-Nie
podoba mi się to
-Co
znowu? – a ta jak zwykle narzeka! Już naprawdę nie mam komu się wyżalić. Co
tylko jej powiem, to źle… Zwariować można!
-No
ta cała sytuacja z ich matką i tym ojcem producentem i w ogóle… - serio mi się
to nie podoba. A skończy się tak, że wpadniemy, ich matka się wścieknie i w
ogóle jedna wielka masakra będzie. Ale mnie się oczywiście tutaj nie słucha!
-I
to podobno ja cały czas gadam o bliźniakach, tak? – No ja nie wierzę, ona
naprawdę nic nie rozumie! Przecież mi nie chodzi w tym momencie o to, że Tom
jest genialny i cudowny (no bo jest), tylko o to, że tkwimy razem z braćmi w
jakimś cholernym wyimaginowanym świecie, jakbyśmy normalnie nie mogli
powiedzieć ich matce, kim jesteśmy! Jednak przyjaciółka nawet nie dała mi dojść
do słowa – Majka, wyluzuj się. Przecież teraz jej nie powiesz, że to wszystko
ściema, a tak naprawdę, to jesteśmy zwykłymi studentkami z Polski, które
spotkały jej ,,ukochanych, malutkich synków” zupełnie przypadkowo.
-No,
niby nie… - muszę przyznać, trochę racji ma, ale z drugiej strony jakoś tak
dziwnie…
-No
więc właśnie. Teraz to ty się ciesz chwilą i miej nadzieję, że jak wrócimy do
hotelu to ktoś będzie na nas czekał… - i mrugnęła do mnie znacząco. Od razu
skojarzyło mi się to z mruganiem innego osobnika, jednak moja przyjaciółka nie
może się z nim równać. Co ja gadam? Nikt nie
może, to chyba oczywiste. Daleko jeszcze? Po szaleństwie na gumowych
oponach dla dzieci wracamy do naszego hotelu, tylko, że idziemy tak już z 15
minut i końca nie widać! Dobrze, że chociaż dzisiejszy dzień ja zaplanowałam,
bo Zuzka jest teraz tak zaaferowana swoim ukochanym wokalistą, że powierzenie
jej jakiejkolwiek sprawy byłoby niezwykle ryzykowne. Ale już coś za długo
idziemy w milczeniu, czyli za chwilę będzie…
-Maja…?
– wiedziałam! Pamiętam, jak kiedyś mieliśmy jakieś durne warsztaty o
komunikacji w szkole i kazali nam się porozumiewać jakimiś dziwnymi sposobami. I
pamiętam jak się śmiałyśmy z tego, że chyba my dogadałybyśmy się na każdy
możliwy sposób. I to się sprawdza.
-Czego?
– niby JESZCZE nie mam powodu, żeby się na niej wyżywać, ale już wiem, o czym
za chwilę zacznie gadać. I tak przez najbliższe, jak dobrze pójdzie, pół
godziny
-Tom
nie powie Billowi o plakacie i MP4, prawda? – Oż kurde, zapomniałam o tym! A
prawda jest taka, że sytuacja jest w tym momencie lekko krępująca. Zwłaszcza,
że Tom nie ma pojęcia, czyj to plakat i czyj odtwarzacz… Tak samo jak nie ma
zielonego pojęcia o tym, że ja ich słucham, owszem, nie przeczę, ale to Zuzka
ma totalnego świra i obsesję. Jeżeli on teraz pomyśli…
-Jeżeli
on w tym momencie jest przekonany, że obie świrujemy na ich punkcie, to… - to
miało zabrzmieć jak groźba, ale chyba nie wyszło
-To
co? – i uśmiech na pół twarzy. Czy tego człowieka naprawdę nie da się
wyprowadzić z równowagi?
-To
się przekonasz co – w sumie nie wiem jak zakończyć to zdanie, żeby miało w
sobie odpowiednią nutę dramatyzmu, ale czy to ważne? A kiedy byłam pewna, że
Zuzka się zamknie…
-Ale
wiesz, jak byliśmy wtedy z Billem na lodowisku… - bla, bla, bla… Dobra,
przywykłam do tego, jednak nie zmienia to faktu, że mam jej dosyć. Na szczęście
doszłyśmy do hotelu. Wybawienie. Kiedy przechodziłyśmy przez główny korytarz,
wydawało mi się, że recepcjonistka jakoś tak dziwnie się na nas patrzyła…
Obstawiam, że pewnie nasze wczorajsze zdjęcia obiegły kolorową prasę w tempie
ekspresowym, a ona to czytała… Ech, ani chwili spokoju! W sumie nie sądziłam,
że aż tak bardzo zmęczyłam się zjeżdżaniem na tych całych oponach, bo obie cudem dowlekłyśmy się do pokoju. Mam nadzieję,
że jakoś się ogarnę w w miarę krótkim czasie, bo jednak oczekuję, że może ktoś
z pokoju niedaleko, wpadnie na chwilę… A jak wpadnie, to ja przecież nie mogę
stwierdzić, że aktualnie nie mogę chodzić i muszę iść się zdrzemnąć, tylko
znowu wskoczyć w te durne szpilki Mai (nie chcę, ale muszę!) i, mam nadzieję,
udać się na kolejną miłą… chyba można to nazwać randką. Kiedy tylko weszłyśmy
do pokoju, Zuza od razu rzuciła się w stronę łazienki, więc mi nie pozostało
nic innego jak rzucić się na łóżko i czekać, aż moja współlokatorka łaskawie
raczy wyjść. Nie minęło jednak dziesięć sekund, gdy rozległo się donośne
pukanie do drzwi. Czyżby to…
-Otwórz!
– wydarła się moja przyjaciółka. No tak… Zawsze ja… A jak to Tom?! Przecież nie
może mnie teraz zobaczyć, to jest absolutnie wykluczone! Ale ten natarczywy
ktoś za drzwiami właśnie zapukał po raz drugi, więc nie mam wyboru – muszę
otworzyć, a co! Kiedy uchyliłam drzwi, w pierwszej chwili moim oczom ukazał się
gigantyczny kosz róż, a dopiero później zauważyłam gościa, który je trzymał. Oniemiałam.
-Czy
pani Maja…? – facet miał wyraźne trudności z wypowiadaniem się. Widać, ten kosz
wcale do lekkich nie należał.
-Taak…
- odpowiedziałam niepewnie. O co chodzi?
-To
w takim razie mam dla pani przesyłkę. Gdzie mogę to postawić? – facetowi chyba
naprawdę kończyły się siły
-Y…
Tutaj, proszę! – wskazałam na dość dużą przestrzeń pomiędzy telewizorem, a moim
łóżkiem. Gość postawił kosz, pożegnał się kulturalnie i wyszedł. Stałam tak
jeszcze dość długą chwilę, gdy nagle podeszła Zuza, spojrzała na kosz i chyba
również nie bardzo wiedziała, jak zareagować…
-A
co to do cholery jest?
-No
przesyłka… Podobno dla mnie…
-A
tak może, od kogo? – wyraźnie się niecierpliwiła.
-A
skąd ja mam to wiedzieć? – naprawdę nie miałam pojęcia, choć po głowie chodziła
mi jedna taka myśl… Nie… To niemożliwe.
-Nie
ma żadnej karteczki, nic? – w sumie nawet tego nie sprawdzałam, więc od razu
obie rzuciłyśmy się do spenetrowania gigantycznej ilości pięknych kwiatów. W
pierwszej chwili bez rezultatów, jednak zaraz…
-Mam!
– Zuza w zwycięskim geście uniosła rękę do góry, ale kiedy tylko chciałam
odebrać jej bilecik, zrobiła szybki unik. – Phi! Ani mi się waż! –
przyzwyczaiłam się, że nie mamy przed sobą tajemnic, a że i tak bym jej go
pokazała, to specjalnie się nie awanturowałam, tylko pozwoliłam, żeby
przeczytała go pierwsza. Po chwili usłyszałam jednak pisk – Aaa! O cholera!!!
-No
co, no co, no co?! – o co jej chodzi?! Albo mi to w tej sekundzie pokaże, albo
zaraz jej ukręcę łeb!
-Uważaj,
siadaj i słuchaj… - wyraźnie była wstrząśnięta, a ja już nie wytrzymywałam.
Jednak posłusznie usiadłam, a ona przeczytała. – Maja, mam nadzieję, że jeszcze
nie masz mnie dosyć. Tom – o fuck… - I co powiesz?
-Ale
jak to… - no nie wierzę. Tom przysłał mi do pokoju gigantyczny bukiet róż i ten
bilecik… Czyli, że nasza znajomość się rozwija… Ja pierniczę… Aż mi się
zakręciło w głowie!
-No
to powiem Ci, kochana, wpadłaś po uszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz