Uploaded with ImageShack.us

poniedziałek, 30 lipca 2012

18. Czekolada

To co się wydarzyło w ciągu minionych 40 minut jest po prostu niepojęte. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Najzwyczajniej w świecie, siedzę sobie koło Billa Kaulitza! Moje największe marzenie właśnie się spełnia! A w sumie nawet dużo więcej! Nawet w żadnym śnie nie przypuszczałam, że kiedykolwiek spotkam go tak po prostu, będziemy sobie razem rozmawiać i zjeżdżać ze stoku na nartach! W sumie prawdopodobna opcja jest taka, że ja po prostu śpię. Śpię i śni mi się cudowny sen. Ale to wszystko jest zbyt realne… Nie, to musi być rzeczywistość. Piękna rzeczywistość… Majka właśnie odjechała z Tomem. Od razu wiedziałam, że przypadną sobie do gustu. Dwoje samotnych snowboardzistów… Mam tylko nadzieję, że moja przyjaciółka raczy się ogarnąć i zostanie uznana za osobnika w miarę normalnego. No niby wiem, że to moja pierwsza reakcja mogła zostać trochę opatrznie zrozumiana… No ale to nie moja wina! Jechałyśmy sobie spokojnie, a tu nagle co? Największe ciacha światowej muzyki siedzą na tej samej kanapie! No przecież każdy by tak zareagował! A teraz… Tom i Majka odjechali, my siedzimy na śniegu i chyba muszę przejąć inicjatywę. Trzeba przyznać, Bill wydaje się dość nieogarnięty… Ale jest taki słodki! Nie wspominając o tym, jak można być tak niesamowicie przystojnym…
-No to co, jedziemy? – zapytałam, podnosząc się ze śniegu. Tym razem nie będę już próbować pomóc mu wstać. Musi sobie chłopak sam poradzić, no trudno. Ciężko będzie, ale da radę.
-Y… Naprawdę chcesz zjeżdżać? – zapytał dość niepewnym głosem. Co? Ej, ej, ej, ja tu czegoś nie rozumiem…
-Y… A co ty przepraszam chciałbyś robić na szczycie stoku narciarskiego? – to było dziwne. No w sumie bardziej dziwne było to, że na tym szczycie tego stoku, siedzę, a teraz już stoję, sobie ja i rozmawiam z frontmanem najgenialniejszego zespołu świata!
-A nie miałabyś tak przypadkiem ochoty się przespacerować? Wiesz, w zdrowym ciele, zdrowy duch! – Bill Kaulitz, cytujący stare, ludowe przysłowia? Tego jeszcze nie było…
-Zaraz… Czyżby ktoś tu miał problem z jazdą na nartach?
-Ojtam, zaraz problem… - czyli już wiadomo, co się święci. Ale numer! Jeszcze tego brakowało, żebym uczyła Billa Kaulitza jeździć na nartach!
-Spokojnie, luz, dobrze jest. Jeden zjazd i zobaczymy jak jest, OK? – jeżeli okaże się tak beznadziejnym narciarzem, na jakiego wygląda mi do tej pory, to chyba lepiej będzie zejść ze stoku. Przecież jemu się w tym momencie nic nie może stać! Poznałam właśnie faceta swoich marzeń i zamierzam to wykorzystać! A on w takim razie musi być żywy, no cóż. – Dobra, wstawaj i lecimy. – To jednak okazało się wcale nie być tak proste, jak się może wydawać. Kiedy już z sukcesem obie narty zostały przez niego wpięte, naprawdę zaczęły się schody. Kiedy zaczęliśmy zjeżdżać, początkowo podejmował pierwsze próby jazdy ze złączonymi nartami, jednak chyba stwierdził, że nikogo w ten sposób nie oszuka  i przeszedł do jazdy pługiem. Jednak w pewnym momencie, zauważyłam, że zaczął jechać niebezpiecznie szybko… - Bill! Hamuj!!! – wydarłam się, jednak za późno. Kiedy dojechałam do niego… leżał z twarzą w śniegu. Koło niego była jakaś kobieta… Musiał po prostu w nią wlecieć i oboje się przewrócili… jak ona śmie tak na niego gapić?! Ja rozumiem, że jest to genialny wokalista, genialnego zespołu, genialnie przystojny i w ogóle, ale on obecnie jest ze MNĄ, więc albo ta kobieta sobie odjedzie, albo nie ręczę za siebie!!!
-Bill, nic ci nie jest? – natychmiast wypięłam narty i podbiegłam do niego. Naprawdę się przestraszyłam, bo w pierwszej chwili nic nie odpowiedział. Zaraz jednak zrezygnowany uniósł rękę do góry na znak, że wszystko jest OK. – Bill?
-Spacerek? – zapytał tak, że nie mogłam się sprzeciwić. No cóż, widać dzisiaj nie pozjeżdżam, ale tak szczerze, w tym momencie jest to rzecz, która obchodzi mnie najmniej! Jestem tu z Billem Kaulitzem!
-No dobra, wygrałeś. Wstawaj, ofiaro – rzuciłam z uśmiechem. Szczerze mówiąc, jest mi to zupełnie obojętne, czy będę siedzieć, jechać, stać, lecieć czy jeszcze coś innego. Poznałam mojego ukochanego wokalistę!!! Później muszę go koniecznie poprosić o autograf. I o zdjęcie ze mną. A mój plakat w pokoju…! Przecież on musi być przez niego podpisany! Nie widzę innej opcji!
-Bardzo przepraszam, ale to, że po raz trzeci z kolei miałem bardzo bliskie spotkanie ze śniegiem, wcale nie oznacza, że mogę być uznawany za ofiarę, a wręcz nie daje żadnych podstaw… - kurna, w telewizji nigdy nie widziałam, żeby się posługiwał takim językiem! Dość intrygujące, nie powiem… Szczerze mówiąc, to nie wiele z tego zdania zrozumiałam… Ej, bo on się jeszcze na mnie obrazi… Nie mogę do tego dopuścić! Uf… na szczęście się uśmiechnął…
-Zaraz, chwila. A możesz jeszcze raz, tak trzy razy wolniej? – jego jedyną reakcją był wybuch śmiechu. Dobrze jest. Myślę, że nie jest przyzwyczajony do mówienia po niemiecku w takim tempie, do jakiego go zmuszało moje towarzystwo. Moglibyśmy wprawdzie pewnie przestawić się na angielski… Nie, w życiu! Nawet mowy nie ma!  Ok, zaczęliśmy schodzić ze stoku… Na szczęście jego mistrzowska jazda doprowadziła nas dość nisko, więc niewiele do przejścia nam zostało. O, chyba tak na górze, na wyciągu, zauważyłam Majkę i Toma. Oni do siebie pasują, definitywnie. Wiem, że znamy się teoretycznie jakąś względną godzinę, ale mimo wszystko, to jest po prostu niepojęte!
-Zuza?
-Tak?
-A wiedziałaś, że… - i w tym momencie zaczął zasypywać mnie ciekawostkami i różnymi informacjami z całego świata, ze wszystkich książek jakie zna. Wbrew pozorom, to wcale nie było nudne! Przeciwnie, gadało nam się  świetnie, dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy… Kurczę, mądry, przystojny… Tak, on istnieje! A że narciarzem nie jest doskonałym… każdy ma jakieś niedoskonałości, lecz jak na razie, ta była zdecydowanie jedyną, jaką zaobserwowałam! I tak rozmawiając sobie o najróżniejszych faktach i pierdołach, od starożytnych Egipcjan poczynając, kończąc na tańczącym misiu panda, dotarliśmy na sam dół stoku. Ej, ten stok jest zdecydowanie za krótki!
-To, co, zeszliśmy…- zaczął
-No, tak.. – ej no nie, jak on sobie teraz pójdzie to wyjdę z siebie i stanę obok!
-Amożeposzlabyśzemnąnaczekoladędobarumoże? – nagle wystrzelił jak karabin maszynowy. Z tej wielkiej zbitki wyrazowej wyłapałam ,,ze mną” i ,,może”…
-Y… Mógłbyś powtórzyć, proszę?
-Pójdziemy na czekoladę do baru? – powiedział już całkiem wyraźnie. Co?! Bill Kaulitz zaprasza mnie do baru na czekoladę! Ja śnię, ja śnię, ja śnię… Jestem w raju!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz