Jak
na razie, jedyna dobra strona naszego pobytu tutaj jest taka, że dotarliśmy na
miejsce, a teraz wreszcie idziemy na stok. Do tej pory nie wiem, jakim cudem
wyciągnąłem mojego brata kretyna, który był przekonany, że cały dzisiejszy
dzień będziemy zwiedzać... Jaki ten człowiek jest naiwny, no naprawdę...
Chociaż w sumie też się trochę stresuję, no bo wiadomo, że ja na desce to nie
mam sobie równych i mogę zakasować wszystkich na stoku, ale Bill... Ten pajac
oczywiście preferuje narty, bo jakby inaczej... No i raczej nie można o nim
powiedzieć, żeby umiał na nich jeździć. Dlatego też, ja zawsze czekam na górze
kilka minut, aż ten ćwok zniknie mi z oczu i dopiero wtedy zaczynam jazdę. I tak
zawsze jestem pierwszy na dole. To jest moja sprawdzona taktyka. Zacząłem ją
stosować od momentu, kiedy jechałem sobie kilka lat temu spokojnie na desce i
nagle co? Bum! Bill stwierdził, że najszybciej znajdzie się na dole, jadąc na
krechę. Zero skrętów, hamowania... I oboje przeturlaliśmy się wtedy w dół
stoku... Nie mówiąc już o moim porysowanym snowboardzie... Dlatego też teraz
jadę za nim !Ale mam nadzieję, że mimo wszystko nic sobie nie zrobi. Nie żebym
się jakoś specjalnie przejmował, tylko wiem, że później matka nie dała by mi
spokoju... Ej, gdzie ten gnom? Przecież szedł tuż koło mnie... Kurna. Czy taka
czynność jak niesienie nart i kijków naprawdę go przerasta? W tej chwili rzucił
jedną nartę i zaczął wracać się po drugą... A teraz kijek zaczął mu zjeżdżać z
góry, a ten palant goni go w butach narciarskich... Nie, nie przyznaję się do
niego, nawet nie ma takiej opcji!
-Jestem,
braciszku, jestem - wysapał z uśmiechem na twarzy, kiedy już zjawił się koło
mnie
-Dłużej
naprawdę się nie dało? - moja irytacja sięgała granic. Spokojnie, tylko
spokojnie...
-Przepraszam
braciszku, ale to naprawdę jest bardzo męczące. Ale jestem! - normalnie cieszył
się jak dziecko. Jeszcze mu nie darowałem mojego Iphone’a, ale rozliczę się z
nim kiedy indziej... Może sam widok Billa usiłującego zjechać z góry
zrekompensuje mi wszystkie straty... Już nie mogę się doczekać!
-Chodź,
ofiaro, idziemy kupić karnety.
-Co..?
- no normalnie z dzieckiem jest się prościej dogadać...
-Karnet.
Taka karta, dzięki której możesz wjeżdżać wyciągiem. Ogarniasz?
-Będziemy
wjeżdżać wyciągiem? - zapytał z głupią miną. No trzymajcie mnie, bo mu coś
zrobię!
-A
co ty, przepraszam, chciałeś pod tą górę podchodzić?
-No...
-Cicho!
To było pytanie retoryczne, nie odpowiadaj. - po tej jakże przyjemnej wymianie
zdań, podeszliśmy do kasy. Kupiłem nam dwa karnety na cały dzień. Jej... To
jest po prostu piękne... Mam tylko cichą nadzieję, że mój brat się gdzieś
zgubi, wtedy będę miał wolną rękę... Nie ma opcji, żadna dziewczyna nie oprze
się takiemu seksownemu, inteligentnemu i wogóle genialnemu snowboardziście. -
Chodź. Idziemy na wyciąg. Już. - powiedziałem, bo miałem nieodparte wrażenie,
że mój brat intensywnie myśli, jakby się tu wymigać. Kiedy podeszliśmy do
kolejki, zaczęły się schody. Bill musiał założyć narty. Ja swoją deskę od razu
elegancko przypiąłem, stanąłem i zacząłem patrzeć na wyczyny tego idioty.
Wywalił się przy tym z pięć razy, więc trwało to dobre kilka minut, a później
usłyszałem:
-Już,
Tom, gotowe! - i jak zwykle wielki banan na ryju.
-No
brawo, dajmy ci za to medal - rzuciłem sarkastycznie
-Serio?
-Nie.
Chodź już. - na szczęście rano nie było jeszcze kolejki więc bez trudu
dostaliśmy sie do elektrycznych bramek pod wyciągiem. Zadowolony skasowałem
swój karnet i zacząłem się rozglądać. Po prawej - mój brat idiota, który nie
ogarnął jeszcze faktu, że musi wyjąć karnet z kieszeni, żeby czytnik mu go
zauważył, więc cały czas przystawiał rękę do monitora i był niezwykle
zdziwiony, dlaczego nic się nie dzieje. Po lewej - piękna snowboardzistka, która
uśmiechała się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech i już chciałem zacząć używać
swojego uroku osobistego, gdy nagle usłyszałem przerażające wycie:
-TOOOM!!!
- ten to ma wyczucie! - To nie działa!!!
-Czego?!
- musiałem odwrócić się od dziewczyny, która po chwili, jak kątem oka zdołałem
zauważyć, odwróciła się i wsiadła na wyciąg. Spojrzałem na Billa. Cały czas
mocował się z karnetem. - Daj to ćwoku. - wyjąłem karnet z jego kurtki,
skasowałem go i mógł przejść na drugą stronę
-Naprawiłeś!
- y... nie skomentuję... Mimo wszystko wsiedliśmy na wyciąg i zaczęliśmy jechać
na górę. Oj, będzie ciężko...
O mamo, nie mogę xd Bill to zdecydowanie najbardziej ciekawa postać. Moja mama patrzyła się na mnie dziwnie, bo śmiałam się do komputera :P Freiheit
OdpowiedzUsuń