Uploaded with ImageShack.us

wtorek, 7 maja 2013

83. Bieg.

-Giń zielona świnio…! – powiedziałem sam do siebie, usiłując wystrzelić czerwonego Angry Birdsa prosto w natarczywą zieloną świnię. Zostałem w pokoju całkiem sam, gdyż mój nadpobudliwy brat histeryk już jakiś czas temu zaczął totalnie panikować, że spóźni się na samolot, nie będzie mógł pożegnać się ze swoją dziewczyną, bla bla… Ale tak z drugiej strony to zdumiewa mnie fakt, że ten bezmózgi imbecyl zdołał przekonać do siebie Zuzę, która na marginesie wcale do głupich i brzydkich nie należała. Oczywiście od zawsze miałem podzielną uwagę, więc z jednej strony grając na swoim telefonie, a z drugiej rozmyślając o tym dziesięć minut młodszym osobniku, minęło dość sporo czasu. Kiedy od niechcenia zerknąłem na zegarek stojący koło mojego łóżka.. – Ożesz fuck!!! – Samolot Majki odlatuje za jakąś godzinę, nasz też niewiele później, moje rzeczy są porozrzucane w cały świat po pomieszczeniu a ja nawet nie wiem gdzie jest moja walizka! W trybie natychmiastowym zerwałem się z łóżka i zacząłem zgarniac swoje ubrania z podłogi (tak na marginesie, kto je tak porozrzucał…? ), Kidy usłyszałem dość nerwowe pukanie do drzwi. Klnąc pod nosem otworzyłem je, a moim oczom ukazała się Maja we własnej osobie, gotowa do drogi, z idealnie spakowaną walizką i niezwykle zaciętym wyrazem twarzy
-Hej, malutk… - jednak nie było mi dane dokończyć nawet zdania, gdyż zostałem zbombardowany mieszanką miliona niemiecko angielskich słów
-Kaulitz, ty skończony idioto!!! Tyle razy mówiłam ci, o której mam ten cholerny samolot! ja wiedziałam, że tak będzie! – nie przestając krzyczeć wyminęła mnie i sama zaczęła zbierac porozrzucane wszędzie rzeczy – Prosiłam cię, żebyś wreszcie raczył się ogarnąć, a ty jak zwykle…! wszystko…! Wiesz…! Lepiej!!! – kiedy cisnęła w głąb torby podróżnej moje wyjątkowo drogie i niesamowite głośniki, doszedłem do wniosku, że wreszcie muszę zainterweniować. W końcu to ostatnie chwile kiedy mogę coś powiedzieć jej całkiem bezpośrednio, a nie przez telefon
-Mała, hej… - złapałem ją za ręce, żeby wreszcie uniemożliwić jej dalsze jakiekolwiek czynności – Hej, spójrz na mnie – uśmiech nr. 5 i podziałało. No, oczywiście że podziałało. jak zawsze.
-Tom, mamy tak mało czasu…
-O, wreszcie nie po nazwisku – nareszcie się uśmiechnęła, oczywiście będąc pod wpływem mojego nieodpartego, wrodzonego uroku osobistego – Posłuchaj, może nie musimy się tak spieszyć…
-No oczywiście, zostańmy tu jeszcze dwa tygodnie, na uczelni Zuzka powie, że złamałam nogę, Bill naściemnia waszemu managerowi, że złapałeś jakąś zaraźliwą cholerę… - rzuciła mi sceptyczne spojrzenie
-Staram się być romantyczny
-To zapomniałeś o jednym szczególe – powiedziała, wspięła się na palce i wpiła się w moje wargi. Zaskoczyło mnie to, bo jeszcze przed chwilą miotała się po pokoju z rządzą mordu w oczach, ale nie powiem, żebym nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. naturalnie jak najbardziej chętnie odwzajemniłem pocałunek, i kiedy poczułem, że moja dziewczyna chyba dopiero się rozkręca, ona jak zwykle mnie zaskoczyła i nagle odsunęła się ode mnie – Cały czas jestem na ciebie wkurzona – powiedziała, już z uśmiechem
-Wiem, wiem – pocałowałem ją jeszcze szybko, jednak ona zabrała się do porzuconego pakowania. I tak oto, chcąc nie chcąc, udało mi się udobruchać moją towarzyszkę. Nie mogłem tak zostawić jej samej z tym wszystkim, bo czas mimo wszystko leci nieubłaganie, mimo wszystko tym razem to ja nawaliłem (ale to jest pierwszy i ostatni raz!) więc dołączyłem do niej i już po pięciu minutach byliśmy gotowi do drogi. Kiedy Maja ostatni raz rzuciła okiem na w miarę ogarnięty pokój, oboje wybiegliśmy na korytarz i pędem skierowaliśmy się do wind. Jako, że, naturalnie, biegam trochę szybciej, pierwszy dopadłem do tego magicznego przycisku i kiedy zacząłem wciskać go w te i we wte na chama, zza rogu wyłoniła się jakaś starsza kobieta
-Chłopcze kochany, to bezcelowe, niestety, windy dziś nie działają
-jak to nie działają?! – wykrzyknęliśmy oboje. To się nie może dziać naprawdę… Szybkie zerknięcie na zegarek – 50 minut do odlotu…
-Ano tak. jakaś awaria, silniki jakieś wysiadły, ja to tam się nie znam, ale za to w siedemdziesiątym pierwszym, jak ta technika jeszcze nie była… - jednak nie dowiedzieliśmy się co takiego ciekawego wydarzyło się w siedemdziesiątym pierwszym, gdyż oboje spanikowaliśmy, ja chwyciłem obie walizki, i zaczęliśmy szaleńczy bieg po schodach z piętnastego piętra. Maja zbiegała bez obciążenia, więc kiedy mijaliśmy kolejne piętra ona stawała te kilka metrów przede mną i krzycząc jak na stadionie starała się dodać mi otuchy, co szczerze mówiąc średnio pomagało, bo w pewnej chwili myślałem, że po prostu nie dam rady (chociaż było to oczywiście nie do pomyślenia). Znaleźliśmy się wreszcie przed hotelem, gestem przywołałem taksówkarza, który natychmiast podjechał do nas i rzucił się do ładowania bagaży, a ja oparłem się o jakiś słup, bo, serio, taki bieg potrafi być wykańczający
-Skarbie, wszystko dobrze? – zatroskana Maja od razu podeszła do mnie, myśląc, że gorzej się poczułem, albo coś. Przecież tak nie może być!
-No jasne, że tak, w życiu nie czułem się lepiej – no chyba jej nie powiem, że czuję się tak, że nie jestem pewny czy dojdę do taksówki – Chodź, mała, już czas – kiedy siedzieliśmy w środku, raczej nie rozmawialiśmy ze sobą, moja dziewczyna siedziała z głową na moim ramieniu, nasze splecione ręce spoczywały na moich kolanach, a ja zastanawiałem się, co dalej. W sumie to do mnie niepodobne, żebym kiedykolwiek zaprzątał sobie głowę myśleniem o przyszłości albo cos w tym stylu. A teraz naprawdę martwiłem się co będzie dalej. Jak już ileś tam razy wspominałem, Maja zdecydowanie nie należy do dziewczyn, o które zabiega się tylko na jedną noc. To jest coś zdecydowanie większego i nie mogę tego zaprzepaścić, albo nie nazywam się Tom Kaulitz! ale w sumie chyba nie powinno być z tym większego problemu… Po prostu czeka mnie wydanie trochę euro, czego w sumie pewnie i tak nie zauważę, na loty w tą i z powrotem i już.
-Tom?
-Co tam?
-Jeżeli się dowiem, że któraś z tych twoich niezliczonych fanek nagle znajdzie się podejrzanie blisko ciebie…
-Ktoś tu jest zazdrosny?
-Ja? Zazdrosna? O ciebie? Chciałbyś – spojrzała na mnie ironicznie, dając przy tym do zrozumienia, że właśnie jest o mnie zazdrosna. I bardzo dobrze, rozumiem ją w stu procentach. A swoją droga to takie miłe uczucie… - Bo wiesz… - kontynuowała – Nie wiem czy już ci mówiłam, uniwersytet medyczny w sumie znany jest z tego, że tam studiują największe ciacha. Ostatnio, jak byłyśmy z Zuzką na imprezie…
-Taak…? – wycedziłem przez zęby. No owszem, kiedyś mogły sobie latać po imprezach, ale od kiedy Maja jest moją dziewczyną, chyba wiele rzeczy uległo radykalnej zmianie.
-Ktoś tu jest zazdrosny? – powtórzyła, świetnie się przy tym bawiąc
-Ja? Zazdrosny? O ciebie? No proszę cię… - najchętniej nie wysiadałbym z tego samochodu, jednak po naprawdę długiej przeprawie na lotnisko, spowodowanej masą korków i jednym wypadkiem, kiedy dotarliśmy na miejsce, do godziny odlotu samolotu do Polski zostało dziesięć minut. Maja była w totalnej rozsypce, bo tak naprawdę szansa zdążenia na ten lot wynosiła mniej niż zero. Nie chcąc jej jednak jeszcze bardziej załamywać i w sumie mając jeszcze jakąś nikłą nadzieję, pociągnąłem ją za sobą i tym razem rozpoczęliśmy szaleńczy bieg przez halę odlotów. Kiedy oddawaliśmy bagaże, obsługa nie kryła dziwienia dość późną porą naszego pojawienia się, jednak nie robiąc sobie z tego nic, pognaliśmy przed siebie. A, że lotnisko jest ogromne, czas leciał. Dobiegliśmy wreszcie na miejsce, lecz nagle drogę zastąpiła nam stewardessa
-Przepraszamy, spóźnili się państwo
-ale jak to…??? – Majka powtarzała, nie mogąc w to uwierzyć. Ku**a, chyba to moja wina..
-Hej, piękna, może da się jeszcze coś robić..? – nie wracając uwagi na obecność Mai, postanowiłem podziałać swoim urokiem osobistym
-Bardzo bym chciała… - dziewczynie wyraźnie pochlebiało moje zainteresowanie  - Jednak naprawdę to nie ode mnie zależy – wskazała ręką na okno, a naszym oczom ukazał się pędzący po pasie startowym wielki samolot, zapewne udający się do Polski. Spojrzałem na moją dziewczynę, która miała oczy pełne łez. Myślałem przez chwilę, co mogę zrobić w takiej sytuacji. Aż wymyśliłem.
-Chodź kotku, mam plan. – i pociągnąłem ją w nieznanym jej kierunku.

2 komentarze:

  1. Wiedziałam, ze nie zdążą, po prostu wiedziałam :D Ale ciekawe, co Tom wymyślił. To jest przykry, że się rozstają. :(
    Czekam na nową!!! I na drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział czekam z niecierpliwością na następny,zastanawia mnie co wymyślił Tom.Oczywwiście też czekam na drugą część opowiadania.Jestem wielką fanką twojego pisania
    Zapraszam do mnie http://youallmylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń