1. Drastyczna Pobudka
-Wstawaj kretynie! - Były to pierwsze słowa, jakie usłyszałem po przebudzeniu. Otworzyłem leniwie jedno oko, ale rozejrzeć się, co się dzieje. - Nie słyszałeś, mówię do Ciebie! Jeżeli za 5 minut nie będziesz na dole, oficjalnie cię wydziedziczę, i to nie jest żart. - No tak, kochany braciszek. Zawsze sądziłem, że Tom cierpi na bezsenność, ale przynajmniej mógłby nie wyżywać się przez to na innych. Chwila, która godzina? Hm.. 8.30. Co?! 8.30?! Kto normalny wstaje o tej godzinie?! I przewróciłem się na drugi bok zakrywając głowę poduszką, dając bratu do zrozumienia jak bardzo przejmuje się jego rozkazami.
-Bill,
ja nic nie mówię, ale jeżeli w tej chwili nie wstaniesz, twój ukochany MacBook
dostanie darmową lekcję latania z trzeciego piętra. - W trybie natychmiastowym
zerwałem się z łóżka, jednak nie wziąłem pod uwagę faktu, że Tom cały czas się
nade mną nachylał, więc z pełnym impetem przywaliłem w jego pusty łeb,
odtrącając go przy tym i zaraz z triumfem dopadłem do swojego komputera.
-
Ha! - W zwycięskim geście podniosłem rękę do góry, kompletnie nie zwracając
uwagi na zwijającego się z bólu brata.
-Bill,
ćwoku jeden, jesteś taki głupi sam z siebie czy ci za to płacą? Żyjesz jak na
jakimś autopilocie: wstań, podejdź, usiądź. A jak spotykasz na swojej drodze przeszkodę,
to twój mały mózg nie jest w stanie tego przetworzyć!
-Ej,
czy ty mnie właśnie obrażasz?
-Nie,
ja stwierdzam fakt.
-Aha.
- Wzruszyłem ramionami i mocno ściskając swojego laptopa udałem się do
łazienki. Jezus Maria! Spojrzałem w lustro. Co to ma być?! Gwałtownie obróciłem
się w poszukiwaniu mojego najlepszego podkładu, aby chociaż trochę zmienić to,
co patrzyło na mnie z lustra, gdy usłyszałem dźwięk tłuczącego się szkła. Ojtam, ojtam, jak zwykle Tom coś odwala. A
mówi, że to ja jestem głupi... Frajer! Kręcąc z politowaniem głową nad losem
tego pajaca, chciałem wznowić poszukiwania podkładu. Zrobiłem krok do tyłu,
poczułem coś śliskiego... Łup!... Znalazłem się na podłodze, oko w oko z
rozpaćkanym podkładem. Ała! Chyba w trakcie upadku moja głowa miała spotkanie
pierwszego stopnia z umywalką...
-Bill, żyjesz?
-Nie...
- jęknąłem zrezygnowany, pocierając bolące czoło i usiłując wstać z zimnej
posadzki. Kiedy doprowadziłem się do pionu, ponownie odruchowo spojrzałem w
lustro. - O cholibka! To ja?!
-Nie,
twoja babcia. Od zawsze wiedziałem, że Cię podmienili w szpitalu. Ty po prostu
nie możesz być moim bratem - usłyszałem marudzenie dochodzące zza drzwi.
-Przepraszam,
czy mógłbyś ruszyć swoje szanowne cztery litery i załatwić mi nowy podkład?
-Chyba
śnisz. Ale w sumie podkład nie będzie ci potrzebny - odwołali nagranie.
-Że
co?! - krzyknąłem i z wrażenia o mały włos znów nie wyłożyłem się na rozwalonym
podkładzie. - Czyli nigdzie nie lecimy? To, po co ja przez ostatnie dwa
tygodnie studiowałem przewodnik po Austrii? - zapytałem i otworzyłem drzwi,
żeby mieć pewność, że ten debil znowu nie robi sobie ze mnie jaj.
-A
po co ty go w ogóle ruszałeś, jak wiedziałeś, że całe dwa tygodnie będziemy
siedzieć w studio?
-Przezorny
zawsze ubezpieczony!
-Czy
ty pobierasz prywatne lekcje dobrego wychowania u cioci Helgi i nic mi o tym
nie powiedziałeś? I tak musimy polecieć, bo nie udało się oddać biletów.
-To
co ty chcesz dwa tygodnie na takim zadupiu robić?!
-Ty
mi powiedz, skoro tak namiętnie studiowałeś przewodnik turystyczny. - Czy ja tu
wyczułem ironię? Nie... - Może jakiś zabytkowy kościółek byś sobie zwiedził...
-
To na pewno musimy wstąpić do XIX wiecznego Kościoła Wotywnego w Wiedniu,
musimy zobaczyć też twierdzę Hohensalzburg w Salzburgu, lodowe jaskinie w Werfen
i Dachstein...
-Ej,
ej, ja żartowałem! Ty naprawdę czytałeś ten przewodnik?!
-
A ty nie? Przecież ci kupiłem! - niektórzy są naprawdę odporni na wiedzę, ale
dlaczego akurat to musi być mój brat?
-
Braciszku, wyluzuj. Pojedziemy sobie do Austrii, a tam z tego co kiedyś
słyszałem, jest zdaje się sporo miejsc do jazdy na desce...
-O,
to najlepiej będzie pojechać do Kitzbuhel, bo w sumie jest to teren, gdzie
najwyższy szczyt ma aż .... m.n.p.m., a cały kraj liczy tylko 8,2 mln.
mieszkańców, więc nie powinno być problemów z zakwaterowaniem ani
przeludnionymi wyciągami... - Nie wiedzieć czemu, na te słowa Tom walnął głową
w ścianę i wyszedł. Na odchodnym rzucił tylko:
-Radzę
się pospieszyć, za godzinę mamy samolot!
2. Wielkie Pakowanie
-Jak
mogłaś zapomnieć, że dzisiaj lecimy do Austrii?! - stałam gotowa w przedpokoju
i darłam się na przyjaciółkę, która chodziła po mieszkaniu w piżamie i nie
wiedziała nawet, od czego zacząć pakowanie. - Nasz samolot odlatuje za cztery
godziny i jak ty niby zamierzasz się wyrobić?!
-Chciałam
zauważyć, że pewien mądry człowiek wymyślił kiedyś telefon, żeby unikać takich
właśnie sytuacji! - Maja usiłowała się bronić, ale byłam tak wściekła, że nie
docierały do mnie żadne argumenty.
-Czyli
co, to wszystko moja wina, tak?!
-No
a czyja, moja? Miałaś mi przypomnieć!
-Ty
mi się tu, misiu, nie wykręcaj! Oświadczam, że za godzinę stąd wychodzę i udaję
się na lotnisko. Z tobą czy bez ciebie, i tak tam pojadę! - zaczęłam jej
grozić, żeby się pospieszyła, ale i tak wiedziałam, że to ja ją spakuję i
nigdzie się bez niej nie ruszę. - Dobra, zaczynamy. - Obie rzuciłyśmy się do
szafy i po chwili cała jej zawartość wylądowała na podłodze.
-Y...
Nie wydaje mi się, żeby to wszystko mi się przydało... - powiedziała
zrezygnowana Maja, trzymając w rękach krótką, plażową sukienkę - Po pierwsze
jest styczeń, a po drugie jedziemy tam tylko na dwa tygodnie...
-Ty
mi tu nie marudnij, tylko się pakuj! Masz 53 minuty i ani sekundy dłużej!
-Ale...
-52:45!
Chciałaś coś powiedzieć?
-Świnia...
- wymamrotała i wrzuciła kolejny sweter do walizki.
-Widzisz,
jak chcesz to potrafisz! - uśmiechnęłam się z zadowoleniem i wykorzystując
fakt, że Majka była zajęta pakowaniem, włączyłam jeden z albumów Tokio Hotel i
wróciłam do pakowania. Majka pokręciła głową z politowaniem, na co ja zmrużyłam
oczy i wystawiłam jej język. Godzinę później znalazłyśmy się na parkingu pod
domem i nie wierzyłyśmy w nasze nieszczęście - stary gruchot którym miałyśmy
jechać na lotnisko oczywiście nie chciał odpalić.
-Po prostu super!- z rezygnacją walnęłam głową
w kierownicę i przez przypadek włączyłam klakson. - I co my teraz zrobimy?!
-Może
tak inteligentnie wezwiemy taksówkę?- zapytała Maja i wyciągnęła z kieszeni
swojego iphona.
-No
też racja - powiedziałam i natychmiast wezwałyśmy taryfę, modląc się w duchu,
żeby już nic więcej nas tego dnia nie spotkało. Oczywiście przeliczyłyśmy się -
później było już tylko gorzej. Kierowca taksówki- osiemdziesięcioletni emeryt
oczywiście totalnie nie wiedział jak dojechać na lotnisko, a do tego trzy razy
o mały włos nie spowodował wypadku. Wreszcie zdyszane wpadłyśmy na terminal
lotniska i z przerażeniem stwierdziłyśmy, że przy stanowisku odpraw nie ma już
nikogo. Dopadłyśmy więc do pierwszego lepszego stanowiska skąd właśnie
odchodził jakiś pracownik i po okazaniu kart pokładowych, błagałyśmy o
przyjęcie naszego bagażu. Wreszcie po przejściu przez kontrolę, przebiegnięciu
przez pół lotniska i dotarciu do samolotu w którym wszyscy czekali tylko na
nas, zajęłyśmy nasze miejsca i mogłyśmy myśleć już tylko o dwóch tygodniach
upragnionego urlopu.
3. Rodzeństwo zawsze pomoże
Dlaczego
ja mieszkam z takim idiotą? Za jakie grzechy?! Przecież byłem grzeczny! Bycie
starszym bratem jest cholernie męczące - nie dość, że nie miałem możliwości
jakiegokolwiek wyboru i nie mogłem prosić o młodszego brata pod choinkę, bo ten
palant urodził się 10 minut po mnie, to jeszcze całe życie muszę na niego
uważać i znosić te wszystkie paranoje, jak np. studiowanie przewodników albo
obsesję na punkcie własnego wyglądu. No przecież to jest masakra! Z tego, co
sobie przypominam, oglądałem kiedyś jakiś program i tam mówili, że to jest kompleks młodszego brata - wie, że
jestem mądrzejszy i przystojniejszy, ale mimo to stara się wszystkim udowodnić,
że jest odwrotnie... W sumie to czasem mi go szkoda. Mam nadzieję, że chociaż
teraz się pospieszy, bo ja z wyjazdu rezygnować nie zamierzam! Czy naprawdę tak
trudno jest się zorganizować? /drrrryyyń/ A kogo to jasna cholera niesie o tej
porze?!
-Haaalo....
-Cześć
kochanie!
-Mama?
Coś się stało? - czy ta kobieta nie ma własnych problemów? Jesteśmy w sumie
dorośli, więc dlaczego, pytam się, ona codziennie wydzwania do mnie, a nie
chociażby do tego dziwnie wyglądającego osobnika? Przecież to on potrzebuje
opieki, nie ja.
-A
co się miało stać? Tom, za szybko zareagowałeś! Jeżeli zadajesz taki pytanie,
to znaczy, że chcesz coś przede mną ukryć! Synku, nic ci nie jest?!
-Mamo,
no co ty... Proszę cię, nie popadaj w paranoję! Nie dość, że to dziecko muszę
bez przerwy pilnować...
-Jakie
dziecko?! Tom, czy ja o czymś nie wiem?! No wiedziałam, że to się tak skończy,
no wiedziałam! A mówiłam ci tyle razy, ustatkuj się wreszcie, dziewczynę sobie
znajdź, a nie, ty wolałeś jakieś krótkie przygody i teraz masz! Czekaj, już do
was jadę! Nie martw się synku, ja ci
pomogę...!
-Mamo,
uspokój się! Chodziło mi o TWOJE młodsze dziecko - mojego brata kretyna.
-Jak
ty mówisz o swoim bracie?! I w ogóle jak
ty śmiesz się tak do mnie odzywać?! Kaulitz, jak ja cię wychowałam?! Masz
szlaban na komputer! - Bla, bla, bla...
-Mamo,
ja jestem dorosły...
-Nie
pyskuj mi tu! Ale powiedz, wszystko u was w porządku? - już wydawało się, że ta
rozmowa ją zadowoli i zaraz się wyłączy, gdy w ty momencie pewnie pół osiedla
usłyszało przerażający wrzask tego gnoma. - Tom!!! Co się dzieje?! Gdzie jest
moje dziecko?! Dosyć tego, jadę do was!
-Nie!
Mamo, nic się nie dzieje! Ja takie okrzyki przeżywam średnio trzy razy
dziennie, naprawdę można się przyzwyczaić.
-No
nie wiem, boje się o was, moje maleństwa...
-Yyy...
Mamo... Tracę zasięg... Halo... Mamo...
-Tom,
ale ja cię dobrze słyszę. Halo, halo! - uwielbiam udawać utratę zasięgu, żeby
zakończyć rozmowę. Taka przydatna metoda. Dobra, muszę iść i zobaczyć, co się
tym razem stało. Stłuczone lustro, podarte spodnie i potłuczony lakier
przerabialiśmy już w zeszłym tygodniu. Niby taki głupi, a pomysłów na robienie
z siebie debila mu nie brakuje. Mógłby wydać książkę ,,Zwracanie na siebie
uwagi dla opornych“, zrobiłby furrorę. Do tej pory nie mogę pojąć, co te
wszystkie dziewczyny w nim widzą... I poza tym, jak to jest możliwe, że
jesteśmy bliźniakami, i to jednojajowymi, a ja jestem przystojny i mądry a
on... no cóż, nie będę komentował jego wyglądu. Żal mi chłopaka, naprawdę.
Wszedłem do jego pokoju - Bill stał nad stertą ciuchów wywalonych na łóżku i
miał minę, jakby zaraz miał się rozpłakać.
-Co
się dzieje? Wszystko OK?
-Nic
nie jest OK! - zapiszczał przeraźliwie - Potrzebuję wszystkich tych rzeczy, a
nie mam tyle walizek, żeby wszystko zmieścić!
-No
dobra, ale, po co ci np. te szorty? Będziesz je nosił w styczniu?!
-Przezorny
zawsze ubezpieczony! - powtórzył ulubione przysłowie naszej starej ciotki
-To
ja mam pomysł. Ty na 5 minut stąd wyjdziesz. Jak wrócisz, będziesz spakowany.
Zrozumiałeś? Ty. Wychodzisz. 5 minut. Wracasz. OK?
-I
co ja mam robić przez te 5 minut?
-Przewodnik
sobie jeszcze postudiuj, może coś przeoczyłeś...
-Ty
to jednak czasem pomyślisz braciszku - i w tym momencie wyleciał z pokoju ze
swoim kochanym przewodnikiem pod pachą.
-Ktoś
w tej rodzinie musi być mądry... - zabrałem się do pakowania jego rzeczy. On
naprawdę chciał chodzić po stoku w tej skórzanej kurtce z ćwiekami? Co za
idiota... A te rękawiczki bez palców...
-Tom!
Wracam za 2 minuty i 34 sekundy!
-Dobrze,
ale pójdź przez ogród, będzie krócej!
-Dobra!
- Ej, albo mnie coś ominęło, albo nasz ogród ma 3 hektary powierzchni... Jeśli
to ma być krócej... Zawsze mówiłem, że to tylko przez pomyłkę on miał lepsze
oceny z matematyki niż ja. Przejrzałem wszystkie jego rzeczy, zapakowałem do
walizki tylko te najpotrzebniejsze, resztę walnąłem do szafy i cały zadowolony
z siebie już miałem wrócić do swojego pokoju, gdy nagle zobaczyłem mojego
brata, który zdyszany (on naprawdę biegł przez ogród...) stał w progu i patrzył
się na mnie, usiłując zrobić wielkie oczy.
-No
i czego się gapisz? - miałem go dosyć.
-A
gdzie wejdzie Teddy? - kurza twarz, zapomniałem, że ten 26 letni ćwok nigdzie
się nie rusza bez swojego starego pluszowego mamuta.
-Teddy
wyjechał na wakacje, przykro mi, musisz pojechać sam
-A
gdzie pojechał? - zapytał zdezorientowany - przecież nic mi nie mówił!
-Czy
to ważne? Każdy musi mieć zasłużone wakacje, twój mamut też! - w sumie to ani trochę bym się
nie zdziwił, gdyby nawet zabawki zaczęły od niego uciekać...
-A
spakowałeś mu śniadanie?
-Tak,
chodź już bo się spóźnimy! Wszystko masz w tej walizce, jestem pewny. - Udało
mi się wyciągnąć go do samochodu, a nie było to łatwe. Jej... Jak ja nie cierpię,
kiedy w radiu leci nasza piosenka a on zaczyna ją śpiewać! Może i ma ładny
głos, no nie mówię, że nie, ale słucham tego bez przerwy... A jak ja gram na
gitarze, to zaczyna się czepiać. No zwariować można! Na szczęście lotnisko w
Berlinie jest dość blisko, więc chociaż teraz moje uszy mogły sobie chwilę odpocząć
- jeszcze nie wpadł na to, żeby zacząć śpiewać przy ludziach, nie na koncercie.
-Dobra,
Bill, słuchaj mnie. Musimy dostać się do samolotu niezauważeni. Chcemy spędzić
te dwa tygodnie w spokoju, więc nikt, paparazzi ani żadne fanki, nie może się
dowiedzieć, że tam będziemy, jasne?
-No
oczywiście. Ale biorąc pod uwagę, że jest dopiero 9:30. czyli większość
populacji jeszcze trwa w spoczynku nocnym, lotnisko ma jakieś 900 metrów
kwadratowych powierzchni, a naszej muzyki słuchają zazwyczaj młodsi ludzie, to
wyliczając współczynnik...
-Patrz!
Angelina Jolie!
-Gdzie?!
- mam już tyle skutecznych, wypróbowanych metod, żeby zatrzymać jego paplaninę,
że zawsze mam pewność, że zadziała. Podczas kiedy mój mądry młodszy brat
rozglądał się w poszukiwaniu hollywoodzkiej gwiazdy, doszliśmy na odprawę.
Oddaliśmy swoje bagaże, pokazaliśmy bilety i niezauważeni dostaliśmy się do
samolotu. Kiedy zajęliśmy miejsca odetchnąłem z ulgą - udało się!
4. Szantaż
No
wreszcie się udało, siedziałyśmy na wyznaczonych miejscach i czekałyśmy na
start. W sumie to nic ciekawego się nie działo. Stewardesy przybliżały
pasażerom wiedze na temat ścieżek ewakuacji, jakieś dziecko w fotelu za mną
grało w nintendo i co chwilę z ekscytacji kopało w moje plecy co było trochę
wkurzające a dwie starsze panie po lewej rozmawiały o tym, co może się stać w
czasie lotu i z minuty na minutę miały coraz bardziej katastroficzne wizje jak
np. porwanie samolotu przez zamachowców, bomba w bagażu, urwane podwozie, niedziałający
silnik- niektórym to się musi nudzić naprawdę. Zamiast, no nie wiem, spożytkować ten czas na robieniu chociażby
sweterka na drutach one muszą straszyć pół samolotu.
-A
wiesz, że Bill został ostatnio wybrany najseksowniejszym Niemcem?- Z zamyślenia
wyrwała mnie Zuzia, która jak zwykle zaczęła gadać o swoim ulubionym zespole-
to zdecydowanie była obsesja, nie no nie przeczę, że ja też ich nie lubię no
ale bez przesady, trzeba zachować jakiś umiar prawda?
-Tak
bardzo się cieszę zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że słyszę to już chyba
czwarty raz w tym tygodniu...
-to
już ci mówiłam?- zapytała zaskoczona na co ja
pokręciłam głową zrezygnowana
-
nie... skądże może mi się to przyśniło, nie ma to jak prorocze sny, powinni
mnie wziąć do mam talent-zakpiłam, ale widać nie wyczuła w moim głosie nutki ironii
-
no ale serio! to by było coś- zaklaskała w ręce jak pewien osobnik za którym
szalała a ja ostatkiem sił powstrzymywałam się żeby nie rąbnąć głową w
siedzenie przede mną. Wreszcie nastała upragniona cisza, bo samolot oderwał się
od ziemi. Jednak nie mogłam liczyć nawet na pół godziny spokoju, bo już po
chwili Zuza rozkręciła się na nowo
-a
co myślisz o takim tatuażu jaki sobie ostatnio zrobił Bill?-zapytała niewinnie
i zaczęła świdrować mnie wzrokiem co było trochę... irytujące
-super-powiedziałam
z udawaną ekscytacją-jak ktoś lubi zmieniać kolor skóry bo mu się tak podoba,
chcesz to ci kupię markera i też sobie zrobisz
-
no dzięki wiesz?!-powiedziała i strzeliła focha- w takim razie koniec z nami,
rozwód!- powiedziała ciut zbyt głośno i dwie emerytki przestały snuć
apokaliptyczne wizje i spojrzały się na nas dziwnie
-chcesz
to proszę cię bardzo, ja wysiadam-powiedziałam i też się „obraziłam“
-no
gratuluję pomysłu, dziesięć tysięcy
metrów nad ziemią, może weź spadochron albo poczekaj aż wylądujemy-stwierdziła
a ja parsknęłam śmiechem
-o
nagle się przejmujesz-dobra jeszcze trochę i powtórzyłaby się sytuacja z liceum
gdy pokłóciłyśmy się chyba drugi raz w życiu i usiadłyśmy na dwóch końcach
ławki.
-ej
no weź misiu-zrobiłam oczy kotka ze Shreka ale to i tak nie mogło się równać z
jej wytrzeszczem- a panie to naprawdę nie mogły by się zająć swoimi
sprawami-zwróciłam się do emerytek na co one wyraźnie się
zbulwersowały-dziękuję-powiedziałam widząc, że przestały się interesować całą
sytuacją.
-nie
gadam z tobą i cię nie lubię-odwróciła się w stronę okna a ja westchnęłam
zrezygnowana
-no
weź nie bądź taka, kupię ci ich płytę-natychmiast spojrzała na mnie
zainteresowana
-ok...
i będę mogła o nich gadać bez żadnych głupich komentarzy tak?
-no
dobra dobra-powiedziałam zrezygnowana i wsadziłam w uszy słuchawki mojej mp4
oczywiście
pierwsza piosenka, którą usłyszałam musiała być autorstwa Tokio Hotel-ekstra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz