-Zamierzamy
tak cały czas uciekać przed tymi desperatami? – nie widziałam żadnego innego
określenia na tych bezmózgich debili. Jak to jest do jasnej cholery możliwe, że
oni żyją z latania za sławnymi osobami i wyszukiwania tanich sensacji. No
masakra jakaś. Poza tym, ja tego osobiście psychicznie za chwilę nie wytrzymam.
Po pierwsze, szaleńczo zakochana przyjaciółka, która na każdym kroku mówi mi,
jaki to Bill jest piękny, genialny i w ogóle. Po drugie, od jakichś względnych
dwudziestu pięciu minut latamy jak jacyś idioci
po kompletnie nieznanym nam mieście uciekając przed bandą rozszalałych
paparazzi. I w ogóle ta cała akcja z matką bliźniaków, to całe poszukiwanie
wokalisty po muzeum… Nie no, wiadomo, że pod względem zawierania nowych
znajomości to są to moje najlepsze wakacje w życiu, bo Tom naprawdę jest
niesamowitym facetem, tylko, dlaczego teraz to musi tak, cholera jasna,
wyglądać?! W tym momencie powinnam sobie leżeć w łóżku w naszym mega hotelu, w
którym, jak się okazało, mieszkają również bliźniacy i zastanawiać się, w co
się ubiorę na jutrzejsze spotkanie z gitarzystą. W życiu bym nie pomyślała, że będę
uciekać przed zgrają fotoreporterów! Jak unie wszystko umieją schrzanić! Chyba
Tom zauważył moje lekkie poirytowanie, bo złapał mnie za rękę i szepnął:
-Mała,
wszystko OK? – jak mi tego brakowało. Ale nie! Teraz musimy mieć jeszcze na
karku jego brata, który, jak jesteśmy wszyscy razem, robi się tak nieporadny i
nierozgarnięty, że przy nim to Zuza jest osobą niesamowicie zrównoważoną. A tak
w ogóle, co ona w nim widzi? No jest sympatyczny, to fakt, ale mimo wszystko do
pięt nie dorasta swojemu starszemu bratu…-Nie licząc obecności mojej męczącej przyjaciółki i twojego upierdliwego brata, tłumu dziennikarzy i tego, że znajdujemy się w okropnym, starym tramwaju… - dobrze, że przynajmniej on był ze mną
-Nie martw… - już chciał coś powiedzieć, kiedy jak zwykle jego młodszy brat musiał się wtrącić. Grrr…!
-Tom…?
-Czego? - warknął gitarzysta. Chyba jemu też ta sytuacja nie do końca odpowiadała
-Bo tam stoi jakiś taki dziwny pan i chyba coś sprawdza. Czy tamta pani daje mu swój portfel? – O czym on mówi? Naprawdę jest już tak źle, że ma przed oczami jakieś wyimaginowane sytuacje?
-O cholera! – zaklął Tom. Ten też? Dlaczego ja nic nie rozumiem?!
-Powiecie nam wreszcie o co chodzi? – Zuzce też zdecydowanie coś nie pasowało. Chyba, że te wszystkie opowieści o telepatycznych więziach między bliźniakami są prawdziwe i właśnie uaktywniły im się jakieś nadprzyrodzone moce… Zdecydowanie za dużo filmów science – fiction.
-Kanar – mruknął pod nosem Tom. Rzeczywiście! My przecież w trakcie tej całej sytuacji nawet nie pomyśleliśmy o tak przyziemnej rzeczy, jak skasowanie biletu, a dwóch wielkich, łysych facetów właśnie zmierzało w naszą stronę. Obie z Zuzą zamarłyśmy. Nie miałyśmy pojęcia co zrobić. No jeszcze nam brakuje mandatu za cztery osoby jadące bez biletu!
-Dobry wieczór – podeszli do nas. No i wpadliśmy. Jeszcze teraz ci cholerni paparazzi na drugiej stronie (bo na okładce będzie ich zdjęcie z ,,tajemniczymi dziewczynami”) umieszczą gigantyczną informację o tym, że bliźniacy Kaulitz jeżdżą w austriackich tramwajach bez biletu… Aaa! – Bileciki do kontroli.
-A dobry wieczór panom – chyba Tom chciał podziałać swoim nieodpartym wdziękiem osobistym, ale od razu wydawało mi się, że tym razem to nie wyjdzie. To mogło działać na wiele osób (na przykład… na mnie) ale nie na tych dwóch dresów – piękny wieczór, prawda?
-No prawda, prawda – dres się wyraźnie niecierpliwił – bileciki proszę
-A panom to się tak chce po nocy pracować? Nie lepiej w domu z dziewczyną posiedzieć, prawda, jakaś miła kolacyjka… - chyba przesadził
-Facet, albo dajesz bilecik, albo wylatujesz stąd, ale ostrzegam cię koleś, że zaraz przegniesz… - chyba nawet nieustraszony Tom Kaulitz się przestraszył, bo bez dalszego owijania w bawełnę
-Dobra, OK, nie mamy, przyznaję. Ale może tak jakoś byśmy to załatwili…?
-Ty, piękny, nie wykręcaj się bo cię to nie minie. Wysiadamy. I państwa również zapraszam. Już! – nie mieliśmy wyboru. Zasadniczo chyba woleliśmy nie stawać do konfrontacji z dwoma napakowanymi dresami, więc wysiedliśmy na najbliższym przystanku. Oficjalnie oświadczam, że jeszcze jedna jakaś zaskakująca akcja na tych wakacjach i osobiście nie wytrzymam. A tak w ogóle to zawsze zastanawiałam się, jak można być kanarem? To już trzeba być zdesperowanym, serio. Czyli w sumie wychodzi na to, że tylko my się dokształcamy do wykonywania jakiegoś normalnego zawodu, a dookoła nas tylko paparazzi, kanary, gwiazdy rocka… Gdzie wcięło prawników, biznesmenów i dentystów?! Znaczy oczywiście gwiazdy rocka muszą pozostać, to chyba jasne! Dobra, wysiedliśmy z tego cholernego tramwaju i stanęliśmy na przystanku. Była druga w nocy, zrobiło się cholernie zimno i w ogóle co ci ludzie robili o tej porze w tramwaju?! Naprawdę nudzi im się w domu?!
-Dokumenty. Już. – kanar nie dawał za wygraną. Zwłaszcza ten jeden był taki upierdliwy, bo ten drugi raczej stał cicho i się nie odzywał. Ale i tak wyglądał przerażająco. Chyba wszyscy pogodziliśmy się z tym, że zaraz będziemy musieli wyskoczyć z gotówki (o ile bliźniakom pewnie nie robi to różnicy, tak mnie i Zuzi już owszem) więc powyciągaliśmy dowody. Kiedy dres wziął dowód Billa, spojrzał na imię i nazwisko i, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, wrzasnął:
-Bill Kaulitz?! TEN Bill Kaulitz?! A to jest Tom Kaulitz?! Serio?! – i flesze skierowane w naszą stronę. Kurna, ci cholerni paparazzi są wszędzie! Straciłam nadzieję – nie wymkniemy im się! Ale przecież dalsze uciekanie nie ma najmniejszego sensu! Chyba na szczęście bliźniacy byli dokładnie tego samego zdania, bo Tom postanowił przejąć inicjatywę. Zrobił dwa kroki do przodu, stanął prosto przed tłumem dziennikarzy i zaczął przemowę:
-Witam państwa. Powiem tak, państwa obecność jest nam wybitnie nie na rękę, ale czuję się w obowiązku wyjaśnienia pewnej sprawy. Podczas naszej nieobecności, z pewnego niewyjaśnionego do tej pory źródła, wyniknęła dość nieprzyjemna sytuacja, mająca na celu wyeliminowanie nas ze środowiska show biznesu. Otóż chcielibyśmy z bratem wyjaśnić…
-Że jest to jeden wielki stek bzdur – wszedł mu w słowo Bill. Ja pierniczę, od kiedy on jest taki stanowczy i opanowany i w ogóle? Gdzie się podział ten ukochany synek swojej mamusi? – Jeżeli oczekują państwo na więcej informacji, w tym celu prosimy o skontaktowanie się z naszym managerem, my nie mamy nic więcej do powiedzenia.
-No, może poza tym – z kolei teraz Tom przerwał Billowi – że bardzo prosilibyśmy, aby nie przeszkadzać nam w spędzaniu dalszej części zasłużonego urlopu. Żegnamy państwa. – No nie wierzę. I nie można było tak od razu?! W tej chwili Tom znów złapał mnie za rękę (kątem oka zauważyłam, że Bill podał rękę Zuzie) i po prostu odeszliśmy. Tak po prostu! Nawet kanarzy nas nie zatrzymywali! Mimo tego, że Bill zaskoczył mnie swoją postawą bardzo i tak twierdzę, że wyszliśmy z tego cało tylko dzięki Tomowi i jego genialnej, nieprzeciętnej inteligencji i sprytowi. A ja osobiście mam dosyć.