Uploaded with ImageShack.us

wtorek, 21 sierpnia 2012

26. Ja nie umiem jeździć!

Nie podoba mi się to. Ani, cholera, trochę. Co mnie podkusiło, żeby zgodzić się na propozycję jazdy na łyżwach?! Przecież my się oboje zabijemy! Byłam na lodowisku jakieś względne 3 razy w życiu i za każdym razem wyglądało to tak, że barierka była nieodłączną częścią mojej jazdy. Raz nawet sobie skręciłam nadgarstek, a teraz co?! Tak po prostu mam tam iść?! Nie wydaje mi się, żeby Bill zamierzał olśnić mnie swoimi łyżwiarskimi zdolnościami, jednak mimo wszystko, jak się od razu wypierniczę, to będzie taki obciach… Przecież po swojej pierwszej reakcji, jak tylko go zobaczyłam, tak usilnie staram się odbudować swój wizerunek… I jak już mi się wydawało, że jest super… Musiał wyskoczyć z łyżwami, i co?! Jajeczko! Jej… W życiu tak nie histeryzowałam chyba… Ale to jest przecież nic dziwnego! Idę sobie z Billem Kaulitzem (TYM Billem Kaulitzem), i to w JEGO kurtce, na JEGO zaproszenie, słuchając JEGO żartów i rozmawiając z NIM! Ja pierniczę, co to się porobiło… Jestem taka szczęśliwa!!! Ale w sumie moglibyśmy już dojść… Strasznie daleko!
-Daleko jeszcze? – takie zdanie byłam w stanie wypowiedzieć całkowicie poprawnie gramatycznie
-Chyba właśnie zbyt blisko… - odpowiedział dość nieznacznie… O co mu chodzi? Kurczę, takie dziwne uczucie… Właśnie biorę pod uwagę fakt, że znamy się 3 godziny, i że on jest mega gwiazdą światowego formatu i w ogóle… Pewnie po powrocie do Polski będę truć Majce z miesiąc, jaki on jest cudowny i jaka jestem nieszczęśliwa, że się nigdy więcej nie zobaczymy, a on najprawdopodobniej o mnie zapomni, ale raz się żyje! I ja ten raz zamierzam wykorzystać! Przeszliśmy jeszcze jakieś 70 metrów, gdy naszym oczom ukazała się gigantyczna, nowoczesna hala łyżwiarska. Tia… Zaczyna się
-Gotowa? – uśmiechnął się. Coraz mniej przypominał taką straszną ciapę… No, ok, jak był a pobliżu Tom, Bill od razu jakby tracił pewność siebie czy coś… Czyżby moja obecność… Taak, jasne… Pomarzyć każdy może.
-Szczerze? Ani trochę! – i mówiąc to poczułam, że tracę równowagę! Prawie wyłożyłam się na lodzie, lecz Bill złapał mnie w ostatniej chwili! Dlaczego, do jasnej cholery, on już się 3 razy wywalił, mi właśnie groził drugi raz! To jest jakaś paranoja…
-A teraz? Wiesz, moja mama zawsze mówi, że nie można bać się nowych wyzwań i podejmować ryzyko… Oczywiście w miarę rozsądku..! Bo wiesz, jak mama mi powiedziała… - Czy ja coś mówiłam o zaprzestaniu bycia ciapą? Zdecydowanie za dużo uwagi poświęcał swojej matce. Mamusia to, mamusia tamto… Ale z drugiej strony, taki jego urok! Jak na kulturalnego faceta przystało, obstawiam, że mamusia go tego nauczyła…, otworzył przede mną drzwi i weszliśmy do środka. Podeszliśmy do kasy i tu zaczęły się schody. Kasjerka rozumiała tylko niemiecki. Ale niestety, ,,rozumiała” to za duże słowo… Potrafiła sklecić kilka zdań… Nawet ja umiem ten język lepiej! No ale biorąc pod uwagę fakt, że Bill jednakowoż posługuje się niemieckim bardziej biegle niż ja, on został jednogłośnie oddelegowany (kategoryczne: ,,Idź!”) do załatwienia wejściówek
-Dzień dobry – tak, kultura musi być. Dziewczyna chyba na początku trochę spanikowała, ale starała się zrobić dobrą minę do złej gry. Ożeż ty… Powiedzonka Billa mi się udzielają…
-Dzień dobry – dobry początek nie jest zły!
-Chcielibyśmy zakupić dwie wejściówki… - czy ona zwariował! No chyba kalifornijskie słoneczko przygrzało! Z takim słownictwem…?!
-Y… Co? – mina mojego towarzysza – bezcenne. Oczy jak 5 złotych i intensywny proces myślenia…
-Wejściówka. Bilet. ŁYŻWY! – każde słowo bardzo dobitnie i powoli. Ale nie dało to oczekiwanych rezultatów. Dziewczyna stała z głupią miną, a ja całą siłą woli powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem…
-Co?
-ŁYŻWY! – prawie, że wydarł się i ku mojemu wielkiemu zdumieniu zaczął odgrywać scenkę jazdy na łyżwach! W tym momencie, myślałam, ze skończę jak Tom na stoku. Prawie że walnęłam na ziemię, dusząc się ze śmiechu i patrząc, jak Bill udaje jazdę na łyżwach… Ale chyba podziałało, bo dziewczyna jakby zrozumiała o co mu chodzi
-A! – i zaczęła coś mamrotać po swojemu. Na szczęście po chwili dostaliśmy dwie wejściówki, wypożyczyliśmy i udaliśmy się na lód.
-Lepiej nikomu o tym nie wspominać – szepnął, gdy szliśmy.
-Jesteś pewny?
-W stu procentach – uśmiech. Dobra, weszliśmy na lód. Bez paniki, Zuz, dasz radę. Ogarnij się. Tyle wyścigów kolarskich za sobą, a głupie łyżwy mnie przerażają?! Barierka, barierka… Jest! Dobra jest, stoję, dam radę! Oż cholera, czy mi się wydaje, czy Bill właśnie przemknął obok mnie, jadąc jak prawdziwy zawodowiec…? No nie wierzę! Czego jak czego, ale tego to bym się w życiu nie spodziewała! Byłam przecież przygotowana na kolejne genialne popisy, typu wykrzykiwania, że chce do mamy itd… A on jest po prostu niesamowity (nie tylko pod tym względem…)! Kiedy tak posuwałam się powoli, ale do przodu, podciągając się dzięki barierce, podjechał do mnie. Cholera! Jeszcze teraz będzie patrzył, jak ja się meczę! Na pierwszy rzut oka widać było, że jest dumny z tego, że wreszcie coś mu wychodzi.
-Tak, wiem, że twoja mama powiedziałaby, że mam się nie poddawać! – co ja do cholery robię?! Właśnie coś warknęłam do Billa Kaulitza! Nie jest dobrze… Opanuj się, już!
-I że masz mnie słuchać, a ja ci wszystko wyjaśnię… W sensie jazdy na łyżwach – o dziwo moja uwaga na temat mamusi nie zrobiła na nim wrażenia. Wręcz przeciwnie, cały czas się uśmiechał i wyciągnął rękę w moją stronę. O Matko! Dobra, nic takiego… Przecież to nic nadzwyczajnego, jechać sobie za rękę z Billem Kaulitzem na łyżwach! No skąd…! Oczywiście zaraz ją chwyciłam i chociaż miałam bardzo duże opory, po chwili ruszyliśmy.
-Ej, ale wolno! Bez szaleństw, ok? – coraz bardziej miałam, wrażenie, że Tom go ogranicza. Serio. Jakoś tak… Bez niego był zupełnie inny. Dobra, jedziemy, jedziemy… Chyba jednak trochę za szybko, ale daję radę. I kiedy już byłam pewna, że wszystko jest genialnie, poczułam jak tracę równowagę i panowanie nad łyżwami i kiedy już byłam przekonana, że za chwilę walnę twarzą w lód, Bill znów złapał mnie w ostatniej chwili! Miał facet refleks! Spanikowałam, ale on zachował zimną krew i pomógł mi doprowadzić się do pionu. Kiedy stanęliśmy, znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Chyba trochę za blisko… Natychmiast odskoczyliśmy od siebie (od razu złapałam się barierki)…
-Y…
-No więc… tego… - i zapadła taka niezręczna cisza… Staliśmy tak przez chwilę, nie wiedząc, co zrobić. Kurna, musiał się odsunąć?! Pewnie wyjdzie, że jestem głupią, natrętną fanką… Było tak genialnie, a on pewnie stwierdził, że będzie tego dobrego i koniec! No i stoimy jak dwie sieroty… Ale z drugiej strony, jakby mu zależało na szybkim przerwaniu tego wszystkiego, to teraz byłby w trakcie jazdy do mamusi. A on stoi i jakby tez nie wie, co powiedzieć. Czyżby… Nie, za duża wyobraźnia… - No… Tak…
-Chcesz jeszcze jeździć? – chyba starał się, żeby wszystko było OK, ale mimo wszystko, coś się zmieniło
-Szczerze? Ani trochę – tak, coraz swobodniej…
-Czemu mnie to nie dziwi? – uśmiech
-Wiesz, chyba już będę się kierować do hotelu….
-No chyba nie myślisz, że puszczę cię samą? Mama zawsze powtarza, że nie wolno pozwolić, żeby dziewczyna chodziła sama po nocy! – taak… - tak więc, tak szybko się mnie nie pozbędziesz! – tak! I o to mi chodziło! Tak więc po chwili ruszyliśmy pod hotel. Mam tylko nadzieję, że nie wyczytał w tym swoim przewodniku,  że najlepiej jest iść najkrótszą drogą… Ale i tak, dobrze jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz