Uploaded with ImageShack.us

piątek, 19 października 2012

49. Wynocha stąd!

-Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie bałem… - muszę przyznać, że jeszcze do tej pory wyczuwam ten strach. Tak naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czułem coś takiego. Chyba było to wtedy, jak mamę tak bardzo bolała głowa, że straciła przytomność i musieliśmy wzywać karetkę. Wtedy też myślałem, że zwariuję ze strachu. Tak jak dzisiaj. Mogłem jednak dopiero teraz pozwolić sobie na takie wyznanie, bo właśnie przed chwilą Zuza kategorycznie kazała opuścić szpital Mai i Tomowi, pozostając tym samym sam na sam ze mną. W sumie to nie jestem pewien, dlaczego to zrobiła. Chyba najbardziej prawdopodobna opcja to taka, że po prostu miała dość tamtej zakochanej dwójki. A, że, jak to zawsze mówi mama, nie wolno być w stosunku do innych niekulturalnym, Zuzanna, jako, że jest bardzo dobrze wychowana, po prostu poprosiła ich o wyjście. Wiadomo, gdybym dowiedział się, że zrobiła to dlatego, żeby pobyć chociaż chwilę ze mną, odczułbym zapewne jedno z tych ciężko definiowanych uczuć, które, jak mawiali filozofowie średniowieczni muszą świadczyć o…
-Ale naprawdę nie musiałeś, przecież widzisz, że już wszystko jest… Dobrze… Auu… - nie dałem się przekonać. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że doznała pewnych obrażeń, wskutek nieszczęśliwego wypadku i na pewno stwierdzenie, że nic jej nie jest, jest zdecydowanie przesadzone
-Zuza, co ci jest?! – przecież widzę, że coś jest nie tak! – Coś cię boli? Czujesz się słabo? Masz zawroty głowy? Ile widzisz palców?! – zacząłem wymachiwać jej trzema palcami przed twarzą. Może wydawało się to dosyć dziwne, ale wiedziałem, że żadnych objawów lekceważyć nie należy. Chyba chciała zacząć protestować, jednak nie dałem jej przerwać. – Masz mdłości? Mówiłem, że nie powinni dawać ci tego antybiotyku! On może mieć fatalne działanie uboczne! Czujesz, że zaczynasz tracić kontakt z rzeczywistością?
-Za chwilę ty go stracisz, jak się nie uspokoisz! –dlaczego ona nie dostrzega powagi sytuacji!? Ja tylko staram się zapobiec nieszczęściu! Ale po chwili dodała łagodniej – Bill, uwierz mi, jedyne co mi w tym momencie dolega to poczucie, że do końca wyjazdu będę unieruchomiona. Wszystko jest dobrze, możesz się wreszcie wyluzować, serio - i zobaczyłem jeden z jej zniewalających uśmiechów. Chyba faktycznie powinienem wyluzować. I zacząć ją bardziej wspierać, a nie dołować wizjami powikłań fatalnych leków. Nie było mi jednak dane wytrwać w tym postanowieniu, gdyż po chwili do Sali wszedł ten sam lekarz, który uprzednio udzielał nam informacji o stanie Zuzy
-Jak tam? Widzę, że lepiej się pani czuje. – zaczął dość sympatycznym tonem – O, i nawet ma pani towarzystwo! – chyba mówił o mnie. – No więc, jak tam samopoczucie?
-Bardzo do… - a ona jak zwykle swoje! I teraz zamierza powiedzieć temu miłemu doktorowi, że nic jej nie jest i tak w ogóle to powinna już wyjść do domu! Przecież to może doprowadzić do bardzo wielu komplikacji! Przecież ona w ogóle nie dba o siebie! Widać, że ja muszę się tym zająć
-Przepraszam, mam zupełnie inne wrażenie na ten temat… - na chwilę urwałem, bo zobaczyłem, że Zuzia spiorunowała mnie wzrokiem – Zauważyłem, że stan pacjentki powinien być w tym momencie już trochę lepszy, co mnie niepokoi. Moim zdaniem jest to efekt podania niewłaściwego antybiotyku…
-Bill…! – usłyszałem nerwowy szept. Nie podobało jej się to, co mówiłem, ale teraz nie mogłem się wycofać
-Który nie jest zbyt kompatybilny z jej organizmem. Według mnie przeciwciała, które zgromadziły się…
-Zaraz, młody człowieku! – przerwał mi doktor – podziwiam twoją wiedzę, jednak pochlebiam sobie, że przypadek pani Zuzanny nie jest dość skomplikowany i jestem pewny,  że dobór leków jest jak najbardziej korzystny.
-Ale… - ale ja jestem pewny, że mam rację! Kiedyś znalazłem u babci podręcznik dla studentów trzeciego roku medycyny, więc naturalnie go przeczytałem. I tam na pewno potwierdzali moją opinię!
-Wydaje mi się, że to ja jestem jej lekarzem prowadzącym. Więc proszę, bez dyskusji. – I wyszedł! Czyli nie potraktował mnie serio… jak on mógł?! Czy naprawdę, jedyne osoby, które słuchają tego, co mam do powiedzenia, to moja mama, babcia i Zuzanna?
-Czy ty naprawdę uważasz, że wiesz lepiej, jak ja się czuję? – ten ton nie wróżył nic dobrego. Spojrzałem na moją towarzyszkę i od razu zorientowałem się, że początki romantycznej atmosfery gdzieś się ulotniły. Chyba była mocno zdenerwowana.
-Ty po prostu nie umiesz obiektywnie ocenić…
-Ja nie umiem obiektywnie ocenić?! To może oświecisz mnie, kto z naszej dwójki tutaj studiuje medycynę, bo w sumie sama się pogubiłam. – a wydawało mi się, że po przeczytaniu tylu książek będę w stanie lepiej zrozumieć kobiety. No naprawdę, nie wiem o co jej chodzi! Jak się o nią martwię – to źle, ale jestem pewny, że jakbym się z kolei nie martwił – byłoby jeszcze gorzej! Mój ojczym kiedyś mi powiedział, żeby unikać kłótni z kobietami. Nie wydawało mi się to zbyt rozsądne, żeby nie przedstawiać swoich racji, tylko po prostu przyznawać racje drugiej stronie, jednak w tym momencie doskonale widzę, że kłótnia nie ma najmniejszego sensu. Muszę teraz załagodzić sytuację, bo tak nie może być!
-No, może trochę przesadziłem…
-Trochę?
-No przesadziłem, przepraszam. Ale ja po prostu… martwię się o ciebie i jakby coś ci się stało… - nie wiedziałem jak dokończyć to zdanie.  Z jednej strony, żałuję, że w takich chwilach nie ma ze mną mojej mamy bo ona na pewno wiedziałaby, co należy powiedzieć (lecz z tego co wiem, już wróciła do Niemiec), ale z drugiej strony, przecież nie mógłbym tu tak sobie siedzieć z dziewczyną moich marzeń i moją mamusią! Wykluczone! Chyba wyglądało to tak, jakbym się zawstydził, albo coś w tym rodzaju, więc Zuza, zatroskana, nachyliła się nade mną (o ile pozwalał jej na to dość nieporęczny gips, choć ułatwiał jej fakt, że siedziałem na jej łóżku).
-Ale nic mi nie jest, naprawdę – szepnęła. Poczułem, że to koniec naszej kłótni. Poczułem też jej słodki oddech, gdyż nagle znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Nie wprawiło mnie to jednak w zakłopotanie. Przeciwnie, poczułem coś nieopisanego…
-Jesteś pewna? – z tej odległości zobaczyłem nierówności tuszu na jej rzęsach.
-Tak – szepnęła i w tym momencie nasze usta się połączyły. Już dawno nie byłem z żadną dziewczyną tak blisko i nie sądziłem, że pocałunek może być tak wspaniały. To było tak niesamowite uczucie, że oddałbym cały swój majątek, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jednak, jak to zwykle bywa, wszystko musiało potoczyć się inaczej, więc nagle…
-A co to ma być?! Czy to jest jakiś żart?! Przecież pacjentka musi odpoczywać!!! – słysząc ten przeraźliwy krzyk, bardzo niechętnie odsunąłem się od dziewczyny i zobaczyłem niezwykle groźnie wyglądającego lekarza, który stał nad nami i wyglądał, jakby za chwilę miał dostać zawału – No pierwszy raz w mojej karierze…! Jak tak można?! To jest szpital, a nie dom publiczny!!!
-Ale to nie… - usiłowałem jakoś bronić Zuzy (tak przecież trzeba!), jednak doktor nie chciał mnie słuchać
-Ani słowa! No w głowie mi się to nie mieści!!! Wynocha stąd!!! Ale już!!! – był tak wściekły, że nawet nie próbowałem stawiać oporu. Puściłem więc jej rękę, wstałem z łóżka i cały czas patrząc jej prosto w oczy wyszedłem, a raczej zostałem wypchnięty z Sali. Półprzytomny znalazłem wyjście ze szpitala, dotarłem do pobliskiego parku, usiadłem na ławce i nie wierzyłem w to, co przed chwilą miało miejsce. Oczywiście zamierzałem tu tylko chwilę poczekać, bo to, że niedługo tam wrócę, jest pewne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz