-Bill kretynie otwórz te gały do cholery ciężkiej-usłyszałem i niechętnie otworzyłem oczy żeby spojrzeć na Toma-jedyną osobę, która ma niekonwencjonalne sposoby budzenia ludzi podejrzewam, że gdyby miał okazję budzić Maję zrobiłby to w bardziej delikatny sposób…
-co się stało-rozejrzałem się dokoła próbując ogarnąć gdzie jesteśmy i co właściwie się stało
-jest czwarta rano czasu amerykańskiego i jesteśmy w LA-oznajmił Tom-w związku z tym zbieraj te swoje kościste cztery litery i idziemy na lotnisko
-ale Tom…
-ty mi tutaj nie Tomuj tylko się zbieraj!-powiedział ostro i udał się w stronę wyjścia z samolotu
-Tom ale jak my się do domu dostaniemy?-zapytałem
-no jak to jak? W główkę się uderzyłeś?-zapytał z ironią- jest coś takiego jak samochód i czeka na nas na parkingu…
-nie nie o to chodzi bo my nie mamy kluczy-powiedziałem szykując się na atak z jego strony
-jak to nie mamy kluczy?-zapytał jeszcze ostrzej
-no bo no ty powiedziałeś, że ty to znaczy my-zacząłem się jąkać próbując się pozbyć z gardła wielkiej guli, która zaczęła tam rosnąc ze zdenerwowania
-no wyduś to z siebie człowieku!
-bomojekluczesąwaustrii!-wyrzuciłem z siebie z prędkością karabinu maszynowego
-co?!
-klucze w austrii w hotelu-powiedziałem a on spojrzał na mnie z żądzą mordu w oczach-proszę nie bij-dodałem szybko
-o nie kochany ja cię nie uderzę-powiedział powoli ale z tonu jego głosu wnioskowałem że raczej nie czeka mnie nic dobrego-ale jeszcze tego pożałujesz dodał i najzwyczajniej w świecie wyszedł a ja powlokłem się za nim starając się wydedukować co miał na myśli i tak o to czterdzieści minut później wylądowaliśmy w dwuosobowym pokoju hotelowym na kupie z Georgem i Gustavem…
-ale no zastanów się musi być jakieś wyjście-Georg chodził po pokoju w kółko zastanawiając się jak włamać się do domu, który był zabezpieczony setką kamer, czujników ruchu, alarmami i innymi antywłamaniowymi ustrojstwami i w którym na stole w kuchni prawdopodobnie leżał klucz Toma
-płot-rzucił Gustav ale ja tylko pokręciłem głową i opadłem na ich dywan piąta rano to nie jest moja pora- zdecydowanie
-to może podkop?-zapytał Georg
-ta jasne podkopiesz się na trzy metry pod płotem i nie zupełnie nikt z sąsiadów nie zauważy-rzucił z ironią Tom
- no ale no musi być jakieś wyjście- powiedziałem a wszyscy na mnie spojrzeli tak jakbym zabił własną matkę(czego nigdy, przenigdy bym nie zrobił!) nagle Tom spojrzał na mnie po czym dodał powoli
-ty, a kto karmi nasze psy jak nas niema?- wyglądał jakby właśnie odkrył jakieś nowe prawo fizyczne spojrzałem na niego i nagle wszystko stało się jasne
-Mary!-krzyknęliśmy obydwoje i nie zważając na zdezorientowane miny chłopaków pognaliśmy w stronę drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz