Uploaded with ImageShack.us

środa, 27 czerwca 2012

11. To będzie dłuuuugi dzień


Jak na razie, jedyna dobra strona naszego pobytu tutaj jest taka, że dotarliśmy na miejsce, a teraz wreszcie idziemy na stok. Do tej pory nie wiem, jakim cudem wyciągnąłem mojego brata kretyna, który był przekonany, że cały dzisiejszy dzień będziemy zwiedzać... Jaki ten człowiek jest naiwny, no naprawdę... Chociaż w sumie też się trochę stresuję, no bo wiadomo, że ja na desce to nie mam sobie równych i mogę zakasować wszystkich na stoku, ale Bill... Ten pajac oczywiście preferuje narty, bo jakby inaczej... No i raczej nie można o nim powiedzieć, żeby umiał na nich jeździć. Dlatego też, ja zawsze czekam na górze kilka minut, aż ten ćwok zniknie mi z oczu i dopiero wtedy zaczynam jazdę. I tak zawsze jestem pierwszy na dole. To jest moja sprawdzona taktyka. Zacząłem ją stosować od momentu, kiedy jechałem sobie kilka lat temu spokojnie na desce i nagle co? Bum! Bill stwierdził, że najszybciej znajdzie się na dole, jadąc na krechę. Zero skrętów, hamowania... I oboje przeturlaliśmy się wtedy w dół stoku... Nie mówiąc już o moim porysowanym snowboardzie... Dlatego też teraz jadę za nim !Ale mam nadzieję, że mimo wszystko nic sobie nie zrobi. Nie żebym się jakoś specjalnie przejmował, tylko wiem, że później matka nie dała by mi spokoju... Ej, gdzie ten gnom? Przecież szedł tuż koło mnie... Kurna. Czy taka czynność jak niesienie nart i kijków naprawdę go przerasta? W tej chwili rzucił jedną nartę i zaczął wracać się po drugą... A teraz kijek zaczął mu zjeżdżać z góry, a ten palant goni go w butach narciarskich... Nie, nie przyznaję się do niego, nawet nie ma takiej opcji!
-Jestem, braciszku, jestem - wysapał z uśmiechem na twarzy, kiedy już zjawił się koło mnie
-Dłużej naprawdę się nie dało? - moja irytacja sięgała granic. Spokojnie, tylko spokojnie...
-Przepraszam braciszku, ale to naprawdę jest bardzo męczące. Ale jestem! - normalnie cieszył się jak dziecko. Jeszcze mu nie darowałem mojego Iphone’a, ale rozliczę się z nim kiedy indziej... Może sam widok Billa usiłującego zjechać z góry zrekompensuje mi wszystkie straty... Już nie mogę się doczekać!
-Chodź, ofiaro, idziemy kupić karnety.
-Co..? - no normalnie z dzieckiem jest się prościej dogadać...
-Karnet. Taka karta, dzięki której możesz wjeżdżać wyciągiem. Ogarniasz?
-Będziemy wjeżdżać wyciągiem? - zapytał z głupią miną. No trzymajcie mnie, bo mu coś zrobię!
-A co ty, przepraszam, chciałeś pod tą górę podchodzić?
-No...
-Cicho! To było pytanie retoryczne, nie odpowiadaj. - po tej jakże przyjemnej wymianie zdań, podeszliśmy do kasy. Kupiłem nam dwa karnety na cały dzień. Jej... To jest po prostu piękne... Mam tylko cichą nadzieję, że mój brat się gdzieś zgubi, wtedy będę miał wolną rękę... Nie ma opcji, żadna dziewczyna nie oprze się takiemu seksownemu, inteligentnemu i wogóle genialnemu snowboardziście. - Chodź. Idziemy na wyciąg. Już. - powiedziałem, bo miałem nieodparte wrażenie, że mój brat intensywnie myśli, jakby się tu wymigać. Kiedy podeszliśmy do kolejki, zaczęły się schody. Bill musiał założyć narty. Ja swoją deskę od razu elegancko przypiąłem, stanąłem i zacząłem patrzeć na wyczyny tego idioty. Wywalił się przy tym z pięć razy, więc trwało to dobre kilka minut, a później usłyszałem:
-Już, Tom, gotowe! - i jak zwykle wielki banan na ryju.
-No brawo, dajmy ci za to medal - rzuciłem sarkastycznie
-Serio?
-Nie. Chodź już. - na szczęście rano nie było jeszcze kolejki więc bez trudu dostaliśmy sie do elektrycznych bramek pod wyciągiem. Zadowolony skasowałem swój karnet i zacząłem się rozglądać. Po prawej - mój brat idiota, który nie ogarnął jeszcze faktu, że musi wyjąć karnet z kieszeni, żeby czytnik mu go zauważył, więc cały czas przystawiał rękę do monitora i był niezwykle zdziwiony, dlaczego nic się nie dzieje. Po lewej - piękna snowboardzistka, która uśmiechała się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech i już chciałem zacząć używać swojego uroku osobistego, gdy nagle usłyszałem przerażające wycie:
-TOOOM!!! - ten to ma wyczucie! - To nie działa!!!
-Czego?! - musiałem odwrócić się od dziewczyny, która po chwili, jak kątem oka zdołałem zauważyć, odwróciła się i wsiadła na wyciąg. Spojrzałem na Billa. Cały czas mocował się z karnetem. - Daj to ćwoku. - wyjąłem karnet z jego kurtki, skasowałem go i mógł przejść na drugą stronę
-Naprawiłeś! - y... nie skomentuję... Mimo wszystko wsiedliśmy na wyciąg i zaczęliśmy jechać na górę. Oj, będzie ciężko...

1 komentarz:

  1. O mamo, nie mogę xd Bill to zdecydowanie najbardziej ciekawa postać. Moja mama patrzyła się na mnie dziwnie, bo śmiałam się do komputera :P Freiheit

    OdpowiedzUsuń