Uploaded with ImageShack.us

sobota, 5 stycznia 2013

76. Fast food


Dobra, Majka, luz. Przez 2 najdłuższe minuty w moim życiu, podczas wychodzenia z restauracji, powtarzałam sobie te trzy słowa niczym mantrę. No bo niby co takiego się stało? Nie no, nic. Przecież tylko wyrzucili nas właśnie z restauracji za zdecydowanie odbiegające od normy zachowanie 4 nadpobudliwych Niemców…  Humor poprawiało mi jedynie trzymanie za rękę przez pewnego niemieckiego gitarzystę i szeptane do ucha słowa „przepraszam za nich, oni tak zawsze…”. Mówiłam już, że jest cudowny? Chociaż z drugiej strony, niby ,,oni tak zawsze”, a już nie będę wspominać kto ganiał się po całym pomieszczeniu ciskając widelcami… Nagle Kulturalny I Nienagannie Wychowany Przez Mamusię Pan Kaultiz postanowił  wziąć sprawy w swoje ręce
-Słuchajcie, takie rzeczy się zdarzają. Nie będę odnosił się do kultury tego … szanownego kelnera. No bo właściwie to jak tak można??!! Nie, wróć. Wszystko jest pod kontrolą, a do tej restauracji na pewno już nie pójdziemy. – No ma rację, nie pójdziemy, ale nie wydaję mi się, że chodzi tu o nasz wybór… Jest to raczej postanowienie odgórne - Mamy jeszcze przed sobą cały wieczór, a po linii horyzontu od razu można stwierdzić, iż…
-Bill, błagam, przestań męczyć – No tu się z Tomem zgodzę. Nikt z nas nie miał teraz ochoty na jakże specjalistyczną pogadankę Billa o pogodzie.
-Chodźmy po prostu gdzieś na miasto, bo do hotelu mogą już nas raczej nie wpuścić – Georg wydawał się być jak najbardziej rozbawiony sytuacją.
I tak odwiedzamy już ósmą nieczynną budkę z kebabami… Żenada. A miało być tak pięknie! Bill po raz sto osiemdziesiąty czwarty studiował swój przewodnik, aż nagle wykrzyknął
-Za dwie minuty mamy tramwaj do jedynej otwartej budki z jedzeniem. Biegniemy! – I co ja, przepraszam, miałam robić? Czworo jak małpy biegnących facetów w pogoń za żarciem, Zuza, powtarzająca, że ona dłużej z kulami ani metra nie przejdzie, a po środku ja, która patrzyłam na to wszystko i pojęcia nie miałam, co robić…
-Ej, stać! Czy wy za grosz nie macie kultury?! Nie widzicie, ze dziewczyna nie daje sobie rady?! – Ten głos… Co?! On?! Znowu?! Tutaj?! Teraz?! Mina Billa podczas przemowy do Martina była faktycznie bezcenna. Facet ma talent do pojawiania się w najmniej oczekiwanych i dogodnych momentach. Za chwilę tamta zakochana dwójka znowu się zacznie wykłócać… A dopiero co się pogodzili. I rzeczywiście, Bill chyba nie zamierzał tolerować tego troszkę zbyt nachalnego faceta
-Pozwól, że ja zdecyduję co jest odpowiednie i kulturalne w MOIM zachowaniu w stosunku do MOJEJ dziewczyny. Chodź, Zuzia, idziemy. – I zdecydowanie zbyt nachalnie pociągnął ją za rękę.
-Koleś, uważaj trochę! – Martin też nie zamierzał tak łatwo odpuścić – To, że raz mnie pokonałeś, i to z zaskoczenia…
-Znowu chcesz zarobić w mordę?! – Bill wydawał się powoli wpadać w furię i coraz bardziej uporczywie chciał odciągnąć Zuzkę od jej adoratora
-Bill, czy ja Ci mam przypomnieć naszą ostatnią rozmowę??!! – Zuzka darła się jak opętana, ale nikt nie dopuścił jej do głosu.
-Czy ja się dowiem o co chodzi? – dopytywał się Georg. No tak, z punktu widzenia chłopaków mogło to wszystko wyglądać trochę dziwnie
-W wielkim skrócie – powiedziałam cicho do basisty – facet adoruje Zuzkę, Bill jest chorobliwie zazdrosny, ma alergię na samo jego imię, zdążył go już pobić i przez niego raz prawie zdążyli się rozstać
-Czyli widzę drażliwy temat – wtrącił się Gustav
-W sumie to się naszemu Billowi nie dziwię. Ale musze przyznać, że od tej strony to ja go nie znałem… - naszą dyskusję przerwały kolejna seria wrzasków dochodząca ze strony tamtej trójki
-Ja cię ostrzegałem, że jeśli jeszcze raz zobaczę jak usiłujesz się z nią w jakikolwiek sposób skontaktować…!
-To co?! Ewidentnie masz ją centralnie gdzieś i…!
-ZAMKNĄĆ SIĘ!!! – Zuzka wrzasnęła tak, że pół ulicy obróciło się z zaciekawieniem obserwując całe zdarzenie – Mam dosyć! Martin, idź sobie, proszę! Bill, chyba musimy później pogadać, jeszcze z Toba nie skończyłam! – i z trudem pokuśtykała dalej.
W końcu szczęśliwie dotarliśmy do tramwaju (oczywiście kilka poprzednich w tym czasie nam zwiało). Gdy Bill pomógł Zuzi wtaszczyć się z kulami po stopniach (widać było, że jeszcze jej nie przeszło, ale chyba nie zamierza się znowu tak na Amen obrażać), a naszych trzech niemieckich gentelmanów zdążyło już usadowić swoje szanowne cztery litery na siedzeniach, zauważyłam, że zostało tylko jedno wolne… Zdziwiłam się, gdy pewien bardzo przystojny, utalentowany, cudowny, szarmancki gitarzysta (ja naprawdę już to mówiłam??) skierował się w jego stronę, ale zaraz potem, wskazując na swoje kolana
-Siadaj, mała – Uff, czyli nic się między nami nie zmieniło. Nie powiem, żeby na mojej twarzy nie pojawił się banan szczęścia, gdy siedzieliśmy tam… Razem. Jazda trwała jakieś dziesięć minut. Bill i Zuza cicho dyskutowali o całym zajściu, które miało miejsce przed chwilą. Udało mi się wyłapać ,,Mam dosyć” ,,Nie będę tego tolerował” i tym podobne. Tymczasem ja wdałam się w taką pogawędkę bardziej o niczym z resztą zespołu. Tak właśnie upłynęła nam podróż. jak już wspomniałam, wysiedliśmy po dziesięciu minutach. Oczywiście żadne z nas nie miało zielonego pojęcia gdzie iść, jednak jak zwykle niezawodny Bill wyciągnął swój nieodłączny przewodnik i poprowadził nas prosto do jakiejś podrzędnej budki z Fast foodami.
-To co chcecie? Niech już będzie, ja stawiam – powiedział Tom, po czym dodał szybko – Tylko tym razem po kolei! – w końcu nie chcieliśmy powtórki z rozrywki. tak więc po kilku minutach mieliśmy już wszystko zamówione ( tzn. cztery kebaby i dwa wegetariańskie burgery dla bliźniaków) i udaliśmy się na dość długa ławkę, znajdującą się naprzeciwko budki. I gdy czekaliśmy na odbiór naszego zamówienia, nagle naszych uszu dobiegł dźwięk telefonu. Bill odebrał, a my usłyszeliśmy:
-Taak… ale, że teraz…?! … Jest pan pewny…? No tak, rozumiem… Oczywiście – kiedy odkładał słuchawkę miał dość niewyraźną minę – chłopaki, chyba dzisiaj nie jest nam dane nic skonsumować. – Wszyscy spojrzeli na niego jak na debila – dzwonił ten dyrektor, który załatwia nam salę na koncert – Mamy się natychmiast stawić w tej hali, bo właśnie przyjechał jakiś właściciel czy ktoś… w każdym razie, nie mamy wyjścia. – czyli jak zwykle wszystkie plany trafił szlag. Tom pochylił się nade mną:
-Mała, znowu cię przepraszam. takie życie… Za to masz ode mnie miejsce w pierwszym rzędzie
-Ja chcę za kulisami – odpowiedziałam
-Dla ciebie wszystko – pocałował mnie w policzek, a po chwili zostałyśmy z Zuzką same z czterema kebabami i dwoma burgerami.

75. Zamówienie

Jeżeli on myśli, że ja mu tak po prostu odpuszczę… Nie dość, że zostałem idealnie upokorzony przed wszystkimi (a zwłaszcza przed moją dziewczyną) to ten blond idiota siedzi sobie z drugiej strony stołu i jak gdyby nigdy nic zastanawia się, co by tu znowu zjeść! A tak w ogóle to wszystko przez Zuzkę i te jej kretyńskie kule. Ale jeśli już musi się z nimi poruszać, to niech je chociaż do jasnej cholery trzyma przy sobie! A tak, to nie dosyć, że mój brat zawsze był jest i będzie zagrożeniem dla całego otoczenia, to teraz dziewczyna z którą on się praktycznie nie rozstaje, okazała się być równie nieobliczalna (bo ja powtarzam, jak można tak nie pilnować sowich rzeczy?!). A myślałem, że będzie miała na niego dobry wpływ… Georg oczywiście jak zwykle stał z boku i jedyna na co było go stać to jakieś wrzaski, których w sumie za bardzo nie rozumiałem (nie, żebym potrzebował w walce kogoś do pomocy, tak tylko czysto hipotetyczne rozważania). Tak więc wniosek z tego jest taki, że z całej piątki zgromadzonej tutaj mogę liczyć jedynie na Maję. dlaczego ludzie nie mogą brać ze mnie przykładu? Tylko ja tutaj okazuję pełną kulturę, o nieodpartym uroku osobistym nie wspominając. No bo po kolei. Mój pożal się Boże brat. Kretyn, maminsynek i idiota. Bez tego swojego wyświechtanego przewodnika to jak dziecko we mgle. Georg. Te jego długie włosy chyba już nawet resztki mózgu mu przesłoniły. ale do niego w sumie nic nie mam. gdybym miał, to nie tolerowałbym jego obecności w zespole już tyle lat. A Gustav… To Gustav. ja mu po prostu na gwiazdkę kupię karnet na siłownię i będzie po sprawie. Oczywiście najpierw się zemszczę za poniżenie najgenialniejszego gitarzysty wszech czasów. Czy on nie pomyślał, co by się stało, gdy coś MI się stało?! Stłuczenie ręki, skręcenie, złamanie… Moja kariera gitarzysty na jakiś czas ległaby w gruzach! Przecież, gdybym na jakiś czas, oczywiście  ze względów zdrowotnych zaprzestał publicznych występów,  miliony dziewczyn na całym świecie popadło by w głęboką depresję (co zresztą całkowicie rozumiem). w tej chwili podszedł do nas kelner
-Czy państwo zdecydowali się już może na jakieś napoje…? – stwierdziłem, że wypadałoby najpierw zapytać się dziewczyn, co wybrały, jednak ten dureń jak zwykle musiał wejść mi w paradę
-Dziewczyny…? – zadał to samo pytanie, które miałem zadać ja! A tak swoją drogą, to jak on usiłuje się uśmiechać, wygląda na jeszcze większego kretyna niż jakim jest w rzeczywistości. Nie miałem pojęcia, że nawet ładnego uśmiechu powinno się uczyć. Bo, oczywiście, u mnie, jest to wrodzone piękno.
-Ja poproszę… Mohito – odpowiedziała Maja po chwili namysłu
-Mała, jesteś pewna? – zapytałem z wahaniem. Przecież to jest okropne! – Te jakieś dziwne, zielone liście pływające w …
-Tomi,  jestem pewna. – odpowiedziała z uśmiechem. Jej piękny uśmiech też jest naturalny.
-Zuza? – Bill usiłował chyba przypomnieć o swojej obecności
-Dla mnie to samo – odpowiedziała dziewczyna. czy one muszą zawsze mieć takie samo zdanie? To jest co najmniej dziwne… Tak samo jak picie tego paskudztwa.
-No dobrze… - odpowiedział kelner, gorączkowo zapisując tą jakże długą i skomplikowaną nazwę w swoim notesie – A dla panów?
-Piwo
-Piwo
-Piwo
-Duże piwo – przecież nie mogłem pozostawić żadnych wątpliwości. Jako rodowitemu Niemcowi wręcz nie wypadałoby zadowolić się jakąś tam małą szklaneczką. I tak. My też byliśmy dość jednomyślni (przynajmniej w kwestii napojów).   Facet chyba nie wpadł na to, żeby napisać nazwę raz,  gdyż kątem oka zauważyłem napisany na kartce cztery razy ten sam wyraz. No cóż… Ludzie o mniejszym ilorazie inteligencji nie są w sumie taką rzadkością (chociażby jeden z nich siedzi dwa miejsca na lewo ode mnie). Kiedy wreszcie zanotował to, co musiał…
- Dobrze, czy kolejną część zamówienia są państwo gotowi złożyć już teraz?
-Poprosimy o jeszcze chwilę – odpowiedział Gustav
-Dobrze. – powiedział i sobie poszedł. Nie wyglądał na entuzjastycznie nastawionego do swojej roboty. W sumie ja należę do ludzi, którzy wyjątkowo lubią swoją pracę. Czy ma z tym coś wspólnego masowe uwielbienie mojej osoby? Bardzo możliwe. Dobra, zacząłem wreszcie przeglądać główną kartę dań. Naturalnie, jak zwykle problem z daniami wegetariańskimi. Czy oni do cholery nie rozumieją tego, że coraz więcej ludzi na świecie to wegetarianie? Przecież jak tak dalej pójdzie, to taka przykładowo restauracja zbankrutuje. Po kilku minutach dokopałem się do jakichś ryb. Ohyda. Nie, mowy nie ma. Poza moją matką, która żyje w przekonaniu, że zdrowe jedzenie to coś, co uwielbiam, wszyscy wiedzą, że w życiu takiego paskudztwa nie wezmę do ust. jak by to wyglądało, gdyby obiekt westchnień milionów nagle tak po prostu zaczął sobie jeść rybkę? Po moim trupie. Kelner wrócił.
-Czy już mogę przyjąć zamówienie?
-Tak. dla mnie… - Gustav wypalił jak karabin maszynowy
-Ej, chłopcze, trochę kultury – Georg wtrącił się przyjacielowi w zdanie – chyba starsi mają pierwszeństwo, prawda? Tak więc ja…
-Czy wy naprawdę w towarzystwie dziewczyn nie możecie chociaż odrobinę… - A Bill jak zwykle uczy kultury wszystkich naokoło. No ja zwariuję z tymi ludźmi!
-Ej, chłopaki… - Zuza też usiłowała trochę uspokoić sytuację
-Zamknąć się, już! – Przejąłem inicjatywę, a po chwili usłyszałem wymowne chrząknięcie kelnera. facet cały czas stał nad nami i najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty na żarty i zajmowanie jego cennego czasu. W dłoni kurczowo ściskał ten swój ołówek, a jego wyraz twarzy wskazywał na to, iż wyraźnie się niecierpliwił. – Już, zamawiamy. Maja? Zuza? – kiedy dziewczyny złożyły już swoje zamówienia, przyszła kolej na nas. – No dobrze, to ja w takim razie poproszę…
-A teraz dlaczego niby ty masz zamawiać pierwszy? – wyskoczył Georg
-Właśnie, przypominam, że zanim nam nie przerwałeś, drąc się jak jakiś idiota, to ja pierwszy zacząłem zamawiać… - Gustav też walczył o swoje
-Bardzo przepraszam, ale nie zapominajmy, kto z naszej czwórki zawsze przestrzega zasad kultury… - i mój brat postanowił wziąć udział w dyskusji
- Teraz moja kolej, na przykład dlatego, że jestem najprzystojniejszy, najmądrzejszy… - Majka szurnęła mnie wymownie w bok, a kątem oka dostrzegłem jej rozbawione spojrzenie, z którego od razu wyczytałem, że popiera moje racje - … najbardziej kulturalny, najbardziej uwielbiany, najbardziej utalentowany…
-Gówno prawda. Podtrzymuję, że to najstarszy…
-A właściwie to dlaczego? – przerwał Georgowi Bill – właściwie to biorąc fakt, że jestem z naszej czwórki stosunkowo najmłodszy, powinniście…
-Chyba śnisz. Oświadczam, że z całego naszego zespołu to ja mam najcięższą robotę i to mi się należy… - i tak bez końca. kiedy akurat nie brałem udziału w dyskusji, zerknąłem na dziewczyny, które postanowiły po prostu się nam przyglądać.  Spojrzenia moje i Majki na chwilę się skrzyżowały, więc wtedy mocniej ścisnąłem jej rękę, żeby wiedziała, że mimo obecności chłopaków, nic się nie zmieniło. Kidy zerknąłem na Zuzkę, zauważyłem, że zrezygnowana, choć lekko rozbawiona wywróciła wymownie oczami i sięgnęła po piwo Billa.
-Przede wszystkim przypominam, że w ogóle  to ja wpadłem na pomysł restauracji…
-CISZA MA BYĆ!!! – kelner stracił cierpliwość. jak na komendę wszyscy zamilkliśmy i spojrzeliśmy na faceta, na którego twarzy malowała się już prawdziwa furia. – TO JEST RENOMOWANA RESTAURACJA, A NIE JAKIŚ PODRZĘDNY BAZAR!!! WYNOCHA MI STĄD!!!
-Słucham? – Maja nie mogła uwierzyć w to, co usłyszeliśmy
-CHYBA WYRAŹNIE MÓWIĘ!!! ZA TRZY SEKUNDY WAS TU NIE WIDZĘ!!! POSZLI WON!!!  - po tych słowach, chcąc nie chcąc, musieliśmy się zebrać i opuścić restaurację. Tego jeszcze nie było. gdyby ten nędzny kelnerzyna tylko wiedział kim ja jestem…! ale coś mi mówiło, że nie powinienem tego ujawniać. Wstaliśmy więc bardzo niechętnie, chłopaki przeklinali pod nosem, Bill pomógł zebrać się Zuzce i odprowadzeni wściekłym wzrokiem przez kelnera wyszliśmy do hallu. Stanęliśmy i zapadła taka niezręczna cisza.

 

 

74. Bitwa na... czosnek

Gdzie oni są, do jasnej cholery? Jak taka idiotka czekam w tej restauracji już piętnaście minut i nic! Bill z chłopakami już powinni być. Majka z Tomem też powinni się wreszcie pofatygować. Ja rozumiem, uczucie uczuciem, ale akurat nie trafiło na całkiem zwyczajnych chłopaków, więc w niektórych sytuacjach wypadałoby jednak spojrzeć na zegarek! Z nudów po raz sto pięćdziesiąty drugi wyjęłam lusterko z torebki i znów zaczęłam użalać się nad swoim wyglądem. No bo jak ja mam jakoś wyglądać z tym durnym gipsem?! w ogóle przez niego jestem odgórnie zmuszona do płaskich butów, spodni i do poruszania się pięć razy wolniej niż przeciętny człowiek. Kurde, stresuję się. W sumie chyba nie będzie tak źle, ale oczywiście w mojej głowie zaczęły powstawać najczarniejsze scenariusze. Że chłopaki okażą się zwykłymi chamami bez kultury, że kompletnie nie przypadniemy sobie do gustu i że bliźniacy będą mieli problem… Koniec! Będzie dobrze i już! Kiedy zaczęłam przekonywać samą siebie, że wszystko pójdzie jak należy i nerwowo spoglądać na swój telefon w oczekiwaniu na jakąkolwiek wiadomość od mojego ukochanego, w drzwiach restauracji stanęli Majka z Tomem, oczywiście trzymając się za ręce. Mojej uwadze nie uszła koszula Majki, która wyglądała dziwnie znajomo… Muszę założyć kłódkę do walizki. Natychmiast.
-I gdzie wy się do cholery włóczycie?! – bardzo sympatycznie ich powitałam. Niech wiedzą co myślę!
-Zuza, wyluzuj się… - do Toma nigdy nie dotrze powaga jakiejkolwiek sytuacji, jestem tego pewna.
-jak ja mam się wyluzować?! – przerwałam mu – sterczę tu od mniej więcej kwadransa, czekam i na nich i na was, a wy naprawdę nie możecie ruszyć swoich szanownych czterech liter i się pofatygować…
- Zuzka, zamknij się z łaski swojej – Majka zakończyła dyskusję. Może i lepiej, bo zaraz powiedziałabym coś czego po chwili na pewno bym żałowała.
-Tom, miałeś jakieś wiadomości od Billa? – zapytałam gitarzystę
-Wiesz, w tym momencie jakby miał dzwonić do kogoś naszej dwójki, to raczej nie mnie by wybrał, coś tak mi się zdaje – no chyba ma rację. Ale to nie zmienia faktu, że dalej nie wiem co się z nimi dzieje. Normalnie pewnie zaczęłabym chodzić w kółko bez większego celu, ale nie miałam najmniejszej ochoty znów użerać się z kulami, więc po prostu stałam w milczeniu. Wszyscy staliśmy w milczeniu. Po chwili usłyszeliśmy niemiecką rozmowę i dość głośny śmiech dochodzący zza drzwi. Patrzyliśmy w tamtym kierunku, aż naszym oczom ukazał się najpierw mój chłopak, a później dwójka Niemców. Oczywiście bez problemu ich rozpoznałam (nie zapominajmy, kto jest największą fanką Tokio Hotel na tej planecie). Georg, jak to Georg, miał swoje długie, proste brązowe włosy, T-Shirt z gitarą i jasne jeansy. Gustav pozbył się okularów, ale fakt, że mógłby się pofatygować na siłownię. Obaj wyglądali jednak dość uroczo i z zaciekawieniem rozglądali się po pomieszczeniu. Tom, oczywiście z Majką, podeszli do nich, jednak po chwili gitarzysta zostawił na chwilę moją przyjaciółkę, aby przywitać się ze swoimi  przyjaciółmi. Bill podszedł do mnie i my także udaliśmy się do pozostałych.
- Gustav, Georg, to właśnie Zuza, o której tyle wam opowiadałem – powiedział. Więc teraz chyba moja kolej. jak znam życie, to za chwilę zrobię jakiś mega błąd gramatyczny i tyle z tego będzie. Spokojnie… Uchwyciłam wymowne spojrzenie Billa. Tak, musze coś powiedzieć.
-Hej, miło was poznać – powiedziałam nieśmiało, ale chyba dość poprawnie
-Ciebie również – powiedział Gustav i z uśmiechem wyciągnął do mnie rękę
-Cała przyjemność po naszej stronie – tym razem odezwał się Georg, tyle, że on, w przeciwieństwie do basisty, pochylił się i, jak to w dawnych czasach, pocałował mnie w rękę. Zaśmiałam się, jednak od razu spojrzałam na Billa – myślałam, że zamorduje swojego przyjaciela wzrokiem, a po chwili, kiedy był pewny, że ich nie słucham, usłyszałam cichy, złowrogi szept
-Dobrze ci radzę, hamuj się…
-To co, siadamy? – Tom jak zwykle nie zauważał niczego – Skoro nasi przyjaciele nas odwiedzili, to na pewno się rzucą na jakiś obiadek…
-A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w d… - Gustavowi nie spodobał się najwyraźniej pomysł z fundowaniem obiadu sześciu osobom.
- A co, żałujesz nam? Czyżby wielkiego pana perkusisty nie było stać… - w tym momencie, nie wiem jakim sposobem, zobaczyłam Toma krążącego między stolikami, uciekającego przed rozpędzonym Gustavem.
-Zaraz zobaczysz na co mnie stać…! – wrzeszczał perkusista, usiłując przecisnąć się między dwoma stolikami
-Aż nie mogę się doczekać! – odkrzyknął mu Tom, robiąc zręczny unik przez lecącym od strony basisty widelcem.
-Dołóż mu, dołóż mu!!! – stojący koło nas Georg postanowił wspierać mentalnie Gustava
-Tom, uważaj!!! – darł się Bill. Lekko zmieszana spojrzałam na Majkę
-Jak dzieci… - powiedziałyśmy jednocześnie i śmiejąc się pod nosem skierowałyśmy się do najbliższego sześcioosobowego stolika. Siedząc obserwowałyśmy latające ze wszystkich tron sztućce, serwetki i wszystko inne co było pod ręką, a nadawało się do rzucenia.
-Przecież oni nas za chwilę stąd wywalą… - powiedziałam załamana do przyjaciółki
-Ty się tylko módl, żeby żadnym z obecnych tu gości się żaden paparazzi nie okazał, bo jak takie zdjęcia się gdziekolwiek ukażą… - Majka zdecydowanie miała rację, bo w tym momencie cała restauracja przyglądała się poczynaniom naszej kochanej czwórki. Hm… cała restauracja to znaczy para staruszków i mała dziewczynka z psem. Na szczęście było dość pusto. Znów spojrzałam w stronę chłopaków. Bill i Georg zdawali się być bardzo przejęci tym, co dzieje się przed nimi. Georg podskakiwał w miejscu i darł się na całe gardło, a Bill, nie pozostając mu dłużnym w okrzykach, stał robiąc wielkie oczy i uważnie obserwował ruchy brata. jak go znam, to właśnie powtarzał sobie zasady pierwszej pomocy, tak na wszelki wypadek. W pewnym momencie walka dwóch muzyków przeniosła się zdecydowanie za blisko naszego stolika. I kiedy Gustav już prawie dogonił Toma (obrywając przy tym leżącą na barku cebulą), gitarzysta postanowił ratować się ucieczką koło stolika. Jedynym problemem było to, że na jego drodze pojawiły się moje kule. Tak więc oczywiście zahaczył o nie i… ŁUBUDU!!! Runął jak długi na ziemię. Majka krzyknęła, euforia dwójki niebiorącej udziału w bitwie sięgnęła zenitu, a Gustav, widząc swoją przewagę już stanął nad Tomem , wymachując warkoczem czosnku i kiedy już miał coś triumfalnie powiedzieć…
-A co się tu wyprawia?! – wszyscy jak na komendę obróciliśmy się w stronę drzwi, skąd dochodził złowrogi głos. Szlag. Dyrektor. – Panie! Zostaw pan ten czosnek jeszcze coś się komuś stanie! Chciałby pan tak dostać czosnkiem?! – straciłam rachubę czy to było na poważnie, czy dla jaj – A ten co tak leży na posadzce, krzesełka niewygodne?! Podnoś się pan, to nie jest sanatorium, co by się tak wylegiwać! I spokój ma być! – facet poczekał aż Gustav odłoży wspomniany już czosnek, Tom podniesie się z ziemi i cała czwórka grzecznie usiądzie przy stoliku. po tym wyszedł.
-Jeszcze cię dorwę, przygotuj się… - złowrogi szept perkusisty. czyli, że walka jeszcze się nie skończyła. No jak dzieci… Nie. Gorzej.
-Dziewczyny, przygotujcie się, to na pewno nie był jednorazowy wybryk – zagadnął nas Bill
-chcesz nam przez to powiedzieć, że takie zachowanie w waszym przypadku jest normalne? – zapytała Majka, a w jej głosie wyczułam lekką panikę
-Całkowicie
-W 100%
-Norma
Tak oto dowiedziałyśmy się, że nie dość, że będziemy prawdopodobnie musiały użerać się z masą dziennikarzy, to jeszcze na głowie mamy czwórkę kompletnie nieobliczalnych muzyków.

73. Przyjaciele

- Alien sucht Liebe, deine Liebe… - Byłem w tak dobrym nastroju, że aż na chwilę powróciłem do starego nawyku podśpiewywania w samochodzie. No bo przecież wszystko szło zgodnie z planem! Moja ukochana przestała się nie mnie gniewać, do tego spędziliśmy całą noc z moim pokoju jedząc nieprzeliczone ilości lodów i generalnie cały czas byliśmy zajęci bardzo kulturalną rozmową. Czuję, że także pod względem intelektualnym znalazłem idealną partnerkę dla siebie. Zawsze do tej pory, jak spodobała mi się jakaś dziewczyna i kiedy tylko ja zaczynałem mówić jej różne ciekawostki, albo opowiadać o mamie, nie wiem dlaczego od razu znajdowała milion rzeczy, które musi zrobić natychmiast i na tym nasza znajomość się kończyła. A przecież w związku dwojga ludzi bardzo ważne jest, aby poza wiadomym uczuciem, można było czasem po prostu porozmawiać, dowiedzieć się czegoś… Bo ja generalnie bardzo dużo czytam (już to mówiłem?) i chętnie dzielę się zgromadzonymi informacjami. Tak z drugiej strony, to mam nadzieję, że mój brat nie zrobił niczego głupiego. Znam go dość długo, i chociaż tyle razy mówiłem mamie, że powinna z nim przeprowadzić poważną rozmowę na temat tego, jak traktuje dziewczyny, on dalej robi swoje. A biorąc po uwagę fakt, że całą noc spędzili w pokoju dziewczyn… Mam przeczucie, że bynajmniej nie czytali tam książek.
Powinienem się trochę pospieszyć. Samolot chłopaków ląduje za jakieś 15 minut, a z doświadczenia wiem, że to oznacza, iż za pół godziny będę miał możliwość, aby ich przywitać. a z tego, co mówi mój (a właściwie Zuzy) przewodnik, to do lotniska został mi jeszcze kawałek. Dlaczego nie mam tu swojego Audi?! Tom wypożyczył jakieś średniej klasy auto, żeby nie rzucać się za bardzo w oczy (z drugiej strony jest to dobrze przemyślana strategia – więcej osób spogląda na luksusowe Ferrari, niż przeciętnego Forda) . I jeszcze te ograniczenie prędkości… Z jednej strony to zrozumiałe, przecież bezpieczeństwo jest najważniejsze! Ale z drugiej, przyzwyczajony do niemieckich autostrad, jakoś nie mogłem zmusić się do tego, by trzymać się przepisowych 50 km/h. tak rozmyślając stwierdziłem, że zadzwonię do Zuzy. Odebrała po pierwszych sygnałach
-Halo? – zdecydowanie inny ton niż podczas wczorajszej rozmowy telefonicznej. to dobrze
-Hej kochanie. Co słychać? – powiedziałem jak gdyby nigdy nic, jednocześnie bardzo gwałtownie hamując, chcąc przepuścić stojącą na poboczu staruszkę
- A OK, właśnie skończyłam ogarniać trochę wasz pokój. jak można dopuścić do takiego stanu?
- Jesteś aniołem. A poza tym, to nie ja, tylko Tom – przecież nie może uważać, że jestem bałaganiarzem! Bardzo dbam o porządek, ale mając brata, który rzuca rzeczy gdzie popadnie, jest to dość trudne zadanie.
- Odebrałeś już chłopaków?
-Jeszcze nie, właśnie podjeżdżam na lotnisko.
-wiesz, trochę się stresuję przed tym spotkaniem z nimi… W końcu to wasi najlepsi przyjaciele… - powiedziała niepewnie
-I właśnie dlatego jestem pewny, że świetnie się dogadacie. Nie martw się – w sumie mam taką nadzieję. Przecież, gdybym musiał wybierać między przyjaciółmi i zespołem a dziewczyną… Nie, niemożliwe.
-Obyś miał rację. To, leć, bo się spóźnisz. Wracaj szybko.
-Do zobaczenia – i podczas niezwykle poprawiającej humor pogawędki dojechałem na lotnisko, i, choć graniczyło to z cudem, znalazłem wolne miejsce parkingowe. Jednak zanim wysiadłem z samochodu, przypomniałem sobie słowa mamy, że ludzie o naszej pozycji muszą niezwykłą wagę przywiązywać do zachowywania prywatności. Kiedyś nie bardzo się tym przejmowałem, jednak w naszej obecnej sytuacji doszedłem do wniosku, że nie tłum fanów pod lotniskiem jest ostatnią rzeczą, na jaką w tej chwili mam ochotę. Tak więc posłusznie ubrałem czapkę, okulary przeciwsłoneczne i moją ulubioną chustkę Versace. Mogę iść. Lotnisko w Austrii na szczęście nie jest zbyt duże, a dodając do tego fakt, że w przewodniku dokładnie opisali najkrótszą drogę na terminal przylotów, już po chwili stałem pod zamkniętymi drzwiami czekając na chłopaków. Wiem, że to Tom powinien tu być w tej chwili, bo to on zdeklarował się do załatwienia tej części planu, ale po dłuższej chwili namysłu doszedłem do daleko idących wniosków, a mianowicie, że Tom nie będzie zachwycony jak o ósmej rano wpadnę do pokoju i bez ceregieli wsadzę go do samochodu. Dlatego też ja tu jestem. Co by honor brata uratować. Stałem sobie spokojnie, aż nagle….
-a widzisz, mówiłem ci, że któryś jednak się po nas pofatyguje? – tylko Georg mógł wypowiedzieć to zdanie. Odwróciłem się i rzeczywiście, zobaczyłem pozostałych dwóch członków naszego zespołu zmierzających w moją stronę
-No biorąc pod uwagę fakt PODOBNO poznania jakichś niesamowitych dziewczyn, to rzeczywiście trochę dziwne… - Gustav nie pozostawał mu dłużny.
-Też się cieszę, że was widzę – w sumie to naprawdę fajnie, że przyjechali
-No, reakcja prawidłowa. Cześć stary
-A gdzie ta niesamowita, cudowna, sexy piękność? – basista wyglądał na rozczarowanego, widząc na lotnisku tylko mnie
-Spokojnie, wszystko w swoim czasie.
-To znaczy?
-Poznacie się w hotelu
-Czekam z niecierpliwością… - powiedział to takim tonem, że miałem ochotę walnąć go prosto w twarz.
-Jeden głupi wybryk… - wycedziłem przez zęby
-Luz, Kaulitz. Nie znasz mnie? – uśmiechnął się cwaniacko i całą trójką poszliśmy do samochodu. W drodze przez lotnisko ucięliśmy sobie kurtuazyjną pogawędkę, a kiedy tylko doszliśmy na parking i otworzyłem auto…
-No chyba sobie jaja robisz! – Gustav krzyknął z niedowierzaniem
-co ci się znowu nie podoba?
-Naprawdę jeździsz tym rzęchem? – no tego już za wiele! Nie dość, że jeden robi sobie jakieś idiotyczne żarty na temat mojej dziewczyny, to drugie teraz zamierza krytykować wszystko naokoło! a mówią, że to nam sława uderzyła do głowy! zawsze powtarzam, że tabloidy kłamią.
-To co, jedziesz tramwajem? – odpowiedziałem z przekąsem, na co ujrzałem środkowy palec basisty skierowany w moją stronę. Po chwili jednak obaj załadowali swoje rzeczy do środka i ruszyliśmy. Pierwsze pięć minut jazdy odbyło się bez najmniejszych komplikacji, lecz następnie to co nas czekało, to jeden wielki, ogromny gigantyczny korek. Czy naprawdę nic nie można na to poradzić! Odkąd sięgam pamięcią ludzkość boryka się z problemami zbyt dużego ruchu ulicznego. i serio nic się nie da zrobić? Co za społeczeństwo, wszystko im trzeba tak czarno na białym… gdyby to ode mnie zależało…
-No ku*** naprawdę tak ciężko jest wybudować tutaj autostradę?!
-Geo, przypominam ci, że Niemcy są jedynym krajem, w którym już w 1933 roku zaczęła powstawać pierwsza…
-Tom miał rację, że ty się serio tych przewodników na pamięć uczysz… - czyżby to oznaczało, że Tom ucina sobie miłe pogawędki z Georgem, których tematem jestem ja? Bosko.
-Chcecie paluszka? – wypalił Gustaw z pełnymi ustami, podając nam z tylnego siedzenia na wpół pustą paczkę solonych paluszków. Obaj spojrzeliśmy  na niego z politowaniem…
-Nie, dzięki, na zdrowie – odparł zrezygnowany Georg. Jak mi tego brakowało…