Uploaded with ImageShack.us

sobota, 5 stycznia 2013

76. Fast food


Dobra, Majka, luz. Przez 2 najdłuższe minuty w moim życiu, podczas wychodzenia z restauracji, powtarzałam sobie te trzy słowa niczym mantrę. No bo niby co takiego się stało? Nie no, nic. Przecież tylko wyrzucili nas właśnie z restauracji za zdecydowanie odbiegające od normy zachowanie 4 nadpobudliwych Niemców…  Humor poprawiało mi jedynie trzymanie za rękę przez pewnego niemieckiego gitarzystę i szeptane do ucha słowa „przepraszam za nich, oni tak zawsze…”. Mówiłam już, że jest cudowny? Chociaż z drugiej strony, niby ,,oni tak zawsze”, a już nie będę wspominać kto ganiał się po całym pomieszczeniu ciskając widelcami… Nagle Kulturalny I Nienagannie Wychowany Przez Mamusię Pan Kaultiz postanowił  wziąć sprawy w swoje ręce
-Słuchajcie, takie rzeczy się zdarzają. Nie będę odnosił się do kultury tego … szanownego kelnera. No bo właściwie to jak tak można??!! Nie, wróć. Wszystko jest pod kontrolą, a do tej restauracji na pewno już nie pójdziemy. – No ma rację, nie pójdziemy, ale nie wydaję mi się, że chodzi tu o nasz wybór… Jest to raczej postanowienie odgórne - Mamy jeszcze przed sobą cały wieczór, a po linii horyzontu od razu można stwierdzić, iż…
-Bill, błagam, przestań męczyć – No tu się z Tomem zgodzę. Nikt z nas nie miał teraz ochoty na jakże specjalistyczną pogadankę Billa o pogodzie.
-Chodźmy po prostu gdzieś na miasto, bo do hotelu mogą już nas raczej nie wpuścić – Georg wydawał się być jak najbardziej rozbawiony sytuacją.
I tak odwiedzamy już ósmą nieczynną budkę z kebabami… Żenada. A miało być tak pięknie! Bill po raz sto osiemdziesiąty czwarty studiował swój przewodnik, aż nagle wykrzyknął
-Za dwie minuty mamy tramwaj do jedynej otwartej budki z jedzeniem. Biegniemy! – I co ja, przepraszam, miałam robić? Czworo jak małpy biegnących facetów w pogoń za żarciem, Zuza, powtarzająca, że ona dłużej z kulami ani metra nie przejdzie, a po środku ja, która patrzyłam na to wszystko i pojęcia nie miałam, co robić…
-Ej, stać! Czy wy za grosz nie macie kultury?! Nie widzicie, ze dziewczyna nie daje sobie rady?! – Ten głos… Co?! On?! Znowu?! Tutaj?! Teraz?! Mina Billa podczas przemowy do Martina była faktycznie bezcenna. Facet ma talent do pojawiania się w najmniej oczekiwanych i dogodnych momentach. Za chwilę tamta zakochana dwójka znowu się zacznie wykłócać… A dopiero co się pogodzili. I rzeczywiście, Bill chyba nie zamierzał tolerować tego troszkę zbyt nachalnego faceta
-Pozwól, że ja zdecyduję co jest odpowiednie i kulturalne w MOIM zachowaniu w stosunku do MOJEJ dziewczyny. Chodź, Zuzia, idziemy. – I zdecydowanie zbyt nachalnie pociągnął ją za rękę.
-Koleś, uważaj trochę! – Martin też nie zamierzał tak łatwo odpuścić – To, że raz mnie pokonałeś, i to z zaskoczenia…
-Znowu chcesz zarobić w mordę?! – Bill wydawał się powoli wpadać w furię i coraz bardziej uporczywie chciał odciągnąć Zuzkę od jej adoratora
-Bill, czy ja Ci mam przypomnieć naszą ostatnią rozmowę??!! – Zuzka darła się jak opętana, ale nikt nie dopuścił jej do głosu.
-Czy ja się dowiem o co chodzi? – dopytywał się Georg. No tak, z punktu widzenia chłopaków mogło to wszystko wyglądać trochę dziwnie
-W wielkim skrócie – powiedziałam cicho do basisty – facet adoruje Zuzkę, Bill jest chorobliwie zazdrosny, ma alergię na samo jego imię, zdążył go już pobić i przez niego raz prawie zdążyli się rozstać
-Czyli widzę drażliwy temat – wtrącił się Gustav
-W sumie to się naszemu Billowi nie dziwię. Ale musze przyznać, że od tej strony to ja go nie znałem… - naszą dyskusję przerwały kolejna seria wrzasków dochodząca ze strony tamtej trójki
-Ja cię ostrzegałem, że jeśli jeszcze raz zobaczę jak usiłujesz się z nią w jakikolwiek sposób skontaktować…!
-To co?! Ewidentnie masz ją centralnie gdzieś i…!
-ZAMKNĄĆ SIĘ!!! – Zuzka wrzasnęła tak, że pół ulicy obróciło się z zaciekawieniem obserwując całe zdarzenie – Mam dosyć! Martin, idź sobie, proszę! Bill, chyba musimy później pogadać, jeszcze z Toba nie skończyłam! – i z trudem pokuśtykała dalej.
W końcu szczęśliwie dotarliśmy do tramwaju (oczywiście kilka poprzednich w tym czasie nam zwiało). Gdy Bill pomógł Zuzi wtaszczyć się z kulami po stopniach (widać było, że jeszcze jej nie przeszło, ale chyba nie zamierza się znowu tak na Amen obrażać), a naszych trzech niemieckich gentelmanów zdążyło już usadowić swoje szanowne cztery litery na siedzeniach, zauważyłam, że zostało tylko jedno wolne… Zdziwiłam się, gdy pewien bardzo przystojny, utalentowany, cudowny, szarmancki gitarzysta (ja naprawdę już to mówiłam??) skierował się w jego stronę, ale zaraz potem, wskazując na swoje kolana
-Siadaj, mała – Uff, czyli nic się między nami nie zmieniło. Nie powiem, żeby na mojej twarzy nie pojawił się banan szczęścia, gdy siedzieliśmy tam… Razem. Jazda trwała jakieś dziesięć minut. Bill i Zuza cicho dyskutowali o całym zajściu, które miało miejsce przed chwilą. Udało mi się wyłapać ,,Mam dosyć” ,,Nie będę tego tolerował” i tym podobne. Tymczasem ja wdałam się w taką pogawędkę bardziej o niczym z resztą zespołu. Tak właśnie upłynęła nam podróż. jak już wspomniałam, wysiedliśmy po dziesięciu minutach. Oczywiście żadne z nas nie miało zielonego pojęcia gdzie iść, jednak jak zwykle niezawodny Bill wyciągnął swój nieodłączny przewodnik i poprowadził nas prosto do jakiejś podrzędnej budki z Fast foodami.
-To co chcecie? Niech już będzie, ja stawiam – powiedział Tom, po czym dodał szybko – Tylko tym razem po kolei! – w końcu nie chcieliśmy powtórki z rozrywki. tak więc po kilku minutach mieliśmy już wszystko zamówione ( tzn. cztery kebaby i dwa wegetariańskie burgery dla bliźniaków) i udaliśmy się na dość długa ławkę, znajdującą się naprzeciwko budki. I gdy czekaliśmy na odbiór naszego zamówienia, nagle naszych uszu dobiegł dźwięk telefonu. Bill odebrał, a my usłyszeliśmy:
-Taak… ale, że teraz…?! … Jest pan pewny…? No tak, rozumiem… Oczywiście – kiedy odkładał słuchawkę miał dość niewyraźną minę – chłopaki, chyba dzisiaj nie jest nam dane nic skonsumować. – Wszyscy spojrzeli na niego jak na debila – dzwonił ten dyrektor, który załatwia nam salę na koncert – Mamy się natychmiast stawić w tej hali, bo właśnie przyjechał jakiś właściciel czy ktoś… w każdym razie, nie mamy wyjścia. – czyli jak zwykle wszystkie plany trafił szlag. Tom pochylił się nade mną:
-Mała, znowu cię przepraszam. takie życie… Za to masz ode mnie miejsce w pierwszym rzędzie
-Ja chcę za kulisami – odpowiedziałam
-Dla ciebie wszystko – pocałował mnie w policzek, a po chwili zostałyśmy z Zuzką same z czterema kebabami i dwoma burgerami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz