Uploaded with ImageShack.us

poniedziałek, 30 lipca 2012

20. Nic mi nie jest!

I właśnie ścigam się na snowboardzie. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że osoba, która właśnie usiłuje mnie dogonić, to Tom Kaulitz! Tak, właśnie ten Tom Kaulitz! Gitarzysta ukochanego zespołu Zuzy (ja nigdy nie powiedziałam, że ich nie lubię!), największe ciacho Niemiec! Nie do pomyślenia, jaki to był fart, że ten wyciąg zatrzymał się właśnie wtedy, kiedy siedziałyśmy na nim z bliźniakami! Ale po pierwszej reakcji, to serio, byłam pewna, że z nami koniec. Zuzka zaczęła piszczeć jak kretynka, dobrze, że mi się w miarę udało zachować zimną krew i wyszłyśmy cało z tej niesamowicie kompromitującej sytuacji. Tak na marginesie, to mam nadzieję, że ona w tej chwili stara się zachowywać w miarę racjonalnie… Nie jestem przekonana, czy to był dobry pomysł, żeby zostawiać ją sam na sam z jej ukochanym wokalistą… Ale z drugiej strony, co? Przez nieogarnięcie mojej przyjaciółki, miałam zmarnować taką okazję? W życiu! Chociaż teraz już mogę zacząć się przygotowywać do nieskończonej opowieści o tym, jaki to Bill jest cudowny… Przecież ona mi o tym do końca wyjazdu będzie truć! A Bill to, a Bill tamto… Coś mi się widzi, że dzisiaj w nocy raczej nie zaśniemy… Nie, żebym ja nie miała w planach opowiadać jej o moich przeżyciach! Coś za coś! Ej no, ale tak na serio, to teraz muszę się wziąć w garść, bo Tom właśnie mnie dogania! Raczej pewne jest to, że przegram nas ,,wyścig”, ale muszę przynajmniej pokazać, że się staram
-Patrz na mistrza! – krzyknął, mijając mnie i robiąc przy tym obrót z wyskoku o 360 stopni. Trzeba przyznać, że na desce nie miał sobie równych, chociaż czasem może troszeczkę za bardzo to okazywał... W takim razie, ja nie mogę się poddać! Rozpędziłam się do granic możliwości, minęłam mojego przeciwnika i kiedy już z triumfem, w oddali zauważyłam koniec stoku, chyba musiałam wjechać na lód, bo nagle poczułam jak tracę równowagę i runęłam jak długa prosto na zimny śnieg. Szlag!
-Mała, wszystko OK? – od razu do mnie podjechał. Wydaje mi się, że chciał tak jak zwykle zachowywać się na luzie i w ogóle, ale też myślę, że trochę się przestraszył. I bardzo dobrze.
-Czy ktoś jeszcze trzy minuty temu mówił tu o samodzielności i niechęci otrzymywania pomocy od innych? – tyłek bolał mnie jak cholera, ale przecież nie mogłam zacząć się użalać. Tylko z uśmiechem. I będzie git.
-Ale ja jestem jedynym wyjątkiem, który od tej jakże mądrej zasady może odstąpić, jasne? – ach, i ten błysk w oku. Jak to jest możliwe, że on jeszcze nie ma dziewczyny?
-Ależ oczywiście… Au… - syknęłam z bólu. Usiłowałam zgiąć kolano i trochę mi to nie wyszło. No poobijałam się, nie powiem, że nie, ale to wcale nie oznacza, że zamierzam zrezygnować z dalszej jazdy z Tomem! Po moim trupie!
-Ej, co się dzieje?
-No przecież mówię, że nic… - ale nie dał mi dojść do słowa.
-No właśnie widzę. – mruknął sarkastycznie i ukląkł obok mnie. Zaczął dokładnie sprawdzać, czy nic sobie nie złamałam, jeszcze z 10 razy zapytał, czy wszystko OK…. Niewiarygodne
-Jej, powiem ci, że nigdy nie sądziłam…
-Że mogę być tak dokładny w dociekaniu, czy coś się komuś stało? Uwierz mi, mieszkając z moim bratem kretynem przerabiałem już chyba wszystkie możliwe powody histerii i symulacje złamań, stłuczeń i zwichnięć jakie tylko istnieją… Ale na szczęście nic ci nie jest. Więc teraz, pani pozwoli – wyciągnął szarmancko ramię w moją stronę – że odprowadzę panią w miejsce, gdzie już nic pani nie grozi, a ja osobiście obiecuję dopilnować, by tak się stało – i kolejny powalający uśmiech. Dobra, już dokładnie wiem, co wszystkie dziewczyny w nim widzą.
-Chcesz skończyć jazdę? Chyba sobie żartujesz!
-Tylko na jakiś czas. Mogę prosić? – i znów ramię w moją stronę… Cholera, no nie mogłam się oprzeć!
-I zamierzasz schodzić stąd ze snowboardami na plecach?
-Jeżeli tylko jest to pani życzenie – i szarmanckie mrugnięcie. Po chwili już schodziliśmy ze stoku, ale od razu zastrzegłam, że tylko ten raz dojdziemy na dół, a potem od razu na wyciąg! I żadnej innej opcji! Schodząc ramię w ramię z Tomem, ukradkiem rozglądałam się w poszukiwaniu Zuzy i Billa, ale nigdzie nie mogłam ich zauważyć. W sumie, znając umiejętności narciarskie mojej przyjaciółki i, z tego co zauważyłam, oceniając zdolności wokalisty, trochę się o nich bałam. Chyba jednak moje poszukiwania nie przeszły niezauważone, bo Tom zwrócił na nie uwagę:
-Rozglądasz się za nimi? – potwierdziłam kiwnięciem głowy. – Mała, luz.  Ja wiem, że mój brat na inteligentnego nie wygląda, co więcej, na pierwszy rzut oka można go zaliczyć do grupy niezwykle absorbujących debili, ale z tego co zauważyłem, Zuzka wcale głupia nie jest, więc dadzą radę! A tak odbiegając od tematu mojego brata idioty…
-Tak?
-Masz jakieś konkretne plany na dzisiejszy wieczór? – Kolejny zniewalający uśmiech. Czy on te miny trenuje przed lustrem?! Zaraz, czyżby właśnie Tom Kaulitz proponował mi randkę? Niee…
-W sumie, poza zajmowaniem się nierozgarniętą przyjaciółką i wysłuchiwaniem ciągłego zachwycania się o Billu… - Tak, tak tak! O Boże, zachowuję się jak Zuza! Nie no, ale trzeba to rozegrać dyplomatycznie; przecież nie mogłam rzucić mu się z piskiem na szyję i powiedzieć, że nawet, jakbym miała jakieś plany, to nie miałoby to żadnego znaczenia!
-A nie uważasz, że wybranie się do uroczej, niedużej knajpki w centrum nie byłoby jednak trochę ciekawsze? Zwłaszcza w towarzystwie pewnego przystojnego, błyskotliwego, inteligentnego…
-Kogo masz na myśli? – jestem dumna z tego, że w tej chwili nie straciłam na sobą panowania, tylko rozegrałam to po mistrzowsku!
-Y… No… - chyba zbiło go to z tropu – No… Mnie…
-A.. Ciebie? – stał z wyjątkowo głupią miną. Dobra, koniec zabawy – Jasne, czemu nie? – umówiłam się na randkę! Z Tomem! Podczas tej rozmowy zeszliśmy z góry, a kiedy ponownie udawaliśmy się do bramek, byłam chyba najszczęśliwszą osobą na Ziemi.

19. Rodzicielska troska

No i jest pięknie! Ja: piękny, mądry, przystojny snowboardzista, ona: piękna, mądra, inteligentna snowboardzistka zjeżdżamy w swoim cudownym towarzystwie ze stoku w Austrii. A już myślałem, że z tym ćwokiem, moim bratem nic mi tu nie wyjdzie… Zwłaszcza po sytuacji na wyciągu… Wyciąg stał, ten debil zaczął się wydzierać i histeryzować, a jak zagadałem do dwóch świetnych dziewczyn, co? Pisk, niedowierzanie… Masakra! No, w sumie to ja się wcale nie dziwię, że tak zareagowały na mój widok (sam bym tak zapewne zareagował). Jednak na szczęście wszystko się wyjaśniło i teraz jest po prostu pięknie! A żeby dopełnić moje uczucie maksymalnego szczęścia – Zuza zajęła się tym idiotą i teraz, nie dość, że nie mam go na karku i nie muszę się nim bez przerwy zajmować, to jestem teraz z dziewczyną, jakiej szukałem od początku naszego pobytu tutaj! Wielkim plusem Majki jest to, że jeździ na snowboardzie, a nie, jak te inne mięczaki, na nartach. No i oczywiście, że zainteresowała się takim ciachem jak ja! Okazuje się, że na szczęście jeżdżę na desce dużo lepiej od niej, więc mam okazję, aby pokazać moje niesamowite umiejętności, a do tego lepiej się z nią zapoznać.
-Widzisz? I teraz przechylasz ciężar ciała na lewą stronę… - krzyknąłem do dziewczyny i perfekcyjnie zademonstrowałem początek dość trudnego manewru – A teraz zginasz kolana pod kątem 90 stopni, ręce odginasz maksymalnie za siebie…
-Co?! I ja mam to niby zrobić? – chyba chciała pokazać, że nie bardzo zrozumiała moje instrukcje, ja jednak swoim wrodzonym instynktem od razu wyczułem, że jest pełna podziwu dla moich zdolności.
-Majka, to, że mój brat kretyn nie rozumie ani słowa z tego co mówię i zawsze robi zupełnie odwrotnie niż go o to proszę, nie znaczy, że tego zrozumieć się nie da. Jeszcze raz, patrz uważnie! – i spróbowałem zademonstrować całość jeszcze raz. Zauważyłem, że Majka zaczęła podążać moimi śladami i muszę przyznać, że całkiem nieźle jej to wychodziło, jak na pierwszy raz. No ale czemu tu się dziwić, jeżeli ma się takiego nauczyciela? – No i widzisz? Bardzo dobrze! A teraz… /drryyń/ Co to do cholery…? – No tak! Właśnie sobie uświadomiłem, że ten palant dał mi na dole swój telefon do potrzymania, a ja go później włożyłem do kieszeni… Czyli właśnie  mam jego telefon i ktoś właśnie do niego dzwoni… Nawet nie mogę zobaczyć kto to, bo ten debil oczywiście włączył sobie taką funkcję, żeby nie widzieć numerów… Ale chyba muszę odebrać… - Przepraszam na chwilę, ważne obowiązki wzywają – uśmiechnąłem się szelmowsko i odebrałem telefon
-Halo?
-Tom?! A gdzie jest Bill?! Co się u was dzieje?!
-Mama…? – Cholera jasna! Teraz?!
-Mów natychmiast, coś jest nie tak, prawda?! Dlaczego ty nie odbierasz swojej komórki?! Możesz mi powiedzieć, po co ci w takim razie telefon?! I dlaczego to nie Bill odebrał teraz?!
- Mamo, spokojnie, wyluzuj…
-Ja ci dam wyluzuj!!! Jak ty się do rodzonej matki odzywasz?! – jej… ale pisk! Aż musiałem odsunąć telefon od ucha… Tylko, że zauważyła to Maja, która zapytała
-Tom, czy wszystko w porządku? – niestety nie byłem jedyną osobą, która usłyszała to pytanie…
-Kaulitz, co się tam dzieje?! Czy ja właśnie usłyszałam kobiecy głos?! Kto to jest?! I gdzie jest mój młodszy syn?!
-Mamo, posłuchaj. – zaraz mnie szlag jasny trafi. Ale spokojnie… - Mój telefon jest kompletnie rozwalony. Jesteśmy na stoku. Przez pomyłkę mam telefon Billa. On gdzieś tam jeździ, z koleżanką –taak, jasne… -i nic mu nie jest – przynajmniej mam taką nadzieję…
-Z jaką koleżanką?! Tom, wy sobie beze mnie kompletnie nie radzicie! Zaraz do was jadę!!!
-Że do Austrii?! Mamo, proszę cię. Pójdź sobie dzisiaj do kina i wreszcie się wyluzuj, to ci dobrze zrobi. Cześć – i odłożyłem słuchawkę. Koniec. Brat debil. Matka histeryczka. Tylko ja jestem normalny. Ale nie będzie mi teraz kobieta zatruwać wyjazdu, co to, to nie! Wprawdzie później czeka mnie za to jeszcze większa awantura, ale trudno. Przeżyłem to całe 26 lat, teraz też przeżyję. Tylko, że teraz to naprawdę mam nadzieje, że temu pajacowi nic się nie stało… Przecież ona by mnie zabiła na miejscu! Musiała zadzwonić akurat teraz! Jestem w trakcie bardzo dobrze zapowiadającej się randki, a tu co? Nadopiekuńcza mamusia, cholera jasna! Teraz wyjdzie na to, że ja, Tom Kaulitz, muszę co chwila meldować swojej matce, co u mnie słychać i czy przypadkowo nie potrzebuję jej pomocy! To trzeba wyjaśnić. Natychmiast.
-Maja? – zaraz, czy ona się ze mnie śmiała? No nie, jeszcze tego brakowało! Moja reputacja poważnie ucierpiała!
-Tak? – wyraźnie była rozbawiona. No dobra, sam bym zwymyślał debila, który w trakcie randki rozmawia z matką przez telefon. Co?! Powiedziałem, że sam bym na siebie nawrzucał?! Co się ze mną dzieje?! Za dużo przebywania z tym idiotą, oj za dużo…
-A w sumie to nic takiego… Y… Znaczy… - nie mogłem się wysłowić! Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, jak zareagować! Pomocy!
-Problemy z nadopiekuńczą mamusią? – zapytała całkiem normalnym tonem! Czyżby ona mnie rozumiała? Wprawdzie nie powinienem wyżalać się dziewczynie, jednak byłem tak wściekły, że nie wytrzymałem.
-No bo co ona sobie wyobraża! Wydzwania co pięć minut, i to właśnie do mnie, a nie do tego idioty kretyna mojego brata, którego samego na chwilę zostawić nie można! Nie interesuje jej to, że mam zasadniczo gdzieś jej pomoc i idealnie radzę sobie bez jej rad! Szlag mnie trafia, za każdym razem, jak tylko słyszę to zapewnienie, że ona już do nas jedzie! Czy ja naprawdę wyglądam na takiego, który potrzebuje ciągłych rozmów z matką?! – uf… trochę mi lepiej. Ale to i tak nie jest normalne! Właśnie użalam się nad swoim losem… Mam nadzieję, że mimo wszystko Maja wyczuła sens mojej wypowiedzi – ktoś tak wszechstronny jak ja nie potrzebuje żadnej pomocy. Tylko to chciałem przekazać.
-Hmm… Szczerze? – zaraz, chwila moment. Czy ona właśnie chce mi powiedzieć, że ja na takiego wyglądam? To było pytanie retoryczne!
-No dawaj. – Trzeba się zmierzyć z najgorszym. Nie, to jest po prostu niemożliwe, żeby chciała nawrzucać Tomowi Kaulitzowi. Takiej opcji po prostu nie ma.
-Kto ostatni na dole ten frajer! – i już jej nie było! Ja nie mogę, co za dziewczyna! Czyli wszystko jest Ok, mój nieopisany urok osobisty działa jak zwykle. Ale przecież nie mogę pozwolić, żeby dziewczyna wygrała ze mną na snowboardzie! Co to to nie – mistrz wkracza do akcji!

18. Czekolada

To co się wydarzyło w ciągu minionych 40 minut jest po prostu niepojęte. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Najzwyczajniej w świecie, siedzę sobie koło Billa Kaulitza! Moje największe marzenie właśnie się spełnia! A w sumie nawet dużo więcej! Nawet w żadnym śnie nie przypuszczałam, że kiedykolwiek spotkam go tak po prostu, będziemy sobie razem rozmawiać i zjeżdżać ze stoku na nartach! W sumie prawdopodobna opcja jest taka, że ja po prostu śpię. Śpię i śni mi się cudowny sen. Ale to wszystko jest zbyt realne… Nie, to musi być rzeczywistość. Piękna rzeczywistość… Majka właśnie odjechała z Tomem. Od razu wiedziałam, że przypadną sobie do gustu. Dwoje samotnych snowboardzistów… Mam tylko nadzieję, że moja przyjaciółka raczy się ogarnąć i zostanie uznana za osobnika w miarę normalnego. No niby wiem, że to moja pierwsza reakcja mogła zostać trochę opatrznie zrozumiana… No ale to nie moja wina! Jechałyśmy sobie spokojnie, a tu nagle co? Największe ciacha światowej muzyki siedzą na tej samej kanapie! No przecież każdy by tak zareagował! A teraz… Tom i Majka odjechali, my siedzimy na śniegu i chyba muszę przejąć inicjatywę. Trzeba przyznać, Bill wydaje się dość nieogarnięty… Ale jest taki słodki! Nie wspominając o tym, jak można być tak niesamowicie przystojnym…
-No to co, jedziemy? – zapytałam, podnosząc się ze śniegu. Tym razem nie będę już próbować pomóc mu wstać. Musi sobie chłopak sam poradzić, no trudno. Ciężko będzie, ale da radę.
-Y… Naprawdę chcesz zjeżdżać? – zapytał dość niepewnym głosem. Co? Ej, ej, ej, ja tu czegoś nie rozumiem…
-Y… A co ty przepraszam chciałbyś robić na szczycie stoku narciarskiego? – to było dziwne. No w sumie bardziej dziwne było to, że na tym szczycie tego stoku, siedzę, a teraz już stoję, sobie ja i rozmawiam z frontmanem najgenialniejszego zespołu świata!
-A nie miałabyś tak przypadkiem ochoty się przespacerować? Wiesz, w zdrowym ciele, zdrowy duch! – Bill Kaulitz, cytujący stare, ludowe przysłowia? Tego jeszcze nie było…
-Zaraz… Czyżby ktoś tu miał problem z jazdą na nartach?
-Ojtam, zaraz problem… - czyli już wiadomo, co się święci. Ale numer! Jeszcze tego brakowało, żebym uczyła Billa Kaulitza jeździć na nartach!
-Spokojnie, luz, dobrze jest. Jeden zjazd i zobaczymy jak jest, OK? – jeżeli okaże się tak beznadziejnym narciarzem, na jakiego wygląda mi do tej pory, to chyba lepiej będzie zejść ze stoku. Przecież jemu się w tym momencie nic nie może stać! Poznałam właśnie faceta swoich marzeń i zamierzam to wykorzystać! A on w takim razie musi być żywy, no cóż. – Dobra, wstawaj i lecimy. – To jednak okazało się wcale nie być tak proste, jak się może wydawać. Kiedy już z sukcesem obie narty zostały przez niego wpięte, naprawdę zaczęły się schody. Kiedy zaczęliśmy zjeżdżać, początkowo podejmował pierwsze próby jazdy ze złączonymi nartami, jednak chyba stwierdził, że nikogo w ten sposób nie oszuka  i przeszedł do jazdy pługiem. Jednak w pewnym momencie, zauważyłam, że zaczął jechać niebezpiecznie szybko… - Bill! Hamuj!!! – wydarłam się, jednak za późno. Kiedy dojechałam do niego… leżał z twarzą w śniegu. Koło niego była jakaś kobieta… Musiał po prostu w nią wlecieć i oboje się przewrócili… jak ona śmie tak na niego gapić?! Ja rozumiem, że jest to genialny wokalista, genialnego zespołu, genialnie przystojny i w ogóle, ale on obecnie jest ze MNĄ, więc albo ta kobieta sobie odjedzie, albo nie ręczę za siebie!!!
-Bill, nic ci nie jest? – natychmiast wypięłam narty i podbiegłam do niego. Naprawdę się przestraszyłam, bo w pierwszej chwili nic nie odpowiedział. Zaraz jednak zrezygnowany uniósł rękę do góry na znak, że wszystko jest OK. – Bill?
-Spacerek? – zapytał tak, że nie mogłam się sprzeciwić. No cóż, widać dzisiaj nie pozjeżdżam, ale tak szczerze, w tym momencie jest to rzecz, która obchodzi mnie najmniej! Jestem tu z Billem Kaulitzem!
-No dobra, wygrałeś. Wstawaj, ofiaro – rzuciłam z uśmiechem. Szczerze mówiąc, jest mi to zupełnie obojętne, czy będę siedzieć, jechać, stać, lecieć czy jeszcze coś innego. Poznałam mojego ukochanego wokalistę!!! Później muszę go koniecznie poprosić o autograf. I o zdjęcie ze mną. A mój plakat w pokoju…! Przecież on musi być przez niego podpisany! Nie widzę innej opcji!
-Bardzo przepraszam, ale to, że po raz trzeci z kolei miałem bardzo bliskie spotkanie ze śniegiem, wcale nie oznacza, że mogę być uznawany za ofiarę, a wręcz nie daje żadnych podstaw… - kurna, w telewizji nigdy nie widziałam, żeby się posługiwał takim językiem! Dość intrygujące, nie powiem… Szczerze mówiąc, to nie wiele z tego zdania zrozumiałam… Ej, bo on się jeszcze na mnie obrazi… Nie mogę do tego dopuścić! Uf… na szczęście się uśmiechnął…
-Zaraz, chwila. A możesz jeszcze raz, tak trzy razy wolniej? – jego jedyną reakcją był wybuch śmiechu. Dobrze jest. Myślę, że nie jest przyzwyczajony do mówienia po niemiecku w takim tempie, do jakiego go zmuszało moje towarzystwo. Moglibyśmy wprawdzie pewnie przestawić się na angielski… Nie, w życiu! Nawet mowy nie ma!  Ok, zaczęliśmy schodzić ze stoku… Na szczęście jego mistrzowska jazda doprowadziła nas dość nisko, więc niewiele do przejścia nam zostało. O, chyba tak na górze, na wyciągu, zauważyłam Majkę i Toma. Oni do siebie pasują, definitywnie. Wiem, że znamy się teoretycznie jakąś względną godzinę, ale mimo wszystko, to jest po prostu niepojęte!
-Zuza?
-Tak?
-A wiedziałaś, że… - i w tym momencie zaczął zasypywać mnie ciekawostkami i różnymi informacjami z całego świata, ze wszystkich książek jakie zna. Wbrew pozorom, to wcale nie było nudne! Przeciwnie, gadało nam się  świetnie, dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy… Kurczę, mądry, przystojny… Tak, on istnieje! A że narciarzem nie jest doskonałym… każdy ma jakieś niedoskonałości, lecz jak na razie, ta była zdecydowanie jedyną, jaką zaobserwowałam! I tak rozmawiając sobie o najróżniejszych faktach i pierdołach, od starożytnych Egipcjan poczynając, kończąc na tańczącym misiu panda, dotarliśmy na sam dół stoku. Ej, ten stok jest zdecydowanie za krótki!
-To, co, zeszliśmy…- zaczął
-No, tak.. – ej no nie, jak on sobie teraz pójdzie to wyjdę z siebie i stanę obok!
-Amożeposzlabyśzemnąnaczekoladędobarumoże? – nagle wystrzelił jak karabin maszynowy. Z tej wielkiej zbitki wyrazowej wyłapałam ,,ze mną” i ,,może”…
-Y… Mógłbyś powtórzyć, proszę?
-Pójdziemy na czekoladę do baru? – powiedział już całkiem wyraźnie. Co?! Bill Kaulitz zaprasza mnie do baru na czekoladę! Ja śnię, ja śnię, ja śnię… Jestem w raju!

17. Kompromitacja murowana

Chcę do mamy! Od razu mówiłem, że jazda na nartach, i ten cały wyciąg, i to zjeżdżanie, i te karnety to zły pomysł! Ale mnie się w tym domu nigdy nie słucha! Tu rządzi Tom a ja mam siedzieć cicho?! Ale ja się pytam, dlaczego?! Przecież jak on coś mówi, to w kółko słyszę o tym samym: jaką poznał dziewczynę, gdzie można pójść do klubu, co możemy zrobić wieczorem… Ile można?! Jakby dopuścił do głosu mnie, od razu mógłby dowiedzieć się wielu bardzo interesujących rzeczy o świecie. Ja generalnie bardzo dużo czytam i chętnie podzieliłbym się z nim najciekawszymi informacjami. Ale chyba nawet najlepszy przewodnik nie poradziłby mi, jak mam zachować się w tej chwili. Siedzimy na nieruchomym wyciągu, Tom usiłuje zarywać do dwóch, no nie powiem, ślicznych, dziewczyn, nikt sobie mną nie zawraca głowy. Tak nie może być! Skoro te dwie już wiedzą, że to ja, Bill Kaulitz i mój starszy brat, to jeżeli są to ostatnie minuty mojego życia, to muszę odejść z tego świata z honorem! Kiedyś w jakiejś książce czytałem, że w  średniowieczu, honor był dla rycerzy najważniejszą wartością pod słońcem! A ja, jako ten rycerz, również powinienem kultywować pradawne tradycje! Ale oni już chyba dosyć długo rozmawiają… Nieważne! Muszę się dołączyć, albo inaczej nie nazywam się Bill Kaulitz!
-Serio? I tak po prostu udało wam się zamienić ten hotel? – Usłyszałem jak Tom zwraca się do dziewczyn, głosem pełnym podziwu. Rozmawiali po niemiecku, chociaż słyszałem, że mój brata stara się mówić trochę wolniej i wyraźniej niż zwykle.
-Jak się zamienia hotel? – powiedziałem dość naturalnym, wręcz swobodnym tonem, chcąc włączyć się do dyskusji. Chyba jednak wyszło zupełnie odwrotnie niż zamierzałem, gdyż zarówno Tom, jak i Maja, patrzyli na mnie jak ma jakiegoś idiotę. Tylko Zuzia nie przestawała się uśmiechać i również patrzyła w moją stronę. Wydawała się naprawdę słodka. I taka… normalna. Aż dziwne, bo sugerując się jej pierwotną reakcją, ustaliłem, że zdecydowanie należy ona do grupy ludzi nadpobudliwych i walczących z jakimiś ukrytymi słabościami, które tkwią w nich bardzo głęboko. Czyżbym się pomylił? Pierwszy raz w życiu, mam nadzieję, że tak.
-Czy ty palancie jeden, nie mógłbyś chociaż raz… - zaczął Tom, lecz Zuza zaraz mu przerwała:
-Dłuższa historia, później ci wyjaśnię – odpowiedziała z uśmiechem. Zdecydowanie była inna niż wszystkie dziewczyny. Wydawała się bardzo… szczera. Ale mimo wszystko musze uważać. Niedawno rozmawiałem z mamą i ona powiedziała mi, że w dzisiejszych czasach nie wolno ufać nieznajomym. A mama to na pewno się nie myli. Chociaż z drugiej strony, jak tak na nią patrzę, to…
-Ła!!! Co się dzieje?! Zginiemy!!! – coś nagle znów gwałtownie szarpnęło wyciągiem!
-Zamknij twarz, idioto! –mruknął Tom, z poirytowaniem
-Tom, czy ja umarłem? – byłem pewny, że to koniec.  Jednak perlisty śmiech Zuzki sprowadził mnie na ziemię. Doszedłem do wniosku, że cały czas żyję i wyciąg po prostu ruszył. No nareszcie! Ile można?! Ej, czy mi się zdaje, czy Maja właśnie popatrzyła na mnie i pokręciła głową z politowaniem?! Jak ona ma prawo mnie oceniać, nic o mnie nie wiedząc?! No pięknie, pasowaliby do siebie z Tomem jak ulał!
-Y… No… Ten, tego… - Dlaczego ja się nigdy nie mogę wysłowić?!
-Daruj sobie kochany, i tak niczego mądrego teraz nie powiesz -  jak ja nie cierpię, jak on się popisuje przed dziewczynami! Normalnie małpiego rozumu dostaje i zachowuje się, jakby to nie był on! A może to nie jest on…? Co się stało z moim bratem?! Już miałem zamiar wszcząć panikę, gdy Zuza nachyliła się do mnie i szepnęła:
-Daj spokój, nie warto – jej… Ale ona ma śliczny akcent! Wiadomo, od razu słychać, że zdecydowanie nie pochodzi z naszej wspaniałej ojczyzny, jaką są Niemcy, ale jak ona to wypowiada, to brzmi jakoś tak… zupełnie inaczej. Kompletnie nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc uśmiechnąłem się tylko i w tym momencie zauważyłem, że zbliżamy się właśnie do końca stoku. Za chwilę będziemy wysiadać. Co?! Będziemy wysiadać?! Przecież ja się zabiję! I to jeszcze bez kijków! Poznałem cudowną dziewczynę, 10 minut przed zakończeniem swojego krótkiego, lecz jakże pięknego życia. Mamo, kocham cię!
-Uwaga moi drodzy, zbliżamy się do lądowania. Uprzejmie prosimy zachować ostrożność – hm… popisów ciąg dalszy. Siedzi teraz z chytrym uśmiechem i wydaje mu się, że jest zabawny. Nie rozumiem, jak dziewczynom może się to podobać?! Dobra, zbliżamy się do ziemi. Jeszcze kawałek… Będzie dobrze, będzie dobrze, Kaulitz nie panikuj, dasz radę. Ok, moje narty już są na śniegu, jeszcze tylko trzeba się podnieść z tej kanapy… Łubudu!!! W sumie to to, co skojarzyłem, to staczanie się po śniegu dobre kilka metrów, a później leżenie bez ruchu. Wydedukowałem, że musiałem utracić równowagę i uległem spadkowi swobodnemu. Dlaczego znowu ja?! Tak… Właśnie usłyszałem donośny śmiech Toma. Jestem w 100 procentach przekonany, że mój brat wcale nie zamierza mi pomóc, tylko będzie sobie stał najspokojniej w świecie i patrzył na moje cierpienie. Podniosłem lekko głowę. Nie… on nie stoi. On również leży, tylko różnica polega na tym, że ja się po prostu podnieść nie mogę, albo może i nie chcę, a on tarza się po śniegu, waląc pięściami w stok i dusząc się ze śmiechu. Zrezygnowany powróciłem do pozycji leżącej, gdy nagle usłyszałem zatroskany głos:
-Bill, nic ci nie jest? – Zuzia! Rodzony brat mi nie pomoże, a cudowna dziewczyna, którą poznałem zaledwie kwadrans temu, już jest koło mnie, i co najlepsze… martwi się o mnie!
-Y… - w sumie to nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Niby chyba nic mi nie było, ale z drugiej strony, rewelacyjnie to też się nie czułem. – No w sumie…
-Skoro tak mówisz, znaczy, że nic ci nie jest – powiedziała, jak zwykle z uśmiechem – No już, wstawaj, koniec wylegiwania się! – przemilczę ilość błędów gramatycznych popełnionych w tym zdaniu. Ważne, że się rozumiemy. Chyba nawet dość dobrze. Wyciągnęła rękę w moją stronę, więc jak na gentelmana przystało, chwyciłem ją i spróbowałem się podnieść. Niestety, dziewczyna chyba nie była przygotowana na to, że zadziałam z tak dużą siłą i po chwili oboje znaleźliśmy się na śniegu. Znowu?! Coś jest nie tak z tym stokiem, ja zgłaszam reklamację! Tylko, że ona upadła tak po prostu, normalnie, a ja, swoim zwyczajem, zaryłem twarzą w śnieg. Kiedy wydostałem się z białego, lepkiego i zimnego puchu, spojrzałem najpierw na Toma (wyglądał, jakby za chwilę miał się udusić), później na Oliwię (ona patrzyła ze zdezorientowaną miną i chyba w sumie nie bardzo wiedziała jak się zachować), a w końcu na Zuzę. Było mi strasznie głupio. Mama nie byłaby w tej chwili zadowolona… Zobaczyłem, że Zuzia przez pierwszą chwilę patrzyła się tak, jakby była trochę zagubiona, jednak po chwili rzuciła się w śnieg i zaczęła robić aniołka. Co ta dziewczyna wyprawia? Przecież to jest zimne, i mokre… Jeszcze nabawi się nieżytu nosa! Albo co gorsza jakaś paskudna bakteria się do niej przyplącze… Czytałem kiedyś…
-Przestań wreszcie siedzieć jak ten kołek, co? – usłyszałem jej głos. Na początku wydawało mi się, że jest trochę poirytowana, jednak gdy na nią spojrzałem, doszedłem do wniosku, że cały czas się uśmiecha i tak naprawdę chyba nie ma mi tego za złe… Jednak przeprosić muszę! Pamiętam, jak kiedyś mama musiała gdzieś wyjechać i zostaliśmy w domu z babcią. I ona wtedy nam powiedziała, że bez względu na wszystko, kobiecie należy się szacunek i uznanie! Ot, co!
-Zuzia, przepraszam cię bardzo… - babcia byłaby ze mnie dumna! Nie zdołałem jednak dokończyć zdania, bo nagle przerwała mi
-Skończ już, co? – i w tym momencie dostałem śnieżką w nos. Jak ona… jest taka strasznie spontaniczna… To jest z pewnością dziwne… Chociaż nie powiem, żeby nie było miłe. Zacząłem, się zastanawiać, czy to wypada, rzucić śnieżką w kobietę, gdy nagle usłyszałem głos mojego barta:
-Ekhm! Nie chcę przeszkadzać, ale ja osobiście nie zamierzam przymarznąć do tego stoku, więc spadam. Porywam Oliwię, bo naprawdę wolę uchronić od twojego towarzystwa tyle osób, ile tylko można, a prawda, mogąc połączyć przyjemne z pożytecznym… Zuza, zostajesz z tym gnomem? – on mnie znowu publicznie obraża! Powiem mamie!
-Jakoś się przemęczę – zachichotała. Co? Czyli, że będziemy razem zjeżdżać ze stoku?! Przecież ja się skompromituję! Może uda mi się ją namówić, żebyśmy sobie kulturalnie z tego wzgórza zeszli… Zapytam.