Uploaded with ImageShack.us

niedziela, 17 lutego 2013

77. Przygotowania


Wreszcie nadszedł dzień koncertu. Kiedy dwa dni temu byliśmy zmuszeni zostawić dziewczyny pod tamtą nie najwyższej klasy budką z niezwykle niezdrowym pożywieniem, udaliśmy się do dyrektora szkoły i ustaliliśmy kilka wstępnych informacji. Nie doszliśmy jednak za bardzo do konkretów, gdyż dyrektor miał umówione jakieś bardzo ważne spotkanie biznesowe, przez co dość szybko musiał nas opuścić. Szczegóły mieliśmy ustalać dzisiaj. Oczywiście mama zawsze mnie uczyła, że nie można zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, więc od wczoraj mam w głowie gotowy plan całego koncertu. Mam nadzieję, że spotka  się on z aprobatą reszty członków zespołu, gdyż, bardzo nieskromnie mówiąc, uważam, że plan jest naprawdę niezły. Nie, żeby jakoś specjalnie różnił się od setek poprzednich koncertów, jednak uważam, że nigdy nie powinno się bagatelizować sprawy. Nie możemy tak po prostu sobie założyć, że jesteśmy tak obeznani ze sceną, że nie musimy zwracać zbytniej uwagi na przygotowania. To byłby bardzo karygodny błąd!Tak więc cała nasza czwórka weszła właśnie do szkoły, w której miał odbyć się nasz niespodziewany, kameralny koncert. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, że znów zostawiłem swoją dziewczynę samą, zwłaszcza, że jet to przedostatni dzień wyjazdu i już od jutra czeka nas dużo dłuższa rozłąka. Jak to jest w ogóle możliwe? Jednego dnia człowiek przyjeżdża w zupełnie nieznane miejsce, z dość sceptycznym nastawieniem, chcąc całe dnie pobytu przesiedzieć w bibliotece. Następnego zaś, trafiony strzałą Amora poznaje osobę, która całkowicie odmienia jego życie. Widać, że teorie na temat miłości od pierwszego wejrzenia, które już od najdawniejszych czasów istnieją wśród społeczeństwa, mają coś wspólnego z prawdą ( w co, tak szczerze, do tej pory wątpiłem). Bo gdybyśmy tak na przykład nigdy się nie spotkali...
-Hej, ty! - nagle ocknąłem się, wyrwany z zamyślenia. Tom machał mi ręką przed oczami, wzdychając niecierpliwie
-No co, no co? - powiedziałem, nie za bardzo mając świadomość co dzieje się dookoła mnie
-Mówi się do ciebie. Powiesz mi, po co ty tu idioto właściwie przylazłeś, skoro pożytek z twojej obecności jest równy zero? - a mój brat jak zwykle swoje! I zawsze mówię mu, porozmawiajmy o tym, a on: nie! Mówię, przedyskutujmy to jakoś, a on: nie! To jego odpowiedź na wszystko! Zaczyna mnie to powoli irytować
-Czy mógłbyś więc powtórzyć? - wysiliłem się jednak na jakże  uprzejmy ton
-W czasie kiedy ty rozmyślałeś sobie w najlepsze o...
-Tom, weź się zamknij już z łaski swojej – przerwał mu nagle Georg – naprawdę w tej chwili nie mamy czasu na jakiekolwiek dyskusje i kłótnie, ok? Może później, ale teraz, kiedy...
-Czy ty nie mówiłeś czegoś o braku czasu? Bo co jak co, ale twój wywód bynajmniej nie wskazuje na to, żebyśmy się gdziekolwiek spieszyli...
-Czy ja się wreszcie dowiem o co chodzi?! - dlaczego oni zawsze wiedzą co się dzieje, a ja nigdy? Muszę zapytać. I kiedy już otwierałem usta, wtrącił się Gustav
-Jak ja z wami wytrzymuję już tyle lat?- pokręcił głową z niedowierzaniem – Tak więc słuchaj – zwrócił się do mnie – Piosenki idą tak jak ustaliliśmy, całe widowisko ma trwać około czterdziestu minut, ty powiesz kilka swoich stałych tekstów, typu ,,We love you Aliens” i inne takie pierdoły. Będą się cieszyć jak głupie, przez co koncert zostanie lepiej przyjęty...
-Źle to ująłeś kochany – przerwał mu Tom – one się nie będą cieszyć na jakieś tam zdanie wypowiedziane przez NIEGO – wskazał tu na mnie, a ja odniosłem wrażenie, że znów był nieuprzejmy – tylko przez fakt posiadania w zasięgu ręki najcudowniejszego i najprzystojniejszego gitarzysty...
-Rozumiem, że mówisz o mnie? - odkąd pamiętam Tom i Georg toczą między sobą spory o tytuł najlepszego gitarzysty...
-A, witam panów! - rozległ się donośny, głęboki głos dochodzący od drzwi Wszyscy czterej obejrzeliśmy się, a w drzwiach ujrzeliśmy dyrektora szkoły. Facet ubrany był w, chyba odświętny, szary garnitur i pomarańczowy krawat w piłki. Muszę przyznać, że nie ma on zielonego pojęcia o modzie i jakimkolwiek łączeniu stylów. Przydałaby mu się  stylistka. Kto jak kto, ale ja akurat potrafię trafnie ocenić, kto zna się na kwestiach ubioru, a kto nie. - Czy panowie już się rozejrzeli...?
-A owszem – odpowiedziałem – Miejsce jest naprawdę odpowiednie akurat na nasz kameralny koncert....
-Bardzo się cieszę! Jeśli chodzi o jakikolwiek  sprzęt...
-Proszę się nie martwić – wszedł mu w słowo Tom. Co za brak kultury, tak przerywać w pół zdania! - Nie jest tego dużo, to taki bardziej koncert akustyczny, poradzimy sobie.
-Bardzo się cieszę! A, przepraszam bardzo, ale pamięta pan może – tutaj zwrócił się do mnie – jak po raz pierwszy rozmawialiśmy, wspominałem panu wtedy o swojej córce...
-Ależ oczywiście, pamiętam – szczerze mówiąc, kompletnie o tym zapomniałem, ale, że obiecałem spotkać się przez chwilę z tą dziewczyną, to obiecałem. - Możemy się z nią spotkać, jeśli tylko pan chce. Tylko z  góry muszę uprzedzić, że nie mamy zbyt wiele czasu na przygotowania... - mężczyzna jednak zupełnie nie przejął się brakiem czasu, tylko stwierdził, że w takim razie trzeba to załatwić jak najszybciej i, dosłownie, pobiegł po córkę. Podczas jego nieobecności zaczęliśmy przygotowywać sprzęt. Tom i Georg stroili swoje gitary, po raz sto pięćdziesiąty drugi je polerowali, Gustav coś tam robił z perkusją, a ja zająłem się mikrofonem. Mówiłem już, że wszystko musi być perfekcyjnie. Tak więc dokładnie ustawiłem jego wysokość, sprawdziłem dźwięk i kiedy upewniłem się, że wszystko działa jak należy, spojrzałem na swoich przyjaciół. Tom odstawił właśnie swoje cudo koło przygotowanego już krzesełka, niepewnie rozglądając się czy to miejsce jest aby na pewno bezpieczne. Nie byliśmy przecież przygotowani na granie żadnego koncertu w Austrii, więc była to tak naprawdę tutaj jego jedyna gitara. Gdyby coś jej się stało, to zostalibyśmy bez gitarzysty, a wtedy dobre zagranie koncertu graniczyłoby z cudem. Nagle wrócił dyrektor, ze swoją córką ( mogła mieć tak z piętnaście lat), a gdy ona tylko nas zobaczyła:
-Aaa!!!
-Spokojnie panowie, to tylko mój urok osobisty. Normalne – szepnął mój brat, ale tak, żeby dziewczyna tego nie usłyszała
-A jednak...! Nie mogłam uwierzyć...! Tokio...! Hotel...! Tuuuutaj!!! - to był jeszcze większy pisk, niż kiedy poznałem Zuzannę. Jednak pamiętając, że ojciec tej dziewczyny wyświadcza nam ogromną przysługę, stwierdziłem, że trzeba po prostu dobrze odegrać swoją rolę, dać autograf i tyle
-Jeeej, przepraszam was... Ale sami rozumiecie...! - chyba zaczynała powoli dochodzić do siebie – Już, ogarniam się... Mogę zrobić sobie z wami zdjęcie? Proszę,  proszę, proszę, proszę...!
-Jasne, nie ma problemu – ustawiliśmy się więc do szybkiego zdjęcia, daliśmy jej autografy, każdy z dedykacją, i spotkanie z córką dyrektora się skończyło. Okazało się jednak, że zostało nam jeszcze sporo czasu przed koncertem. Chciałem zadzwonić do Zuzi, ale musiałem gdzieś zostawić telefon... Na szczęście dziewczyny mają przyjść tu jeszcze przed koncertem. Postanowiłem jednak znaleźć mojego Iphone'a. Poszukiwania rozpocząłem od sceny. Szedłem dość szybko, aż nagle pod swoimi nogami poczułem coś dość dużego, ciężkiego, straciłem równowagę, a po chwili usłyszałem głośny dźwięk jakiegoś rozbijającego się sprzętu i brzdęk pękających strun...
-Kaulitz, zamorduję cię!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz