Uploaded with ImageShack.us

piątek, 19 października 2012

50. Kłótnia.


-Czy pani zdaje sobie sprawę, jaka to jest nieodpowiedzialność?! – w tym momencie to zdawałam sobie sprawę, że lekarz coś do mnie mówi, ale szczerze mówiąc, nie wiele do mnie docierało. Wgapiałam się tępo w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Bill, a facet kontynuował:
-Przecież w pani stanie takie zachowanie jest niedozwolone!!! Każde nadwyrężanie organizmu… - bla, bla, bla… Ten facet zdecydowanie wyglądał na pracoholika, który cały dzień spędza w pracy i po prostu nie ma pojęcia o życiu. Dlatego też nawet do głowy mu nie przyszło, że ja naprawdę wcale go nie słuchałam, tylko myślami byłam zupełnie gdzie indziej…
-…I żeby mi się to więcej nie powtórzyło! – nareszcie sobie poszedł. Czy on nie rozumie co ja w tej chwili przezywam? Przed kilkoma minutami całowałam się z najwspanialszym facetem na świecie, a ten mi tutaj o jakimś oszczędzaniu się i nadwyrężaniu organizmu! Opadłam bezwładnie na poduszkę i zaczęłam zastanawiać się, co będzie dalej. Pierwsze co stwierdziłam, to fakt, że jestem cholernie, niemożliwie wręcz szczęśliwa. Jednak tu się właśnie pojawia pytanie, jak to będzie dalej? Mimo tego, że nie znamy się zbyt długo, niewątpliwe jest, że coś już się wydarzyło i teraz zdecydowanie nie jestem dla niego nikim (dla Billa Kaulitza!!!). Ale za trochę ponad tydzień nasze wakacje się kończą… Nie! Koniec! Nie będę teraz roztaczać przed sobą najtragiczniejszych wizji, typu, że wrócimy do swoich domów i o sobie zapomnimy. W życiu! Jesteśmy razem (AAA! No chyba tak można powiedzieć) i już! Więc kiedy zaczęłam dla odmiany rozmyślać o moim genialnym wokaliście i o tym, kiedy wróci, bo oczywiście miałam nadzieję, że nie przejmie się za bardzo groźbami doktorka, do Sali weszła pielęgniarka
-Pani Zuzanno, będzie miała pani towarzystwo – oznajmiła
-Y… Słucham? – no jeszcze, kurna tego brakowało, żeby mi tu kogoś dostawili! I jak ja mam przeżywać romantyczne chwile, w jakże romantycznym miejscu (to była ironia) z jakimś w ogóle obcym osobnikiem na łóżku obok?!
-Chyba nie sądziła pani, że mamy tyle wolnych miejsc, że będzie pani sama w Sali? – spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Mam tylko nadzieję, że to będzie ktoś cichy, zdecydowanie niekłopotliwy, który będzie żył swoim życiem i nie będziemy sobie wchodzić w paradę. Nic więcej nie chcę. – Tutaj, panie Martinie! – usłyszałam wołanie. Martin?! Naprawdę nie ma tu żadnych Polaków i znowu będę skazana na niemiecki? Ta… W tym momencie do Sali wszedł wysoki, na oko dwudziestopięcioletni facet. Przyjrzałam mu się bliżej…
-My się chyba już znamy – zagadnął z uśmiechem… chłopak ze sklepu, dzięki któremu ominęłyśmy kolejkę! No nie wierzę!
-Tak, spotkaliśmy się… - odpowiedziałam, cały czas nie wierząc własnym oczom
-Ale w nieco innych okolicznościach – wydawał się bardzo sympatyczny. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę – Martin
-Zuza – odpowiedziałam w uśmiechem. Dobra, nie jest źle. Po chwili pielęgniarka wskazała mu wolne łóżko i poszła sobie, a mój nowy sąsiad dość szybko się zadomowił. Mimo wszystko nie miałam za bardzo ochoty na rozmowę, jednak, kiedy zaczął zagadywać, tak głupio było nie odpowiadać, więc chcąc nie chcąc wciągnęłam się w dość ciekawą pogawędkę
-Zdradzisz mi wreszcie, jak to się stało, że jeszcze kilka godzin temu spotkałem cię kupującą w biegu kostium kąpielowy, a teraz nie jesteś w stanie przejść nawet kilku metrów bez kuli?
-Nie wnikaj… Tylko ja jestem zdolna do wyłożenia się na płaskiej powierzchni. I to z takimi skutkami – na moje słowa wybuchnął głośnym śmiechem – Ej! A ciebie co tutaj sprowadza?
-No ja już nie miałem na to wpływu. Jakiś cholerny wyrostek czy coś. W sumie nic poważnego, a wycinać trzeba – jego było mi dużo trudniej zrozumieć niż Billa, pewnie dlatego, że Bill wiedział, że moje umiejętności językowe pozostawiają wiele do życzenia i specjalnie mi ułatwiał…On jest taki cudowny! Ale z Martinem rozmawiało mi się naprawdę fajnie, tak, że nie zauważyłam upływającego czasu. W pewnym momencie on zapytał:
-Zuza, dobrze się czujesz?
-Tak, jasne, a co? – Ten też?! Naprawdę czułam się dobrze. To znaczy wiadomo, że gips na nodze był niesamowicie upierdliwy, ale tak pod względem zdrowotnym to było OK
-Zrobiłaś się strasznie blada… - podszedł do mnie, usiadł na skraju mojego łóżka i złapał mnie za rękę chcąc sprawdzić mój puls. Było to dla mnie dość dziwne, bo serio nic mnie w moim samopoczuciu nie zaniepokoiło. Po chwili usłyszałam głos pełen wyrzutu, dochodzący z okolic drzwi:
-Co to ma być, do jasnej cholery?!
-Bill! – kompletnie się go w tej chwili nie spodziewałam! Zrozumiałam, że sytuacja w jakiej nas zastał była troszkę dwuznaczna, ale on na pewno nie jest taki głupi…
-Y… No tak… Co to ja… A tak! To ja się chyba przejdę… Taki piękny wieczór… Nie będę przeszkadzał… - wyjąkał Martin i opuścił salę. Zostałam więc sama z Billem, który w dalszym ciągu stał pod drzwiami, z niezwykle groźną miną i w sumie bałam się tego, co teraz powie
-Ja tu wystaję  jak ten debil pod szpitalem, tylko po to, żeby ten cholerny doktor sobie wreszcie poszedł i żebym mógł do ciebie wrócić, a ty tu… - no nie wierzę! On na serio myśli, że tam coś zaszło!
-A ja tu co?! – wkurzył mnie – Myślisz, że to co zobaczyłeś, cokolwiek znaczyło?!
-No jakby nie znaczyło, to może mi wyjaśnisz, co ten pajac robił tak blisko ciebie?! – no ja chyba śnię! Wszyscy faceci są tacy sami…
-Ciesz się, że jestem unieruchomiona, bo jakbym wstała…
-To co, pobiegłabyś za tym lalusiem? – tego chyba nigdy nie zrozumiem. Jak przychodzi co do czego, to on robi się kilka razy bardziej stanowczy nawet niż Tom… A normalnie tak to nie wygląda. Ale wracając do tematu…
-Co ty do cholery wygadujesz?!
-No może powiesz, że nie widziałaś, jak ten palant się na ciebie patrzył, co?! – przegina
-Czy ty sugerujesz, że w tym momencie powinnam zerwać wszystkie kontakty z innymi facetami poza tobą?!
-Jakiś dystans to mogłabyś zachować…!
-Tobie się naprawdę wydaje, że ja obcałowuję wszystkich napotkanych naokoło facetów?! – i nagle nastała taka niezręczna cisza. Nie wiedziałam ani co mam teraz powiedzieć, ani jak on powinien zareagować, więc po prostu siedziałam i czekałam na jego ruch. A po chwili usłyszałam głos Billa, dużo cichszy i spokojniejszy niż przed chwilą:
-Czyli ja nie jestem jakimś tam spotkanym przypadkowo facetem? – no kurna, Amerykę odkrył! Ale ja twardo obstawiałam przy swoim, zrobiłam minę, która za pewne przypominała obrażone dziecko i odwróciłam głowę. Niech się trochę postara, w końcu to nie ja przed chwilą wywrzaskiwałam jakieś bezpodstawne oskarżenia. Kątem oka zauważyłam, że podszedł do mnie i tak jak poprzednio usiadł na łóżku. Dotknął mojej twarzy i tym samym zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. – Hm..?
-A jak myślisz? – odpowiedziałam wreszcie. Nie było sensu się dłużej sprzeczać. Skoro mamy niby być razem (Łiii!!!), chyba trzeba się będzie przyzwyczaić do takich sytuacji. Przytuliłam się do niego, a cały świat przestał dla mnie istnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz