-Dobra, weźcie się wreszcie ogarnijcie,
za chwilę zaczynamy – Tom jak zwykle musiał udowodnić, że to jemu należy się
rola przywódcy, z czym ja się oczywiście zgadzam – Gramy na dwie drużyny…
-Ale… - Bill usiłował chyba
zaprotestować, ale jak zwykle gitarzysta nie dał mu dojść do głosu-Cisza, ja mówię. Ja z Mają, a Zuza z… nim. Jakieś reklamacje? – nie dziwiło mnie to, że każdy był zadowolony. Byłam w drużynie z Tomem! Czyli można powiedzieć, że wygrana już należy do nas. Wiem to doskonale, patrząc na naszych przeciwników. Wprawdzie Zuzka jest nienajgorsza w te klocki, ale jej partner, z tego co zdążyłam się zorientować, pierwszy raz w życiu jest w ogóle na takiej arenie, a coś nie wydaje mi się, żeby miał jakiś wrodzony, dotąd głęboko skrywany talent. A poza tym, przecież mojej przyjaciółce zawsze kompletnie odbija w towarzystwie wokalisty, więc mogę się założyć, że zamiast skupić się na grze, będzie tymi swoimi wielkimi maślanymi oczami się w niego wgapiać i podziwiać każde jego posunięcie. Czyli nie dość, że jestem w grupie z najcudowniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek poznałam (który do tego jest Tomem Kaulitzem!) to jeszcze wygramy tą partię! Dobra, ale przecież ja też powinnam swoją grą coś zaprezentować, żeby nie było, że tylko mój partner będzie zdobywał punkty.
-Gotowa? – nawet nie zauważyłam, kiedy Tom podszedł do mnie
-Oczywiście. – uśmiechnęłam się – pokażemy im co potrafimy
-Obiecuję ci, że nawet nie będziemy musieli się szczególnie wysilać, no spójrz na nich – popatrzyłam we wskazaną stronę i moje przypuszczenia jeszcze bardziej się potwierdziły. Bill patrzył kompletnie zdezorientowanym wzrokiem na elektroniczną kamizelkę, a ja usłyszałam jego głos, w który pobrzmiewała nuta paniki
-Zuzia, jeszcze raz. To co jest z tymi kolorami? – jej, naprawdę zaczynało mi się robić go szkoda, serio
-Kaulitz, skup się wreszcie! – chyba nawet ona miała już lekko dosyć. Ale po chwili zobaczyłam ten typowy dla niej uśmiech i byłam przekonana, że cokolwiek on by nie zrobił, ona po prostu nie potrafi się na niego wściec. Tak samo, jak my nie potrafimy się pokłócić. Więc po chwili, chyba wyszukując ostatnie resztki cierpliwości, zaczęła, po raz nie wiem już który, wyjaśniać:
-My jesteśmy zieloni. Oni czerwoni. Strzelasz w czerwone świecące punkty na ICH kamizelkach!
-A zielone…
-Nasze są zielone! – kątem oka zauważyłam, ze Tom również przysłuchiwał się tej rozmowie, a w tej chwili dusił się ze śmiechu – Tak? Jak ktoś w ciebie strzeli, na kilka sekund światełka się wyłączą. Cala filozofia. Dasz radę?
-Oczywiście, że tak – on też zrobił wielkie maślane oczy, a ja pomyślałam, że zaraz zdechnę. W końcu są w towarzystwie, tak?! Niech sobie pójdą gdzieś, nie wiem, na pizzę, na kręgle, whatever i tam się sobą wzajemnie zachwycają. Bo trzeba przyznać, że nie wychodziło im ukrywanie tego. W tym momencie światło zgasło. Gra się rozpoczęła. Stałam przez chwilę zdezorientowana, kiedy Zuzka pociągnęła Billa za sobą i gdzieś zniknęli, a Tom podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i powiedział
-Dobra, teraz się rozdzielamy. Dasz radę?
-A masz wątpliwości? – jestem dumna z tej odpowiedzi
-Najmniejszych. Wygramy to, mała. Powodzenia – i już go nie było. Dobra, lecę. Hala rzeczywiście jest wielka, a że jest strasznie ciemno, to ciężko się w niej połapać. Od razu schowałam się za pierwszą lepszą beczką, żeby obmyślić jakąś strategię. Po chwili jednak doszłam do wniosku, że żadna strategia na nic mi się tutaj nie przyda, wiec po prostu zaczęłam iść przed siebie, rozglądając się na wszystkie strony. Gdzieś w oddali mignęło mi zielone światełko, a kiedy już miałam zamiar strzelać, usłyszałam głośny krzyk:
-Aaa! Trafił mnie!!! – to Bill. Czy ten człowiek ma stwierdzoną jakąś chorobę dwubiegunową? Z jednej strony stanowczo rozmawia z dziennikarzami, jest taki opanowany i w ogóle, a z drugiej zaczyna robić histerię po trafieniu laserem. – Dlaczego to nie działa?! – czyli jednak nie ogarnął do końca tego, co tyle czasu usiłowała wyjaśnić mu moja przyjaciółka
-Czy ty mnie czasami słuchasz?! Zaraz ci się znowu włączy! – To Zuza
-Trafiony! – To Tom. Znowu go trafił, ten zaczął panikować, a ja zauważyłam, że Zuzka wyłączyła się z kłótni. Nigdzie nie mogłam jej dostrzec, więc miałam niejasne przeczucie, że zaraz…
-A masz! – i spostrzegłam, że moja kamizelka nagle się wyłącza!
-Ożesz ty! – i od razu rzuciłam się w pogoni za przyjaciółką – O, tak to nie będzie! – nagle wyskoczyłam zza beczki i sama ją znokautowałam. Ona oczywiście uparła się, że musi mi oddać, więc rozpoczęła się regularna bitwa. My pomiędzy sobą, bliźniaki razem. Wydaje mi się jednak, że nasza walka będzie co nieco bardziej wyrównana, niż braci – w oddali zauważyłam strumień czerwonego lasera i zwyczajowe jęki niezadowolenia. Ja i Zuza jeszcze chwilę chowałyśmy się przed sobą i celowałyśmy w siebie, jednak…
-Ej, trochę to takie nudne, nie sądzisz? – i znowu powiedziała coś mądrego! Ona mnie zaskakuje
-A wiesz, że o tym samym pomyślałam? To co, szukamy bliźniaków?
-I to już – i ruszyłyśmy w poszukiwaniu naszych partnerów. W końcu nie może być tak, że przyszłyśmy tu z nimi i teraz my gramy osobno, a oni osobno! Kiedy znalazłyśmy w końcu braci, młodszy leżał plackiem za jakimś gigantycznym pudłem, a starszy czaił się, żeby tylko go dopaść. Ale Zuza postanowiła pokrzyżować mu plany
-I co teraz powiesz? – wrzasnęła, pocisnęła w niego laserem i zwiała!
-O nie, nie uciekniesz już! – I Tom poleciał za nią! Co to ma być?! Dlaczego ona i on są tam, a ja i ten leżący na podłodze osobnik tutaj?! Ej! Ale z drugiej strony, może to i lepiej, że się tak trochę skrzyżowaliśmy. Nie wiem, czy jakbyśmy grali parami, ktokolwiek by do kogokolwiek strzelił. Mimo wszystko jednak, nie życzę sobie, żeby oni byli tam zbyt długo sami! Ale teraz czeka mnie gra z Billem. Hm… Może nie będzie tak źle?
-Ha! Trafiłem! – usłyszałam i zobaczyłam tylko, jak światełka mojej zbroi gasną! Kto by pomyślał! No nie, tak być to nie będzie! Wzbudziło to we mnie wolę walki, więc przez następne kilka minut goniłam wokalistę, który mimo tego, że raz nawet wyłożył się na podłodze, również nie dawał za wygraną. Co jakiś czas słyszałam krzyki z drugiej strony areny, aż w końcu po kilku minutach cała nasza czwórka znalazła się na środku hali, mierząc do siebie wzajemnie. Stanęliśmy tak nieruchomo i każdy czekał na jakikolwiek ruch ze strony przeciwnika. W końcu ktoś, już nawet nie wiem kto strzelił, a kiedy wydawało się, że gra rozkręca się na dobre, wszystkie światła nagle się zapaliły, a kobiecy głos oznajmił nam z oddali, że dziękuje za wspaniałą grę i zaprasza ponownie! Szlag!
-Ej, no, co oni sobie robią? – gitarzysta był wyraźnie niepocieszony, zresztą jak wszyscy
-Tom, zrób coś! – poprosiłam, a on poszedł porozmawiać z obsługą, jednak po chwili wrócił i oznajmił, że za chwilę wchodzi kolejna grupa i nie jest obecnie możliwe, żebyśmy mogli rozegrać jeszcze jedną partię…
-No to chyba musimy zmienić lokal – rzucił z chytrym uśmiechem, a po chwili zobaczyłam, jak odwraca wzrok ku tabeli z punktami. Ej, to jest niemożliwe! Drużynowo dokładnie jest remis! Wprawdzie u nas więcej punktów zdobył Tom, a u nich Zuzka, to ogólnie rezultat jest identyczny! Coś mi się wydaje, że to, że były tu dwie pary bliźniaków (zgodnie z teorią, że ja i Zuza zostałyśmy rozdzielone w szpitalu) nie było bez znaczenia.
-Chyba sobie jaja robią – usłyszałam głos Toma – to jest po prostu nie możliwe, że… - jednak dalszą część zakłóciły mi podekscytowane wrzaski tamtej dwójki, którzy najwyraźniej nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Po chwili zaczął dzwonić jakiś telefon. Patrzyłam zdezorientowana, kiedy Tom wyciągał komórkę z kieszeni…
-Musiałem się jakoś ratować – uśmiechnął się, a ja zauważyłam całkiem nowego I Phone ’a. No tak, jeden I Phone w tą czy w tą… Odebrał telefon, ale jakoś tak dziwnie rozmawiał…
-Tak?... Co…? Ale po co…? I co ty zamierzasz tu robić…? Odbiło Ci…? Ja mam wakacje i nic nie zamierzam odkręcać…! I mam teraz wszystkie plany…? Chyba za wysoko się cenisz… Co…? 15 minut… - i odłożył słuchawkę, jednak minę miał dość ponurą
-Coś się stało? – zapytałam, jednak on od razu podszedł do Billa, który cały czas razem z Zuzką ekscytował się wynikiem gry
-Ej, ty, koniec tego dobrego. Ja wiem, że świętujecie fakt, iż w ogóle przeżyłeś tą grę, ale musimy się zbierać.
-Co?! – chyba cała nasza trójka wypowiedziała to słowo jednocześnie. O czym on pierniczy?
-Dzwonił David. Właśnie przyleciał do Austrii, czeka na nas w hotelu. Mówi, że spokój z paparazzi jest tylko chwilowy i musimy natychmiast coś zrobić. A jak nie zjawimy się tam za 15 minut, to możemy poszukać sobie innego managera… - no nie wierzę! Ten dzień tak pięknie się zapowiadał! Ale cóż… uroki kontaktów z gwiazdami… Po chwili jednak podszedł znów do mnie – Maja, przepraszam cię, bardzo. To nie tak miało być. Teraz oni mieli się zgubić, a my iść na kolację…
-Plany się zmieniają. Widać trzeba to przełożyć – starałam się uśmiechać, ale byłam wściekła
-Nadrobimy to, obiecuję – pocałował mnie w policzek i razem ze swoim bratem, wyszli z hali.
-Cholera! – jednocześnie z Majką krzyknęłyśmy to samo. Czyli miałyśmy na tą sprawę dokładnie taki sam pogląd. Jak zwykle zresztą.