Uploaded with ImageShack.us

piątek, 14 września 2012

40. Wpadłaś po uszy



-Nie podoba mi się to
-Co znowu? – a ta jak zwykle narzeka! Już naprawdę nie mam komu się wyżalić. Co tylko jej powiem, to źle… Zwariować można!
-No ta cała sytuacja z ich matką i tym ojcem producentem i w ogóle… - serio mi się to nie podoba. A skończy się tak, że wpadniemy, ich matka się wścieknie i w ogóle jedna wielka masakra będzie. Ale mnie się oczywiście tutaj nie słucha!
-I to podobno ja cały czas gadam o bliźniakach, tak? – No ja nie wierzę, ona naprawdę nic nie rozumie! Przecież mi nie chodzi w tym momencie o to, że Tom jest genialny i cudowny (no bo jest), tylko o to, że tkwimy razem z braćmi w jakimś cholernym wyimaginowanym świecie, jakbyśmy normalnie nie mogli powiedzieć ich matce, kim jesteśmy! Jednak przyjaciółka nawet nie dała mi dojść do słowa – Majka, wyluzuj się. Przecież teraz jej nie powiesz, że to wszystko ściema, a tak naprawdę, to jesteśmy zwykłymi studentkami z Polski, które spotkały jej ,,ukochanych, malutkich synków” zupełnie przypadkowo.
-No, niby nie… - muszę przyznać, trochę racji ma, ale z drugiej strony jakoś tak dziwnie…
-No więc właśnie. Teraz to ty się ciesz chwilą i miej nadzieję, że jak wrócimy do hotelu to ktoś będzie na nas czekał… - i mrugnęła do mnie znacząco. Od razu skojarzyło mi się to z mruganiem innego osobnika, jednak moja przyjaciółka nie może się z nim równać. Co ja gadam? Nikt nie  może, to chyba oczywiste. Daleko jeszcze? Po szaleństwie na gumowych oponach dla dzieci wracamy do naszego hotelu, tylko, że idziemy tak już z 15 minut i końca nie widać! Dobrze, że chociaż dzisiejszy dzień ja zaplanowałam, bo Zuzka jest teraz tak zaaferowana swoim ukochanym wokalistą, że powierzenie jej jakiejkolwiek sprawy byłoby niezwykle ryzykowne. Ale już coś za długo idziemy w milczeniu, czyli za chwilę będzie…
-Maja…? – wiedziałam! Pamiętam, jak kiedyś mieliśmy jakieś durne warsztaty o komunikacji w szkole i kazali nam się porozumiewać jakimiś dziwnymi sposobami. I pamiętam jak się śmiałyśmy z tego, że chyba my dogadałybyśmy się na każdy możliwy sposób. I to się sprawdza.
-Czego? – niby JESZCZE nie mam powodu, żeby się na niej wyżywać, ale już wiem, o czym za chwilę zacznie gadać. I tak przez najbliższe, jak dobrze pójdzie, pół godziny
-Tom nie powie Billowi o plakacie i MP4, prawda? – Oż kurde, zapomniałam o tym! A prawda jest taka, że sytuacja jest w tym momencie lekko krępująca. Zwłaszcza, że Tom nie ma pojęcia, czyj to plakat i czyj odtwarzacz… Tak samo jak nie ma zielonego pojęcia o tym, że ja ich słucham, owszem, nie przeczę, ale to Zuzka ma totalnego świra i obsesję. Jeżeli on teraz pomyśli…
-Jeżeli on w tym momencie jest przekonany, że obie świrujemy na ich punkcie, to… - to miało zabrzmieć jak groźba, ale chyba nie wyszło
-To co? – i uśmiech na pół twarzy. Czy tego człowieka naprawdę nie da się wyprowadzić z równowagi?
-To się przekonasz co – w sumie nie wiem jak zakończyć to zdanie, żeby miało w sobie odpowiednią nutę dramatyzmu, ale czy to ważne? A kiedy byłam pewna, że Zuzka się zamknie…
-Ale wiesz, jak byliśmy wtedy z Billem na lodowisku… - bla, bla, bla… Dobra, przywykłam do tego, jednak nie zmienia to faktu, że mam jej dosyć. Na szczęście doszłyśmy do hotelu. Wybawienie. Kiedy przechodziłyśmy przez główny korytarz, wydawało mi się, że recepcjonistka jakoś tak dziwnie się na nas patrzyła… Obstawiam, że pewnie nasze wczorajsze zdjęcia obiegły kolorową prasę w tempie ekspresowym, a ona to czytała… Ech, ani chwili spokoju! W sumie nie sądziłam, że aż tak bardzo zmęczyłam się zjeżdżaniem na tych całych oponach, bo  obie cudem dowlekłyśmy się do pokoju. Mam nadzieję, że jakoś się ogarnę w w miarę krótkim czasie, bo jednak oczekuję, że może ktoś z pokoju niedaleko, wpadnie na chwilę… A jak wpadnie, to ja przecież nie mogę stwierdzić, że aktualnie nie mogę chodzić i muszę iść się zdrzemnąć, tylko znowu wskoczyć w te durne szpilki Mai (nie chcę, ale muszę!) i, mam nadzieję, udać się na kolejną miłą… chyba można to nazwać randką. Kiedy tylko weszłyśmy do pokoju, Zuza od razu rzuciła się w stronę łazienki, więc mi nie pozostało nic innego jak rzucić się na łóżko i czekać, aż moja współlokatorka łaskawie raczy wyjść. Nie minęło jednak dziesięć sekund, gdy rozległo się donośne pukanie do drzwi. Czyżby to…
-Otwórz! – wydarła się moja przyjaciółka. No tak… Zawsze ja… A jak to Tom?! Przecież nie może mnie teraz zobaczyć, to jest absolutnie wykluczone! Ale ten natarczywy ktoś za drzwiami właśnie zapukał po raz drugi, więc nie mam wyboru – muszę otworzyć, a co! Kiedy uchyliłam drzwi, w pierwszej chwili moim oczom ukazał się gigantyczny kosz róż, a dopiero później zauważyłam gościa, który je trzymał. Oniemiałam.
-Czy pani Maja…? – facet miał wyraźne trudności z wypowiadaniem się. Widać, ten kosz wcale do lekkich nie należał.
-Taak… - odpowiedziałam niepewnie. O co chodzi?
-To w takim razie mam dla pani przesyłkę. Gdzie mogę to postawić? – facetowi chyba naprawdę kończyły się siły
-Y… Tutaj, proszę! – wskazałam na dość dużą przestrzeń pomiędzy telewizorem, a moim łóżkiem. Gość postawił kosz, pożegnał się kulturalnie i wyszedł. Stałam tak jeszcze dość długą chwilę, gdy nagle podeszła Zuza, spojrzała na kosz i chyba również nie bardzo wiedziała, jak zareagować…
-A co to do cholery jest?
-No przesyłka… Podobno dla mnie…
-A tak może, od kogo? – wyraźnie się niecierpliwiła.
-A skąd ja mam to wiedzieć? – naprawdę nie miałam pojęcia, choć po głowie chodziła mi jedna taka myśl… Nie… To niemożliwe.
-Nie ma żadnej karteczki, nic? – w sumie nawet tego nie sprawdzałam, więc od razu obie rzuciłyśmy się do spenetrowania gigantycznej ilości pięknych kwiatów. W pierwszej chwili bez rezultatów, jednak zaraz…
-Mam! – Zuza w zwycięskim geście uniosła rękę do góry, ale kiedy tylko chciałam odebrać jej bilecik, zrobiła szybki unik. – Phi! Ani mi się waż! – przyzwyczaiłam się, że nie mamy przed sobą tajemnic, a że i tak bym jej go pokazała, to specjalnie się nie awanturowałam, tylko pozwoliłam, żeby przeczytała go pierwsza. Po chwili usłyszałam jednak pisk – Aaa! O cholera!!!
-No co, no co, no co?! – o co jej chodzi?! Albo mi to w tej sekundzie pokaże, albo zaraz jej ukręcę łeb!
-Uważaj, siadaj i słuchaj… - wyraźnie była wstrząśnięta, a ja już nie wytrzymywałam. Jednak posłusznie usiadłam, a ona przeczytała. – Maja, mam nadzieję, że jeszcze nie masz mnie dosyć. Tom – o fuck… - I co powiesz?
-Ale jak to… - no nie wierzę. Tom przysłał mi do pokoju gigantyczny bukiet róż i ten bilecik… Czyli, że nasza znajomość się rozwija… Ja pierniczę… Aż mi się zakręciło w głowie!
 -No to powiem Ci, kochana, wpadłaś po uszy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz