Uploaded with ImageShack.us

sobota, 1 grudnia 2012

67. Znów na stoku.


-Młody, raczej ty teraz wymyśl coś takiego, żeby ta dziewczyna padła ci w ramiona ze szczęścia, bo jak nie, to czarno to widzę… - Chyba nie doceniałem powagi sytuacji. No, bo ja oczywiście nigdy w takiej sytuacji nie byłem. Nie wyobrażam sobie, żeby dziewczyna mogła się obrazić na Toma Kaulitza. A na jego młodszego brata to już owszem.
-Ale co ja mam… - a ten debil jak zwykle nic nie wie. Czy ja go będę musiał prowadzić za rączkę przez całe życie?!
-Mózgiem rusz, chociaż raz w życiu! Już! – byłem dość stanowczy, więc  Bill spojrzał na mnie z przerażeniem i kiedy już odwrócił się, żeby wyjść i, zapewne, obmyślić jakąś powalającą strategię przeprosin Zuzy, Maja rzuciła:
-Możesz zadzwonić do mamusi – i zaczęła się śmiać, ale tamten ćwok już tego nie usłyszał. Spojrzałem na nią z rozbawieniem:
-Czyżbyś śmiała się z mojego brata?
-No co ty – odpowiedziała, a ja utonąłem w głębokim spojrzeniu jej pięknych, kasztanowych oczu. Tak bardzo mi jej brakowało. No wiem przecież, że byłem tam z przyjaciółmi ( i moim pożal się Boże bratem) i miałem naokoło tysiące dziewczyn gotowych oddać wszystko, żebym tylko zaszczycił je spojrzeniem (czemu się akurat nie dziwię), ale tego zdecydowanie nie można porównywać do tej chwili. Chyba powinienem teraz powiedzieć coś inteligentnego, ale kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. No w sumie wypadałoby gdzieś dziewczynę zaprosić, ale jak znam Maję, to wcale nie będzie miała teraz ochoty na jakąś kolacyjkę.
-To, co, będziemy tu tak stać? – wyrwał mnie z zamyślenia glos mojej ukochanej.
-Y… no… - Tom, ogarnij się! – Chyba nie masz w tej chwili ochoty na siedzenie w restauracji, prawda? – mimo wszystko zapytałem, a ona uniosła brwi, co jednoznacznie oznaczało, że moje pytanie jest lekko nie na miejscu. – Tak też myślałem…
-Ależ oczywiście – i znów zaczęła się śmiać, ale tym razem nie mogłem zrozumieć dlaczego
-Coś nie tak?
-Nie, nie, kontynuuj
-Więc tak myślałem, że w sumie jest jeszcze parę trików na desce, których nie zdążyłem ci wcześniej pokazać… - nawet nie byłem w stanie dokończyć zdania, kiedy moja towarzyszka z radością zaklaskała w ręce. Czyli pomysł był genialny (bo był mój, oczywiście). Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że skądś znam ten gest. I że ma coś wspólnego z moim bratem, i pewnie z Zuzą… A zresztą, mniejsza.
-Z Zuzką też nie miałam ostatnio okazji do zimowego szaleństwa. To co, poczekasz piętnaście minut? – spojrzałem na nią i stwierdziłem, że rzeczywiście potrzebowała chwili. Nie, żeby wyglądała źle (wyglądała obłędnie), tylko nie wyobrażałem sobie jazdy na snowboardzie w środku zimy, w żakiecie i sukience. Jak na gentelmana przystało (Tom Kaulitz nie może zachować się inaczej) nachyliłem się do niej i szepnąłem uwodzicielsko
-Czekam za piętnaście minut pod wejściem, księżniczko – na co ona uśmiechnęła się tylko i od razu udała do swojego pokoju na górze. Po dłuższym procesie myślowym stwierdziłem, że nie będę tak stał kwadrans bez sensu, tylko też trochę się za siebie wezmę. Poszedłem więc w stronę pokoju zastanawiając się czy zastane tam mojego brata kretyna. Nie pomyliłem się jednak, gdyż od razu jak wszedłem, zobaczyłem go rozwalonego na swoim łóżku. Myślał.
-Ej, braciszku, ale może chwilę sobie odpoczniesz, co?
-Co? Tom, ale ja nie rozumiem…
-I wcale mnie to nie dziwi. To jak, wymyśliłeś coś? – zaczynało mi się robić żal chłopaka, serio.
-Tak więc rozmyślałem nad tym i mam kilka przewidywanych propozycji… - mówiłem już, że jestem adoptowany?
-No słucham cię. Zabłyśnij.
-Mogę kupić jej wielki kosz kwiatów, zaprosić na uroczystą – to chyba w języku mojego brata oznacza ,,romantyczną” – kolację, zainwestować w komplet biżuterii…
-Nuda, nuda, nuda. To wszystko jest tak oklepane, że mógłbym ci powiedzieć o tym od razu, a ty potrzebowałeś się nad tym pół godziny zastanowić… - cały mój brat. Zaczął się jeszcze trochę nad sobą użalać, jednak nie bardzo zawracałem sobie tym głowę, tylko zacząłem przygotowania do zbliżającej się randki na stoku. Wygrzebałem z dna walizki moją najnowszą, najlepszą i w ogóle najbardziej zajebistą kurtkę, robiąc przy tym nieopisany syf w pokoju (i nie zwracając uwagi na wrzaski tego idioty, że to on będzie musiał później posprzątać), poprawiłem trochę dredy, wziąłem swoją deskę i zostawiając mojego brata, który znów zaczął myśleć, zacząłem iść na dół. Miałem jeszcze kilka minut czasu, ale wiedziałem, że nie mogę pozwolić, żeby to dziewczyna na mnie czekała. Tak więc doszedłem na umówione miejsce i czekałem. Pięć minut, dziesięć, piętnaście… Cholera. Ja rozumiem, że dziewczyny mają coś takiego, że zawsze muszą się spóźnić, ale może bez przesady, co? Trzeba znać jakąś granicę! Kiedy postanowiłem, że nie będę dłużej czekać i chyba osobiście się do niej pofatyguję, moim oczom ukazała się moja dziewczyna. Miała na sobie ciemnozielone spodnie narciarskie i kurtkę w podobnym odcieniu, i mogę stwierdzić, że niemalże dorównywała mi wyglądem.
-Tom! Przepraszam, że tak długo, ale rozumiesz…
-Rozumiem, chodź – złapałem ją za rękę i razem zaczęliśmy iść w stronę stoku. Nawet nie byłem już taki wkurzony faktem wystawania ze dwadzieścia minut pod hotelem jak ten debil. Idę na stok z piękną dziewczyną, którą ponownie zamierzam olśnić swoimi nieopisanymi zdolnościami jazdy na desce… Życie jest piękne!
-Opowiesz mi wreszcie, jak wam poszedł ten cały koncert? – to chyba nawet nie była pretensja, kurde… Dziewczyna nie robi bezsensownych awantur… Niesamowite.
-Nie sądziłem, że cię to interesuje – śmiech – Było świetnie, jak zwykle, tyle pięknych dziewczyn usiłujących dostać mój autograf… - z trudem powstrzymałem chichot, a obok siebie usłyszałem ciche, wymowne chrząknięcie.
-Kaulitz…
-Co tam?
-Jak ja się dowiem… - uwielbiam się z nią sprzeczać. To zdecydowanie nie przypomina awantur Billa z Zuzką. Coraz bardziej zaczynam mieć wrażenie, że ta dziewczyna go zmienia. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się tak zachowywał. Ale co tam…
-Nie masz o czym się dowiadywać – i cmoknąłem ją w policzek na znak, że naprawdę nic nie zaszło. I można to normalnie załatwić? Można. A nie tylko awantury na pół miasta…
-Masz szczęście. Myślisz, że ta dwójka się pogodzi?
-Mój brat i twoja przyjaciółka? Jasne, że tak. Daj mu chwilę, on tak naprawdę nie jest taki głupi na jakiego wygląda. Jutro znowu będą zakochani, believe me. – podczas tej jakże przyjemnej pogawędki doszliśmy na stok. Nie ukrywam, że nie było lekko (niosłem dwie deski, ale przecież nie mogłem pozwolić, żeby Majka sama ją dźwigała!), ale udało się. Poszliśmy do stoiska z karnetami
-Dzień dobry, dwa karnety na cały dzień proszę
-Tom… Ale nie musisz… - nie, żebym się przechwalał czy coś z tych rzeczy, ale wydaje mi się, że studenci to na pieniądzach nie śpią, a ja owszem, więc nawet nie ma dyskusji, kto płaci. A poza tym, to moja dziewczyna, ja ją zapraszam i to powinno być oczywiste.
-Za to nie policzę ci nic za lekcję – wybuchła śmiechem, więc było OK. Kiedy otrzymaliśmy karnety, poszliśmy prosto na wyciąg. Österreich, ich bin zurück!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz