Czy tylko ja muszę mieć takiego strasznego pecha? W jednej chwili siedzę sobie z najcudowniejszym chłopakiem pod słońcem a jednocześnie moim idolem w przytulnej knajpce na stoku a w następnej muszę znosić towarzystwo mojej nie powiem w tej chwili trochę upierdliwej przyjaciółki. Nie to żebym miała coś przeciwko obecności drugiego Kaulitza i Majki ale bez przesady jeżeli wpadli na ten sam pomysł co my, żeby zrobić sobie przerwę w uczestniczeniu w zimowym szaleństwie to mogli chociaż usiąść daleko i udawać że nas nie znają a tak oto w trakcie uroczej pogawędki na temat naszej przygody ze zmianą pokoju przy okazji której miałam szansę pochwalić się niebywałym sprytem i inteligencją, nagle ni stąd ni zowąd pojawił się Tom i najpierw rzucił na stół Iphona Billa po czym rozsiadł się koło nas a zaledwie dwie sekundy później dosiadła się Maja z maślanymi oczami i głupim uśmiechem na twarzy gapiła się na gitarzystę- oj zdecydowanie się zakochała nie to żebym miała coś przeciwko... ok w każdym razie wracając do tego co mnie zirytowało więc... brat mojego ukochanego wokalisty oświadczył, że nie wieczorem wybierają się na kolacje- to znaczy oczywiście on i Maja a my w tym czasie mamy coś zrobić żeby powstrzymać jego matkę przed przyjazdem nie żeby coś, ale to chyba on powinien się zajmować takimi rzeczami, ja tej kobiety nawet nie znam a poza tym oni mają do cholery jasnej 26 lat a nie pięć no bez przesady nie wiedziałam że można być aż tak nadopiekuńczym. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć, Bill zostawił Tomowi swój telefon, kilkakrotnie zadzwoniła i mama i stwierdziła że ma dosyć życia w ciągłym niepokoju o życia jej ukochanych synów dlatego wsiada w samolot i będzie za cztery godziny, Tom nie wziął początkowo jej gróźb na serio bo podobno już wiele razy tak mówiła ale tym razem naprawdę wsiadła w samolot i za jakieś 2 godziny będziemy mieć ją na karku bo ten debil musiał powiedzieć jej że są w Austrii- boże co się ze mną dzieje, właśnie pierwszy raz wrzuciłam na Kaulitza, ok ok jest sławny, lubię go no nie tak jak Billa... ale to ciągle Kaulitz, co nie zmienie faktu że matka natura nie obdarzyła go taką inteligencja jak Billa... no cóż nikt nie jest idealny no oprócz wokalisty...-dobra muszę z tym skończyć
-to co my do cholery robimy?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Majki- ja rozumiem, że jesteście w ciężkiej sytuacji bo ja szczerze mówiąc nie wiem co bym zrobiła jakby moja matka miała się tu nagle zjawić ale nie zrozumcie mnie źle... znamy się jakieś dwie godziny, my jesteśmy fankami a wy sławnymi rockmanami i tak jakby ta sytuacja robi się zgoła dziwna, my nawet nie znamy waszej matki a poza tym Tom, mieliśmy iść na kolację pamiętasz?
-i pójdziemy a oni-wskazał na nas oczywiście... cwaniak- wszystkim się zajmą
-no chyba ci się coś pomyliło- zabrałam głos pierwszy raz od dłuższego czasu- mam lepszy pomysł, ty ją tu sprowadzasz przez swoje gapiostwo i ty to odkręcisz, nie mam pojęcia jak, jesteś sławny zadzwoń na lotnisko zmień jej lot na no nie wiem do Nowej Zelandii albo do chin byle by tu dziś by dotarła a jak ci się nie uda to my sobie z Billem gdzieś pójdziemy a ty się tym zajmiesz-skrzyżowałam ręce i spojrzałam na Kaulitza z triumfalną miną- nie wiem czemu zachowywałam się jakbym znała ich już jakiś czas, co się stało z zachowaniem piszczącej fanki?
-czy, czy ty właśnie powiedziałaś że my mamy iść na randkę…? -palnął Bill a mnie zamurowało i zrobiło mi się głupio, Boże, co on o mnie pomyśli to jest Bill Kaulitz a ja się przy nim tak zachowuję… no jasne że jest miły zabawny fajny ale jest sławny i równie dobrze może mnie właśnie wyśmiać, stwierdzić że jestem nie normalna i pójść sobie -n..nie nie miałam tego na myśli to znaczy... myślałam że może ty... my- cholera no i właśnie dowiodłam swojego geniuszu
-to szkoda bo właśnie myślałem czy by nie zaprosić cię wieczorem do jakiej restauracji żebyśmy mogli dokończyć tą miłą konwersację która została nam nie kulturalnie przerwana -spojrzał spode łba na Toma a no mojej twarzy pojawił się głupi uśmiech no nie no tylko spokojnie, nie można teraz walnąć nic głupiego
-jasne-powiedziałam z uśmiechem, wiem że to brzmiało trochę głupio ale na wybrnięcie z tej sytuacji znajdzie się czas później na razie trzeba się ewakuować jakby nigdy nic wstałam i pociągnęłam zdezorientowanego Billa za sobą- no to załatwione, Tom wszystko odkręca a my spadamy na stok
-ale ja nie...-Bill próbował protestować
-spokojnie, zawsze można iść na spacer albo pojeździć na jabłuszku- szepnęłam, to miał być żart ale widać Kaulitz zrozumiał to trochę opacznie bo na jego twarzy pojawił się wielki banan i osiem minut później jak dwójka idiotów zaczęliśmy sobie zjeżdżać ze stoku na plastikowych jabłuszkach-jak robić to najlepiej w miłym towarzystwie-to od dzisiaj moje motto życiowe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz