-Serio? I tak po prostu udało wam się zamienić ten hotel? – Usłyszałem jak Tom zwraca się do dziewczyn, głosem pełnym podziwu. Rozmawiali po niemiecku, chociaż słyszałem, że mój brata stara się mówić trochę wolniej i wyraźniej niż zwykle.
-Jak się zamienia hotel? – powiedziałem dość naturalnym, wręcz swobodnym tonem, chcąc włączyć się do dyskusji. Chyba jednak wyszło zupełnie odwrotnie niż zamierzałem, gdyż zarówno Tom, jak i Maja, patrzyli na mnie jak ma jakiegoś idiotę. Tylko Zuzia nie przestawała się uśmiechać i również patrzyła w moją stronę. Wydawała się naprawdę słodka. I taka… normalna. Aż dziwne, bo sugerując się jej pierwotną reakcją, ustaliłem, że zdecydowanie należy ona do grupy ludzi nadpobudliwych i walczących z jakimiś ukrytymi słabościami, które tkwią w nich bardzo głęboko. Czyżbym się pomylił? Pierwszy raz w życiu, mam nadzieję, że tak.
-Czy ty palancie jeden, nie mógłbyś chociaż raz… - zaczął Tom, lecz Zuza zaraz mu przerwała:
-Dłuższa historia, później ci wyjaśnię – odpowiedziała z uśmiechem. Zdecydowanie była inna niż wszystkie dziewczyny. Wydawała się bardzo… szczera. Ale mimo wszystko musze uważać. Niedawno rozmawiałem z mamą i ona powiedziała mi, że w dzisiejszych czasach nie wolno ufać nieznajomym. A mama to na pewno się nie myli. Chociaż z drugiej strony, jak tak na nią patrzę, to…
-Ła!!! Co się dzieje?! Zginiemy!!! – coś nagle znów gwałtownie szarpnęło wyciągiem!
-Zamknij twarz, idioto! –mruknął Tom, z poirytowaniem
-Tom, czy ja umarłem? – byłem pewny, że to koniec. Jednak perlisty śmiech Zuzki sprowadził mnie na ziemię. Doszedłem do wniosku, że cały czas żyję i wyciąg po prostu ruszył. No nareszcie! Ile można?! Ej, czy mi się zdaje, czy Maja właśnie popatrzyła na mnie i pokręciła głową z politowaniem?! Jak ona ma prawo mnie oceniać, nic o mnie nie wiedząc?! No pięknie, pasowaliby do siebie z Tomem jak ulał!
-Y… No… Ten, tego… - Dlaczego ja się nigdy nie mogę wysłowić?!
-Daruj sobie kochany, i tak niczego mądrego teraz nie powiesz - jak ja nie cierpię, jak on się popisuje przed dziewczynami! Normalnie małpiego rozumu dostaje i zachowuje się, jakby to nie był on! A może to nie jest on…? Co się stało z moim bratem?! Już miałem zamiar wszcząć panikę, gdy Zuza nachyliła się do mnie i szepnęła:
-Daj spokój, nie warto – jej… Ale ona ma śliczny akcent! Wiadomo, od razu słychać, że zdecydowanie nie pochodzi z naszej wspaniałej ojczyzny, jaką są Niemcy, ale jak ona to wypowiada, to brzmi jakoś tak… zupełnie inaczej. Kompletnie nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc uśmiechnąłem się tylko i w tym momencie zauważyłem, że zbliżamy się właśnie do końca stoku. Za chwilę będziemy wysiadać. Co?! Będziemy wysiadać?! Przecież ja się zabiję! I to jeszcze bez kijków! Poznałem cudowną dziewczynę, 10 minut przed zakończeniem swojego krótkiego, lecz jakże pięknego życia. Mamo, kocham cię!
-Uwaga moi drodzy, zbliżamy się do lądowania. Uprzejmie prosimy zachować ostrożność – hm… popisów ciąg dalszy. Siedzi teraz z chytrym uśmiechem i wydaje mu się, że jest zabawny. Nie rozumiem, jak dziewczynom może się to podobać?! Dobra, zbliżamy się do ziemi. Jeszcze kawałek… Będzie dobrze, będzie dobrze, Kaulitz nie panikuj, dasz radę. Ok, moje narty już są na śniegu, jeszcze tylko trzeba się podnieść z tej kanapy… Łubudu!!! W sumie to to, co skojarzyłem, to staczanie się po śniegu dobre kilka metrów, a później leżenie bez ruchu. Wydedukowałem, że musiałem utracić równowagę i uległem spadkowi swobodnemu. Dlaczego znowu ja?! Tak… Właśnie usłyszałem donośny śmiech Toma. Jestem w 100 procentach przekonany, że mój brat wcale nie zamierza mi pomóc, tylko będzie sobie stał najspokojniej w świecie i patrzył na moje cierpienie. Podniosłem lekko głowę. Nie… on nie stoi. On również leży, tylko różnica polega na tym, że ja się po prostu podnieść nie mogę, albo może i nie chcę, a on tarza się po śniegu, waląc pięściami w stok i dusząc się ze śmiechu. Zrezygnowany powróciłem do pozycji leżącej, gdy nagle usłyszałem zatroskany głos:
-Bill, nic ci nie jest? – Zuzia! Rodzony brat mi nie pomoże, a cudowna dziewczyna, którą poznałem zaledwie kwadrans temu, już jest koło mnie, i co najlepsze… martwi się o mnie!
-Y… - w sumie to nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Niby chyba nic mi nie było, ale z drugiej strony, rewelacyjnie to też się nie czułem. – No w sumie…
-Skoro tak mówisz, znaczy, że nic ci nie jest – powiedziała, jak zwykle z uśmiechem – No już, wstawaj, koniec wylegiwania się! – przemilczę ilość błędów gramatycznych popełnionych w tym zdaniu. Ważne, że się rozumiemy. Chyba nawet dość dobrze. Wyciągnęła rękę w moją stronę, więc jak na gentelmana przystało, chwyciłem ją i spróbowałem się podnieść. Niestety, dziewczyna chyba nie była przygotowana na to, że zadziałam z tak dużą siłą i po chwili oboje znaleźliśmy się na śniegu. Znowu?! Coś jest nie tak z tym stokiem, ja zgłaszam reklamację! Tylko, że ona upadła tak po prostu, normalnie, a ja, swoim zwyczajem, zaryłem twarzą w śnieg. Kiedy wydostałem się z białego, lepkiego i zimnego puchu, spojrzałem najpierw na Toma (wyglądał, jakby za chwilę miał się udusić), później na Oliwię (ona patrzyła ze zdezorientowaną miną i chyba w sumie nie bardzo wiedziała jak się zachować), a w końcu na Zuzę. Było mi strasznie głupio. Mama nie byłaby w tej chwili zadowolona… Zobaczyłem, że Zuzia przez pierwszą chwilę patrzyła się tak, jakby była trochę zagubiona, jednak po chwili rzuciła się w śnieg i zaczęła robić aniołka. Co ta dziewczyna wyprawia? Przecież to jest zimne, i mokre… Jeszcze nabawi się nieżytu nosa! Albo co gorsza jakaś paskudna bakteria się do niej przyplącze… Czytałem kiedyś…
-Przestań wreszcie siedzieć jak ten kołek, co? – usłyszałem jej głos. Na początku wydawało mi się, że jest trochę poirytowana, jednak gdy na nią spojrzałem, doszedłem do wniosku, że cały czas się uśmiecha i tak naprawdę chyba nie ma mi tego za złe… Jednak przeprosić muszę! Pamiętam, jak kiedyś mama musiała gdzieś wyjechać i zostaliśmy w domu z babcią. I ona wtedy nam powiedziała, że bez względu na wszystko, kobiecie należy się szacunek i uznanie! Ot, co!
-Zuzia, przepraszam cię bardzo… - babcia byłaby ze mnie dumna! Nie zdołałem jednak dokończyć zdania, bo nagle przerwała mi
-Skończ już, co? – i w tym momencie dostałem śnieżką w nos. Jak ona… jest taka strasznie spontaniczna… To jest z pewnością dziwne… Chociaż nie powiem, żeby nie było miłe. Zacząłem, się zastanawiać, czy to wypada, rzucić śnieżką w kobietę, gdy nagle usłyszałem głos mojego barta:
-Ekhm! Nie chcę przeszkadzać, ale ja osobiście nie zamierzam przymarznąć do tego stoku, więc spadam. Porywam Oliwię, bo naprawdę wolę uchronić od twojego towarzystwa tyle osób, ile tylko można, a prawda, mogąc połączyć przyjemne z pożytecznym… Zuza, zostajesz z tym gnomem? – on mnie znowu publicznie obraża! Powiem mamie!
-Jakoś się przemęczę – zachichotała. Co? Czyli, że będziemy razem zjeżdżać ze stoku?! Przecież ja się skompromituję! Może uda mi się ją namówić, żebyśmy sobie kulturalnie z tego wzgórza zeszli… Zapytam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz