Uploaded with ImageShack.us

piątek, 13 lipca 2012

16. Tylko spokojnie...


No to jesteśmy, udało mi się załatwić te karnety i wciąż nie mogę się nadziwić jacy ci ludzie potrafią być naiwni, bez żadnych konsekwencji jeździmy sobie jakby nigdy nic na karnecie przeznaczonym dla dzieci- no cóż jak to  powiedział raz Mark Twain- „trzeba czasami posłużyć się kłamstwem, ale w intencji dobra.” ah! Ten dzień zapowiada się wręcz wspaniale, jedyny problem w tym, że niestety luty to niezbyt dobry okres na wyjazd w góry bo jest strasznie tłoczno i ciężko jest się dostać do wyciągu, tym gorzej gdy jedna noga jest przypięta do deski, no wiem miałam jeździć na nartach ale z drugiej strony, na nartach jeżdżę już jakieś 17 lat i już lepiej jeździć się nie nauczę a teraz wypadałoby podszkolić swoje umiejętności w jeździe na snowboardzie
-Maja?-usłyszałam wołanie Zuzi która zaczęła się za mną rozglądać
-No idę, idę! –boże, jaki ten człowiek jest niecierpliwy przecież nie stratuję tych wszystkich ludzi żeby przyspieszyć czas oczekiwania, mówi że jestem nie zorganizowana a sama zaczyna zachowywać się irracjonalnie gdy tylko pomyśli o Tokio Hotel- to się chyba leczy-może zostanę psychiatrą i założę klinikę leczenia uzależnień i miłości platonicznych-chyba zarobiłabym na tym fortunę, no wreszcie się dopchałam...
-Czy ty uważasz, że ja zamierzam cały czas czekać, aż ty łaskawie zapniesz albo odepniesz tą durną deskę?-no oczywiście, nie zastąpiona Zuzka, normalnie oaza spokoju nie mogła poczekać dwóch minut, i tak wiem że nie dojdzie do prawdziwej kłótni, od początku naszej znajomości pokłóciłyśmy się może ze 2 razy, ale i tak czasami lubię się z nią podroczyć
-Ale ja cię o nic nie proszę! Jedź sobie, szerokiej drogi! –udałam wściekłą ale i tak wiedziałam że Zuza zmieni temat i załagodzi sytuację
-No chodź już, ofiaro –tak jak myślałam  rzuciła z uśmiechem i po chwili obie udałyśmy się do bramek. Przeszłyśmy przez nie i znalazłyśmy się na ruchomej taśmie, razem w jakimiś dwoma chłopakami, którzy mieli całe twarze szczelnie pozasłaniane arafatkami, kaskami i goglami. Nagle usłyszałam krzyk ,,Co ty wyprawiasz, ćwoku?!” i wraz z Zuzą odwróciłam się, żeby zobaczyć, o co chodzi. Okazało się, że jeden z nich zgubił swój kijek, a drugi był strasznie zirytowany jego głupotą. Mogę się założyć, że albo byli przyjaciółmi którzy podobnie jak my czasami musieli się dla zdrowia posprzeczać albo byli braćmi. A tak w ogóle, jaki trzeba mieć iloraz inteligencji żeby zgubić kijek na tej taśmie? Cud że się nie wyłożył, masakra i gdzie wcięło wysportowanych, szelmowskich przystojniaków? Płeć przeciwna to zdecydowanie wymierający gatunek. W tym momencie kanapa podjechała do nas i po chwili wszyscy jechaliśmy w górę. Jeden z chłopaków zatrzasnął barierki bezpieczeństwa, a ja zaczęłam rozmawiać z Zuzią.
-Ej, ci dwaj to chyba po niemiecku mówią… - zaczęła cichym szeptem
-No skoro tak, to chyba nie musisz tak szeptać. Nie sądzę, żeby cokolwiek w takim razie zrozumieli… - uśmiechnęłam się chytrze. Zawsze lubiłyśmy robić sobie jaja, jak ktoś nie rozumiał naszego języka. Najgorsze są jednak sytuacje, kiedy okazuje się, że te osoby jednak mówią po polsku…raz taka sytuacja mi się przydarzyła i w życiu nie czułam się tak zażenowana jak wtedy bo chłopak o którym rozmawiałam z koleżanką z obozu był boski. – Ej jak myślisz, jak długo ten wyciąg będzie jechał? – zapytałam bo szczerze nie wiedziałam o czym jeszcze możemy pogadać w sumie nie zaszkodziłoby żeby w gondolach montowali telewizorki albo przynajmniej jakieś radia na słupach poumieszczali tak jak w Polsce-dal Zuzki to raczej nie było problemem bo w uszach miała słuchawki od swojej ukochanej mp4  i tak właściwie to dziwiłam się jak to jest że ona ma na tyle podzielną uwagę żeby jednocześnie słuchać mnie i jak zakładałam od samego początku jednego z nowych kawałków braci Kaulitz-Cóż, wydaje mi się… - zaczęła, jednak nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż w tym momencie wyciągiem gwałtownie szarpnęło i nagle zatrzymaliśmy się. Poczułam się jakby zaraz moje śniadanie miało ujrzeć światło dzienne, zdecydowanie nie lubiłam takich sytuacji. Nagle  moją uwagę odwróciły jakieś donośne krzyki. Tamci dwaj strasznie zawzięcie się kłócili. Jeden wydawał się strasznie wściekły, wyglądał jakby zaraz miał wyzionąć ducha-serio, to było widać nawet przy takim mocnym stopniu zamaskowania, swoją drogą byłam ciekawa po co im gogle i maski ja rozumiem, gdyby śnieżyło ale świeciło piękne słoneczko i było tylko 3 stopnie poniżej zera-dziwny jest ten świat.-i kolejny cytat, zaczyna mi odwalać. W każdym razie z braku innego zajęcia zaczęłam wpatrywać się w chłopaków-swoją drogą to było lepsze niż telewizja, jak to dobrze że w szkole uczyłam się niemieckiego bo większość ich kłótni zrozumiałam, to zdecydowanie brzmiało jak nasze sprzeczki. Kiedy Niemcy zorientowali się, że patrzymy na nich, jeden z nich (ten jakby odważniejszy i moim zdaniem fajniejszy wcale nie dlatego że też jeździł na snowboardzie) odwrócił się do nas i zagadał:
-Ekhm… Dziewczyny, bardzo was przepraszam za zachowanie mojego brata i w ogóle za ta kłótnię… - widać, że było mu głupio. Wow, nie jest aż taki zadufany w sobie jak myślałam, może jednak nie wszyscy atrakcyjni mężczyźni dołączyli do dinozaurów.
-Spoko, nic się nie stało, serio – odpowiedziałam , również z uśmiechem. W sumie ja też to rozumiałam bez problemu no bo kto normalny nigdy się nie kłóci, jeszcze do tego rodzeństwo...
-Proszę cię, przepraszasz nas za kłótnię z bratem? Przecież to norma. Nienormalne to by było, jakbyście się nie kłócili – nie wiem czemu się aż tak ośmieliłyśmy bo zwykle zachowujemy dystans do nieznajomych ale skoro mamy tu spędzić jakiś czas to wypadałoby się poznać już chciałam nawiązać bliższą znajomość z seksownym snowboardzistą gdy odezwał się ten drugi, jak na mój gust ciut zbyt ciapowaty…
-Ekhm…! Przepraszam, my cały czas stoimy! – no nie kurka jedziemy, ludzie to potrafią być wkurzający, o ja i jeszcze do tego zgubił drugi kijek- brawo! Za chwilę jednak ten drugi przejął panowanie nad sytuacją i zrobił dokładnie to co ja chciałam zrobić jakby normalnie czytał mi w myślach
-Skoro tak mamy tu stać nie wiadomo ile, to chyba wypadałoby się jakoś poznać, co? Jestem Tom, a to mój młodszy brat Bill. - … Nagle zapadła taka niezręczna cisza. Patrzyłyśmy się na nich jak na debili, gigantycznymi oczami, aż w końcu dotarła do nas prawda. Jechałyśmy wyciągiem z bliźniakami Kaulitz!!! - nie no oni sobie chyba jaja robili, chwila... ale jak to że co że jak nie możliwe-chyba właśnie zaczęłam przechodzić wstrząs anafilaktyczny-nie ma to jak wiedza studentki medycyny, ok Maja oddychaj, spokojnie najważniejsze żeby teraz nie palnąć czegoś głupiego i żeby Zuza nie...
-Łiii!!! – za późno, zaczęła piszczeć kompromitując nas całkowicie, super teraz na pewno pomyślą o nas jak o totalnych kretynkach i rozwrzeszczanych fankach a tyle razy oglądając z Zuzą filmiki na YouTube śmiałyśmy się z takich zachowań obiecując sobie że nigdy nie zachowałybyśmy się w ten sposób-super (Bill zatkał sobie uszy – no to jesteśmy skończone), wszystko działo się jak na filmie w którym ktoś zwolnił tempo, Zuzia piszczała, ja w szoku gapiłam się na chłopaków a oni wyglądali na zdezorientowanych nagle z transu wyrwał mnie głos Toma i wszystko uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą, ok tylko spokojnie...
-Ej, dziewczyny, spokojnie…- próbował wyraźnie wybrnąć jakoś z tej sytuacji ale mu nie szło, trzeba było chłopakowi pomóc, na Zuzę nie można było liczyć więc ja dyplomatycznie postanowiłam coś powiedzieć choć nigdy nie byłam aż tak zdenerwowana
-Oż cholera… Jej, przepraszam, ale tak… tak… - oczywiście to był zły pomysł bo zaczęłam się jąkać – rozumiecie, jakie zaskoczenie! Y… No więc… A tak, tak! No więc y… O czym to…-nie bardzo wiedziałam jak wybrnąć z sytuacji, boże niech Zuza się wreszcie zamknie bo nie pomaga
- Ja jestem Tom, a to mój brat Bill – powtórzył. Wydawał się być wprawdzie trochę znudzony, kolejną histeryczną reakcją na ich widok, leżymy leżymy leżymy, to nasz koniec, równie dobrze mogłabym teraz zeskoczyć z wyciągu-skutek byłby podobny, niespodziewanie Zuza zamilkła i postanowiła o dziwo też podjąć próbę ratowania naszej sytuacji
-A no tak! Jestem Zuza, a to moja przyjaciółka Maja – wreszcie się odezwała. oczywiście jej wzrok spoczął na jak się mogłam domyślić Billu, o właśnie może jak się to wszystko skończy i nie palniemy już niczego głupiego, to zgodzą się podpisać jej naddarty plakat i będę miała spokój do końca wyjazdu-raczej marna szansa ale warto spróbować
-No, to skoro już się znamy, chyba teraz możemy wspólnie czekać na cud… - Tom starał się rozładować napiętą atmosferę, boże może nie będzie aż tak źle
-Jaki cud?! – Bill chyba znów zaczynał panikę ekstra, najpierw Zuzia piszczy teraz on panikuje-o tak, pasują do siebie zdecydowanie
-No tak, razem zawsze lepiej – uśmiechnęła się i spojrzała na Billa.  A ja wywróciłam oczami, boże z kim ja muszę mieszkać? Dobrze że przynajmniej mam do czynienia z jedną normalną osobą no przynajmniej mam nadzieję że Tom nie ma za wiele wspólnego ze swoim braciszkiem poza tym wydaje się fajny i miły i w ogóle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz