Uploaded with ImageShack.us

piątek, 21 września 2012

43. Zasady.


-Przestań wreszcie latać bez sensu w te i we wte, bo moja cierpliwość też ma swoje granice, a wtedy nie ręczę za siebie! – oczywiście moje słowa tylko odbiły się echem od ściany, bo ten pajac jak chodził po poczekalni w tą i z powrotem, tak wcale nie zamierzał przestać. Też byłem trochę zestresowany, przyznaję, bo przecież nie mamy żadnej gwarancji, że dziewczyny w ogóle przyjdą, ale może nie przeginajmy? O, właśnie zauważyłem, że jakaś przechodząca koło nas dziewczyna wyraźnie zainteresowana była moją osobą. Oczywiście wcale się temu nie dziwię, chociaż z drugiej strony spodziewałem się znacznie większego zainteresowania. Ale teraz to chyba mało ważne, skoro postanowiłem rozwijać znajomość z Majką. Swoją drogą, muszę jej przy okazji zaproponować darmowe lekcje niemieckiego. Wiadomo, rozumiem ją i w ogóle, nie mówiąc już o tym, że jest taka słodka, kiedy usiłuje powiedzieć jakieś skomplikowane zdanie, ale, po pierwsze, kto lepiej wyjaśni jej podstawy języka? Po drugie, mimo wszystko uważam, że lekkie podszkolenie w tym temacie się jej przyda. A zgodzi się na pewno, bo przecież, kto o zdrowych zmysłach odmówiłby Tomowi Kaulitzowi? No, może Georg, bo jak go znam (a jest to już kawał czasu), zaraz powiedziałby, że to on powinien uczyć mnie, bo tak naprawdę jest dużo mądrzejszy. Też coś! Może jeszcze przystojniejszy, co? No bez jaj.
-Tom, ja ci mówię, one nie przyjdą.. – a ten jak zwykle histeryzuje. Nie, on się nigdy nie zmieni
-Przecież ci powiedziałem, idioto jeden, że mają być dopiero za pięć…
-Ale one i tak nie przyjdą! Zobaczysz, one…
-Radzę po dobroci: zamknij się w tym momencie
-Ale one nie przyjdą … - w tym momencie nie wytrzymałem paplaniny tego kretyna i po prostu rzuciłem się na niego. Może nie było to jakoś bardzo serio, ale mimo wszystko, wydawał się być przerażony. A kiedy już przygotowywałem się, żeby mu wreszcie porządnie przyłożyć…
-Cześć chłopaki – usłyszałem głos za plecami. Znajomy głos.
-Nie przeszkadzamy? Widzę, że świetnie się bawicie – tym razem to mój brat znieruchomiał. Oboje obejrzeliśmy się za siebie i ujrzeliśmy dziewczyny, na które czekaliśmy (tak na marginesie, obie wyglądały naprawdę obłędnie, chociaż to zdecydowanie Maja wydawała się być stworzona dla Toma Kaulitza). Wolę nawet nie myśleć, jakie w tym momencie wyrobiły sobie o nas zdanie. Oboje leżeliśmy na ziemi, ja na tym kretynie, który jak zwykle odstawiał histerię, że za chwile umrze i kocha mamusię. Jak na komendę podnieśliśmy się z podłogi, jednak sytuacja była trochę niezręczna: my staliśmy nie bardzo wiedząc co powiedzieć, a dziewczyny śmiały się pod nosem i szeptały cos do siebie. Po polsku, więc nie zrozumiałem nic. Dlaczego, jak byliśmy na trasie w Polsce, to właśnie mój braciszek, tak zwany ,,frontman” zespołu (tak właściwie, to dlaczego on?!) dostał kartkę do nauczenia się z kilkoma polskimi zdaniami? Przecież ten ćwok od razu wszystko zapomniał i nie ma z tego żadnego pożytku. Jakbym to MI to powierzyli, jestem przekonany, że właśnie zabłysnąłbym znajomością chociaż tych kilku zdań. Ale, że to nie ja się tego uczyłem, więc staliśmy tak jeszcze chwilę, po czym stwierdziłem, że przejmuję inicjatywę.
-No, nareszcie jesteście – starałem się, żeby mój głos brzmiał normalnie i jestem prawie pewny, że jak zwykle, wszystko wychodziło mi perfekcyjnie – tak… czekaliśmy właśnie na was…
-I po prostu chcieliście urozmaicić sobie czas oczekiwania, prawda? – dlatego właśnie Zuza pasuje do Billa. Jakoś tak podświadomie czuję (skąd ja znam takie trudne słowa?), że na dłuższą metę byśmy się nie dogadali.
-Czekanie na was było przyjemnością – O fuck. Już gorszej pierdoły to chyba nie mógł wymyślić. Zdecydowanie pobił swój rekord. No ja nie wiem, my naprawdę nie jesteśmy braćmi, bo to jest po prostu zwyczajnie niemożliwe. Tak na logikę. Przecież ja się zaraz spalę ze wstydu za tego debila! Jak on myśli, że ja do końca życia będę odkręcał takie właśnie sytuacje, to się grubo myli!
-Więc poczekaj sobie jeszcze, skoro tak ci się to podoba, my idziemy – pociągnąłem obie dziewczyny za sobą, ale i tak wiedziałem, że na chwilę go zamuruje i nie będzie wiedział co odpowiedzieć, a po chwili dołączy do nas, ale nie powie nic, bo według niego, byłoby to zbyt niekulturalne. No tak też oczywiście się stało. Doszliśmy więc do kasy, więc trzeba było zapłacić. I tu był pewien problem. To znaczy oczywiście nie z finansami, bo nie chwaląc się, jedna partia Laser Games nie zrobi najmniejszej różnicy w moim dość sporym budżecie, tylko w poinformowaniu kasjerki o rezerwacji. Przecież nie mogłem tak po prostu wydrzeć się na cały regulator: ,,To ja, Tom Kaulitz, tutaj jestem!”! Już to widzę, tłum dziewczyn biegnących w moją stronę… Było by to dość miłe, no nie powiem, że nie, ale chyba taka opcja nie wchodzi w grę.  Ale po chwili jak zwykle dowiodłem swojego wrodzonego geniuszu – wyjąłem po prostu dowód, położyłem na nim całe 100€ (żeby nie wyszło, że żałuję, tak?) i po prostu powiedziałem, że mieliśmy zarezerwowaną halę. Dziewczyna chyba w miarę zrozumiała, bo wzięła banknot i bez zbędnych pytań poprowadziła nas na arenę. Kiedy szliśmy, podszedłem do Majki, bo przecież nie mogła pomyśleć, że zacząłem ją ignorować!
-Jak tam? – niewinny początek, takie niby nic, a jednak zawsze najlepiej tak właśnie zacząć. Wiem, co mówię
-A super. Dziękuję za kwiaty, są piękne. – wiedziałem, że coś o nich powie! Ale to dobrze, znaczy, że mój genialny plan działa (nie, wcale nie Georg to wymyślił)
-Piękne kwiaty dla pięknej dziewczyny – szepnąłem, ale sytuacja nie miała nawet okazji się rozwinąć, bo wkroczyliśmy na arenę. Naszym oczom ukazało się wielkie, ciemne pomieszczenie, pełne poustawianych wszędzie pudeł, beczek i innych przeszkód, które najprawdopodobniej miały służyć jako kryjówki. Za sobą usłyszałem głośny jęk Billa. Coraz intensywniej się zastanawiam czy to był dobry pomysł, żeby go tu przyciągnąć. Przecież on się zabije! A możliwości ma dość dużo: potknie się o własne nogi na prostym odcinku, wleci na beczkę, uwierzy, że to strzelanie jest naprawdę, stwierdzi, że ma klaustrofobię, albo po prostu z braku lustra. W co ja się, do cholery, wpakowałem? Ale cóż, przepadło, więc teraz trzeba sobie poradzić.
-Czy potrzebują państwo, żeby wyjaśnić zasady gry? – zapytała dziewczyna z kasy. Ale przecież nie pozwolę, żeby ktoś udowodnił, że wie cos więcej o laserach niż ja!
-Nie, dziękujemy bardzo, poradzimy sobie – kto sobie poradzi… No właśnie, wystarczy spojrzeć na mojego brata
-W takim razie mają państwo pięć minut na zapoznanie się ze sprzętem i omówienie strategii, po tym czasie światło zgaśnie i rozpocznie się gra.  Miłej zabawy – chyba dziewczyna generalnie miała dosyć wszystkiego, bo jakoś nie dostrzegałem u niej entuzjazmu. Po chwili jednak wyszła, więc powinniśmy zająć się omawianiem podstawowych zasad. Zauważyłem, że Zuza trzymała w rękach jeden z pistoletów, a Bill tylko nachylał się nad nią, a ja usłyszałem jego nerwowy szept:
-I co ja mam z tym teraz zrobić?! Pokaż mi! – Czyli jednak dobrze myślałem, że on w życiu takiego pistoletu w rękach nie trzymał… Y… Dobra, zignoruję fakt, że on właśnie zaczął celować sobie lufą pistoletu centralnie w oko… Całe szczęście, że podczas gry będzie ciemno, chociaż… Z drugiej strony może to i gorzej, że jego poczynania na arenie nie będą ogólnie widoczne… Ale z tego co zauważyłem, Zuza jest cierpliwą osobą, bo od początku zaczęła tłumaczyć mu, czym ma celować i gdzie trzymać. Za to ją akurat podziwiam, bo ja osobiście, od razu powiedziałbym, żeby się zamknął. Muszę przyznać, że gra zapowiada się dość ciekawie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz