanie i nienaganne maniery, w życiu nie wpadnie na to, żeby na przykład zaprzeczyć tym wszystkim rewelacjom. Mam nadzieję, że Tom teraz podzwoni gdzie trzeba i odkręci to wszystko, bo chyba chcąc nie chcąc wkopałyśmy się w niezłą aferę… Ojtam ojtam, nie ważne gdzie, ważne z kim, tak? Jeżeli z bliźniakami, a zwłaszcza z naciskiem na jednego, mam przesiedzieć nawet całe dwa tygodnie w pokoju, proszę bardzo! Tylko, że problem tkwi w tym, że nie mamy zielonego pojęcia, gdzie bliźniak nr. 2 obecnie się znajduje. Telefonu oczywiście nie raczy odbierać, no bo w końcu, jakby inaczej?
-Czekaj, Maja, to jest przecież bez sensu – zmusiłam ją do zatrzymania się. Przecież nie możemy latać tak bez celu po całej Austrii w nadziei, że może przypadkiem natkniemy się na wokalistę
-No co ty nie powiesz – odparowała ironicznie
-Przepraszam bardzo, ja rozumiem, że wolałabyś sobie teraz siedzieć w pokoju z pewnym osobnikiem, który właśnie tam siedzi, ale mamy obecnie ważniejsze problemy na głowie, tak? Więc rusz się łaskawie i mi pomóż….
-Ja mam ci pomóc?! Czy ty przypadkowo, Misiu, właśnie sugerujesz, że ty tu działasz logicznie i tylko ty masz jakiś czynny udział w tej sprawie, a ja stoję z boku i się przyglądam? – jak zwykle zaczęła przedstawiać swoje racje. Na swój sposób oczywiście. Coś miałam takie dziwne przeczucie, że po powrocie do Polski moja przyjaciółka chyba zmieni swoje upodobania muzyczne… Może nawet z ukierunkowaniem na jeden, konkretny instrument…
-Ja nie sugeruję. Ja to wiem. Idziemy. – i zaczęłam iść do przodu, w sumie bez większego sensu. Potrzebowałyśmy jakiegoś dobrego planu i to w trybie natychmiastowym! Zamiast tego miałyśmy kompletną pustkę w głowie (w sumie u Mai to żadna nowość).
-Przepraszam czy ja jestem psem? ,,Idziemy” to sobie możesz do psa mówić, ale nie do mnie! A jak ja nie pójdę?! – chyba usiłowała zademonstrować, że się wścieka
-Maja, przerabiałyśmy to już. I tak pójdziesz – uśmiechnęłam się do niej, koniec tego. – Ale teraz serio rusz mózgiem, bo stoimy w martwym… punkcie – dokończyłam zduszonym głosem. Moim oczom ukazało się coś, co wyglądało znajomo. Bardzo bardzo znajomo. A stałyśmy, przed, jeszcze otwartym, kioskiem.
-Ej, Zuza… Wszystko OK? – Maja chyba poczuła się lekko zdezorientowana, gdyż ja cały czas stałam bez ruchu i patrzyłam się przed siebie z szeroko otwartymi oczami – Co ty tam takiego ciekawego widzisz?
-Przecież to jest ten cholerny przewodnik, z którym on się nawet na krok nie rozstaje! – wskazałam na oszkloną wystawę kiosku
-Oż cholera, rzeczywiście! Myślisz…? – zaczęła pojmować o co mi chodzi
-No jak nie, jak tak? Gdzieś zniknął. Zabrał matkę. Nie wiadomo gdzie. A skąd znałby jakieś inne miejsce w Austrii, jeśli nie z tego przewodnika?
-Czyli…?
-Dawaj 5 euro. – zrzuciłyśmy się i natychmiast kupiłyśmy, niezwykle cenny dla nas w tej chwili przewodnik. Kiedy dostałyśmy go w swoje ręce natychmiast rzuciłyśmy się na rozdział poświęcony całodobowym atrakcjom turystycznym. W sumie niewiele tego było, bo z tego co zdążyłyśmy się zorientować, Austria niewiele miała do zaoferowania w temacie nocnego zwiedzania. Jedyne, co wydawało nam się sensowne, to wielkie, nowoczesne muzeum sztuki, czynne całą dobę.
-I myślisz, że to tutaj zabrał mamusię na wycieczkę krajoznawczą? – widać było, że Maja nie była do końca przekonana.
-A masz lepszy pomysł? Może sugerujesz, że właśnie siedzą sobie oboje w Subway’u i wpierniczają którąś już z kolei gigantyczną kanapkę? – spojrzałam na nią ironicznie. Ale dość tych żartów. Gdzie jest mój Bill?! – dobra, mamy jakiś punkt zaczepienia, nareszcie, więc ruszamy! Koniec przerwy! – i ruszyłyśmy obie w stronę muzeum. Oczywiście kolejnym, takim malutkim problemem, było to, jak się tam dostaniemy. I okazało się, że poruszanie się austriacką komunikacją miejską zdecydowanie nas przerosło. Po pierwsze trzeba było zlokalizować przystanek. Bardzo trudne. Na szczęście udało nam się zagadać jakąś babcię, która wykazała się zdecydowanie dużą tolerancją, jeśli chodzi o naszą znajomość języka niemieckiego i dowiedziałyśmy się, jak dotrzeć na miejsce. Tylko, że czekało na nas wyzwanie numer 2. Bilety autobusowe. W ogóle jaki tu jest system? Jakieś ulgowe, normalne, czasowe? Jak my miałyśmy się tu poruszać? I w ogóle co to ma być: turyści przyjeżdżają i zero możliwości jakiejkolwiek komunikacji! Ale nie z takich sytuacji już wychodziłyśmy, więc po jakichś 10 minutach siedziałyśmy w autobusie jakiejś bardzo dziwnej linii. Nagle coś mi się przypomniało
-Maja?
-E..?
-Proszę cię, powiedz, że ten mój wielki posklejany na wszystkie sposoby plakat nie leży tam na samym środku pokoju…
-Co…? Oż ty, rzeczywiście! Musiałaś go tam zostawiać?! Już było tak dobrze, wszystko się naprawiło, oczywiście dzięki mnie, a Tom w tym momencie pewnie patrzy na ich gigantyczne, wyświechtane zdjęcie! Czy ty czasami naprawdę nie możesz…?!
-Teraz to ty się módl, żeby się nie dorwał do mojej mp4! – to by była katastrofa! Przecież ja mam tam absolutnie WSZYSTKIE piosenki Tokio Hotel! Znowu wyjdziemy na piszczące, namolne fanki! Po 25 minutach stałyśmy już jednak przed gigantycznym, nowoczesnym budynkiem.
-Tak, on zdecydowanie może tu być – wątpliwości Mai chyba zostały ostatecznie rozwiane. Więc weszłyśmy do środka okazałej budowli i zaczęłyśmy rozglądać się. W sumie nie wiedziałam po co. Wokalisty nigdzie nie było widać, więc chyba musiałyśmy wejść do środka. Kiedy jednak zobaczyłam cennik, myślałam, że śnię. Ceny były z kosmosu! Przecież my jesteśmy zwykłymi studentkami medycyny! On sobie może wchodzić i obstawiam, że nawet nie zauważył, że ubyło mu trochę gotówki, jednak nasza sytuacja finansowa wygląda troszeczkę inaczej. Lecz kiedy dość głośno zastanawiałyśmy się, co mamy w takiej sytuacji zrobił, usłyszałyśmy znajomy głos:
-Zuza? Maja? A co wy tu robicie? – Bill! Właśnie wychodził z ostatniej Sali dla zwiedzających, prowadząc swoją matkę pod rękę. Tia… Dobra, ale poużalam się nad tym później, teraz trzeba pozbyć się jego matki i przetransportować go niezauważonego do hotelu, otoczonego przez tłum paparazzi. Prościzna.
-O Bill, jak dobrze, że jesteś! – improwizacja – Wiesz, tata dzwonił do nas i mówił, że natychmiast oboje musicie się stawić, żeby podpisać jakiś tam mega ważny kontrakt. Nawet nie wiem dokładnie o co chodzi – chyba zaśmiałam się dość nienaturalnie, ale myślę, że oboje to kupili – Więc natychmiast musisz z nami pójść. Tom już czeka. Przepraszam panią bardzo – teraz zwróciłam się do jego matki – ale naprawdę musimy porwać teraz pani syna. Ale proszę się nie martwić, mamy dla pani naprawdę ekskluzywny hotel, tu niedaleko, koło muzeum, będzie miała pani zapewnione jak najlepsze warunki.
-Ale… Czy to konieczne…? Przecież mamusia… - Bill zaczął się buntować. No przecież nie teraz! Jeszcze tego brakowało, żeby wszystko zepsuł!
-Oczywiście, że tak. – uśmiechnęłam się do niego, a potem szepnęłam – Zaufaj mi. – I tym oto sposobem po 15 minutach mama bliźniaków została zakwaterowana w hotelu, dość odległym od naszego. Jeden problem z głowy. Teraz trzeba było wyjaśnić wszystko Billowi. Kiedy zaczęłam mówić, był w totalnym szoku.
-Co?! Jak to paparazzi?! Ale skąd?!
-Bill, spokojnie, nic nie poradzisz. Tom siedzi teraz u nas w pokoju i gdzieś tam dzwoni, może uda mu się to poodkręcać. Teraz największym problemem jest to, żebyś dostał się niezauważony do hotelu.
-I ja chyba nawet wiem jak – odezwała się Majka i po 20 minutach znów znaleźliśmy się w znanym nam już sklepiku. Kiedy wyciągnęłyśmy ze sterty ciuchów jakieś stare kalesony, kalosze i do tego jeszcze sztuczną brodę, babcia za ladą stwierdziła, że coś jest nie tak.
-Ja bardzo przepraszam, ci panowie nie są ukrywającymi się przestępcami, którzy za wszelką cenę chcą pozostać nierozpoznani, mam nadzieję?
-Spokojnie, nic z tych rzeczy – uspokoiłam ciekawską babcię, a za 5 minut wyszłyśmy ze sklepu w towarzystwie sprzątaczki w męskim wydaniu. Od babci skombinowałyśmy jeszcze miotłę, więc nie było siły, żeby ktokolwiek go rozpoznał. Poszliśmy więc pod hotel, pod którym, ku naszemu zdziwieniu, nie było żadnego fotoreportera! Jednak nasza radość nie trwała długo, bo okazało się, że zaczęli czatować na korytarzu!
-Dobra, kochani, bez paniki, idziemy – powiedziałam do tej lekko nieogarniętej dwójki i zaczęliśmy udawać się do naszego pokoju. Już prawie doszliśmy, gdy centralnie pod pokojem Bill wyłożył się na prostej drodze. I w tym momencie drzwi od pokoju się otworzyły.

33. Muzeum


Chyba coś się ze mną dzieje. Jak to możliwe, że nie podoba mi się perspektywa dwutygodniowych wczasów z mamusią? Przecież zawsze byłem tak strasznie zapracowany w studio, bo oczywiście zawsze ja wszystko muszę robić, że tylko marzyłem o tym, żeby spędzić cudowny czas np. na Malediwach w pięciogwiazdkowym hotelu, razem w mamą. Nawet kiedyś zaproponowałem coś takiego Tomowi, ale on, nie wiedzieć czemu, od razu się wściekł i powiedział, że jak zaraz się nie zamknę, to podróż do szpitala będzie moją ostatnią w życiu. Do dzisiaj nie wiem, o co mu wtedy chodziło… Zapomniałem zapytać! I w ogóle nie rozumiem, dlaczego muszę mówić mamie, że Zuza jest kimś zupełnie innym niż jest… Przecież nie wolno oszukiwać! Mama zawsze mnie tego uczyła, a teraz co…? Byłaby bardzo zawiedziona, że tak się zachowuję. A babcia…? No ale nie mam wyboru! Zostałem podstępnie zmuszony do wzięcia udziału w tej nieuczciwej konspiracji! Przecież jeśli powiem mamusi prawdę, to poniosę śmierć natychmiastową z rąk, w najlepszym razie jednego, w najgorszym trzech osobników. Pamiętam, jak wyczytałem bardzo ciekawą informację w kronice Galla Anonima, że w średniowieczu…
-Bill, kochanie, powiesz mi wreszcie gdzie my idziemy? – mama zaczynała robić się podejrzliwa, bo od dwudziestu minut szliśmy w zupełnie nieznanym jej kierunku. Chyba jeszcze nie do końca zrozumiała, co dokładnie zaszło w restauracji… W sumie to ja też jeszcze do końca tego nie rozumiem…
-Jeszcze chwila mamo i zaraz wszystkiego sama się dowiesz – powiedziałem uradowany. Żeby poprawić mamusi humor, stwierdziłem, że oprowadzę ją po jedynym nocnym muzeum w Austrii, o którym oczywiście wyczytałem w przewodniku. Niewiarygodne, ile informacji daje taka mała książeczka! A to właśnie w takich sytuacjach mama jest dla mnie osobą niezastąpioną. No bo z kim innym mógłbym dzielić swoją pasję poznawania kultury i historii? Z Georgem? W tej sprawie tylko mama mnie rozumie. I w sumie przez chwilę miałem taką cichą nadzieję, że może Zuzie też to nie przeszkadza… I pewnie znów zacząłbym rozmyślać o tej pięknej dziewczynie, gdyby naszym oczom nie ukazał się okazały, nowoczesny, oświetlony budynek, który był celem naszej podróży. Mama od razu chyba zorientowała się, właśnie dotarliśmy na wyznaczone miejsce.
-Aaa! Bill, kochanie, wiedziałeś, jak starej matce zrobić przyjemność! – i rzuciła mi się na szyję, a ja poczułem, że tracę oddech
-A… mamo… dusisz mnie…! – ona jednak niezbyt przejęła się moimi protestami i jeszcze dość długą chwilę ściskała mnie, jakbym miał 5 lat. Zaraz… CO?! Wyraziłem się krytycznie o mamusi?! Mamo przepraszam! Tak więc aby odpokutować swoją winę, bez dalszych protestów pozwoliłem jej na okazywanie uczuć. Kiedy wreszcie mnie puściła, po dłuższej chwili prób złapania oddechu, przemówiłem
-No tak, pomyślałem, że byłoby ci bardzo przyjemnie, gdybyś mogła obejrzeć tak bezcenne okazy muzealne…
-Sama bym tu chyba nigdy nie przyjechała, bo ceny biletów są naprawdę zatrważające, ale na szczęście mój mały synek… - znów się duszę! – jest taki dzielny… - tracę oddech, mam niemiarową akcję serca! – sam pracował na tak ogromny sukces – wdech, wydech! Wdech, wydech! – mój malutki synek… sam sobie poradził w wielkim świecie! – puściła mnie! Żyję! Ale z drugiej strony, to jest przecież oznaka, że mamusia bardzo mnie kocha i jest ze mnie dumna. Jest to więc zrozumiałe, że na chwilę obecną jest ona najważniejszą kobietą w moim życiu!
-To co mamo, wchodzimy? – I przekroczyliśmy próg muzeum. Na początku mama wydawała się odrobinę zagubiona, lecz ja, dzięki temu, że tyle razy przeczytałem mój przewodnik, byłem dokładnie zorientowany, co gdzie się znajduje. Zaprowadziłem więc mamę do kasy, zakupiłem dwa bilety (tym razem poszło o wiele łatwiej, niż kupowanie biletów na łyżwy) i po chwili byliśmy już w głównej hali. Stwierdziłem, że bez sensu byłoby wynajmowanie przewodnika, skoro, nie chwaląc się, sam jestem nie gorzej zorientowany. Rozejrzałem się tak dla rozeznania i nagle…- Jest! – natychmiast podbiegłem do obrazu, który zawsze chciałem zobaczyć! Jest, wisi tutaj! To niesamowite!
-Bill, kochanie, czy wszystko dobrze? – Mama chyba poczuła się lekko zdezorientowana, gdy tak przyglądałem się ze wszystkich stron, oceniając niezwykłe arcydzieło.
-Mamo, nigdy nie słyszałaś o tym obrazie? Przecież to niewiarygodna kopia ,,Damy z Łasiczka” Leonarda Da Vinci! Powstała na płótnie na przełomie…  - chciałem opowiedzieć mamie całą historię tego niesamowitego obrazu, lecz ona po chwili przerwała mi, aczkolwiek z uśmiechem na twarzy
-Tak, kochanie, to fascynujące. Powiedz mi jednak…. Tak się zastanawiam… - zauważyłem, że chce coś powiedzieć, tylko nie bardzo wie, jak to sformułować
-Tak, mamo?
-Co ty dokładnie myślisz o tych dwóch dziewczynach? – no tak. A o co innego mogło chodzić? Ale co ja mam mamie teraz powiedzieć? Że oboje jesteśmy niesamowicie zauroczeni pięknymi Polkami? Przecież wtedy mama od razu zacznie się o nas martwić… Ale to znowu mam kłamać?!
-No, to znaczy… Obie są naprawdę bardzo sympatyczne, chociaż Mai nie poznałem tak dobrze jak Zuzi… - chyba zacząłem plątać się w zeznaniach. Pamiętam, że kiedyś pewien bardzo uczony niemiecki profesor powiedział…
-tak, ta Zuzia, przemiła dziewczyna… Ale ta druga… Wydaje się taka zbyt bezpośrednia trochę…
-Mamo, naprawdę, Tom mówi, że ona jest bardzo inteligentna i w ogóle… - chyba mamusia zaczynała wyrabiać sobie własne, dość niepochlebne zdanie na ten temat. Muszę zainterweniować!
-No właśnie o tym mówię! Przecież mój syn nigdy nie zachowałby się w tak skandaliczny sposób! Ktoś musiał wpłynąć na niego! Zawsze mówiłam mu, żeby staranniej dobierał sobie towarzystwo…! – stwierdziłem, że na razie nie będę wchodził jej w słowo, bo mama i tak nie weźmie w tej chwili mojego zdania pod uwagę, a pewnie za chwilę i tak zmieni temat – chociaż z drugiej strony – ciągnęła – jeżeli obie dziewczyny pochodzą z tak wysoko ustawionej, ułożonej rodziny, to znaczy, że powinniście być bardzo kulturalni i robić wszystko, aby miały one o was jak najlepsze zdanie! Przecież jeżeli kiedyś np. przy kolacji wymsknie im się, przy rozmowie z ojcem, że jesteście tak genialnym zespołem jakim jesteście! To może być wielka szansa, kochanie!
-Patrz mamo, ta rzeźba jest warta poświęcenia chwili uwagi – wskazałem na posąg umieszczony w odległej części pomieszczenia. Musiałem jakoś odwrócić uwagę mamusi od tematu Mai i Zuzy. Bo w ogóle mi się to nie podoba. Poznaliśmy właśnie cudowne dziewczyny i właściwie dlaczego mamy się z tym ukrywać? Tak bardzo chciałbym powiedzieć mamie prawdę… A tak to muszę udawać, że tak naprawdę to Zuzanna mnie nie interesuje i przebywam z nią tylko dlatego, żeby załatwić sobie dobre kontakty w wytwórni, a to nieprawda! Przecież nie mógłbym być tak podstępny i niegodziwy, by udawać przyjaźń dla korzyści… Babcia mi zawsze mówiła, że to najgorsze, co może być! Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe, tak?! W końcu niebezpodstawnie napisałem tekst do ,,Freunde Bleiben”! Tak naprawdę to teraz powinienem powiedzieć mamusi całą prawdę i zapytać się jej, co sądzi o tej całej sytuacji, bo ja się sam powoli zaczynam gubić, co mam teraz zrobić. Ale nie mogę! Więc muszę się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Naprawdę, nie lubię tych całych intryg Toma! Ale, jako, że on jest starszy, to muszę go słuchać, taka rola młodszego brata, zawsze to samo. Rób co mówię i siedź cicho. Zaczyna mnie to chwilami irytować, jednak wiem, że on to robi dla mojego dobra. W końcu, od czego jest brat bliźniak?