-Prosimy zapiąć pasy. Za chwilę
rozpocznie się lądowanie. – jak ten czas szybko przeleciał. Jeszcze przed
chwilą moje serce było rozdarte z bólu, podczas kłótni z moją ukochaną (jakież
to poetyckie) a teraz dolatujemy z powrotem do Los Angeles. Nawet nie
zauważyłem, kiedy zleciał cały lot. Dobrze, że mieliśmy bezpośrednie połączenie
lotnicze do Austrii i zaopatrzyłem się w niemalże całą dyskografię Aerosmith na
IPodzie. Miałem też dosyć ciekawą książkę (chociaż zakończenie zdecydowanie
mnie rozczarowało). Mimo tego natłoku jakże ciekawych zajęć, rozmyślałem także
sporo o Zuzannie, bo nawet nie miałem pewności, na czym stoimy. Fakt, ostatnia
rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych i jestem pewny, że ona czuje się
teraz równie paskudnie jak ja, ale chyba sprawy nie zaszły tak daleko, żeby
mówić o końcu znajomości. No, ja mam nadzieję, bo w przeciwnym wypadku chyba
zwątpię w ludzkość i wstąpię do klasztoru. Ale, przy najbliższym spotkaniu,
będziemy musieli wyjaśnić sobie parę spraw. Przede wszystkim, ja żądam (!) zaprzestania
jakichkolwiek kontaktów z jej strony z tym bufonem. I to jest mój warunek
niepodważalny. Jakbym tylko spotkał gościa… Ale wiem, że muszę pohamować nerwy
– mama zawsze powtarza, że nie wolno dać ponieść się emocjom w gniewie. Zawsze
trzeba trochę odczekać, bo jeszcze będzie się żałowało swoich czynów,
dyktowanych zdenerwowaniem. Spojrzałem w lewo – Tom już od dobrych dwudziestu
minut grał w jakąś idiotyczną grę na swoim IPhonie
-No dalej… Jeszcze kawałek… - chyba
mówił sam do siebie. To zdecydowanie źle. Takie objawy nigdy nie wróżą niczego
dobrego-Tom? Mówisz do telefonu…
-No zabij go…! No teraz…! Ku*wa! – zajrzałem mu przez ramię i dostrzegłem jakiś miniaturowy zamek i rycerza (to chyba nim sterował), który staczał się z góry – I co zrobiłeś idioto?! Przez ciebie muszę to przechodzić jeszcze raz!
-Ale jak to przez mnie? Ja tylko zapytałem…
-I w tym cały problem, braciszku. Przestań zadawać pytania! – nie wiem kompletnie o co mu chodziło, ale już się nie dopytywałem, a Tom powrócił do gry. Jednak nie nagrał się chłopak za bardzo, bo po chwili wylądowaliśmy. Chcąc, nie chcąc, musiał wyłączyć odbiornik i niechętnie doczłapał się do wyjścia. Kiedy mnie minął usłyszałem jednak:
-Ja go jeszcze dopadnę… - od nigdy nie wydorośleje. Muszę w końcu zadzwonić do mamy i zapytać się, co można z tym zrobić, bo w końcu to ja z nim mieszkam i to ja jestem za niego odpowiedzialny. Nie darowałbym sobie, gdyby przez mnie ( a właściwie, przez moje niedopatrzenie), popadł np. w uzależnienie. Po chwili już, właściwie bez żadnych przygód, odebraliśmy swój bagaż i zaczęliśmy zmierzać z lotniska w kierunku postoju taksówek. Od razu dało się wyczuć różnicę klimatu między naszym kochanym L.A.. a Austrią. Kiedy zacząłem układać sobie w głowie scenariusz mojego spotkania z Zuzanną, daleko przed nami ujrzałem, wydawało mi się, jakby znajomą postać…
-Tom…!
-Czego? – burknął jak zwykle. Ja nie wiem, czy on naprawdę ma głowę tylko po to, żeby mu nie padało do środka?
-Chwila… - uważniej przyjrzałem się tamtej osobie. Jeszcze przez chwilę myślałem, jednak zaraz już miałem pewność. – Zaraz wracam – warknąłem (Tom aż wytrzeszczył oczy ze zdumienia, gdy usłyszał mój ton), rzuciłem walizkę na ziemię i zdecydowanym krokiem podszedłem do przodu
-Bill, co ty…? – Tom nadal niczego nie rozumiał
-Ej, ty! – wrzasnąłem, a ten cały Martin wreszcie się odwrócił. Zdumiał się na mój widok, jednak swoim małym mózgiem chyba nie wyczuł mojego wrogiego nastawienia
-Czy my się znamy…? – zapytał niepewnie, z uśmiechem na twarzy, czym zdecydowanie nadwyrężył moje nerwy do granic wytrzymałości. Podbiegłem do niego, wziąłem dość spory zamach i wbiłem swoją pięść prosto w jego nos, tak, że mój przeciwnik od razu stracił równowagę i runął na ziemię.
-Ty idioto… Co to ma być?! Za co?!
-Za co?! Za co?! Już ja ci powiem za co! – zacząłem znów iść w jego stronę, jednak poczułem, jak ktoś wykręca mi ręce do tyłu i usiłuje powstrzymać przed kolejnym atakiem
-Bill, uspokój się! – Tom usiłował coś do mnie mówić, jednak nic do mnie nie docierało. Trochę przestałem się wyrywać, jednak znów zwróciłem się do zwijającego się z bólu Martina
-Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzał. Jeżeli jeszcze raz zobaczę, jak przystawiasz się do mojej dziewczyny…!
-Mówisz o Zuzie…?
-Zamknij się! Ja mówię!
-Bill…
-Tom, ty też się zamknij! Więc, jeżeli jeszcze raz dotrze do mnie, że w jakikolwiek sposób usiłowałeś się z nią skontaktować… I nie obchodzi mnie jak! Telefonem, mailem czy czymkolwiek innym, to obiecuję ci z tego miejsca, że popamiętasz, z kim zacząłeś!
-Ale ja nie wiedziałem, że ty i Zuza…
-To teraz już wiesz! Więc jeśli jeszcze raz zobaczę cię koło niej… To cię własna matka nie pozna!!! – i odepchnąłem Toma, jeszcze raz obdarzyłem tego leżącego na ziemi robaka pogardliwym spojrzeniem i zacząłem wracać do miejsca, gdzie została moja walizka. Aż się nie poznawałem, ale w tej chwili naprawdę nie obchodziło mnie to, co o moim zachowaniu pomyślała by moja mama, babcia czy ktokolwiek inny. Teraz to ja się boję reakcji Zuzy na wiadomość, że pobiłem tamtego frajera, bo znając ją, nie będzie tym zachwycona… Szedłem dość szybko, nie oglądając się za siebie…
-Bill, no poczekaj chwilę…! – i Tom mnie dogonił – Ja pierniczę, braciszku, nie poznaję cię! Chyba dorastasz! Twoja pierwsza bójka o dziewczynę – no normalnie jestem z ciebie dumny!
-Zamknij się – powtórzyłem, ale tym razem byłem już po prostu trochę znudzony jego idiotycznymi komentarzami. Coś tam jeszcze mówił, ale moją uwagę przykuło tylko ostanie zdanie:
-Dobra, to dzwonię do dziewczyn i ustalamy miejsce spotkania! – był tak podekscytowany, że normalnie nie zdziwiłbym się, jakby zaraz odfrunął ze szczęścia. – Halo?... No hej mała… Wylądowaliśmy… Jaka akcja… Twoja przyjaciółka nie wie, co tu się działo… Później ci wyjaśnię… W hotelu…? W restauracji…? To za godzinę… Czekam na ciebie. – i odłożył słuchawkę. – Nie łam się, braciszku! Jak się dziewczyna dowie, że się o nią biłeś, to od razu się pogodzicie, albo nie nazywam się Tom Kaulitz! – mój brat nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo chciałbym, żeby to co mówi, to była prawda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz