Uploaded with ImageShack.us

sobota, 5 stycznia 2013

74. Bitwa na... czosnek

Gdzie oni są, do jasnej cholery? Jak taka idiotka czekam w tej restauracji już piętnaście minut i nic! Bill z chłopakami już powinni być. Majka z Tomem też powinni się wreszcie pofatygować. Ja rozumiem, uczucie uczuciem, ale akurat nie trafiło na całkiem zwyczajnych chłopaków, więc w niektórych sytuacjach wypadałoby jednak spojrzeć na zegarek! Z nudów po raz sto pięćdziesiąty drugi wyjęłam lusterko z torebki i znów zaczęłam użalać się nad swoim wyglądem. No bo jak ja mam jakoś wyglądać z tym durnym gipsem?! w ogóle przez niego jestem odgórnie zmuszona do płaskich butów, spodni i do poruszania się pięć razy wolniej niż przeciętny człowiek. Kurde, stresuję się. W sumie chyba nie będzie tak źle, ale oczywiście w mojej głowie zaczęły powstawać najczarniejsze scenariusze. Że chłopaki okażą się zwykłymi chamami bez kultury, że kompletnie nie przypadniemy sobie do gustu i że bliźniacy będą mieli problem… Koniec! Będzie dobrze i już! Kiedy zaczęłam przekonywać samą siebie, że wszystko pójdzie jak należy i nerwowo spoglądać na swój telefon w oczekiwaniu na jakąkolwiek wiadomość od mojego ukochanego, w drzwiach restauracji stanęli Majka z Tomem, oczywiście trzymając się za ręce. Mojej uwadze nie uszła koszula Majki, która wyglądała dziwnie znajomo… Muszę założyć kłódkę do walizki. Natychmiast.
-I gdzie wy się do cholery włóczycie?! – bardzo sympatycznie ich powitałam. Niech wiedzą co myślę!
-Zuza, wyluzuj się… - do Toma nigdy nie dotrze powaga jakiejkolwiek sytuacji, jestem tego pewna.
-jak ja mam się wyluzować?! – przerwałam mu – sterczę tu od mniej więcej kwadransa, czekam i na nich i na was, a wy naprawdę nie możecie ruszyć swoich szanownych czterech liter i się pofatygować…
- Zuzka, zamknij się z łaski swojej – Majka zakończyła dyskusję. Może i lepiej, bo zaraz powiedziałabym coś czego po chwili na pewno bym żałowała.
-Tom, miałeś jakieś wiadomości od Billa? – zapytałam gitarzystę
-Wiesz, w tym momencie jakby miał dzwonić do kogoś naszej dwójki, to raczej nie mnie by wybrał, coś tak mi się zdaje – no chyba ma rację. Ale to nie zmienia faktu, że dalej nie wiem co się z nimi dzieje. Normalnie pewnie zaczęłabym chodzić w kółko bez większego celu, ale nie miałam najmniejszej ochoty znów użerać się z kulami, więc po prostu stałam w milczeniu. Wszyscy staliśmy w milczeniu. Po chwili usłyszeliśmy niemiecką rozmowę i dość głośny śmiech dochodzący zza drzwi. Patrzyliśmy w tamtym kierunku, aż naszym oczom ukazał się najpierw mój chłopak, a później dwójka Niemców. Oczywiście bez problemu ich rozpoznałam (nie zapominajmy, kto jest największą fanką Tokio Hotel na tej planecie). Georg, jak to Georg, miał swoje długie, proste brązowe włosy, T-Shirt z gitarą i jasne jeansy. Gustav pozbył się okularów, ale fakt, że mógłby się pofatygować na siłownię. Obaj wyglądali jednak dość uroczo i z zaciekawieniem rozglądali się po pomieszczeniu. Tom, oczywiście z Majką, podeszli do nich, jednak po chwili gitarzysta zostawił na chwilę moją przyjaciółkę, aby przywitać się ze swoimi  przyjaciółmi. Bill podszedł do mnie i my także udaliśmy się do pozostałych.
- Gustav, Georg, to właśnie Zuza, o której tyle wam opowiadałem – powiedział. Więc teraz chyba moja kolej. jak znam życie, to za chwilę zrobię jakiś mega błąd gramatyczny i tyle z tego będzie. Spokojnie… Uchwyciłam wymowne spojrzenie Billa. Tak, musze coś powiedzieć.
-Hej, miło was poznać – powiedziałam nieśmiało, ale chyba dość poprawnie
-Ciebie również – powiedział Gustav i z uśmiechem wyciągnął do mnie rękę
-Cała przyjemność po naszej stronie – tym razem odezwał się Georg, tyle, że on, w przeciwieństwie do basisty, pochylił się i, jak to w dawnych czasach, pocałował mnie w rękę. Zaśmiałam się, jednak od razu spojrzałam na Billa – myślałam, że zamorduje swojego przyjaciela wzrokiem, a po chwili, kiedy był pewny, że ich nie słucham, usłyszałam cichy, złowrogi szept
-Dobrze ci radzę, hamuj się…
-To co, siadamy? – Tom jak zwykle nie zauważał niczego – Skoro nasi przyjaciele nas odwiedzili, to na pewno się rzucą na jakiś obiadek…
-A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w d… - Gustavowi nie spodobał się najwyraźniej pomysł z fundowaniem obiadu sześciu osobom.
- A co, żałujesz nam? Czyżby wielkiego pana perkusisty nie było stać… - w tym momencie, nie wiem jakim sposobem, zobaczyłam Toma krążącego między stolikami, uciekającego przed rozpędzonym Gustavem.
-Zaraz zobaczysz na co mnie stać…! – wrzeszczał perkusista, usiłując przecisnąć się między dwoma stolikami
-Aż nie mogę się doczekać! – odkrzyknął mu Tom, robiąc zręczny unik przez lecącym od strony basisty widelcem.
-Dołóż mu, dołóż mu!!! – stojący koło nas Georg postanowił wspierać mentalnie Gustava
-Tom, uważaj!!! – darł się Bill. Lekko zmieszana spojrzałam na Majkę
-Jak dzieci… - powiedziałyśmy jednocześnie i śmiejąc się pod nosem skierowałyśmy się do najbliższego sześcioosobowego stolika. Siedząc obserwowałyśmy latające ze wszystkich tron sztućce, serwetki i wszystko inne co było pod ręką, a nadawało się do rzucenia.
-Przecież oni nas za chwilę stąd wywalą… - powiedziałam załamana do przyjaciółki
-Ty się tylko módl, żeby żadnym z obecnych tu gości się żaden paparazzi nie okazał, bo jak takie zdjęcia się gdziekolwiek ukażą… - Majka zdecydowanie miała rację, bo w tym momencie cała restauracja przyglądała się poczynaniom naszej kochanej czwórki. Hm… cała restauracja to znaczy para staruszków i mała dziewczynka z psem. Na szczęście było dość pusto. Znów spojrzałam w stronę chłopaków. Bill i Georg zdawali się być bardzo przejęci tym, co dzieje się przed nimi. Georg podskakiwał w miejscu i darł się na całe gardło, a Bill, nie pozostając mu dłużnym w okrzykach, stał robiąc wielkie oczy i uważnie obserwował ruchy brata. jak go znam, to właśnie powtarzał sobie zasady pierwszej pomocy, tak na wszelki wypadek. W pewnym momencie walka dwóch muzyków przeniosła się zdecydowanie za blisko naszego stolika. I kiedy Gustav już prawie dogonił Toma (obrywając przy tym leżącą na barku cebulą), gitarzysta postanowił ratować się ucieczką koło stolika. Jedynym problemem było to, że na jego drodze pojawiły się moje kule. Tak więc oczywiście zahaczył o nie i… ŁUBUDU!!! Runął jak długi na ziemię. Majka krzyknęła, euforia dwójki niebiorącej udziału w bitwie sięgnęła zenitu, a Gustav, widząc swoją przewagę już stanął nad Tomem , wymachując warkoczem czosnku i kiedy już miał coś triumfalnie powiedzieć…
-A co się tu wyprawia?! – wszyscy jak na komendę obróciliśmy się w stronę drzwi, skąd dochodził złowrogi głos. Szlag. Dyrektor. – Panie! Zostaw pan ten czosnek jeszcze coś się komuś stanie! Chciałby pan tak dostać czosnkiem?! – straciłam rachubę czy to było na poważnie, czy dla jaj – A ten co tak leży na posadzce, krzesełka niewygodne?! Podnoś się pan, to nie jest sanatorium, co by się tak wylegiwać! I spokój ma być! – facet poczekał aż Gustav odłoży wspomniany już czosnek, Tom podniesie się z ziemi i cała czwórka grzecznie usiądzie przy stoliku. po tym wyszedł.
-Jeszcze cię dorwę, przygotuj się… - złowrogi szept perkusisty. czyli, że walka jeszcze się nie skończyła. No jak dzieci… Nie. Gorzej.
-Dziewczyny, przygotujcie się, to na pewno nie był jednorazowy wybryk – zagadnął nas Bill
-chcesz nam przez to powiedzieć, że takie zachowanie w waszym przypadku jest normalne? – zapytała Majka, a w jej głosie wyczułam lekką panikę
-Całkowicie
-W 100%
-Norma
Tak oto dowiedziałyśmy się, że nie dość, że będziemy prawdopodobnie musiały użerać się z masą dziennikarzy, to jeszcze na głowie mamy czwórkę kompletnie nieobliczalnych muzyków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz