-Patrz na mistrza! – krzyknął, mijając mnie i robiąc przy tym obrót z wyskoku o 360 stopni. Trzeba przyznać, że na desce nie miał sobie równych, chociaż czasem może troszeczkę za bardzo to okazywał... W takim razie, ja nie mogę się poddać! Rozpędziłam się do granic możliwości, minęłam mojego przeciwnika i kiedy już z triumfem, w oddali zauważyłam koniec stoku, chyba musiałam wjechać na lód, bo nagle poczułam jak tracę równowagę i runęłam jak długa prosto na zimny śnieg. Szlag!
-Mała, wszystko OK? – od razu do mnie podjechał. Wydaje mi się, że chciał tak jak zwykle zachowywać się na luzie i w ogóle, ale też myślę, że trochę się przestraszył. I bardzo dobrze.
-Czy ktoś jeszcze trzy minuty temu mówił tu o samodzielności i niechęci otrzymywania pomocy od innych? – tyłek bolał mnie jak cholera, ale przecież nie mogłam zacząć się użalać. Tylko z uśmiechem. I będzie git.
-Ale ja jestem jedynym wyjątkiem, który od tej jakże mądrej zasady może odstąpić, jasne? – ach, i ten błysk w oku. Jak to jest możliwe, że on jeszcze nie ma dziewczyny?
-Ależ oczywiście… Au… - syknęłam z bólu. Usiłowałam zgiąć kolano i trochę mi to nie wyszło. No poobijałam się, nie powiem, że nie, ale to wcale nie oznacza, że zamierzam zrezygnować z dalszej jazdy z Tomem! Po moim trupie!
-Ej, co się dzieje?
-No przecież mówię, że nic… - ale nie dał mi dojść do słowa.
-No właśnie widzę. – mruknął sarkastycznie i ukląkł obok mnie. Zaczął dokładnie sprawdzać, czy nic sobie nie złamałam, jeszcze z 10 razy zapytał, czy wszystko OK…. Niewiarygodne
-Jej, powiem ci, że nigdy nie sądziłam…
-Że mogę być tak dokładny w dociekaniu, czy coś się komuś stało? Uwierz mi, mieszkając z moim bratem kretynem przerabiałem już chyba wszystkie możliwe powody histerii i symulacje złamań, stłuczeń i zwichnięć jakie tylko istnieją… Ale na szczęście nic ci nie jest. Więc teraz, pani pozwoli – wyciągnął szarmancko ramię w moją stronę – że odprowadzę panią w miejsce, gdzie już nic pani nie grozi, a ja osobiście obiecuję dopilnować, by tak się stało – i kolejny powalający uśmiech. Dobra, już dokładnie wiem, co wszystkie dziewczyny w nim widzą.
-Chcesz skończyć jazdę? Chyba sobie żartujesz!
-Tylko na jakiś czas. Mogę prosić? – i znów ramię w moją stronę… Cholera, no nie mogłam się oprzeć!
-I zamierzasz schodzić stąd ze snowboardami na plecach?
-Jeżeli tylko jest to pani życzenie – i szarmanckie mrugnięcie. Po chwili już schodziliśmy ze stoku, ale od razu zastrzegłam, że tylko ten raz dojdziemy na dół, a potem od razu na wyciąg! I żadnej innej opcji! Schodząc ramię w ramię z Tomem, ukradkiem rozglądałam się w poszukiwaniu Zuzy i Billa, ale nigdzie nie mogłam ich zauważyć. W sumie, znając umiejętności narciarskie mojej przyjaciółki i, z tego co zauważyłam, oceniając zdolności wokalisty, trochę się o nich bałam. Chyba jednak moje poszukiwania nie przeszły niezauważone, bo Tom zwrócił na nie uwagę:
-Rozglądasz się za nimi? – potwierdziłam kiwnięciem głowy. – Mała, luz. Ja wiem, że mój brat na inteligentnego nie wygląda, co więcej, na pierwszy rzut oka można go zaliczyć do grupy niezwykle absorbujących debili, ale z tego co zauważyłem, Zuzka wcale głupia nie jest, więc dadzą radę! A tak odbiegając od tematu mojego brata idioty…
-Tak?
-Masz jakieś konkretne plany na dzisiejszy wieczór? – Kolejny zniewalający uśmiech. Czy on te miny trenuje przed lustrem?! Zaraz, czyżby właśnie Tom Kaulitz proponował mi randkę? Niee…
-W sumie, poza zajmowaniem się nierozgarniętą przyjaciółką i wysłuchiwaniem ciągłego zachwycania się o Billu… - Tak, tak tak! O Boże, zachowuję się jak Zuza! Nie no, ale trzeba to rozegrać dyplomatycznie; przecież nie mogłam rzucić mu się z piskiem na szyję i powiedzieć, że nawet, jakbym miała jakieś plany, to nie miałoby to żadnego znaczenia!
-A nie uważasz, że wybranie się do uroczej, niedużej knajpki w centrum nie byłoby jednak trochę ciekawsze? Zwłaszcza w towarzystwie pewnego przystojnego, błyskotliwego, inteligentnego…
-Kogo masz na myśli? – jestem dumna z tego, że w tej chwili nie straciłam na sobą panowania, tylko rozegrałam to po mistrzowsku!
-Y… No… - chyba zbiło go to z tropu – No… Mnie…
-A.. Ciebie? – stał z wyjątkowo głupią miną. Dobra, koniec zabawy – Jasne, czemu nie? – umówiłam się na randkę! Z Tomem! Podczas tej rozmowy zeszliśmy z góry, a kiedy ponownie udawaliśmy się do bramek, byłam chyba najszczęśliwszą osobą na Ziemi.
wczoraj zaczelam czytac Twoje opowiadanie, ale nie dalam rady skonczyc. podoba mi sie strrrrasznie zimowa tematyka, bo to sie swietnie czyta przy milionie stopni na dworze :) poza tym uwielbiam snowboard <3 Maja ma wyjatkowy talent skoro juz na samym poczatku zjechala zaliczajac tylko jedna wywrotke. moj pierwszy zjazd wygladal zupelnie, zupelnie inaczej.
OdpowiedzUsuńpodoba mi sie billowe, filozoficzne podejsie do zycia. to bardzo dobrze, ze potrafi sobie wszystko tak dokladnie wyjasnic :))
dodaje do swoich linkow i jesli informujesz o nowych notkach, to dodaj mnie do osob informowanych!!!