-Tom, gdzie ty mnie ciągniesz do jasnej
cholery?! – byłam załamana. Przez totalne bałaganiarstwo mojego faceta (a Zuzka
narzeka, że to ja jestem niezorganizowana!) właśnie spóźniłam się na jedyny
tego dnia samolot do Polski. Jestem pewna, że moja przyjaciółka szybuje gdzieś
tam teraz w przestworzach i zastanawia się, co się ze mną dzieje. A ja właśnie
błąkam się po lotniku i jestem ciągnięta nie mam pojęcia gdzie. Tom mówi, że
wpadł mu do głowy jakiś genialny plan, ale już nauczyłam się nie do końca
wierzyć w te jego niesamowite pomysły. Wiadomo, że powinnam skakać ze
szczęścia, że w skutek nieszczęśliwego przypadku mogę spędzić jeszcze choć
trochę czasu z mężczyzną moich marzeń, ale mimo wszystko wolałabym teraz
siedzieć wygodnie na pokładzie jakiejś wielkiej maszyny i wysłuchiwać
niezliczonych opowiadań Zuzy o tym, jaki to Bill jest przystojny, cudowny,
niesamowity i tak dalej.
-Już prawie jesteśmy, nie denerwuj się
– uspokoił mnie, po czym wykonał jakiś tak krótki telefon, że prawie nic nie
zrozumiałam z jego niemieckiego słowotoku, wychwytując tylko pojedyncze słowa
jak ,,bagaż” , ,,inny samolot” i ,,zmiana kursu”.
-Tom, jaka zmiana kursu?! – krzyknęłam,
kiedy tylko odłożył słuchawkę
-Kochanie, więcej zaufania, dobrze?
wszystko mam przemyślane, spokojnie – nie wiem jak mogłam być spokojna, ale
stwierdziłam, że mimo wszystko spróbuję. Szliśmy więc tak jeszcze przez chwilę,
skręcając w coraz mniejsze korytarze, aż wreszcie doszliśmy do wielkich drzwi z
napisem ,,loty prywatne”. I wtedy zaczęłam rozumieć…
-Kaulitz, stój. – pociągnęłam go za
rękę, żebyśmy się zatrzymali – Ty chyba nie planujesz lecieć do Los Angeles
przez Polskę!
-No i przejrzałaś mnie – mrugnął do
mnie porozumiewawczo, jednocześnie usiłując wznowić marsz w kierunku hali
prywatnych odlotów
-Ale jak… Nie zgadzam się, rozumiesz?!
– wreszcie stanął zrezygnowany i spojrzał mi prosto w oczy
-Maja, o co ci chodzi?
-Po pierwsze, Polska jest zupełnie w
innym kierunku, po drugie, nawet sobie nie chcę wyobrażać ile taka zmiana kursu
kosztuje, a po trzecie…
-To czasem mogłabyś przestać marudzić i
mi zaufać – i skutecznie uniemożliwił mi dalsze narzekanie, składając na moich
ustach namiętny pocałunek. Oczywiście poddałam mu się bez walki, więc mój
gitarzysta jak zwykle dostał to, czego chciał (muszę zdecydowanie popracować
nad asertywnością).
-Ale…
-Chodź, skarbie – i, tym razem bez
protestów, znów zaczęliśmy iść przed siebie, by po jakichś pięciu minutach
znaleźć się na podkładzie najbardziej luksusowego samolotu, na jakim
kiedykolwiek w życiu byłam, a jaki spotyka się tylko w amerykańskich filmach. I
nie miało to nic wspólnego z tanimi liniami lotniczymi, którymi podróżowałyśmy
z Zuzką. Naszym oczom ukazali się pozostali członkowie Tokio Hotel, z czego
dwóch właśnie urządzało sobie bitwę na żarcie, a jeden siedział przy oknie
(chyba myśląc), wzdychając melancholijnie i patrząc w dal. Ktoś tu za kimś
tęskni. Kiedy młodszy Kaulitz nas zobaczył, najpierw zrobił wielkie oczy, a
potem jeszcze bardziej pogrążył się w depresji, widząc mnie, kiedy on już
musiał rozstać się z moją przyjaciółką… Swoją drogą, jestem bardzo ciekawa czy
coś z tego ich związku będzie. Na dłuższa metę, nie sądzę.
-No no no, kogo my tu mamy… – odezwał
się Georg, zręcznie uchylając się przed lecącym ze strony Gustava chipsem
-Spieprzaj łaskawie i wróć do zajęć na swoim poziomie
intelektualnym, co? – ku mojej radości widziałam, że Tom nie chce zmarnować ani
chwili, która możemy spędzić razem
-Oho, widzę ktoś się drażliwy zrobił… -
włączył się Gustav
-No już nawet zażartować nie możnaa….!
– basista ledwo mógł dokończyć zdanie, gdyż tym razem już oberwał paluszkiem,
więc dwaj muzycy przestali zwracać na nas jakąkolwiek uwagę, zajmując się z
powrotem swoimi problemami. Podczas, gdy Tom musiał na chwilę mnie zostawić
(obiecując przy tym, że wróci dosłownie za minutę i prosząc, bym zajęła dość
oddalone miejsce) ja podeszłam do jego młodszego brata, chcąc chociaż trochę
podnieść go na duchu. usiadłam więc koło wokalisty, niezbyt skłonnego do
rozmowy
-Hej
-O, Majka – spojrzał na mnie lekko
nieobecnym wzrokiem – Nie widziałem cię…
-Bill, ogarnij się chłopcze. Ja wiem,
jest ciężko, ale weź ty się w garść wreszcie….
-Łatwo ci mówić…
-jakbyś nie zauważył, zaraz będę w
dokładnie takiej sytuacji jak ty. Ale są czaty, telefony, masz kasy jak lodu,
więc możecie się spotykać kiedy tylko chcecie… uwierz mi, będzie dobrze… - i
kiedy już chciałam odejść, nagle złapał mnie za rękę, zmuszając do zatrzymania
się
-Ale powiedz mi… Czy tam w Polsce… Jest
ktoś…?
-A… O to ci chodzi… - czyli do tego
wszystkiego dochodziło, że był o Zuzkę zajebiście zazdrosny – Spokojnie. Wierz
mi, nie ma nikogo, a odkąd cię poznała mogę się założyć, że będzie skreślać dni
w kalendarzu do kolejnego spotkania i na krok się bez telefonu nie ruszy… - w
tej chwili za plecami wokalisty zobaczyłam Toma, który dość jednoznacznie dawał
mi do zrozumienia, że pora zakończyć dyskusję – No, głowa do góry – na te słowa
posłał mi dość marnie przekonujący, słaby uśmiech, a ja wyminęłam go i doszłam
do Toma, który rozsiadł się wygodnie w fotelu po drugiej stronie pokładu. Kiedy
podeszłam, gitarzysta wyciągnął rękę, a ja już po chwili znalazłam się na jego
kolanach.
-Wiesz, że powinnam właśnie usiąść obok
i grzecznie przypiąć się pasami?
-A wiesz, ile mnie to obchodzi? – i
nasza rozmowa na jakiś czas się urwała. Siedzieliśmy tak razem, szybując w
przestworzach, przytuleni do siebie, a ja zastanawiałam się, dlaczego z Austrii
do Polski musi być do cholery tak blisko?! Myślałam też nad wieloma innymi
rzeczami. Przecież Tom Kaultiz znany jest jako kobieciarz i bajerant. Wiem
przecież, że przez te dwa tygodnie było super, że spędziliśmy tyle cudownych
chwil, że… że się zakochałam. Zakochałam się w facecie, o którym krąży opinia,
że nie przepuści żadnej imprezy, bez wyrwania jakiejś laski… I właśnie nad tym
myślałam. Czy to ma szanse przetrwać…? Czy jest możliwe, żeby się zmienił? Dla
mnie? W sumie podczas lotu niewiele rozmawialiśmy, starając się jednak jak
najbardziej wykorzystywać te chwile. I kiedy akurat Tom zaczął opowiadać jakieś
niestworzone historie na temat swojego młodszego brata, naszych uszu dobiegł
komunikat oznajmiający, że jesteśmy w Polsce i pasażerowie, którzy wysiadają,
mają przygotować się do opuszczenia pokładu, gdyż samolot nie ma pozwolenia na
zbyt długie przebywanie na lotnisku. Znaczyło to mniej więcej tyle, że z tego
samolotu wysiądę tylko ja. Spojrzałam na swojego ukochanego, a w jego oczach
dostrzegłam ten sam ból i smutek, który sama czułam. Bez słowa wstałam z jego
kolan i pozbierałam swoje rzeczy, kątem oka widząc pozostałych członków
zespołu, którzy jednak chyba postanowili nie zakłócać nam pożegnania, więc po
chwili zniknęli z zasięgu mojego wzroku. Wylądowaliśmy. Nadszedł czas
pożegnania. Kiedy znalazłam się blisko wyjścia, gitarzysta podszedł do mnie i
objął mnie w talii, a ja zatonęłam w spojrzeniu jego kasztanowych oczu
obiecując sobie, że nie będę płakać
-Obiecaj mi coś… - zaczął
-Zależy, o co chodzi… - chciałam
przybrać żartobliwy ton, nie chcąc okazać wzruszenia, jednak w głębi duszy
wiedziałam, że w tej chwili zgodzę się an wszystko, o co tylko mógłby mnie
poprosić
-Obiecaj, że zrobimy wszystko, żeby te
dwa tygodnie nie okazały się tylko snem, żeby… żeby to przetrwało – Tom patrzył
prosto na mnie, a ja nie mogłam uwierzyć w słowa wypływające z jego ust. Może
faktycznie wszystko się ułoży?
-Jak możesz wątpić, że w ogóle… - głos
jednak łamał mi się od łez. – Ja…
-Hej, skarbie, nie płacz – otarł moje
łzy opuszkami palców, jednocześnie jego twarz znalazła się tylko kilka
centymetrów od mojej
-Ja… - wzięłam głęboki wdech – Obiecuję
– wyszeptałam, po czym nasze usta po raz ostatni złączyły się w namiętnym
pocałunku. Jednak już po chwili byliśmy zmuszeni oderwać się od siebie, a ja
sama opuściłam pokład samolotu, by powrócić do rzeczywistości.